9 listopada
SKĄD MY TO ZNAMY?
Władze zabrały się wreszcie energicznie do dzieła. Premier zobowiązuje podległe mu służby do jak najszybszego ustalenia winnych, rzecznik rządu oznajmia stanowczo, że miarka się przebrała, a zastępca prokuratora generalnego zapowiada wszczęcie śledztwa. Mylą się ci, którzy sądzą, że oznacza to determinację, aby wyjaśnić sytuację w resorcie spraw wewnętrznych i wyegzekwować odpowiedzialność - zarówno prawną, jak i polityczną - od winnych tego stanu rzeczy. Nadzwyczajne ożywienie aparatu rządowego zostało spowodowane faktem, że do prasy przedostały się niepożądane informacje, a nie sprawą wiceministra MSW, podejrzanego o udział w ostrzeżeniu przestępców, czy komendanta policji, który plącze się w zeznaniach.
Wygląda na to, że rząd znalazł wreszcie sposób na likwidację w zarodku wielkich afer i skandali, które nie dają mu spokojnie pracować. Jak to zrobić? To proste - należy ukrócić wybryki dziennikarzy wciąż interesującymi się nie swoimi sprawami i wyciągających na światło dzienne rzeczy, które miały pozostać w ukryciu. Problem wszak nie w tym, że świat polityki i biznesu jest ogarnięty plagą korupcji i bezprawia, ale w tym, że - nie wiedzieć czemu - wciąż piszą o tym gazety. Główna choroba polskiej demokracji to przecież choroba wściekłych dziennikarzy.
Nie, panie premierze. To nie dziennikarze i ich informatorzy są źródłem problemów e pańskiego rządu. Można oczywiście próbować okiełznać niezależne media i postraszyć ludzi, którzy przekazują im informację, nie poprawi to jednak notowań SLD ani nie zapewni sojuszowi wygrania następnych wyborów. Pogorszy tylko wizerunek rządu i pochłonie energię, która bardzo by się przydała do rozwiązywania rzeczywistych problemów kraju
Jan Skórzyński "Rzeczpospolita" 17 x 2003 r.
Interesuję sie działalnością polskiego wymiaru sprawiedliwości, szczególnie władzą sądowniczą, a także orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka