Jan Herman Jan Herman
486
BLOG

A wojna z nienawiścią?

Jan Herman Jan Herman Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Jeden z moich real-znajomych został właśnie przeze mnie znienawidzony z niskich pobudek (zawiść), bo celniej niż ja umiem - dźgnął zaangażowaną satyrą hipokryzję około-gdańską. 

Sięgnął głęboko: świat nie składa się z samego dobra, piękna, prawdy, prawości, sprawiedliwości, a bywa, że przeciwieństw tego wszystkiego jest więcej niż większość.

Taka konstatacja oznacza, że albo godzimy się ze złem, nieprawością, ćwiczeniami z prawdy – albo się nie zgadzamy. A jeśli już się nie zgadzamy – to tak dla podkreślenia obecności, czy rzeczywiście…?

Andrzej pisze: >>Ja nienawidzę ludzi, którzy wyrzucają ludzi z domów, odbierają dochód, stosują nieuzasadnioną prawdziwą koniecznością przemoc, rozpychają się kosztem słabszych, wykorzystują cudzą bezbronność bądź niewiedzę, zbijają kapitał na służeniu wielkim przeciw mniejszym, ignorują podjęte przez siebie obowiązki wobec społeczeństwa czy jednostek w imię cwaniactwa, lenistwa czy poczucia wyższości. Nienawidzę funkcjonariuszy publicznych bez krzty odpowiedzialności społecznej, handlarzy uczuciami i prawami innych, oślizgłych podlizuchów elit, wielkich bonzów kapitalizmu i drobnych cwaniaków wyciągających z cudzej kieszeni monetę z lisim uśmiechem na ustach. Nienawidzę kapłanów przemocy dla przemocy, ale i estetów moralnych, których twarde zasady zabraniają mi nienawidzić czy dać po pysku oszustowi niepłacącemu pensji za wykonana pracę<<

I dalej: >>Nienawidzę ich naprawdę na maxa, mam wrażenie, że od zawsze i gardzę nimi z podobną werwą, i w razie potrzeby żądam ich ukarania z surowością połączoną z zachowaniem ich praw podstawowych tj. nie bycia torturowanym, prawem do obrony w sadzie, opieką zdrowotną w szpitalu itd. I co, mam się tego wstydzić? Dlaczego?<<

Najbardziej odpowiadają mi jego uwagi natury etycznej:

>>Alternatywą dla nienawiści i pogardy MOŻE BYĆ (podkreślenie moje, JH) wybaczenie, czego wymaga moja religia i którego wartości nie da się przecenić. Myślę, że umiem wybaczać, choć nie zawsze i nie każde zło, ale przecież żyję w świecie społecznym, a moje uprawnienie do wybaczania nie może obejmować nadstawiania cudzego policzka czy zgody na sól w czyjej ranie. Czy jestem z tego powodu zapiekłym egoistą w świecie powszechnej miłości czy tylko realistą w morzu powszechnej obłudy?<<

Wybaczenie (to już ja, JH) to sztuka (art) najwyższych lotów. Najmniej w tym wybaczeniu znaczą słowa. Kiedy sędzia albo nauczyciel czy rodzic wydają polecenie „podajcie sobie ręce na zgodę” – to czynią szkodę nakazowi wybaczania. Bo do wybaczenia trzeba dojść samemu, pozwolić na cierpliwie fermentującą w człowieku analizę tego co się stało, wniknąć w rację „przeciwnika”, odsapnąć od gorących tu-teraz emocji.

W mojej wspólnocie religijnej często pada pytanie: czy uzyskałeś dobrowolne, niewymuszone niczym wybaczenie od swojej ofiary…? Bo samo żałowanie swoich postępków (grzechów?) nie załatwia niczego. Śmiem twierdzić, że również zadośćuczynienie. Dopiero przyjazny gest pokrzywdzonego, niezwiązany z „wymaganą-zalecaną poprawnością” – zbliża nas do stanu spokojności sumienia.

>>Oczywiście jest prawdą – pisze dalej Andrzej – że nienawiść można i należy redukować. Nade wszystko w jednej sferze – tam, gdzie nie jest ona typem emocji, uzasadnionych lub nie, ale po prostu produktem, tworzonym i sprzedawanym na zimno, dla kasy i prestiżu. Patrzę na tę wyszminkowaną, wyżartą inteligencję, która - gdy zobaczyła gołą przemoc na żywo między odkurzaniem chałupy a schabowym, albo wyjściem na sushi, nagle dostała amoku wrażliwości i popadła w mistycyzm miłości do świata. Zastanawiam się, ilu z nich produkuje to całe gówno lejące się z mediów, żywi scenami sześciominutowego gwałtu w programie telewizyjnym rzekomo poświęconym poszukiwaniu przestępców, kupuje swoim dzieciakom Big Maca za kasę uzyskaną z hodowania małolatów na grach komputerowych pełnych krwi, trzepie o przemocy za pensję reżysera czy wierszówkę na piwo? A ilu nie poda ręki dziennikarzowi "Superaka" walącemu teksty pod agencyjne fotki pokrojonych ludzi, przestanie szanować wujka za to, że robi dla armii strzelającej za granicą do ludzi, którzy nigdy na nas nie napadli, czy zrezygnuje z dobrej kasy u dystrybutora filmów akcji? I chyba nie są to bezzasadne pytania, bo nienawiść wokół nas nie bierze się z polityki, wręcz przeciwnie - to polityka transmituje podkład kulturowy "wyżej", do rzekomych elit. To nie one uczą nas nienawiści, to zwykli ludzie wybierają ich, bo takie mają oczekiwania, - a przemoc, nienawiść, pogarda nabywana przez nich codziennie w supermarkecie, dystrybuowana wokół jawnie i bezwstydnie, tworzą podkład kulturowy, na którym zarabiają krocie nie lumpy, robotnicy czy sklepowe, ale właśnie ta superwrażliwa yntelygencja, która dzisiaj słania się w spazmach po śmierci swojego idola i zabrania mi nienawidzić zmarłych kacyków<<

Mam na tych mądrych uwagach Andrzeja własną pieczeń do upieczenia. Otóż raz na 50 moich licznych notek posyłanych hurtem w blogosferę (zdarzają się dni, kiedy nic nie piszę, ale to rzadkość) – piszę teksty paskudne, i choć są one podszyte emocjami, jakie Andrzej zauważa bystrym piórem – to piszę je na zimno, mając pełną świadomość, że są estetycznie paskudne i nie do końca jasne moralnie. Ale piszę. Jest potrzeba – wmawiam sobie. Bo ktoś czyni zło świadomy tego zła i swojej w nim roli.

Nazwałem kilka dni temu – po kilkakroć, w kilku notkach – wielkiego celebry tę i dobrodzieja – kryminalistą. Połowa moich licznych fb-znajomych i tyluż realnych przyjaciół stanęła „słupka zajęczego”. Całym swoim wnętrzem wypierali mój tekst z pamięci, ale znają mnie i wiedzą, że nie zwariowałem, czyli o coś mi chodzi.

Dziś podtrzymuję swoją opinię, bo nie zrodziła mi się ona spontanicznie, tylko dojrzewała całe lata, wzdłuż moich jego obserwacji rozpoczętych w chwili bezpośredniego kontaktu w działaniu. Jaki hejt, jaka nienawiść? Po prostu w tej sprawie – i w kilkudziesięciu innych – jestem pryncypialny, a wiedząc najlepiej, że nie jestem bez skazy, daleko nie jestem – słowo „pryncypialny” zamieniam na „świętoszkowaty”.

Andrzej wcelował idealnie w moją słabość: chodzę i piszę oburzony na różne paskudztwa, hipokryzję, egzaltację, wydrowatość, rwactwa, łajdactwa – jakbym w ten sposób chciał odsunąć uwagę bliskich od moich porażek moralnych, które oni widzą na bieżąco. Oczywiście, kocham samego siebie dużo bardziej niż dowolnego bliźniego, więc jakoś sobie radzę z tymi „dwuznacznościami”, ale na dobrą sprawę, jeśli mi Wszechmocny kiedyś położy na biurko moje własne akta, nie mówiąc, że to moje – sam bym siebie wtrącił do piekieł, z możliwością warunkowego zwolnienia dopiero, kiedy nadejdzie Millenium.

Tyle dobrego, że nie jestem (chyba) baranem, więc unikam owczo-stadnych zachowań i zbiegowisk. Nie uważam, że ciężkie doświadczenie, choroba terminalna czy śmierć albo upadek – a przede wszystkim egzaltowane gusła nad „człowiekiem” – oczyszczają kogokolwiek z jego win, więcej: sądzę, że skoro jakiś rozdział zamknięto, to tym bardziej należy ów rozdział podsumować, dla porządku, a nie dobrotliwie i szlachetnie „umarzać sprawę”.

Bo jeśli nie – to naśladowców Złego-Kłamliwego-Obrzydliwego-Nieprawego będzie coraz więcej, a każdy z nich będzie liczył na trzy korzyści: zysk osiągnięty w wyniku niecnoty, wybaczenie pośmiertne – no, i śmierć dobrą, piękną, łagodną.

Jest taka opowieść anegdotyczna: klient prosi fachowca, by załatwił sprawę szybko, solidnie i tanio. Odpowiedź fachowca godna jest mądrości Andrzeja, wyżej cytowanego: szanowny kliencie, z tych trzech żądań spełnię tylko dwa, wybieraj pan – które.


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo