Marek  Kogut Marek Kogut
2651
BLOG

Kubiak kontra Kubiak, Polacy pod DIEN BIEN PHU

Marek  Kogut Marek Kogut Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 11
Źródło  : portal Stowarzyszenia Byłych Żołnierzy i Przyjaciół Legii Cudzoziemskiej, i ciekawy tekst historyka z Poznania, Krzyśka Schramma , który jest członkiem Stowarzyszenia, i którego znajomość historii Legii jest godna podziwu (polecam pełny tekst pod linkiem).

W tle Jean-Pax Méfret

Kubiak kontra Kubiak

22 kwietnia sierżant Kubiak z III Batalionu 13 DBLE obchodził swoje 25urodziny na pozycjach obronnych H3. W tym samym czasie by l jeszcze inny Kubiak w Dien Bien Phu; Stefan Kubiak, komunista po stroni wietnamskiej.

Był on majorem wojsk VM o dość pokręconym życiorysie. Urodził się w Łodzi w 1923 r. w biednej rodzinie, tuż po wojnie wstąpił do komunistycznego wojska, z którego zdezerterował i uciekł do Niemiec Zachodnich, a następnie zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej. W 1947 r. trafił do Indochin, gdzie w tym samym roku zdezerterował w Nam Dinh w delcie Rzeki Czerwonej. Przeszedł na stronę komunistów, którym wielce się zasłużył. W 1951 zasłynął z odwagi podczas bitwy pod Hoa-Binh, i do tego stopnia zdobył zaufanie komunistów, iż sam Ho Chi Minh go "adoptował" i nadał mu wietnamskie nazwisko Ho Chi Thuan. Awansował także na stopień kapitana, a następnie majora. Komunista Kubiak walczył po wietnamskiej stronie pod Dien Bien Phu w szeregach 312 DywizjiVM. Brał udział w ataku na `Beatrice' bronioną przez legionistów 13 DBLE, w tym sierżanta Kubiaka. Walczył także w bitwie o Pięć Wzgórz, także przeciwko dawnym kolegom z Legii. (swoje wspomnienia Stefan Kubiak opisał w wydanej w PRLu książce `Zbieg z fortu Nam Dinh', zmarł w Wietnamie w 1963, jako tamtejszy bohater. Jego wietnamska żona jako Teresa Kubiak, wraz z dwoma synami przybyła do Polski w 1965 r.) Sierżant Kubiak był świadkiem klęski garnizonu Dien Bien Phu. Opowiadał później, iż to co widział to by la wielkamasakra na pozycjach H1 i H2. Kontratakując pozycje H1 zasłużył się w krwawych walkach 2 BEPu który stracił około 150 ludzi. 25 kwietnia zdziesiątkowane dwa bataliony spadochronowe Legii połączono w nową jednostkę nazwaną Mieszanym batalionem Spadochronowym Legii Cudzoziemskiej (Bataillon de MarcheBEP), której dowództwo objął major Guiraud."
 
 
 Wielu legionistów po krótkim szkoleniu, oddawało pierwszy skok na spadochronie pod DIEN BIEN PHU.
 
                                                                                                                                                                                                                                                                                        

 

PS

W.Łysiak;  fragment z książki "Konkwista", co najmniej równie dobra jak kultowe "Psy wojny" Forsytha (moim zdaniem). Dwóch Polaków, po dwóch stronach barykady...

Wojtek Krzysztofeczko kontra Mamulewicz :

".....Drewniana pałka odebrała jenkesowi przytomność. W tej samej chwili rozległ się potężny huk,  jakiś inny Buso wszedł na minę obok klatki. Wojtek wyskoczył ze swojego szałasu, trzymając odbezpieczoną broń. Dostał uderzenie w głowę nim zdążył nacisnąć spust, jęknął: “Matkooo Bos...!” i runął twarzą w piach. Ocknął się po południu w tym samym szałasie, w którym spędzał noc; na głowie miał kawałek szmaty, na przegubach rak i na kostkach nóg sznurowe wiązania.

- Jesteś Polakiem? - - spytał po polsku Mamulewicz, tak jakby nie Polak mógł wzywać Matkę Boską w tym języku.

