Jan Herman Jan Herman
289
BLOG

Nietutejsi

Jan Herman Jan Herman Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Bloger Wiarus jest tym, który skłonił mnie niechcący do szerszej wypowiedzi, czyli „referatu” na temat najszerzej rozumianej ideologii i jej fatalnej podatności na macerowanie polityczne. 

Otóż – Wiarusie – nie istnieje ideologia zła, godna potępienia. Nawet jeśli jest podszyta naiwnością, nawet jeśli ją głoszą ludzie jej nie rozumiejący, nawet jeśli w „złych rękach” staje się żywym potworem.

Mogę „z ręki” wymienić kilka najbardziej „wziętych” ideologii ostatnich dwóch stuleci, z którymi zapoznawałem się po wielekroć, przy okazji „podręcznikowania”, debat, które skutecznie podziałały na wyobraźnię mas i elit: liberalizm, konserwatyzm, socjalizm, komunizm, solidaryzm, anarchizm, faszyzm, pacyfizm, agraryzm, feminizm, nacjonalizm, ekologizm. Odrębną sprawą są opowieści o charakterze duchowo-religijnym, bo za nimi stoją nie tylko ludzkie wyobrażenia o tym co niedostępne, ale też – najczęściej – hierarchie kościelne, co przydaje im atrybutu „ołtarzowego”, trudnego w bezstronnej „obróbce merytorycznej”.

U podstaw każdej ideologii, która nie jest „z góry” budowana jako narzędzie pragmatycznego manipulowania tłumami dla zysku, dla władzy, dla chorych mrzonek – leży zawsze jakaś myśl cnotliwa. Ktokolwiek zechce „obalać” dowolną ideologię – musi zacząć od zdefiniowania, odkrycia na nowo owej „myśli cnotliwej”, a następnie „rozebrać ja na czynniki pierwsze” i dopiero wtedy się z nią rozprawiać.

Najmniej poważnym „obalactwem” jest napaść z użyciem takich niebezpiecznych narzędzi, jak stereotyp, kalka, wypaczona praktyka przeinaczająca „myśl cnotliwą”. Przeciętny ktoś, kto obcuje cieleśnie z mediami, czyli czytacz, słuchacz, oglądacz, notko-pisarz-komentator, twitterowiec, itp. – może być czasem usprawiedliwiony w swych prędkich wypowiedziach, ale nie ma prawa zaczynać dyskusji od odbierania prawa do racji komukolwiek, kto myśli inaczej niż on.

* * *

Żeby nie krążyć opłotkami – weźmy od razu byka za rogi. Tym bykiem jest „lewactwo”, pod postacią anarchizmu, socjalizmu, komunizmu, solcjal-demokratyzmu, socjal-liberalizmu, feminizmu, syndykalizmu, pacyfizmu, ekologizmu. I tak dalej.

W Polsce jakoś bezkonfliktowo tarzają się ze sobą dwie racje „o lewicy”:

1. Jedna racja wrzuca wszystko do jednego wora, podwiązuje do PRL i Kremla, po czym nazywa „komunizmem” i jako taki – spreparowany - poddaje tępieniu, albo przyzwala na tępienie;

2. Druga racja starannie rozróżnia subtelności między tymi nurtami, co nie oznacza „podwyższonego zrozumienia”, tylko jest sposobem na „tolerancję” wobec niektórych;

No, bo trudno jest obronić pogląd, że ktoś zainteresowany ratowaniem żyjątek i pogarszającym się klimatem – jest godzien „pala, stosu i sznura” w tym samym stopniu, co służbista „ubecki” dokładający wiele „od siebie” podczas represji wobec rzeczywistych lub wydumanych przeciwników „systemu-ustroju”. A jeśli ktoś jednak uważa, że taki pogląd da się obronić – straci czas czytając część dalszą.

Dziś obserwuję w Polsce(?) coś, co jedni nazywają nagonką i linczem, ja zaś – odsłoną inkwizycji-opryczniny-maccartyzmu. Te trzy słowa lokują nas w dziwnej rzeczywistości: inkwizycja zrodzona została w łonie papieskiego chrześcijaństwa, oprycznina w łonie „jurodiwego” caratu, maccartyzm w łonie „wojującej” demokracji. Wzięte razem – patologie te pokazują, że nie ma obszaru kulturowego czy ideowego, który jest wolny od „hyzia” i hunwejbin izmu (tym ostatnim słowem włączam do dyskusji obszar najstarszej (chyba) cywilizacji spośród żyjących.

* * *

Będące „na cenzurowanym” w Polsce wszelkie lewactwo, przezywane epitetem „komunizm” – to żywioł, który dał się nabrać na to, że „już jutro” możliwy jest świat kolektywnego samo-rządzenia spleciony w jedno z kolektywnym samo-gospodarowaniem.

Przodują w tym komuniści, ci ideowi, inspirowani marksistowską analizą „antagonizmów praca-kapitał”, „walki klas”, „rewolucji społecznej i politycznej”. Ich przekonania podążają w taką oto stronę:

1. Większość spośród rzetelnie pracujących ludzi jest – poprzez rozmaite mechanizmy społeczne i polityczne – oskubywana z części swojego wkładu do społecznej puli dostatku, co oznacza, że jest „garstka” takich, którzy poprzez „system-ustrój” – korzystają więcej niż dają, albo korzystają zupełnie nic nie dając;

2. Większość ludzi mających niezliczone propozycje poprawiania rzeczywistości-codzienności – jest wgniatana w biurokratyczne i geszefciarskie „reżimy”, które tłamszą inicjatywę, wymagają „przynależności” ideowej i politycznej oraz koteryjnej;

3. Monopolistyczną gwarancją utrwalającą taki nie-porządek – jest łże-rynek, na którym rzeczywista konkurencja, przedsiębiorczość, swobody – przegrywają z rozmaitymi sposobami „zaklepywania” i „kolejkowania”, co oznacza, że „bardziej się wszystkim wydaje”, niż w rzeczywistości działa Rynek czy wręcz Demokracja;

4. Wychodząc z założenia, że każdy człowiek jest pełnoprawny w grze wszystkich ze wszystkimi o wszystko – komuniści gotowi są instalować w przestrzeni publicznej – monopole a’rebours, czyli gwarancje godnego życia dla każdego pracującego, ale też gwarancje pracy dla każdego, kto nie jest dzieckiem, staruszkiem lub „osoba z niepełno sprawnościami” (eufemizm);

5. Przeciwnicy takie myślenie (i jego wdrażanie) nazywają rozdawnictwem (w domyśle: marnotrawstwem), albo okradaniem najciężej pracujących (przedsiębiorców). Widać tu niechęć do przyznania, że wielu nie może pracować czy godnie zarabiać, z winy „systemu”;

6. Gołym okiem widać, że sprawa leży w nieporozumieniu między komunistami i przeciwnikami w sprawie „czy niepracujący to próżniak, czy raczej ofiara barier zatrudnieniowych”: nie znaleziono dobrego (pokojowego) ideo-sposobu na rozwiązanie tej zagadki;

Zapalczywi komuniści – skoro nie da się porozumieć – sięgają po metody siłowe: strajki, szantaże, wymuszenia uliczne, przewroty „rewolucyjne” – a kiedy są już u władzy – niektórzy dają wyraz niecierpliwości dziejowej i sięgają po dyktaturę, opresję, dyskryminację i opresję wobec „cierpliwych”, po siłowe „kształtowanie nowego człowieka”. Ci co nie sięgaj – staja się podejrzani nawet jeśli są gorliwymi komunistami.

* * *

Polska stoi dalece ponad-stuletnią tradycją, bogatą w takie manifestacje „cierpliwości” jak spójnie mieszkaniowe, kasy chorych, mikrokredyty, samopomoc humanitarna, kolektywizm dobrosąsiedzki, przedsięwzięcia składkowe, ogrody zwane jordanowskimi (te z czytelniami, kursami wiedzy i umiejętności, świetlicami, stołówkami), ogrody zwane działkowymi, kooperatywy spożywcze, spółdzielnie pracy dla inwalidów i zdrowych, skauting, kolektywne samokształcenie, konstruktywny syndykalizm – i wiele innych.

Tyle, że „cierpliwość” okazała się cechą ruchu ludowego i socjalistycznego, a większość ortodoksyjnych komunistów wybrała „niecierpliwość” i ścieżkę zbrojno-terrorystyczną przechodzącą – po sukcesach – w ścieżkę totalitaryzmu.

Podkreślam: nie wszyscy, ale większość komunistów wybrała „niecierpliwość”. Skutkiem tego wyboru jest atawizm, bo trudno nie nazwać atawizmem stosowanie bojówkarstwa, wszelkiej innej „akcji bezpośredniej”, a w ostateczności „umacniających państwo socjalistyczne” rozwiązań znanych z czasów ZSRR i kopiowanych do innych „siedlisk rewolucji”.

Ktokolwiek wkłada do wspólnego wora z totalitaryzmem wymienione manifestacje „cierpliwości” czy tych komunistów, którzy „czynnie czekali” aż zbiorowa świadomość dojrzeje do nowego systemu-ustroju.

* * *

Nie ma lepszego sposobu „wzrastania świadomości zbiorowej”, jak „ćwiczenia praktyczne” w – powtórzmy –takich obszarach jak spójnie mieszkaniowe, kasy chorych, mikrokredyty, samopomoc humanitarna, kolektywizm dobrosąsiedzki, przedsięwzięcia składkowe, ogrody zwane jordanowskimi (te z czytelniami, kursami wiedzy i umiejętności, świetlicami, stołówkami), ogrody zwane działkowymi, kooperatywy spożywcze, spółdzielnie pracy dla inwalidów i zdrowych, skauting, kolektywne samokształcenie, konstruktywny syndykalizm (uczestniczący w zarządzaniu przedsiębiorczością i w wydobywaniu wykluczonych np. z bezrobocia, bezdomności, dezorientacji.

Powyższy akapit wyraża moją opinię i mogę jej bronić w dowolnych warunkach, nawet jeśli obejmie mnie infamia-dyfamia związana z polską „antykomunistyczną” inkwizycją-opryczniną-maccartyzmem.

Zarzuca się mi, że bronię chytrze paskudnictwa i podłości komunizmu. Zapewne oskarżyciele nie chcą, by ludzie stali się samorządnymi obywatelami, samowystarczalnymi spółdzielcami, by „ćwiczyli się” w obywatelstwie poprzez uczestnictwo w nie-alienujących formach „samo-…”, a być może naprawdę wierzą – tu apeluję o roztropność – że „lewactwo”, pod postacią anarchizmu, socjalizmu, komunizmu, solcjal-demokratyzmu, socjal-liberalizmu, feminizmu, syndykalizmu, pacyfizmu, ekologizmu – to wciąż jeden, niezmienny „komunizm” tożsamy np. ze stalinizmem.

* * *

Dowolny ustrój-system, jaki nie-opresyjnie prowadzi do stanu, w którym udział każdego w społecznej puli dostatku jest proporcjonalny do jego wkładu w tę pulę, który wciąż od nowa przywraca równe szanse każdemu uczestników tego co publiczne, który otacza szczególną opieką (i stymuluje społecznie) ludzi z niepełno sprawnościami, dzieci i „trzeci wiek” – to system-ustrój, który chcę wspierać swoimi pomysłami i działaniem. Dodatkowo jestem za tym, by państwowe prerogatywy-immunitety i regalia stawały się w coraz większym stopniu dobrem wspólnym, a nie twierdzą elit i graczy-indywidualistów.

Niechbym w tej sprawie był dożywotnio „komuchem”, „lewakiem” i co tam jeszcze wymyślą ci, którzy – w połowie – sami są ofiarami braku takich mechanizmów, ale paradoksalnie wola takie trwałe nierówności, niż samo-odpowiedzialność za swój los, indywidualnie lub poprzez kolektyw-wspólnotę.

Dodam, choć nie muszę, ale wiem co robię – że ta lewica, która ja nazywam koncesjonowaną – w moim wyobrażeniu musiałaby się bardzo przeobrazić, abym powierzył jej los Polski, a zwłaszcza samorządności. Nawet jeśli przy okazji trwającej kampanii sięga po to, co wdrażał nie raz w ostatnim stuleciu PPS. Nie sięga szczerze, ot, co…


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo