Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
437
BLOG

Nowa klasa i upadek solidarnościowej rewolucji

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Polityka Obserwuj notkę 2

Ukształtowała mnie polityka: Sierpień ’80, NZS, studenckie strajki, spółdzielnia „Świetlik”, opozycja, podziemne drukarnie, a potem zachłyśnięcie się nową, jak wszyscy wierzyliśmy, lepszą rzeczywistością.

 

Zerwać z przeszłością

Byłem nią początkowo zachwycony. Jeśli czasem niezadowolony, to tylko dlatego, że przemiany następowały zbyt wolno i były za mało radykalne. Na łamach „Młodej Polski” (i nie tylko) krytykowałem tempo zmian, bo przekonany byłem, że nowa Polska powinna zerwać z dziedzictwem przeszłości, odciąć się do PRL-u, oświadczyć w Sejmie, że nie jest kontynuatorką tamtego uzależnionego od Moskwy czasu, że wszelkie prawa wtedy powstałe, są niebyłe, ponieważ uchwalał je parlament pochodzący ze sfałszowanych wyborów i jego kontynuatorzy.

Nie, nie znaczy to, że wszystko, co miało miejsce na gruncie prawa w przeszłości, powinno zostać zanegowane. Polska, bo honor nowej Rzeczpospolitej tego wymagał (pomijając jej interes polityczny), powinna była, jak to uczyniła, honorować Gierkowskie długi. Ale Sejm wówczas powinie rozpatrzyć wszystkie uchwalone wcześniej ustawy i, jak w przypadku prawa o ruchu drogowym, ponownie je zatwierdzić, albo, jak w przypadku ustawy o nacjonalizacji, odrzucić. Tamten Sejm, pierwszy Sejm wolnej Rzeczpospolitej, powinien zdecydowanie odciąć się od przeszłości. Nie potrafił, więc wciąż ciąży na nas dziedzictwo komunistycznego prawa. Sądy rozważają, czy znacjonalizowano coś zgodnie z prawem, czy nie. Czy wyroki były właściwe, czy nie. Absurd. To, co działo się między 1945 a 1989 rokiem było bezprawne! Niestety, nigdy się tego nie doczekałem, III Rzeczpospolita wzięła na siebie, ze wszystkimi późniejszymi konsekwencjami, odpowiedzialność za PRL.

Rozczarowałem się, nie ja jeden. Rozczarowałem i zawiodłem. Zwyciężył niezrozumiały kompromis, chociaż do końca nie rozumiem, między kim a kim? Postkomunistami w Polsce i opozycją? To była przecież też moja opozycja. Dlaczego zatem i w imię czego, nie odkreślono „grubą kreską” przeszłości, a tylko winy komunistów, czy też ich apologetów?

 

Nowa klasa polityczna

Nasi koledzy z czasów opozycji, raźno i ochoczo zaakceptowali zmiany, pozwolono im dostąpić władzy, a to ich otumaniło. „Byliśmy opozycją – tłumaczyli sobie – więc teraz będziemy lepiej rządzić”. I zakochali się we władzy. Przekonani są, że robią to wszystko dla dobra innych, wiedzą lepiej. Tak samo, jak wcześniej komuniści.

Jak się rozmawia z byłymi kolegami z opozycji, którzy doszli do władzy? Kolegami, którzy otrzymali dzięki układam z dawnych czasów intratne propozycje i dzierżą mniej czy bardziej, ale dobrze płatne posady, kolegami przynoszonymi do wszystkich instytucji, jak wcześniej komunistyczni aparatczycy, w teczkach? „Nie rozumiesz sedna” – wyjaśniają. „Nie znasz wszystkich szczegółów” – okazują swą wyższość. „Nie rozumiesz, jak ciężko pracujemy dla dobra kraju” – uzasadniają swoje zarobki. „A gdzie ideały?” – pytam. „Są – wyjaśniają – ale trzeba powoli i stopniowo”.

Nie byli tacy, kiedyś naprawdę wierzyli w lepszy świat, w uczciwość i wierność zasadom. Jak orwellowskie świnie w Folwarku zwierzęcym, które dokonały rewolucji z czystych pobudek. Ale potem, jak i one, zasmakowali władzy i pieniędzy. A to zmienia.

