Szef SLD Grzegorz Napieralski wraz z ministrem spraw zagranicznych Hiszpanii Miguelem Angelo Moratinosem wydali wspólne oświadczenie, w którym ni mniej ni więcej tylko zarzucili Prezydentowi RP Lechowi Kaczyńskiemu, iż ten jest hamulcowym dobrobytu i rozwoju Europy.
Dlaczego? Ano dlatego, że śmiał - jak dotąd - nie podpisać traktatu lizbonskiego.
Nie jest ważne, że trakt odrzucony został przez Irlandię co jest równoznaczne z tym, że przestał już (w myśl zasady jednomyślności) de facto mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie jest ważne, że w samej Hiszpanii jego zwolennicy stanowią zdecydowaną mniejszość ( ok. 30% obywateli jest za, przy blisko 47 przeciw - gdyby więc w Hiszpanii miało dobyć się referendum wielce prawdopodobnym jest to, iż i w tym kraju, wzorem Irlandii traktat poszedłby do kosza) Najważniejsze dla Napieralskiego jest popluć sobie w towarzystwie hiszpańskiego doncicia. Może ten typ już tak ma? Lubi pluć.
Wszystko to byłoby może zabawne gdyby nie jedno "ale". Otóż wydarzeniem bez precedensu jest fakt, iż obywatel Polski, znany i wpływowy polityk krytykuje wraz z urzędującym ministrem innego państwa - Prezydenta RP. Głowę Państwa. Nie chodzi o to, że jest nim mniej lub bardziej lubiany Kaczyński. Chodzi o sam fakt.
Napieralski jest bez wątpienia super sprzedawcą. Sprzedał samego siebie.
Pytanie - za jaką cenę?
Komentarze