Jakub Wolny, zawodnik który skacze w kadrze od niecałego roku, został wczoraj mistrzem świata juniorów w skokach narciarskich. To drugi taki przypadek w historii naszego narciarstwa. 10 lat temu podobny sukces odniósł Mateusz Rutkowski.
Nawet największym tuzom naszych skoków nie dane było osiągać takich sukcesów. Co tam takich. Adam Małysz i Kamil Stoch nigdy nie stanęli na juniorskim podium. Oczywiście da się to stosunkowo łatwo wytłumaczyć (Adam nie mógł osiągać sukcesów w wieku lat 16. czy 17. choćby z racji swoich warunków fizycznych, a potem już skakał w seniorach, a Kamil mając w 2005 roku prawie pewne złoto wziął się i wywrócił), ale fakt jest faktem. Wśród obecnie skaczących skoczków mamy aż trzech wicemistrzów świata juniorów. To Maciej Kot, Zniszczoł i Murańka. Ci dwaj ostatni we wczorajszym konkursie zresztą brali udział i po wtorkowo-środowych treningach byli niemal stuprocentowymi faworytami. W skokach jednak niczego nie można być pewnym. W loteryjnym (w pierwszej serii) konkursie trafili na gorsze warunki i medale mieli z głowy. Nasz trzeci faworyt, zwycięzca grudniowego konkursu Pucharu Świata w Klingenthal, Krzysztof Biegun, zawiódł z kolei w finale i pozostało liczyć tylko na teoretycznie najsłabszego w stawce polskiego juniora. Jakub Wolny okazał się naszym nowym skokowym Zawiszą i mamy drugi, jak wspomniałem, juniorski tytuł w historii.
Młodemu mistrzowi świata wypada na pewno życzyć jednego. Żeby jego kariera toczyła się tak, jak tych wymienionych wyżej starszych kolegów, którzy medali w juniorskich mistrzostwach nie zdobywali. W najgorszym razie tak jak wskazanych palcem wicemistrzów świata. No i wypada mu życzyć, żeby jego sportowa droga krzyżowała się z drogą Mateusza Rutkowskiego tylko w tym jednym momencie. Co też właśnie czynię.
Inne tematy w dziale Rozmaitości