 

Kierunek Unia Europejska

Powoli i stopniowo, ale nieuchronnie, oddaliśmy się Unii Europejskiej, w znacznej mierze pozbywając się niedawno zdobytej suwerenności. Sąd orzekł, że dobrowolnie, zatem nic w tym złego. A Unia Europejska, to więcej pieniędzy i władzy… dla niektórych. Europa miała pieniądze, Europa pasła kraje członkowskie dotacjami, Europa doprowadziła do upadku Grecję, Irlandię i Portugalię. Nic to, Europa pomoże im się dźwignąć – nadal wiara w Unię zdecydowanej większości polskiej klasy politycznej jest niezachwiana.

Nie do końca świadomi sytuacji, w ślad za naszymi opozycyjnym dawniej kolegami zasiadającymi u steru władzy, podążamy tą samą drogą, co Grecja, Irlandia, Portugalia a być może Hiszpania, drogą upadku. Może to trwać dziesięć, może więcej lat. Dzisiejsi prezesi agencji czy funduszy, nie zrezygnują ze swych pensji, nie sprzeciwią się. Będą brali pieniądze i racjonalnie tłumaczyli, że to najlepsza metoda na polskie bolączki. Układ, kolejna „nowa klasa” Dżilasa. Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze – lata temu pisał Orwell. A ci, którym naprawdę jest trudno, którzy borykać się muszą z codziennością, z drożyzną, bezrobociem, kolejkami u lekarza? Wszak to ich problem, że nie potrafili wykorzystać sytuacji, więc niech nie narzekają.

 

Lepszy świat?

Świat jest lepszy niż kiedyś, pomimo wszystko, bo dzieci moich przyjaciół, chyba wszystkich moich przyjaciół, wyniosły się na Zachód, bo mają taką możliwość, wcześniej nie miały. Ale to na tym miała polegać przyszłość Polski? Na możliwości ucieczki? Ja wolałbym, żeby mogły, ale nie musiały z tego korzystać!

Przez dwadzieścia lat doprowadzono do tego, że lekceważą Polskę wszyscy, dawna Europa podległa Moskwie, i ta, dawniej podziwiana, zachodnia. Przywódcy innych państw traktują nas albo protekcjonalnie, albo z niechęcią. Dawno przestaliśmy być nie tylko rzecznikiem interesów Europy Środkowej i Wschodniej, ale i liderem przemian. Ochoczo, po odrzuceniu zależności od Moskwy, oddaliśmy się pod protektorat socjalistycznej, centralnie sterowanej i zurzędniczałej Europy.

 

Schyłek Zjednoczonej Europy

Taką Europę, jak każde zbiurokratyzowane imperium, czeka upadek. Jeśli urzędnik przepisami krępuje inicjatywę, jeśli ogranicza wolność wyboru – zatruwa źródło dobrobytu. Gospodarka to nie tylko wielkie międzynarodowe korporacje i potężne finansowe imperia, to przede wszystkim setki tysięcy drobnych przedsiębiorców i miliony pracowników, a im właśnie ogranicza się możliwości i krępuje nakazami. Jeśli dla państwa czy federacji państw ważniejsza staje się instytucja czy międzynarodowa korporacja, jeśli z ich punktu widzenia podejmuje się decyzje, wkracza się na drogę prowadzącą do rozkładu, traci się witalność, przegrywa w konkurencji, choćby z państwami azjatyckimi.

 

Powtarzająca się historia

Nie, nie jestem rozżalony, raczej mocno rozczarowany.  Miałem nadzieję, że zapoczątkowana przez „Solidarność” rewolucja jest inna, lepsza od poprzednich, jakie miały miejsce w historii. Zawiodłam się. Podzieliła ten sam los, co rewolucja francuska, meksykańska, rosyjska i wiele innych większych czy mniejszych, pożera samą siebie, rewolucjoniści przejmują władzę, tracą rewolucyjny zapał, zapominają o ideałach i zwalczają, w sposób bardziej czy mniej brutalny, fizycznie bądź moralnie, wszystkich, którzy ich krytykują. Nowa klasa błyszczy w świetle fleszy, tokuje, korzysta z przywilejów, bogaci się – pozostali mają ją popierać z przekonaniem, że lepiej być nie może.

Nie taką Polskę sobie wymarzyłem, nie taką Europę. I chyba nie ja jeden.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka