Marian Guzek Marian Guzek
403
BLOG

Gdzie są wrogowie liberałów?

Marian Guzek Marian Guzek Gospodarka Obserwuj notkę 3

W Polsce struktura polityczna społeczeństwa jest wyjątkowo nieprzejrzysta i jeśli taką pozostanie do zbliżających się wyborów, ich wyniki nie będą odpowiadały rzeczywistym preferencjom politycznym naszego narodu, czego już doświadczaliśmy. Przyjrzyjmy się więc szerokiej rzeszy ludzi uważających się za liberałów oraz zastanówmy się, jakich ci liberałowie mają najważniejszych wrogów.

 

Dlaczego z nazw partii poznikały pojęcia: „liberalna”, „demokratyczna”, „wolności”?

Odpowiedź nastręcza się sama. Dlatego, że w realizacji obiecany liberalizm, demokracja i wolność przybierały postać odpowiadającą ideologii neoliberalnej, lecz nie odpowiadającą  społeczeństwu. Aby nie utracić elektoratu, partie z takimi nazwami postanowiły przybierać mniej obiecujące nazwy. Sama ta zmiana byłaby jednak niewystarczająca, gdyby jednocześnie nie występował proces nasuwania na oczy zwolennikom liberalizmu, zarówno wewnątrz partii, jak i poza nią, obrazu rzeczywistych, neoliberalnych intencji władczych, niezgodnych z tradycyjnym wyobrażeniem liberalizmu,  pod propagandową przykrywką, że intencje te są ulepszoną jego wersją.

 

Wpajanie przekonań o wyższości intelektualnej zwolenników i zachwycanie prostotą ideologii

Chyba każda ideologia chce, aby jej wyznawcy czuli się nobilitowani, a przede wszystkim lepsi od jej przeciwników. Ważną jej cechą jest zwykle zestaw reguł tak skonstruowany, aby nie sprawiały trudności w ich rozumieniu przez najmniej kompetentnych zwolenników. Jak na tym tle wyglądała ideologia neoliberalna od  początku jej wdrażania w Polsce? Po przejęciu przez Unię Wolności schedy po Unii Demokratycznej, ogłosiła się ona główną siłą polityczną w Polsce i nie taiła, że jej członkowie i zwolennicy stanowią warstwę społeczną o najwyższych kwalifikacjach intelektualnych.

 

Oto propagowane reguły fundamentalne neoliberalizmu, adresowane do środowisk akademickich:

-  w gospodarce rynkowej działa jeden mechanizm wolnego rynku;

- jeśli państwo nie przeszkadza, zapewnia on gospodarce jako całości zdolność do samorównoważenia się i samoregulacji;

-  powiązania międzyrynkowe są objęte mechanizmem jednego rynku, który sobie z nimi radzi najlepiej bez koordynacji państwa;

-  każdy interwencjonizm państwa w gospodarkę jest szkodliwy.

Wszystkie te twierdzenia są fałszywe. Wynikają bowiem z występującej w pierwszym z nich hipotezy, że w rzeczywistości istnieje  twór, który teoretycznie można by określać jako „rynek gospodarki” (jeden), podczas gdy gospodarka jest zbiorem wielu rynków o różnym charakterze i oddzielnych mechanizmach funkcjonowania, a także różnorodnych powiązaniach.  Należy zdawać sobie sprawę z tego, że jeden rynek gospodarki nigdzie na świecie nie istnieje. Gdy mówimy o rynku wewnętrznym czy rynku światowym, mamy na myśli rynek jako obszar geograficzny i jest to prawidłowe.

 

Ten jeden rynek jako wzorzec gospodarki wolnorynkowej, wywodzący się z koncepcji austriackiej szkoły ekonomii,  opanował cały świat. W USA uległ takiemu ugruntowaniu, że każdy kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych uważał za konieczne złożenie oświadczenia, stwierdzającego, iż będzie dbał o „wolny rynek” jako gwaranta pomyślności narodu amerykańskiego. Łatwo przewidzieć jak obniżyłby swoje szanse kandydat, który zapomniałby o złożeniu takiego pokłonu wolnemu rynkowi. Fakt, że był to pokłon złożony fikcyjnemu tworowi jako bożyszczu, świadczy jedynie o potędze masowej ideologii.

 

Medialne hasło głoszone w Polsce i adresowane do całego społeczeństwa, a mające odzwierciedlać wszystkie wymienione cechy razem, przyjmowało postać: „rynek nam wszystko załatwi”. Krążyło też w mediach powiedzenie „światem rządzi rynek”, zwłaszcza jako przeciwwaga haseł sugerujących, iż światem rządzą:  masoneria, światowa finansjera czy duchowni. Do wybuchu kryzysu liderzy neoliberalizmu na ogół nie unikali mówienia o sobie , że są liberałami. Natomiast nikt nie przyznawał się do swego neoliberalizmu, a zwłaszcza jego nieujawnianych, trwałych cech ustrojowych o charakterze antypaństwowym, antyzwiązkowym i antysocjalnym.

 

Jakkolwiek straszenie rządami przeciwników jest w polityce zjawiskiem powszechnym, to jednak polscy neoliberałowie ze zjawiska tego uczynili swój główny oręż walki politycznej, mając na celu wytworzenie postaw antycypowanej samoobrony zwolenników panującej ideologii przed strasznymi rządami przeciwników.

 

Powyższe okoliczności sprzyjające wyłonieniu się szerokiej warstwy ludzi uważających się za liberałów, a nie mających świadomości, iż są neoliberałami, wymagają specjalnej uwagi oraz refleksji nad sposobami  traktowania tych osób zarówno przez fundamentalistów i liderów neoliberalizmu – z jednej strony, jak też przeciwników politycznych – z drugiej. Nie należy jednak zwracać się do nich z nasuwającym się wezwaniem: „przejrzyjcie na własne oczy”. Oni sądzą, że to czynią.

 

„Liberał” już brzmi jak „szkodnik” , a jego wrogowie są blisko

Jest rzeczą fatalną, że katastrofalne zastosowania doktryny neoliberalnej w polityce gospodarczej mają uboczny skutek w postaci nadawania pejoratywnych właściwości liberalizmowi jako systemowi teoretycznemu o charakterze mainstreamu w ekonomii. Niesława neoliberalizmu przerzucana na liberalizm przekształca się w praktyce w niezasłużoną degradację liberałów, zwłaszcza w opiniach ich oponentów politycznych. W Polsce zwykli członkowie Platformy Obywatelskiej są często nazywani liberałami w znaczeniu negatywnym, a nawet mającym sygnalizować skłonności sprzeczne z prawem, w miarę jak osłabiane jest państwo w dążeniu do osiągania niskiego poziomu  poprawności w pełnieniu jego funkcji, z czym ma być – według wyznawanej przez liderów tej partii ideologii – lepiej rynkowi. Samo zacieranie różnic między neoliberalizmem a liberalizmem jest krzywdzące dla liberałów, zwłaszcza dla tych, dla których  trzy literki neo-  nic nie oznaczają, bo ekonomia teoretyczna w ogóle ich nie interesuje.

 

Jeśli polskie media nie zajmą się tymi sprawami dokładniej niż dotychczas, oddali się szansa wspólnych działań -  niekoniecznie  w ramach jednej partii - naszych tradycyjnie myślących liberałów, szanujących państwo i jego współdziałanie z rynkami oraz nowocześniejszych etatystów nie zmierzających do socjalizmu, lecz do realizacji  wolnorynkowych koncepcji polityki gospodarczej bez zwyrodnień rynkowych i bez dysfunkcji instytucji państwowych. Szansa wspólnych działań  może się pojawić wtedy, gdy liczne rzesze liberałów dowiedzą się, że ich głównymi wrogami są fundamentaliści ideologii neoliberalnej i autorzy zbudowanej na jej zasadach polityki. Oni właśnie niszczą liberalizm i uniemożliwiają jego rozwój w  kierunku prowadzącym do usuwania doktrynalnych praprzyczyn kryzysu światowego.

 

Dopiero w ślad za społecznym zapotrzebowaniem na nowe podstawy doktrynalne polityki gospodarczej, oczyszczone z zafałszowań ideologicznych oraz intencji antypaństwowych, mogą utorować sobie drogę poszukiwania nowych rozwiązań w nauce ekonomii i usunięcie balastu frazeologii wokół gospodarki z jednym wolnym rynkiem. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka