Nie wiedziałem, że tak szybko będę musiał odszczekać swoje słowa. Jeszcze kilka miesięcy temu byłem pewien, że problemu tzw. słoików (Boże, jak ja nienawidzę tego słowa) we Wrocławiu nie ma. To znaczy nikt się przyjezdnymi studentami nie przejmuje, bo nikomu szczególnie nie przeszkadzają. Myliłem się.
Mój misternie budowany obrazek runął jak domek z kart przy okazji dyskusji o zamknięciu Wyspy Słodowej.
Spojler dla niewrocławskich:
Wyspa Słodowa znajduje się w samym centrum Wrocławia. To zielony (teraz trochę mniej) teren z otoczony wodą (jak na wyspę przystało), gdzie od kilku lat młodzi ludzie przychodzą posiedzieć z piwkiem nad grillem. Miastu (i niektórym mieszkańcom) to się jednak nie podobało, więc postanowili zamykać ją od północy do 6 rano.
Pod jednym z artykułów osoba podpisująca się nickiem “wrocławianin” stwierdziła, że to bardzo dobrze, bo na Wyspie piją tylko przyjezdni studenci, których nie stać na pójście do baru. I dla tej menelni miejsce się nie należy.
- Olgierd Pstrykotwórca / Foter.com / CC BY
To był wrocławianin z bardzo krótkim stażem albo bardzo krótką pamięcią. Dziś “rodowity” Wrocław zobaczyć jest bardzo trudno, bo spora jego część wyjechała za pracą za granicę, a w dodatku coraz więcej przyjezdnych studentów nie wraca w czasie wakacji do domu, ale pracuje na miejscu. Ale ja mam dobrą pamięć.
Gdybyście 6-7 lat temu przyjechali do Wrocławia na wakacje i spędzili tu kilka tygodni, nie chcielibyście tu mieszkać. Oprócz przyjemniejszej architektury nie różniło się wiele od tych miast, z których często się śmieję (na przykład tego na R). Ulice były puste, a w bramach stali autochtoni odziani w dresy barwy klubowej. Którzy wbrew zapewnieniom polityków, urzędników i ich samych nie należą do ludzi o szczególnie pokojowym nastawieniu. Na blokowiskach było jeszcze gorzej.
Czytaj dalej na http://matelusz.pl/kim-sa-rodowici-wroclawianie/