- Pić! - szepnął Wojtek.
Mamulewicz przytknął mu do ust manierkę i dalej pytał:
- Co tu robisz?
- Zwiedzam... - odpowiedział Krzysztofeczko słabym głosem.
- Ty gnoju! - wrzasnął nań pytający. - Pomagasz Anglikom! Gadaj gdzie reszta?!
- Poszli zrobić siusiu, wie pan, jak to na wycieczce, jedni na lewo, drudzy na prawo... niech pan ich poszuka w krzakach...
- Ty cholerny szczeniaku, jak ci nie wstyd!
- Czego mam się wstydzić?
- Polak, który pomaga Anglikom! Anglia wyrolowała nas tylokrotnie, nic o tym nie wiesz? To skurwysyński naród! Twój stary pewnie walczył we wrześniu, kiedy czekaliśmy na ich pomoc, do której byli zobowiązani, a wypięli się na nas dupą! Pomagasz im w jakiejś brudnej grze, za kilka funtów...
- A ty pomagasz Ruskim za darmo? -spytał Wojtek.
- żebyś wiedział! Ale nie Ruskim, tylko Amerykańcom.
- To jeszcze lepiej. I Ruscy i Anglicy czasem wykonują polski hymn, robią to przy pomocy instrumentów, grając. Przez głowę by im nie przeszło, że można go wykonywać odbytnicą. Tylko w Ameryce się uważa, że jest to możliwe i Amerykanie bawią się tym do rozpuku. Kochany naród! Niech pan im dalej pomaga, panie wrażliwy na narodowa godność! A ode mnie niech sie pan odpieprzy ze swoim patriotyzmem! Mamulewicz wytrzeszczył wzrok, nic nie rozumiejąc.
- O czym ty gadasz, smarkaczu?
- O filmie Burta Reynoldsa “The End”. W tym filmie się twierdzi, że polski hymn to nie jest coś do grania lub śpiewania, można go wykonywać tylko odbytnicą. Pierdzeniem! Polonia amerykańska zaskarżyła producentów, a sąd amerykański oddalił skargę argumentując, że może było to w złym guście, ale nie nosiło cech oszczerczo-zniesławiających! Ci, dla których tu pracujesz, pierdzą go tylko na twoje urodziny, czy i przy innych okazjach?
Gdzieś obok rozległ się cichy jęk. Krzysztofeczko z trudem przekręcił głowę. W drugim końcu szałasu leżeli Farloon i Lorning, profesor bez zmysłów, szmata na skroniach czerwieniała mu od krwi. Mamulewicz milczał, wpatrując się w klepisko. Weszła Bibi, w rękach miała duży koszyk, pełen owoców. Rzuciła okiem na Farloona i uśmiechając sie pokazała kosz Mamulewiczowi. Brał ją za Huruonke.
- Zostaw go tutaj - powiedział. Schylając się wbiła mu nóż w bok aż po rękojeść, a kiedy znieruchomiał, przecięła sznury Farloonowi.
- Nie pilnowano cię? - spytał ja Clint, uwalniając Polaka.
- Pilnowały mnie kobiety, ale teraz się kłócą o to, co wasze... Wyjął leżącemu pistolet z kabury.
- Psiakrew, to za mało!
Murzynka opróżniła koszyk z owoców. Na dnie leżały ich UZI. Farloon pocałował ją:
- Jesteś boska!
- Tylko po jednym magazynku - zauważył Wojtek.
- Musi starczyć! - powiedział Clint.
Na placu przed wiatą toczył się bój o rzeczy znalezione w bagażniku ich jeepa. Mężczyźni i kobiety wyrywali sobie każdy przedmiot, gestykulując zawzięcie. Trzech Busonów stało przy jeepie Guccioniego. Farloon skosił ich za pomocą krótkiej serii, a Wojtek, strzelając w powietrze, biegał wokół rozpierzchniętych Huruonów, zaganiając stado niczym owczarek. Wpędziwszy wszystkich do klatki, przywrócił wraz z Farloonem wczorajszą rzeczywistość. Nadbiegła dziewczyna i szepnęła coś Farloonowi. Ten zawołał Krzysztofeczke:
- Benzyniarzu, idź tam i namaść umierającego, bo ożył, ale zdaje się, że nie na długo. Ja tu zostanę.
- Kto, Lorning?
- Nie, twój rodak.
Mamulewicz siedział pod ścianą szałasu i wyglądał jak człowiek zupełnie zdrowy, nie widać było żadnego krwawienia, miał tylko dziurę w koszuli. Uśmiechnął się na widok Wojtka.
- To ja miałem być górą, chłopcze, ale czasem pierwsi są ostatnimi... Moja wina, niepotrzebnie się pakowałem w cudzy interes... Ty też  niepotrzebnie. Nas zawsze wyrolują... „Chris” pochylił się nad nim.
- Niech pan pokaże rane, trzeba ją...
- Zostaw, to nic nie da... mam wewnętrzny krwotok. Chce cię o coś prosić... zrób mi krzyż.
- Zrobię.
- Bóg zapłać... Z Huruonami poszło wam łatwo, to rolnicy. Buso to plemie wojowników, więc uważaj... Jest tam  u nich jeden gość, mój kumpel, nazywa sie Julio Cadenas, uczciwy facet...
- Uczciwi faceci walczą jak uczciwi faceci, prosze pana - rzekł Krzysztofeczko - a nie za pomocą trucizn!
- Jakich trucizn?
- Przecież chcieliście nas wytruć! Ci Murzyni tutaj podali nam trucizne do żarcia! Mamulewicz rozszerzył oczy i zatrząsł się, jakby nagle dotknął go mróz.
- A więc to tak?!... To czarownik, skurwiel, nic o tym nie wiedziałem... Sam to wymyślił? A może Guccioni się z nim dogadał, ale przez kogo?... Przez Julia!?
- Niech pan tyle nie mówi - rzekł “Chris”. - Proszę pokazać mi te rane.
- Szkoda wysiłku, to na nic... już się kończy... Posłuchaj!... Nawet jeśli przejdziecie przez Buso, na granicy Keya jest wąwóz... nazywają go “Krocze Kobiety”. Jeden człowiek może w nim zatłuc kamieniami całą armie... tam też czekają... Lepiej żebyś nie szedł... Krople potu zrosiły mu twarz tak raptownie jak ze ściśniętej gąbki, nerwowość wkradła się do płuc, jego oddech utracił rytm, łapał tlen haustami, umierał.
- Widziałem... że... masz... “Beniowskiego”... Prze... przeczytaj mi...
Wojtek sięgnął po książkę, brudną od murzyńskich stóp, które po niej deptały. Przeczytał kilka zdań:
 
"I przyszedł jako nędzarz do ogrodu Pokazać serce, które więcej warte
Niż to, co za nie dawali na świecie Ci, co kupują serca na tandecie..."
 
Spojrzał na umierającego, który wpatrywał się weń błyszczącym wzrokiem, coraz ciężej łapiąc okruchy tlenu. Zgniecione kartki książki sprężynowały w rękach Wojtka, przelatując jedna za drugą. Unieruchomił je i znowu czytał:
 
"Kłębami dymu niechaj się otoczę,
Niech o młodości pomarzę pół senny.
Czuję jak pachną kochanki warkocze,
Widzę..."
 
Z ust Mamulewicza buchnął strumień krwi i głowa opadła mu na pierś. Krzysztofeczko wypuścił kilku Huruonów i kazał głęboko kopać; zrobił krzyż i pomyślał o tabliczce z nazwiskiem, lecz go nie znał, więc wrócił do szałasu po książkę, żeby oderwać jedną ze stronic, wybrana, która zawiesił na krzyżu:
 
"I nie dziw, bo świat ich już był opalem
I tęcza, i gwiazd pełna i promieni,
Za którą złota stała Jeruzalem,
Drzew szmaragdowych pełna i kamieni,
Z których jest jeden męczeńskim koralem
I ciągle od krwi polskiej się czerwieni;
A bramy, co się przed polskimi berły
Odemkną, z łzy są jednej, z jednej perły"

 

 

Marek  Kogut
O mnie Marek Kogut

NORMALNY

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Kultura