Mateusz Drabik Mateusz Drabik
175
BLOG

EWOLUCJA CEBULOWA

Mateusz Drabik Mateusz Drabik Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Kiedy oglądamy jakiś program dokumentalny o walce o niepodległość na bliskim wschodzie, w afryce, czy gdziekolwiek indziej w regionach słabo rozwiniętych, jako tako utożsamiamy się z bohaterami. Podobnie jest kiedy oglądamy program historyczny i widzimy walkę o autonomię podbudowaną prześladowaniami, zmuszaniem do mówienia w jakimś konkretnym języku, o terrorze nie wspominam. Chociaż w marko polityce mam poglądy kosmopolitańskie, to jestem w stanie zrozumieć, a czasem nawet poprzeć walkę o autonomię w sytuacji braku innej szansy na normalność. Kiedy ktoś pyta mnie, czy popieram autonomię jakiegokolwiek obszaru, to zawsze odpowiadam, że popieram tę autonomię, która da lepsze prawo, niż alternatywna. To jednak wciąż bardzo ostateczna odpowiedź, gdyż w większości tego typu rozterek, jedyna słuszna odpowiedź to brak pełnej autonomii. Powód jest prosty: prawodawstwo to dziedzina obiektywna, a nie subiektywna, a więc nie ważne kto je tworzy, tylko jak je tworzy.

 

Wracając do genezy, można łatwo zrozumieć, dlaczego ludzie obsesyjnie dążą do autonomii i dlaczego mimo wszystko, w zacofanych miejscach może być ona przydatna. Otóż przez większość historii przeżycie dawało życie w małych grupkach, bo nie znając wielkości planety, rozmieszczenia ludzi, oraz nie mając rozwiniętej techniki, walczono ze swoimi znajomymi i krewnymi o każdy skrawek ziemi. W Europie ten etap skończył się w połowie średniowiecza, kiedy to konkurować zaczęły duże twory, zwane państwami. W afryce czy bliskim wschodzie w dużej mierze trwa to do dzisiaj. To oczywiście nie wina tych ludzi i nie można nikogo konkretnego z tego powodu poniżać – ale o tym kiedy indziej. Tak czy inaczej, przez zdecydowaną większość historii człowieka, czy w europie, czy w afryce, dominowała grupowa walka o przeżycie i tylko Ci, którzy tak myśleli, przeżywali – a więc także wydawali potomstwo i przekazywali taki właśnie „pro-społeczny” gen. Zmieniło się wiele, lecz większość ludzi dalej kieruje się emocjami i żądzami, a te każą im wyjątkowo „dbać” o interes swojej domniemanej grupy, czyli w praktyce wywyższać „swoich”.

 

Pytanie brzmi, gdzie jest granica tego, czy jest to korzystne, czy też niekorzystne? Otóż granice są dwie: jedna to utylitarna, a druga cywilizacyjna. Z utylitarną mamy do czynienia w miejscach słabo rozwiniętych, gdzie nikt w ogóle nie bierze pod uwagę neutralnego traktowania wszystkich ludzi. Po prostu ścierają się dwie, bardziej lub mniej sensowne fenomenologicznie grupy, a człowiek myślący powinien poprzeć tę z nich, która wprowadzi mniej niesprawiedliwy ład, a dopiero w drugiej kolejności zastanawiać się, jak przekonać danych ludzi do idei obiektywnego prawa. Druga granica, czyli ta, którą nazwałem „cywilizacyjną”, jest wtedy, kiedy dostrzegamy, że możliwa jest negacja całej narracji „niepodległościowej”. Żyjemy w tak rozwiniętych warunkach cywilizacyjnych, że chęć gorszego traktowania „obcych”, zwłaszcza z punktu widzenia prawa stanowionego, jest poglądem marginalnym i patologicznym. Powód jest dość prosty: dobre prawo umożliwia właściwe warunki do życia każdemu człowiekowi, bez względu na pochodzenie czy poglądy, o ile nie dopuszcza się on jednoznacznych patologii, czy jak kto woli, nie narzuca się swoim ego w wolność innych. Osoby, które nie do końca znają promowaną przeze mnie idee Konserwatywnego Kosmopolityzmu od razu uspokajam, że nie proponuję tutaj żadnego scentralizowanego rządu światowego – jestem zwolennikiem skrajnej decentralizacji władzy na małe terytoria częściowo autonomiczne, których relacje makro – polityczne regulować będą wspólnie ustalone zasady. Żeby nie rozpisywać się, dlaczego uważam taki układ za dobry i przede wszystkim możliwy do funkcjonowania, zapraszam do lektury: http://mateuszdrabik.md/konserwatywny-kosmopolityzm/ .

 

O walkach mało cywilizowanych społeczeństw nie mam wiele do napisania, bo tam raczej rozwiązaniem jest czas, edukacja, kontakt z cywilizowanym światem, przemiana pokoleniowa, itp. Znacznie więcej do napisania mam na temat granicy cywilizacyjnej, bo kiedy ludzkim parciem do autonomii kieruje jedynie strach przed czymś nowym, to stoimy otworem przed większym krokiem cywilizacyjnym, niż zamiana walczących plemion na państwa – a przy tym prawdopodobnie jest to krok pokojowy, a nie zbrojny. Na całym świecie jest bardzo dużo miejsc, gdzie liczba tzw. stałych imigrantów grubo przekracza 50% społeczeństwa, gdzie są to ludzie z bardzo różnych miejsc i religii. No i nie chodzi mi o imigrantów-żebraków socjalnych. W wielu takich miejscach w ogóle nie ma zasiłków, a więc osoby robiące cokolwiek nie są zmuszane do utrzymywania tych, którym się nie chce. To pokazuje, że dobre prawo daje bezpieczeństwo i dobrobyt, a że jest to wciąż towar nieco deficytowy, to przyciąga wiele osób z całego świata bez względu na subiektywne czynniki i osoby te żyją tam w harmonii i pokoju, pomimo istnienia wielu dość fundamentalnych różnic między sobą.

 

Załóżmy, że ktoś jest sobie jakimś takim typowym „polakiem-cebulakiem” i dajmy na to teleportujmy go na teren dowolnego kraju w strefie Schengen. Pomimo znajdowania się na „nieswoim terytorium”, nikt dalej nie zabroni mu machania sobie swoją flagą, nikt nie będzie prześladował go za język, w którym mówi, nikt nie zabroni mu jeść schabowego czy bigosu, itd. Okazuje się, że jeżeli ludzie traktują się sprawiedliwe, czyli oceniają indywidualnie i za świadome czyny, nie potrzebujemy żadnej autonomii. Wręcz przeciwnie, autonomia w takich warunkach spowalnia rozwój cywilizacyjny, stawiając bariery psychologiczne, formalne, walutowe, oraz przez socjalizm – językowe. Państwa bawią się w zupełnie bezsensowny koncept tzw. systemu oświaty, gdzie państwo przymusowo uczy dzieci między innymi języka, ale po pierwsze, to i tak patologia, a po drugie, w cywilizowanych miejscach nawet w ramach tej patologii każdy ma prawo wysłać dziecko do szkoły, gdzie wklepią mu inną koncepcję schizofrenii niż powszechnie panująca na danym terenie. Ja prywatnie oczywiście nie widzę powodu szukania sobie „tożsamości”, poza oczywiście tą, którą stwarzam sobie dzięki swoim poglądom, jednak daleki jestem od zakazywania innym życia w swoich urojeniach, o ile nie narzucają ich innym. Rzecz jasna zachęcam każdego zainteresowanego dyskusją do zrozumienia, że w XXI wieku utożsamianie się z milionami obcych ludzi z powodu podbojów jakiegoś Mieszka z plemienia polan jest bez sensu, ale każdy człowiek jest podmiotem i jako taki ma godność oraz wolą wolę, a przez to prawo do bycia ciemnym, jeżeli taka jest jego wola. Nie mniej prawo jednostki do bycia ciemnym nie oznacza, że ciemne jednostki powinny móc narzucać ciemnotę reszcie.

 

Choć nasze plemienne geny w połączeniu z interesami władz państwowych skłaniają nas do uprawiania mitologii terytorialnej, to w imię rozwoju ludzkości i wolności osobistej należy z tym walczyć. Im szybciej świat zacznie funkcjonować na zasadach zbliżonych do koncepcji Konserwatywnego Kosmopolityzmu, tym szybciej zniknie ryzyko kolejnej wojny światowej czy nawet wojny totalnej, a zacofane regiony zyskają wzór do tego, jak wygląda ostateczne rozwiązanie problemu ich krwawych, acz często bezmyślnych walk. Oczywiście nie będę udawał, że pomysł na uniwersalne, globalne podstawy prawne jest tylko jeden, jednak wybór spośród względnie racjonalnych zasad rządzących makro polityką i losami ludzkimi, kontra obecne wyścigi zbrojne i argument siły, to zupełnie inna skala problemu. Tak jak pozytywne było przejście z siłowego konkurowania plemion, na prawne relacje województw i zunifikowane prawo oceny jednostek, tak samo dziś, dzięki rozwojowi technicznemu, powinno stać się z państwami – tyle że stoimy przed szansą, aby dokonać tego pokojowo. Żeby nie być gołosłownym, poniżej przedstawiam podstawowe aksjomaty prawne, które są kompatybilne ze wszystkimi cywilizowanymi niszami ideowymi, oraz gwarantują dobre, sprawiedliwe życie wszystkim, bez względu na poglądy, wygląd i pochodzenie:

- wszyscy są równi wobec prawa (nie można mieć wyższych/niższych praw z urodzenia);
- zasady regulujące relacje wszystkich terytoriów, nadające im ramy wielkości i siły zbrojnej;
- wolność słowa i poglądów, poza pomówieniami;
- nieznajomość prawa nie uniewinnia;
- prawo nie działa wstecz;
-prawo swobodnego przemieszczania się, pracy i zamieszkania oparte zasadach wolego rynku;
- podstawowe zasady wolnego rynku (własność prywatna, dobrowolność umów, itd.);

- każdy człowiek jest jednostką indywidualnie ocenianą i bez uprzedniej zgody lub współudziału nie może być obciążona czynami karalnymi innych ludzi;
- kara za czyny nieumyślne nie może polegać na izolowaniu winnego;
- oskarżony nie musi dowodzić swej niewinności, to oskarżyciel musi dowieść winy;
- władza nie ma prawa przymusowo wcielać do służb porządkowo-militarnych;
- prawo definiuje patologie, jako czyny, gdzie dla wartości hedonicznych lub witalnych, niszczona jest sfera moralna, a nieuzasadnione, prewencyjne doszukiwanie się patologii i utrudnianie pod jej pozorem zwykłych czynności, nie może mieć miejsca;
- prawo nie może karać za samodzielne działanie na własną szkodę, lub za działanie na szkodę innych za ich zgodą;
- władza publiczna nie może zaciągać długu w imieniu podatników, a wszelkie skutki błędów i deficyty, pokrywa z własnej kieszeni;
- władza nie ma prawa organizować z podatków innych gałęzi gospodarki, poza tymi, które stanowią etos władzy, czyli bezpieczeństwo publiczne, prawodawstwo oraz potrzebna do tego administracja;

Na pewno jest tego więcej, ale to są takie podstawowe, jakie przychodzą do głowy i wypisałem je raczej jako inspiracja, niż jako wiążąca deklaracja.

 

Podsumowując, kiedy panuje chaos, w konflikcie nie decyduje sprawiedliwość, a argument siły. Jednak jeśli przed konfliktem, strony ustalą sprawiedliwe zasady, to już podczas konfliktu decydować będzie prawda. Dzisiejsi nacjonaliści, którzy twierdzą, że jest dobrze, bo podziały są stare i sprawdzone, mówiliby tysiąc lat temu to samo o plemionach, sprzeciwiając się podbojom Mieszka – który z kolei dziś uznają za świętość. Dawniej mieliby o tyle więcej racji, że podbój był aktem przemocy, zaś identyfikowanie się z małymi plemionami było znacznie bardziej oddolne i prawdziwe, niż dzisiejsze identyfikowanie się z wielo-milionowymi tworami propagandowymi. Mimo to, redukcja barbarzyńskich relacji na rzecz relacji prawnych wyszła na dobre, a nikogo dzisiaj nie interesuje to, z jakiego plemienia pochodzi. Analogicznie na dobre wyjdzie pozbycie się ostatniego bastionu barbarzyńskich relacji, jakie dzisiaj królują w makro polityce i analogicznie, za czas jakiś nikt nie będzie się rozczulał czy jego przodkowie byli z jakiejś tam polski, czy nie, bo to nie ma znaczenia. Wystarczy tylko myśleć samodzielnie i zdobyć się na odwagę, żeby podważać to, co w pop kulturze uchodzi za niepodważalne. Trzeba mieć odwagę powiedzieć, że nie czuję się żadnym mitycznym „polakiem” i że nikomu nie jest to do niczego potrzebne. Trzeba mieć odwagę powiedzieć, że interesują mnie tylko jakościowe postulaty, które mają realny wpływ na moje życie, a nie sztuczne proporczyki, z których wynikają tylko kłótnie!



http://www.MateuszDrabik.md

http://www.facebook.com/Mateusz.Drabik.MD

http://www.facebook.com/KonserwatywnyKosmopolityzm

http://www.MateuszDrabik.md http://www.facebook.com/Mateusz.Drabik.MD http://www.facebook.com/KonserwatywnyKosmopolityzm

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo