HareM HareM
699
BLOG

Na wszelki wypadek napiszę też po…

HareM HareM Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

No cóż… Na szczęście moje przewidywania co do tego jak będzie wyglądał wczorajszy mecz i jaki z tego tytułu może być wynik, okazały się zupełnie nietrafione. Dlatego z pokorą przyjmuję parę, niezbyt przychylnych mi, pomeczowych komentarzy pod wczorajszym tekstem. Łatwo takie, co prawda, znając późniejsze fakty, wygłaszać, ale ok. Biorę to na klatę. Zresztą. Jak czytam swój wczorajszy tekst to dzisiaj, po meczu, zmieniłbym tylko kilka jego linijek. Tych, gdzie piszę, że mogą przegrać. Reszta pozostaje aktualna.
Niewątpliwie moja prognoza okazała się niecelna w części dzięki, zdecydowanie lepszej niż w kilku poprzednich meczach, postawie biało-czerwonych. Cztery bramki w jednym meczu strzeliliśmy ostatnio dokładnie rok temu w towarzyskiej potyczce z Litwinami, których trudno określić inaczej niż mianem outsiderów. To raz. Dwa, że w zestawieniu z dwoma poprzednimi spotkaniami rozegranymi w ramach eliminacji ME (notabene graliśmy w tych obu meczach również przeciwko outsiderom), wypadliśmy na pewno dużo lepiej. W tym sensie, że dało się nas oglądać bez wzdrygania się i nie trzeba było rzucać pomidorami w telewizor. Oczywiście, wbrew temu co piszą i mówią mainstreamowe media (swoją drogą proszę zestawić to z tym, co pisały i mówiły jeszcze wczoraj po południu), nie uważam, że Polska rozegrała świetne spotkanie. A jak czytam, że daliśmy koncert, to się zwyczajnie, pod nosem, uśmiecham.
Zagraliśmy niezły mecz wykorzystując niesamowitą niedyspozycję przeciwnika. Tak. Bo jeszcze większy udział w tym, że rzeczywistość okazała się tak odległa od tego, czego się spodziewałem ja, miała wyjątkowo mierna, przynajmniej w zestawieniu z tym, czego się po nich spodziewano przed meczem, postawa Izraelczyków. Postawa, której prawdopodobieństwo wystąpienia było takie samo jak prawdopodobieństwo wystąpienia dobrej gry Polaków po trzech, bardzo nieudanych sportowo, spotkaniach. A jednak, jak to w rachunku prawdopodobieństwa, takie rzeczy się zdarzają. No i akurat miały miejsce.
Mecz nam się dobrze ułożył. Mieliśmy też, jak zwykle, szczęście. Rywal nie wykorzystał kilku naprawdę dobrych sytuacji, które wypracował w pierwszej połowie meczu. Zawodziło ostatnie podanie albo czołowy, niezawodny do tego dnia, snajper drużyny.
W drugiej połowie mieliśmy łatwo grę. Szybko strzeliliśmy drugą bramkę i mogliśmy grać już cały czas tylko i wyłącznie z kontry. Cały czas mając dużo szczęścia. A to w postaci darowanego karnego (gdyby był VAR, to karnego nie ma), a to w postaci ewidentnego błędu bramkarza przy trzeciej bramce, czy wreszcie całej formacji obronnej rywala (ze szczególną rolą golkeepera) przy wyprowadzaniu piłki, co skończyło się czwartym golem Polaków.
Jednej rzeczy Polakom w tym meczu odmówić się nie da. Grali z wielkim pazurem i bardzo agresywnie w defensywie. Doskakiwali do zaskoczonych rywali i odbierali im piłkę niczym juniorom. To była nasza największa przewaga – odbiory. Rzecz, której nie widzieliśmy w takim wydaniu od poprzednich ME. I za to, moim skromnym zdaniem, należą się naszym brawa największe. Oglądaliśmy, pierwszy raz od wielu miesięcy, mecz, w którym Polacy byli skuteczni w odbiorze, a nie biegali po zielonej trawie jak barany bez juhasa. 
Cieszy też fakt, że nawet dla Jerzego Brzęczka jest już widoczne, że reprezentacja musi grać dwójką napastników. I to wszystko jedno w jakim składzie personalnym. Ważne, że trener się do tego w końcu przekonał. Mam nadzieję, że na stałe.
Martwi natomiast, że selekcjoner dalej nie pojmuje jak duży balast stanowi dla nas obecność na lewej obronie Bartosza Bereszyńskiego. Rozumiem, ze kiedy kontuzjowany był Rybus, trener stosował takie rozwiązanie. Choć nawet wtedy nie zawsze. Teraz Rybus jest zdrowy. I nie ma dla jego absencji innego wytłumaczenia jak to, że nie zagrał z powodu tego, że skrytykował taktykę gry zastosowaną w meczu z Macedonią. Zagrał Bereszyński i zagrał jak bez lewej nogi. Przepraszam bardzo i z całym szacunkiem, ale wczoraj na narodowym nie rozgrywano meczu w amp futbolu, panie trenerze. Cierpiała na tym gra całej lewej strony, nie tylko samego Bereszyńskiego. Również, i to bardzo, Grosickiego. Ich  współpraca zupełnie się nie układała. Od pierwszej do ostatniej minuty pobytu napastnika na boisku.
Wygraliśmy 4:0. To musi cieszyć. Były elementy dobrej gry. To też musi cieszyć. Przeszliśmy definitywnie na system z dwoma napastnikami. Kolejny plus. Poprawiliśmy zdecydowanie odbiór piłki. Świetnie. To wszystko znacznie poprawiło atmosferę wokół reprezentacji. Ale…
Problemy nie zniknęły. I to nie my jesteśmy tacy świetni, bo wygraliśmy z Izraelem 4:0, tylko jeszcze jedna drużyna naszej grupy okazała się wydmuszką i bardzo słabym zespołem. Mamy za rywali samych leszczy. I dlatego, grając nawet tak beznadziejnie jak z Macedonią czy Łotwą, stać nas na komplet punktów w każdym meczu. Nie łudźmy się. Na finały ME to, co gramy w tej chwili, nie wystarczy.
Potencjał, jak napisałem już wczoraj w post scriptum, jest. Rzecz tkwi w taktyce i nastawieniu drużyny. Przekształcaniu toporniaków w nietoporniaków, a nie odwrotnie. Skoro nie odbiegasz od  kolegów technicznie w zachodnim klubie, to nie rób z siebie drwala w reprezentacji.
No i przestańmy się bać każdej reprezentacji. To nasi piłkarze są warci dziesiątki milionów EURO. Nie Łotysze, nie Macedończycy, nie Żydzi i nie Austriacy. Niech to w końcu do nich dotrze. Może wtedy odniosą w końcu jakiś sukces na miarę potencjału.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport