Ekonomia to po części moja działka. Czytam zawzięcie na temat, ale komentuje nieśmiało. Kiedyś zafascynowany pomysłami UPR przesiadywałem na ich spotkaniach i nasłuchałem się wspaniałych wizji ultraliberalnej Polski. Koniec końców człowiek dorasta i zaczyna patrzeć krytycznie na świat sceptycznie przyjmując wiadomości, którymi się go karmi.
Tak przynajmniej jest w teorii.
Napatoczyłem się na ciekawy skądinąd wpis Trójmieskiej Osskaa, krytykujący "POronione POmysły POdatkowe PO"
Początek nawet mi się spodobał.
Obnizka VAT do 15%-18% jak najbardziej (nie rozumiem skąd to przekonanie polskich władz , aby trzymać się kurczowo najwyższej w Europie stawki podstawowej).
Docelowa likwidacja PIT - przyklaskuje, ale trzeba to robić z głową i bez rewolucji, bo państwo nie akceptuje szoków w przychodach (najlepiej poprzez stopniowe zwiekszanie kwoty wolnej od podatku i najlepiej teraz jak korzystamy z boomu unijnego)
W podatkach nie można pozwolić sobie na eksperymentalne rewolucje. Wydatki i wpływy muszą się (mniej więcej) rownoważyć, a nagłe spadki w przychodach przy niedostatecznych zmianach w wydatkach to recepta na porażkę.
Ale dalej jest już gorzej z pomysłami z Trójmiasta.
Podatek obrotowy (firmowany przez Instytut Adama Smitha) ma jeden zasadniczy problem, który jest związany z innowacyjnością i powiększaniem barier wejścia dla nowopowstałych firm. Wiele gałęzi innowacyjnych ma przejściowo niskie stopy zwrotu, a nawet ma długoletnie straty. W systemie obecnym (przy wszystkich jego wadach) te firmy nie są krzywdzone przez fiskus, a nawet w pewnym sensie są premiowane. W systemie z podatkiem obrotowym dochodzi do powiększenia rozmiaru strat jakie taka firma generuje i utrudnia jej utrzymanie na rynku. Z faktu inwestowania płaci 'karę' za innowacyjność i przyszłościowe myślenie. Dotychczas np. branża ekologiczna 'jedzie' na stratach lub na zysk rzędu 1-2% - podatek obrotowy to dla nich dodatkowe obciążenie.
Podobnie negatywnie wpływa na tzw. firmy socjalne, ktore funkcjonują z założenia na granicy opłacalności, a np. w Holandii są bardzo skuteczną metodą aktywnej walki z bezrobociem długotrwałym. Są też pewne gałęzie, które z założenia funkcjonują na progu opłacalności, nie wykazują dużych procentowo zysków, ale z uwagi na spory wolumen i przychody generują ilościowo duże zyski (zyskowność na poziomie np. 2-3% przy bardzo dużych obrotach).
Stad system premiuje firmy stabilne, ustabilizowane, w szczególności te z gałęzi o wysokiej rentowności, natomiast może zniechecać od innowacyjności oraz działa krzywdząco na niektóre gałęzie przemysłu. Innowacyjność to duże koszty, które opłaca sie ponosić przy obecnym systemie. Przy podatku obrotowym ponosi się niejako 'karę za ryzyko'.
Akurat nad tym podatkiem przesiedziałem sporo godzin badawczych. Wpierw byłem samym pomysłem zachwycony, ale krytyczna jego analiza podnosi wiele wątpliwości co do jej sensowności.
Duzo lepszym rozwiązaniem jest tu w moim mniemaniu system estoński.
Prywatna sluzba zdrowia jest wydajna, ale wybiórczo. Nie należy też do tanich. Najlepszy system opieki zdrowotnej na świecie istnieje we Francji, który ma racjonalną mieszankę prywatno-publiczno-trzeciosektorową. Jest tańszy od częściowo prywatnego amerykańskiego systemu i w dodatku lepszy. Każdy kto ma choć podstawowe pojęcie o prawach rzadzących ubezpieczeniami wie, że całkowicie prywatna słuzba zdrowia jest nieefektywna ekonomicznie (w związku z niepodważalnym występowaniem negatywnej selekcji w tym sektorze).
Całkowicie prywatna edukacja to też pomysł kosmiczny jak i niebezpieczny. Nie rozumiem skąd też ta paranoiczna niechęć do publicznego? Jeśli ktoś woli publiczny niech wybiera publiczny. Podstawa jak mi się zawsze wydawało powinien być wolność wyboru. Dlaczego więc mamy na siłę z pobudek ideologicznych wyłączać sektor publiczny z tego? Tu znowu najlepszym rozwiązaniem jest system mieszany jak ten w francuskim systemie opieki zdrowotnej. Rodzic niech wybiera między publicznym, prywatnym czy trzecim sektorem, a 'pieniądze niech idą za dzieckiem'. Eksperymenty z całkowicie prywatnym systemem edukacji okazały się jak dotychczas dotkliwymi porażkami dla jej propagatorów prowadząc do radykalnego spadku jakości nauczania jak i powszechności edukacji (patrz np. Tanzania).
Podatek pogłowny - jestem za likwidacja w ogole PIT. Ale sam pogłowny jest podatkiem skrajnie niesprawiedliwym 'karzącym mniej majętnych'. W dodatku wywodzi sie z XIX wiecznego myślenia (jak nie masz, żeby płacić na państwo to nie masz prawa glosu). Z cenzusu majątkowego myslałem, ze juz wyrośliśmy. Pomijam, że system atakuje wolność jednostki. Ludzie prowadzących tzw. alternatywny tryb życia i nie uczestniczących w 'wyścigu szczurów' stają się nagle obywatelami drugiej kategorii.
Skupmy się jednak na kwestii tak gromko wykrzykiwanej sprawiedliwości (bo to, że podatek pogłowny jest antywolnościowy to sprawa prosta i logiczna). Wiadomo, ze jedni są bogatsi, inni biedniejsi. Moze sami są sobie winni, moze nie. Nie pisze, ze 'bogaci sa źli' i za karę powinni płacić wyższe podatki. Ale ściąganie równej kwoty od każdego podatnika jest dużo bardziej bolesne dla biednego niż dla bogatego. W kryteriach użytecznosci podatek pogłowny płacony przez biednego jest DUŻO BARDZIEJ KOSZTOWNY niz podatek pogłowny płacony przez bogatego. Tu dobry jest przykład wykroczen: Bogaty i biedny się ścigają na autostradzie. Policja łapie obu i obu wlepia 500 zł mandatu. Bogaty otwiera portfel, wypłaca od ręki i zapomina o całej sprawie. Biedny natomiast traci przez swoją glupote 50% swoich miesięcznych dochodow. Ponoć oboje są równi wobec prawa, ale dlaczego kara dla bogatego nie jest rownie dotkliwa jak ta dla biednego???
Podobnie - aby podatek był sprawiedliwy nie może jednych obciążać bardziej dotkliwie od innych. Podejrzewam, że tak naprawdę żaden podatek nie jest w stanie być sprawiedliwy. Koniec końców każda sprawiedliwość i niesprawiedliwość podlega subiektywnym ocenom...
Kataster - kolejny nie do konca rozważny pomysł ze stajni UPR. Masz dom = haruj do upadłego, żeby moc w nim żyć. Generalnie jest to próba zmuszenia ludzi do podporządkowania swojego życia państwu (masz dom to pracuj na państwo). Zadziwiające, że osoba deklarująca się jako liberał chce odbierać ludziom wolność decydowania o tym co robią z życiem i chcą ich zmuszać do 'bycia w systemie'. I to niby liberał proponuje to rozwiązanie? Wolne żarty.
I parafrazując: Gdyby PO zaproponowała choć 10% z twoich propozycji, można by ich nazwać Autokratami. A tak to są to lekko populistyczni liberałowie.
Bo niestety, ale poglądy reprezentowane przez środowiska bliskie UPR wolnościowe nie są. Zadziwiające, że te pomysły de facto prowadzą do zniewolenia przez państwo z którymi niby tak uparcie walczą...
"Without a winking smiley or other blatant display of humour, it is impossible to create a parody of fundamentalism that someone won't mistake for the real thing." - Nathan Poe. Z dedykacją dla denialistów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka