Nie żebym się czepiał. Nasza najlepsza w historii pływaczka zrobiła dla naszego pływania tyle, że może sobie pływać, jak lubi, do emerytury. Tyle tylko, że musi się liczyć z tym, że ci, którzy są młodzi i nie widzieli jak tłukła te wszystkie Amerykanki, Australijki i inne najpotężniejsze w pływaniu nacje, mogą ją na zawsze kojarzyć z outsiderem, który w półfinale swojego koronnego dystansu przypływa 5 sekund po drugiej najsłabszej. Ale, jak mówię, jeśli lubi to proszę bardzo.
Osobiście w pierwszej chwili miałem za złe Małyszowi, że kończył karierę będąc w bardzo dobrej, jak się wydawało, formie i kondycji. Uważałem, że jest w stanie jeszcze wygrywać. Albo przynajmniej walczyć o zwycięstwo. Po czasie stwierdzam, że to był najlepszy wybór. Nikt mu nigdy nie będzie mógł zarzucić, że odcina kupony. A mOtylce owszem. Zarzut nie dość, że trafny to dodatkowo wyjątkowo niemiły dla adresata. No, ale adresat sam się naprasza.
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Tak jest w piosence. W życiu bywa różnie. Jedni wiedzą, inni nie. Chociaż, w sumie. Za 50 lat niewielu będzie kojarzyć, że Adam kończył ostatni swój konkurs na pudle, a Jędrzejczak w ostatnim olimpijskim starcie płynęła 8 sekund gorzej od życiówki. Więc może to nie jest takie ważne?
Może i nie jest. Ale ja wolę jak Małysz.
Inne tematy w dziale Rozmaitości