Będzie o puszystych słowach pisanych i wymawianych Dużymi Literami, które w Polsce obok puszystej nadętości epatują też świat bezdenną pustką. Krótsza wersja listy takich słów obejmuje np. Wolność, Prawość, Sprawiedliwość, Demokrację, Samorząd(ność), Równość, Moralność, Cnotę, Przyzwoitość, Roztropność. Dziesięć? Dziesięć!
To są wszystko dla nas – egzaltujących się europejskością – pojęcia rdzennie helleńskie, z czasów, kiedy ziemia grecka z jej przyczółkami na wyspach i wybrzeżach Mesogeios czy („odkrytego” przez Persów) Póntos Áxe – kwitła uczonymi konfabulacjami intelektualnymi (najbardziej znana „czwórca” to Sokrates, Platon, Arystoteles, Diogenes-Synoptyk), eksperymentami przyrodniczymi (Tales, Archimedes), reformami polityczno-społecznymi (Solon, Klejstenes).
Najważniejszym helleńskim pojęciem wdrukowanym nam w rozmaitych „kodach” jest Pleroma (Pełnia Doskonałości). Do rozważań społecznych ,do kultury i filozofii, wprowadził to pojęcie Platon, a kiedy chrześcijanie zaczęli powoływać się na boskość Jezusa – przypisali mu Pełnię Doskonałości (pleromalność) i używać zaczęli wobec niego słowa nadal brzmiącego Pleroma, ale w subtelnie okastrowanym znaczeniu Pełnia (Zupełność).
Chrześcijanom – którzy w międzyczasie z miriady komun kultywujących Wolność, Prawość, Sprawiedliwość, Demokrację, Samorząd(ność), Równość, Moralność, Cnotę, Przyzwoitość, Roztropność przepoczwarzyli się w totalitarne Papiestwo masowo reprodukujące szyderstwa z tych pojęć, stosując je a’rebours – otóż przeciwstawił się im (jak wynalazca, nieświadom, że „tak się nie da”) np. kolejny „omnibus” helleńskiej miary (malarz, architekt, filozof, muzyk, pisarz, odkrywca, matematyk, mechanik, anatom, wynalazca, geolog, rzeźbiarz), znany jako Leonardo di ser Piero da Vinci, nieślubny syn notariusza i chłopki, którego, wydawałoby się, niespożytej ciekawości dorównywała tylko siła jego kreatywności (nie oparłem się pokusie zacytowania Pedii).
Papiestwu weszło w krew owo subtelne przeinaczanie znaczeń: chwytano w zakrystiach mądre słowa i wątki bliskowschodnie czy helleńskie albo rzymskie, gromadzono w zakamarkach klasztornych bibliotek „zakazane księgi” – po czym z ambony cudowano z nimi tak, że oryginalni autorzy nie poznaliby własnych pojęć, a na pewno wyparliby się bluźnierczych ich zastosowań. Ale hierarchowie znaleźli na to sposób, prosty i skuteczny: jak się komuś nie podoba – to niech się spodziewa zaproszenia od inkwizytora. W ten sposób nawet Galileo Galilei sprzeniewierzył się własnej intuicji i rozumowi, a Kopernik zadbał, żeby jego publikacja ukazała się praktycznie po jego naturalnej śmierci. Po co kończyć żywot na sienniku w lochu…? Albo na szafocie, w widowisku dla gawiedzi…?
Europa okazała się płodna takimi jak Leonardo bękartami, których najbardziej wzięta kohorta zalęgła się swego czasu w Galii: pod nazwą Encyclopédistes (Encyklopedyści) wyznaczyli kontynentowi „ścieżkę równoległą” w stosunku do teutońskiego Reichu, który w międzyczasie wyparł helleńskość z kontynentalnej rzeczywistości.
Co z tego: Germanie okazali się żywotniejsi i tyle razy, ile spadkobiercy Encyklopedystów wzniecali w swoim świecie Epanástasi, czyli wrzenia, które objawiają się jako rewolta, bunt, manifestacja, rokosz, rewolucja – Niemcy „normalizowali” emocje zaprowadzając swój „ordnung”. Wyszła z tego zamorska mieszanka toksyczna w postaci „demokracji” amerykańskiej, która znalazła na to wszystko „patent”: podskakuj do woli, a jak się już spocisz, to słuchaj się Uzurpatorów, jeśli chcesz jeszcze pożyć.
Ta galijsko-teutońska kuchnia zagoniła nas w ślepy zaułek, w którym nic nie jest takie, na jakie wygląda, nic nie wygląda tak jak jest podpisane.
Teraz będę cytował siebie:
Otóż Epanástasi ma taką właściwość, że w ludziach rodzą się „prawdziwe emocje polityczne”, znika mimikra, cały ten polityczno-ideowy sztafaż, za pomocą którego kamaryle ogłupiają swoje elektoraty ludowe, lewicowe, biznesowe, nomenklaturowe, parafialne, itd., itp. Może „na barykadach” nie rozprawia się o zawiłościach i niuansach, a często racjonalne odruchy okraszane są „żydem-złodziejem-ruskim-terrorystą-donosicielem-homosiem” – ale za to łatwo jest w tym zamieszaniu rozpoznać swój ulubiony „feromon polityczny” (patrz: https://publications.webnode.com/news/pogmatwana-pragmatyka/).
Pod tym samym linkiem, przytoczonym tuż powyżej, znajdziesz – polski Czytelniku, a niebawem Elektoracie – następujące moje przesłanie:
Jeśli zatem okaże się, że jakaś „grupa przywódców” robi zupełnie co innego niż obiecała (np. jedna zamiast oddać władzę w ręce Ludu – zaciska pętlę wokół samorządów, a inna zamiast trwać przy lewicowości, szuka przytuliska pośród liberałów) – to przeciętny „elektorat” nie wyniucha tego pośród mimikry medialnej, ale w burzliwym czasie Epanástasi prawdziwy Wyborca-Obywatel natychmiast wyłapie fałsz kierując się feromonem ideowym.
I wtedy działa mechanizm reorientacji: skoro „wszyscyśmy w jednakim położeniu społecznym” (jednakowo paskudnym) – to nie baczmy na różnice kosmetyczne. Bo wspólną sprawą jest nie dać się wyprowadzić na manowce, nie dać się prowadzić jak barany w kierunku innym niż się nam wmawia.
To są decyzje trudne indywidualnie, dlatego ich fermentacja przyspiesza właśnie podczas Epanástasi, wybuchowej ruchawki.
Wyborco-Obywatelu! Masz ułatwione zadanie. Jeśli dzwoni w Tobie niepokojący dzwoneczek – poczekaj, prawie na pewno ktoś zacznie „na ulicy” szumieć, wtedy będzie czas na prawdziwie wyborczą decyzję, na odrzucenie ściemy i podążenie za feromonem politycznym.
Bo inaczej nam się da Vinci będzie kojarzyć niczym barszcz z drugiej części tytułu niniejszej notki…
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo