Marek Różycki jr Marek Różycki jr
3112
BLOG

Sztuka ściągania, czyli geniusze i matołki

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 110

„Każda istota ma prawo do obrony przed czynnikami, które ją niszczą. Ściąga jest ustaloną i tradycyjnie renomowaną samoobroną ucznia”. Słowa te napisał był Ignacy Schreiber - autor wydanej w 1938 roku książki pt. „Ściąga w praktyce szkolnej”. Rzecz jasna podkreślam na wstępie, że naganne, złe, godne potępienia jest samo ściąganie, natomiast pisanie ściąg systematyzuje i utrwala wiedzę.

         Mój młody kolega z podwórka, któremu od czasu do czasu pomagam konstruować ściągi, ma kłopoty. Wpadł na klasówce z polskiego. Zamiast sylwetki Cezarego Baryki podłożył „gotowiec”: „Mój wywiad z doktorem Judymem...” Zawiodły nerwy.

      Tak więc obecnie, posiłkując się pracą Schreibera, uczę partacza artyzmu. Ściąganie jest sztuką - stosowaną. I jak w artystycznym rzemiośle, tak i w ściąganiu istnieje artyzm i partactwo. O artyście decyduje talent ściągacza - zauważył Schreiber, wieloletni praktyk i wybitny nauczyciel. Są uczniowie, wykazujący specjalne zdolności w tej dziedzinie, jak i inni, którzy mimo wieloletniego doświadczenia nie wychodzą nigdy poza miarę przeciętności i nawet nabyta przez nich wprawa ma jakieś cechy ociężałości i nieudolności.

       Maciek skwapliwie przytaknął, po czym z błyskiem w oczach opowiedział mi o klasowym mistrzu ściągania, który potrafi sam przepisać zadanie ze ściągi, podać ją dalej, zrobić drugą dla kolegi; usadowić się tak z zeszytem, aby chociaż jeden z uczniów mógł od niego zadanie odpisać i jeszcze ze dwóm podyktować tekst...

       Do czego prowadzi szlachetny talent i pracowite ćwiczenie! - zakrzyknąłem za panem Ignacym słowa zachwytu… ;)  Nie męczyłem Maćka systematyką - podziałem ściąg ze względu na cel /ściągi indywidualne i zbiorowe/ i ich treść. Ważniejszy sprawą wydała mi się motywacja ucznia sięgającego po ściągę. Zgadzam się bowiem z autorem pracy, że „najlepsi uczniowie i najsumienniej przygotowani, jeżeli tylko nie są pozbawieni samokrytycyzmu, myślą ze strachem o możliwości odpowiedzi, a tylko najsłabsi właśnie, straceńcy, którzy już pogodzili się ze swoim losem i zobojętnieli - czy tylko przyzwyczaili do obrywania pał i dwój - są spokojni”. Oni są „ponad” panią psorką z jej odpytywaniem i klasówkami. Tak więc faktem jest, że ściąga to forma samoobrony w niebezpieczeństwie. Niweluje wpływ paraliżującego strachu i słynny lęk przed nagłą „pustką w głowie”.

      Na pytanie: dlaczego ściąga? - Maciek odrzekł prawidłowo, że chce za wszelka cenę odpowiedzieć, czy też dobrze napisać klasówkę. Gdy kontynuując rozmowę spytałem: czy obojętne mu jest jakim sposobem cel ten osiąga? - wzruszył tylko ramionami i pokazał palcem na sentencję, którą umieściłem nad mym biurkiem:

WSZYSTKO, CO NAPRAWDĘ LUBIĘ, JEST ALBO NIEMORALNE, ALBO NIELEGALNE, ALBO TUCZĄCE

      Schreiber natomiast zauważył, że w pojęciu dziecka nawet wykrycie ściągi przez nauczyciela jest bardziej honorowe od złego stopnia. Coś w tym jest... Także swoisty paradoks: gdy uczeń dostaje do ręki zeszyt, interesuje go wyłącznie nota, ale prawie nigdy nie obchodzi go, jakie zrobił błędy... I tak też częstokroć postępuje w dorosłym już życiu. Panuje przekonanie, że najważniejszy jest Sukces, a nie jest już ważne - jak został on zdobyty. Bowiem - zwycięzców nikt już nie osądza...

      Najwięcej uciechy miał Maciek z kwalifikacją typów ściągaczy /każdy uczeń w klasie Maćka dostał etykietkę/ przeprowadzoną przez autora studium o ściąganiu. Okazało się, że najliczniejszą grupę stanowią „ściągacze pozorni”. Nie mają oni zupełnie zamiaru korzystać z przygotowanych ściąg, ale nie mogą pisać /odpowiadać/ swobodnie, jeżeli nie czują ich w kieszeni /rodzaj talizmanu/. Są także „ściągacze z przyzwyczajenia”, u których nawyk ściągania przybiera formę nałogu. Nie bez oporów Maciek został zakwalifikowany przeze mnie do tej grupy.

      Wśród ściągaczy zdarzają się również maniacy, którzy całymi godzinami ślęczą nad sporządzaniem jakiejś niebywałej liczby ściąg, jakkolwiek zużywszy drobną część poświęconego tej pracy czasu z łatwością nauczyliby się tyle, aby móc samodzielnie i poprawnie napisać klasówkę. Bywają też sportowcy, dla których sporządzanie - a raczej, użycie ściąg jest pewną grą, uprawianą jako sztuka dla sztuki...

      Powracając do źródła - genezy zjawiska należy upatrywać w niemożności /prawdziwej bądź urojonej/ napisania żądanego zadania przy równoczesnej chęci jak najlepszego wywiązania się z narzuconego sobie obowiązku. Przyczyn takiej sytuacji może być wiele: brak wiedzy czy umiejętności, lenistwo, brak zainteresowania danym przedmiotem, opory i zahamowania towarzyszące edukacji, niechęć wynikająca z kompleksów, brak równowagi psychicznej, który uniemożliwia posługiwanie się swym stanem posiadania i wiele, wiele innych.

      Trudno także nie przyznać racji Schreiberowi, gdy stwierdza, że „większość dzieci oduczyła się pracy w jej właściwym, twórczym znaczeniu i tylko niewolniczo reprodukuje opanowane pamięciowo i w pewnym ustalonym porządku wiadomości czy raczej teksty”. Skoro u zarania edukacji brak nawyków twórczego /abstrakcyjnego/ myślenia - na wyższym etapie wielu uczniów, mimo bardzo wytężonej pracy i woli skupionej na materiale przeznaczonym do nauki, nie potrafi go opanować. W ich rozumieniu komplet ściąg ma być panaceum i samoobroną w ciągłym niebezpieczeństwie weryfikowania posiadanych umiejętności i ”nabytej” wiedzy.

      Zdaniem Maćka ściągają wszyscy. Od najniższych do najstarszych klas. Sugeruje, że studenci także. Zdolni i niezdolni. Pilni i leniwi. Ambitni i leserzy. Jest taki „zwyczaj ściągania” przyjęty, zaakceptowany. Słowem: tradycja. Przed 80. laty -- Schreiber zanotował był, że „dzieci z domów zamożniejszych o wiele więcej używają ściąg niż synowie proletariatu. Są bardziej zepsute, mają więcej pozaszkolnych zainteresowań, więcej możliwości zabawy, która je od pracy odrywa”.

     Częste rozmowy z przedstawicielami „pokolenia, które występuje”, przywodzą mi na myśl porównanie, że ludzi - jak monety - trzeba brać wedle kursu, nie zaś wedle przyjętej ceny...

*      *      *

"Specjalistami są ludzie, którzy coraz więcej wiedzą o coraz mniejszej ilości rzeczy; natomiast uczniami są ludzie, którzy coraz mniej wiedzą o coraz większej ilości rzeczy." -- Dany Kaye. Obecnie, prawdziwe studiowanie zaczyna się w miejscu, gdzie wyszukiwarka Google nie wie o co chodzi…

        Żądają ode mnie więcej, niż mogę znieść! – rozgdakała się kura. Dlaczego tym razem zajmują nas kurze móżdżki, przepraszam, wyznania? Ano, proszę posłuchać. Dowiedziałem się, że na polonistyce obroniono doktorat zatytułowany: „Geneza prasłowiańskich pohukiwań na konia” – jako fragment większej całości, będącej następnie pracą habilitacyjną: „Geneza prasłowiańskich zawołań na zwierzęta”. Autentyk! (Autor! Autor! Autor!...). Osobiście pisałbym na temat: GENEZA PRASŁOWIAŃSKICH POHUKIWAŃ NA CZŁOWIEKA-BLIŹNIEGO SWEGO…. Jedynie nauka w służbie narodu (!) ma sens. Tak mnie uczono. Już drżę z podniety na myśl o szczegółach ujawnionego przeze mnie procesu myślowego… O ile taki w ogóle miał był miejsce.
  
    Wybitny pisarz, poeta, Tadeusz Nowak - porównał był kiedyś przy naszej n-tej redakcyjnej kawie - naukowe dysertacje do przenoszenia kości z jednego cmentarza na drugi... Nie znaczy to wcale, że musi tę czynność wykonywać grabarz-dyletant. Pamiętamy wszyscy porywające wystąpienie (natury filozoficznej) grabarzy przed transformacją, które opisał był Szekspir w „Hamlecie”. Taak, czaszka nie służyła wówczas li tylko jako rekwizyt… Ale ciszej nad tą trumną! Niech tam sobie trwają naukowe pohukiwania, przepraszam – poszukiwania. W końcu nie mój cyrk – nie moje małpy…

      Ot, tak sobie patrzę przez szeroki judasz na świat. A że dziwny jest ten świat, zauważył już słynny filozof mojej generacji, Czesław Niemen. Po co czepiać się doktora(n)tów i ich promotorów. Prawdziwymi, niekwestionowanymi geniuszami są dzieci. Szczególnie w szkole… Biorę pożyczkę (bezzwrotną?) od Jerzego Wittlina i zagadnienie przedstawiam.

      Nie każdemu uczniowi udaje się zostać tylko anonimowym twórcą zeszytów szkolnych. Niektórzy zostają  geniuszami i wtedy wymienia się ich po nazwisku. Albert Einstein, twórca teorii względności (E=mc2), rozwijał się źle: znacznie później niż przeciętne dziecko nauczył się mówić, rodzice już się obawiali, czy jest on normalny….   Szkołę traktował jako niewolę, lepiej do głowy wchodziła mu literatura i matematyka niż obce języki i historia.      

       George Gershwin, amerykański kompozytor, uczył się źle i mając lat piętnaście zakończył swoją edukację zmuszony zarabiać na życie grą na fortepianie. Fatalnie uczył się twórca „Niedokończonej Symfonii” – Franciszek Schubert. Adolf Hitler, prymus w klasztornej szkole benedyktynów, w szkole realnej powtarzał  klasy i był oceniany jako uczeń o niezwykle ograniczonej inteligencji….  Henry Kissinger, były sekretarz stanu USA i laureat pokojowej Nagrody Nobla (ach, ci nobliści!…), uczył się kiepsko, interesowała go przede wszystkim piłka nożna. Jako „szarą plamę” w swoim życiu wspominał szkołę Winston Churchill, podobnie zresztą jak jego wielki rodak Bernard Shaw.

      Niechętni byli szkole: Honoré de Balzac, Tomasz Mann i jego starszy brat Henryk, Bertold Brecht i filozof Karol Jaspers. Natomiast dobrze się uczyli i dobrze o szkole mówili: Karol Darwin, Mahatma Gandhi, Karol May. Ten ostatni uczył się tak dobrze, że miał zostać nauczycielem. Egzamin w seminarium nauczycielskim poszedł mu doskonale, w związku z czym miał otrzymać stypendium. Niestety! Karol May wpadł w złe towarzystwo i posądzony o kradzież i fałszerstwo, zamiast w seminarium, spędził cztery lata w więzieniu….  A że był dobrym uczniem i zawsze miał ciekawość świata, czasu nie marnował, tylko pisał powieści indiańskie, którymi do dziś, mimo że od tego czasu minęło już ponad sto lat, zaczytuje się młodzież na całym świecie.

        Geniuszami już w szkole byli: Voltaire, Robespierre, Hegel, Lenin, Strauss, bracia Grimm, Napoleon, Flaubert, Hemingway, Sartre, a także Erich Kästner, Maria Curie-Skłodowska, Niels Bohr, Max Planck. Lista jest otwarta. Kto następny?...  Być może któryś z autorów humoru zeszytów szkolnych. Zacytujmy więc kilka próbek, a nóż wypatrzymy przyszłego noblistę… lub polityka:

@  Wilhelm Tell, pierwszy prezydent szwajcarski, przestrzelił swojemu głowę, ponieważ ukradł jabłko.
@  Kręgosłup jest kostropatą kością, która sięga od góry do dołu. Na górnym końcu siedzi głowa, na dolnym ja.
@  Imię Maria może być użyte i w rodzaju męskim, na przykład przy zawołaniu Jezus, Maria!
@  Nad brzegiem stawu siedziała Ania i doiła krowę. W stawie odbijało się to odwrotnie.
@  Król mógł się uratować, ale leżało to w rękach konia.
@  Dzieci karmione rozwijają się lepiej niż dzieci z butelki.
@  Obserwując żabę z tyłu, od ogona, zauważymy, że żadnego nie ma.
@  Prawo Archimedesa. Ciało zanurzone w cieczy, jeśli nie wypłynie na powierzchnię w ciągu pół godziny, może być uważane za stracone.
-----------------------------------------------------------------
        Pasjonujące zagadnienie: ilu z autorów humoru zeszytów szkolnych wypłynie na powierzchnię,  ilu zaś – może być uważanych za straconych?… Jak się okazuje edukacja (szkolna) nie daje rekomendacji ani wskazówek w tym względzie… Tylko Melchior Wańkowicz napisał był  kiedyś, że : „Głupota jest to wielki dar Boży, ale nie należy go nadużywać”…  Zaś mój wybitny kolega z czasów studiowania zagadnienie zuniwersalizował był:

JAK CIĘŻKO ŻYĆ WŚRÓD MAŁYCH LUDZI
 
Jak ciężko żyć wśród małych ludzi
Którzy sięgają do obcasa
Aż chce się zdeptać (nie pobrudzić)
I nie pamiętać pięknych zasad.

Jak ciężko widzieć w miniaturce
Własne ambicje i słabości
Chcąc nie chcąc przeżywając w służbie
Jego Maleńkiej Wysokości.

Jak ciężko siłę czuć Tytana
Bezradną w tłumie Liliputów
Bawić ich wiedzą im nieznaną
Wiedząc, że jednym z karłów - Brutus.

Szanować zmyślność, gardzić masą
Co dobrze wie, jak pokaleczyć,
Nie móc w spokoju nigdy zasnąć
Budzić się, gdy cię tłumek depcze.

Pomóc mu w troskach, wygrać wojnę
W miniaturowych klęczeć progach,
Zdobyć serduszko damki strojnej
Zyskując kolejnego wroga.

Nauczyć się, jak obrać jajko
By we właściwej zasiąść frakcji,
Żyć w świecie, który nie jest bajką
Mimo bajkowych dekoracji.

Na koniec moczem zgasić pożar -
Obraza, wyrok, śmiech, pogarda;
Szukać ucieczki w wielkich morzach
Gdzie Olbrzym się zamienia w Karła.

Ciężko wspominać o tym ludku
Z jego ogromnym okrucieństwem,
Gdy nawet morze zwykłych smutków
Nie chroni przed niebezpieczeństwem.

Jacek Kaczmarski & Company 1989 r.

Marr jr.

Zobacz galerię zdjęć:

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo