Jan Herman Jan Herman
1097
BLOG

Na marginesie – o lipie…

Jan Herman Jan Herman Amber Gold Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Komisja w sprawie afery Amber Gold ma dwa zadania: jedno skierowane ostrzem przeciw praktykom znanym jako „państwa w państwie” (tu są wątki z zakresu wymiaru sprawiedliwości, nepotyzmu, korupcji, itd.), drugie zmierza do osaczenia polityka, który swego czasu zrejterował na saksy do Europy, ale co chwilę zaznacza, że „ja tu jeszcze wrócę”.

Będę mówił o tej drugiej sprawie, czyli grillowania D. Tuska.

Uznam go za niemotę przeraźliwego, jeśli potwierdzi, że w tej drugiej sprawie naiwnie „nie podejrzewa” Komisji Sejmowej o te intencje. A skoro „podejrzewa”, to by oznaczało, że miała miejsce (osobista, nie za pomocą tele-informatyki, tylko nie to) ojca z synem, w której postawiono sprawę jasno: bronimy przede wszystkim Donalda, a dopiero w drugiej kolejności idei „swobody zatrudniania się i wykonywania zadań zleconych”. Gdyby taka rozmowa się nie odbyła – też uznam D. Tuska za niemotę przeraźliwego.

Tak poinstruowany M. Tusk idzie na grilla.

Wie M. Tusk, że gdyby nie nazwisko, które nosi, gdyby nie pokrewieństwo z wybitnym politykiem – nie trafiłby pod obrady Komisji. Bo każdy mieszkaniec Polski wie, że jak się ma dobrą koneksję – to się „trzepie kasiorę” za samą koneksję, a już w kraju „państw w państwie” taka droga dochodzenia do pozycji i zamożności jest jedną z ważniejszych.

Ale M. Tusk opowiada przed Komisją, że zarówno jako dziennikarz prorządowej gazety „dotarł do sufitu” i już się dalej nie rozwinie (znaczy: GW już na niego nie zasługuje?), oraz że stanowił wartość dla nowego pracodawcy jako autor takich koncepcji PR-owskich, których nie wymyślili „równorzędni” mu fachowcy z innych linii. Znaczy: nie dość, że utalentowany tatuś, to jeszcze utalentowany syn. Cała Polska rozumie bez objaśniania, że Michał ma dobrze sprzedające się nazwisko – tylko sam Michał bredzi, że zatrudniono go w uznaniu jego talentu.

Mam być szczery, to konia z rzędem, jeśli znajdzie się drugą taką sytuację: prezes wartej wiele miliardów firmy zwraca się do początkującego, a na pewno młodego dziennikarza, szybko z nim przechodzi na „ty” – i agituje do przejścia „do biznesu”. W tym samym czasie koledzy Tatusia, znani politycy, ciągną za cumę wielki samolot po lotnisku, reklamując początkującą linię lotniczą.

Michał Tusk opowiada o swojej rozmowie z ojcem przed „transferem” i w tej opowieści umieszcza wątek: jasne było, że to „lipa”. Pytam więc: co jest „lipą”? Ano, cały biznes, na który składa się „pompa ssąca” w postaci Amber Gold oraz rozmaite „firmy ucieczkowe”, które przeniosą te odessane ludzkie pieniądze „donikąd”, a po drodze pobankrutują wszystkie „firmy przesyłowe” i ludziom się powie: taki klimat, firmy bankrutują, rozumiecie…”.

Wielofirmowym biznesem kieruje przestępca, znany wymiarowi sprawiedliwości z prawomocnych ustaleń. Wielofirmowy biznes mają „na oku” instytucje Państwa powołane do uprzedzania kogo się da, że nadchodzi szwindel.

O czym wobec tego rozmawia Tata z Synem, kiedy ten „łapie okazję” w tak podejrzanej komercji? Akurat Tata miał informację z dobrych źródeł, że to jest „lipa” (wychowałem się na Kaszubach, znam ten subtelny odcień słowa „lipa” tam używanego). Nawet jeśli wierzyć Synowi, że Tata nic mu przy herbatce nie zdradził z tajemnic państwowych – to on też miał medialną wiedzę o tym, że koło wielofirmowego biznesu czuć „lipą”.

Jeśli dwaj panowie, którzy wietrzą „lipę”, wchodzą w ten interes (bo trudno uwierzyć, że Tata jedynie po ojcowsku żałował porzucenia przez Syna profesji dziennikarskiej) – to innego słowa niż „interes” – nie ma co szukać. Dla interesu Tata jakiś czas potem pojechał do Europy. No, chyba nie był to interes Polski?

Dam sobie uciąć, że Michał dostał od Donalda najcenniejszą z instrukcji: jedyne, co podpisujesz, to faktury, a te wystawiasz, kiedy położyłeś na biurko płatnika cokolwiek, co można uznać za wykonaną pracę. To żelazna „zasada dupochronu”.

Michał Tusk nie kręcił lodów ze swoim pracodawcą. Załatwiał sprawy „w Polsce” mając tę samą kwalifikację, jaką mają byli prominenci: nazwisko.  W gazecie – jakiejkolwiek – na nazwisko trzeba zapracować tekstami i tematami w nich poruszanymi. W biznesie – młokosi są wykorzystywani, nikt nie liczy na ich doświadczenie i znajomość branży. Akurat M. Tusk miał dobrą „kartę zawodniczą” i przejście z gazety do roli nosiciela nazwiska – za stawkę lepszą niż dziennikarska – jest używaniem swojej „karty zawodniczej”.

Kiedy wchodzi się z taka „kartą” w „lipny biznes” – ma się świadomość, że kontuzja jest nieuchronna. „dupochron” jest zatem niezbędną „kamizelką kevlarową” – i to mu uratowało dzisiejszą bezkarność. Za „wchodzenie w okazję” nikt nie wymyślił paragrafów.

 

*             *             *

Mam pewność, że dzisiejsza rozmowa M. Tuska z Komisją – to gra wstępna. Komisja powinna – jeśli działa rozumnie – sekundę po sekundzie przejrzeć taśmy z nagrania przesłuchania, i przy następnej wizycie M. Tuska strzelać tam, gdzie on odkrywał goliznę.

Komentatorzy, którzy mają inny ogląd polskiej polityki – uznają przesłuchanie M. Tuska za hucpę i bezsensowne trwonienie różnych rzeczy. A ja widziałem przedstawienie, w którym syn jednego z najwybitniejszych polityków wrabiał słowo po słowie ojca, wmawiając – chyba tylko sobie – że wykonywał pracę inną, ciekawszą niż dziennikarska, nabierał doświadczeń, stawał przed wyzwaniami. I do tego na przekór ojcu, bo chciał pokazać, że on sam, wszedłszy w biznes „z ulicy”, poradzi sobie, jako człowiek z talentem…

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka