HareM HareM
230
BLOG

Tym razem było wyjątkowo nudno. I smutno

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Można spokojnie przyjąć, że z dniem dzisiejszym tegoroczna Wielka Pętla się skończyła. To znaczy niby nie, ale nie przypominam sobie ostatnio we Francji żadnego trzęsienia ziemi, a tylko to mogłoby odmienić klasyfikację Tour de France w na tyle istotny sposób, żeby zasadniczo poprzestawiać kolejność.

Nie musimy czekać na czasówkę, żeby stwierdzić, że dobry (kiedyś) i rewelacyjny (obecnie) czasowiec Wiggins wygra ten wyścig. Nie musimy też już w ogóle oglądać żadnego etapu, żeby zauważyć, że SKY najzwyczajniej w świecie zerżnęło konkurencję tak jak nieczęsto się to w kolarstwie ogląda. Jak się jeszcze weźmie pod uwagę, że w równoległym TdP brytyjski team też był, jako drużyna, zdecydowanie najsilniejszy, to możemy dojść do wniosku, że narodziła się w kolarstwie wielka potęga. Taki kolarski Mc Laren.

Mimo to nie jestem jakoś specjalnie pod wrażeniem. Bo albo reszta była wyjątkowo słaba, albo oni byli za silni. A jak ktoś jest za silny to wiadomo o co chodzi. Szczególnie w kolarstwie albo ciężarach. O ciężarach może kiedy indziej. Zostaje kolarstwo.

Utkwiły mi w głowie szczególnie dwa momenty. W zasadzie trzy. Ten trzeci wiąże się z Wigginsem i wyjątkową łatwością z jaka pokonał takie tuzy jazdy indywidualnej jak Cancellara czy Martin. Było to, przynajmniej dla mnie, strasznie podejrzane. Ale pal licho Wigginsa. Niech będzie, że jest w życiowej formie. Ale co do Froome’a to już nikt mi nie wmówi. Cyborg. Marit Bjoergen w spdnicz. Przepraszam, w spodniach. To co zrobił kilka dni temu kiedy to na dwustu metrach pod górę odjechał wszystkim pozostałym, łącznie z Wigginsem, o kilkanaście sekund i tylko team order spowodował, że wrócił karnie do szeregu i poczekał na „wodza” to dawało dużo do myślenia. Dzisiaj poszedł jeszcze dalej. Pokazał, że jest z innego, lepszego, świata. Uciekł wszystkim we dwójkę z Wigginsem, a potem uciekał co chwilę swojemu leaderowi i na niego co chwilę czekał. I tak z pięć razy. To ja się pytam. Czy na tym poziomie rywalizacji taka przewagę można sensownie wytłumaczyć? Dla mnie nie.

Taka dominacja spowodowała, że cała reszta była nudna albo smutna. Nudna była rywalizacja o koszulkę w kropki bo to wyglądało jak walka o ochłap. Smutkiem, i to wyjątkowym, mogła napawać forma Evansa. Niewątpliwie największy zawód tego wyścigu. Niewyraźni, jak po trzydniowym piciu, byli kolarze Radio Shacka. Podobnie Liquigas, którego gregarios wypadli jeszcze gorzej niż w Giro. O polskim udziale przez grzeczność nie wspomnę.

Możnaby się też doszukać w tym wyścigu pewnie również paru pozytywnych akcentów. Jednak to, co napisałem wyżej powoduje, że nie bardzo mam na to ochotę. Po prostu. Sky mi popsuł zabawę. Zabawę, na którą szykowałem się od lipca zeszłego roku.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości