Jesteśmy już po szczycie Unii Europejskiej w sprawie energii ze źródeł odnawialnych. Nie powiem, jestem z niego bardzo zadowolony. Rządy kontynentu zgodziły się na zmiany w swoich politykach, które będą służyć ochronie środowiska i ograniczeniu efektu cieplarnianego. Od początku tego roku temat ten nie schodzi z czołówek medialnych doniesień. Już nie tylko Zieloni, ale wszystkie poważne siły polityczne zaczynają stopniowo zdawać sobie sprawę z tego, że zniszczenie planety przez człowieka będzie miało katastrofalne skutki dla społeczeństwa i gospodarki. Kanclerz Niemiec, Angela Merkel, chwali się zatem, że w domu ma wyłącznie żarówki energooszczędne, w Wielkiej Brytanii ekologia staje się motywem przewodnim kampanii wyborczej 3 największych partii, w tym konserwatystów. Oczywiście spora część z nich uznaje, że wszystko jest w stanie załatwić wolny rynek (oczywiście, najpierw potruł, a potem sam posprząta - jasne...), ale trend jest zauważalny. Coraz mniej wątpliwości mają naukowcy, a skoro tak, to politycy również nie mają interesu w tym, żeby bagatelizować ten temat. Europejczycy w większości są coraz bardziej zaniepokojeni anomaliami pogodowymi i wspierają rządy w działaniach proekologicznych. Jak zwykle jednak nad Wisłą mamy nieco inne podejście do tego tematu...
Prezydent Lech Kaczyński w Brukseli utyskiwał, że wspólna polityka energetyczna jest za słaba. Cieszył się z kompromisu, bo według niego pokazał on, że UE może działać sprawnie bez Eurokonstytucji. Stwierdził, że dowiedział się o pomyśle na żarówki energooszczędne (o którym za chwilę) za późno, by coś w tej kwestii zrobić, czytaj - zaprotestować, oczywiście nie wie też, jakie ma w Pałacu Prezydenckim... Może sobie na to pozwolić, gdyż polskie społeczeństwo jest w tej sprawie niedoinformowane, a spora jego część niewrażliwa na potencjalne zagrożenia. Pokazał to niedawny sondaż Eurobrometru - 27% naszych rodaków (najwięcej w Europie, dla porównania średnia unijna - 12%) nie wyraża żadnych obaw w związku z ocieplaniem klimatu, 39% - ma małe, zaś 32% (znowu najmniej na kontynencie, gdzie średnia wynosi 50%) - duże.
Sprawa jest arcyważna - wedle badań, jeśli w ciągu 20-30 lat nie ograniczymy emisji gazów cieplarnianych do atmosfery, efekt cieplarniany będzie miał nieodwracalne skutki. W związku z tym Unia Europejska przyjęła, że do 2020 roku 20% energii będzie wytwarzanej ze źródeł odnawialnych - siły wiatru, słońca, wody. Oczywiście jak zwykle nie zabrakło kompromisów. Na rzecz Francji uznano, że wkład w walce z globalnym ociepleniem ma także energetyka atomowa, zaś Polskę uspokoiła deklaracja, że owe 20% tyczyć się będzie całej Unii, nie zaś pojedynczych państw członkowskich. Można na to patrzeć dwojako - z pewnością jest to dobry element traktowania 27 państw jako jednej wspólnoty, co dla mnie, niepoprawnego niekiedy euroentuzjasty jest czymś miłym. Gorzej, że rozimym władzom chodziło o to, żeby wykonać jak najmniej wysiłku w tej kwestii. Sam Kaczyński powiedział, wzorując się chyba na swym idolu - Bushu juniorze, że gdyby 20% dotyczyło każdego kraju z osobna, to zahamowałoby to nasz rozwój... Owszem, nie będzie łatwo z obecnego pułapu 5-5,5% (i tak ponoć naciąganego) osiągnąć 20%, ale próbować mimo wszystko trzeba, 10%, o którym myślimy, to absolutne minimum, choć dla mnie już niewystarczające.
Innymi pomysłami są te, które przewidują, że do 2020 10% pojazdów zasilanych będzie biopaliwami. Bardzo słuszny to pomysł, oby się udał, parę lat temu jego przeciwnicy straszyli zniszczeniem silnika, ostatnio zmienili front, mówiąc, że zanieczyszczają one atmosferę równie skutecznie. Świadczy to o zmianie używanych argumentów, ale cel nadal jest taki sam - by koncerny paliwowe nie musiały dzielić się z nikim zyskami. Nieważny staje się interes rolników, którzy podreperowaliby swoje budżety, zatem dąży się do zdyskredytowania tego rodzaju pomusłu wśród ludzi zatroskanych o środowisko. Jak widać, taka taktyka nie przejdzie. Do pakietu zmian dochodzi też wymiana w miejscach publicznych w roku 2008 wszystkich żarówek na energooszczędne i rozpoczęcie rok później takiego samego procesu w prywatnych mieszkaniach. Podobny, choć bardziej radykalny krok wykonała Australia (za nią jednak nadal ciągnie się brak ratyfikacji Protokołu z Kioto). Oczywiście wszyscy obrońcy swobód usiłują podnieść larum, że jak tak być może, ale cóż, można się do tego przyzwyczaić.
Raz jeszcze Eurobarometr: 38% mieszkańców Polski (średnia UE - 25%) uważa, że rząd powinien imformować więcej o metodach oszczędzania energii, jednocześnie tylko 26% w porównaniu do średniej europejskiej 48% uważa, że rząd powinien wziąć na siebie koszty wymiany żarówek w prywatnych domach. Skoro nie ma co spodziewać się, by zajęci aborcją i lustracją Kaczyńscy mieli rozpocząć społeczną kampanię na ten temat. Tutaj właśnie tkwi rola Zielonych, aby rozpocząć debatę na ten temat. Tragedią jest to, że cały czas mówi się o tym, jakimi kosztami będzie wymiana żarówek. Nie mówi się za to, że owe żarówki nowej generacji, a także diody, oszczędzają konsumpcję prądu, a więc inwestycja w nie równa się spadkowi opłat za energię elektryczną. Tak więc dbanie o środowisko poprzez nowoczesne technologie to nie przykry obowiązek, ale coś zwróconego w przyszłość. Służy nam wszystkim, bo pozwala uniknąć dużo większych kosztów w przyszłości. Mam nadzieję, że wkrótce zrozumie to jeszcze więcej obywateli.
Tekst ukradziony od Benny Kuleczki.
Znakomity, na niezwykle ważny, a przemilczany temat, więc zamieszczam (za przyzwoleniem - zdroofka!).
"Without a winking smiley or other blatant display of humour, it is impossible to create a parody of fundamentalism that someone won't mistake for the real thing." - Nathan Poe. Z dedykacją dla denialistów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka