Jan Herman Jan Herman
1331
BLOG

Urban kiedyś umrze. Między geszeftem a prawdą

Jan Herman Jan Herman PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 39

Wyjaśnijmy sobie od razu, że Urban jest takim samym Żydem jak większość z nas. Pochodzi po prostu od Adama i Ewy, może nawet w prostej linii. Oczywiście, wikipedyści natychmiast wychwycą dwu-zdanie: „Pochodzi z inteligenckiej, zasymilowanej rodziny żydowskiej, związanej ze środowiskiem robotniczym Łodzi. Urodził się jako syn Jana Urbacha, dziennikarza, członka PPS, współwłaściciela dziennika „Głos Poranny” oraz Marii z domu Brodacz (1900–1994)”.  

Notka będzie o tym, że gdyby się mnie zapytał Jarosław Kaczyński, kogo bym polecał na kierownika propagandy PiS-owskiej – wskazałbym bez namysłu właśnie Urbana. Ale nie tego staruszka, lekko niezrównoważonego, jakim go dziś „niektórzy” obserwujemy, tylko tego „około pięćdziesiątki”. W najwyższej będącego formie.

I jeszcze zastrzegę: niniejszy tekst nie jest manifestacją polityczną. To są luźne dywagacje na temat granic sztuki dziennikarskiej, w Polsce będącej w zaniku.

W moim przekonaniu Urbana pchnęły na wyżyny następujące epizody:

1. Rodzinna gehenna okupacyjna, kiedy to jego rodzice ponosili konsekwencje zamiany PPS-owskiej Łodzi na Kresy, z Lwowem w roli głównej (Urban miał wtedy 6-12 lat);

2. Praca w „Po prostu”, owocująca następnie publicystyką na wpół konspiracyjną, pod różnymi pseudonimami (Urban miał wtedy 22-37 lat);

3. Praca w rządzie rozumiana przez Urbana jako służba dla Generała W. Jaruzelskiego („wkręcił” go Mieczysław Rakowski, ale Urban dołożył od siebie „wszystkie talenty”);

4. Początki pisma NIE, przy pomocy którego Urban odreagował – za pomocą przerysowanego nihilizmu – całą swoją niechęć do Transformacji z jej kulisami;

Przyglądam się tej niemałej rzeszy rzeczników rządów kolejnych – i widzę, że rzadko który trwał na posterunku dłużej niż 15 miesięcy, a na palcach jednej ręki można policzyć osoby znaczące cokolwiek w polityce: M. Niezabitowska, A. Jakubowska, J. Sellin, P. Graś. Na pewno nikt z tego grona nie wyszedł poza rolę „posłusznej obsługi informacyjnej” działań ekip rządowych.

Tym bardziej przypomnijmy: Jerzy Urban przez kilkanaście lat miał formalny zakaz publikacji (potem już „tylko” zakaz tworzenia pod własnym nazwiskiem), a objął funkcję „pod” Generałem, mającym bardzo niewybujałe poczucie humoru – a jednak stworzył taką instytucję rzecznika, której dziś można tylko pozazdrościć. Żyją do dziś jego ówcześni asystenci, wiedzą, ile „od siebie” wniósł J. Urban.

* * *

Wyrażam pogląd, że gdyby jakikolwiek rząd mieniący się lewicowym był tak „wrażliwy społecznie” jak rządy firmowane przez „Prezesa” – to nie tylko proletariat (złożony z „moherów”, „ubogich-zatrudnionych”, pracowników „śmieciowych”, „zmarginalizowanych” i „odrzuconych”), ale i rozmaite poważne siły polityczne piałyby z zachwytu, nawet jeśli doszukiwałyby się w „plusach” ryzyka budżetowego.

Tymczasem akurat tej formacji, która rządzi, wygraża się Radbruchem, odmawia się jej prawa dowolnego korzystania ze zwycięskich kampanii wyborczych, oczywiste inwestycje w odzyskanie kondycji materialnej wielkich środowisk wykluczonych – nazywa się „kupowaniem elektoratu” i obciąża się anatemą, z „sanacją-faszyzmem” w domyśle. Owa odmowa – że wspomnę swój ulubiony „Raport gęgaczy” – datuje się na lato 2015, czyli na długo przed zmianą formacji rządzącej w Polsce.

Jest oczywiste, że w Polsce trwa „stan wojenny”: władza odrzucana przez formacje pretendujące do miana euro-demokratycznych (nazywam je łącznie Ententą) robi swoje, czyli likwiduje geszefciarskie kiście narosłe wokół „transformacyjnej nomenklatury” lokalnej, szczególnie w „Miastach z placem centralnym” (tędy biegnie podział polityczny w Polsce, po przeciwnej stronie są „Miasta i wsie parafialne”).

Władza ta – w czasach, kiedy na całym świecie podstawą wszelkiej gospodarki są budżety (a już nie korporacje, banki) – jako formacja rządząca w Polsce znakomicie wpisuje się w tę – jak dotąd nową dla świata – formułę. Pod względem estetycznym jej rządy są paskudne, przynajmniej ja tak sądzę. Ale sądzę równie dobitnie, że „ludzie Prezesa” wciąż poszukują formuły o znaczeniu „relanium społecznego” (tak, relanium to psychotrop). Ludność naszego ulubionego Kraju żyje w ciągłym napięciu, boryka się z awanturami o byle co, a sprawy najistotniejsze nadal obserwuje zza szyby.

Za szybą polską jest samorządność, gospodarka dobra wspólnego, swoboda tworzenia materialnego i duchowego. Czyli – demokracja, obywatelstwo. A dlatego tam jest – że kiedy eksponowano je swobodnie – to zostały wykradzione przez rozmaite patologie transformacyjne.

Dlatego obecną sytuację w Polsce nazywam „stanem wojennym”: wkładamy za szybę najważniejsze elementy cywilizacyjne, do czasu spacyfikowania, spenalizowania polskich patologii, które – bez szyby – wykradną i zawłaszczą, skierują przeciw ogółowi samorządność, gospodarkę dobra wspólnego, swobodę tworzenia materialnego i duchowego. Przecież wiemy, że tak się właśnie stało…

* * *

Oczywiście, ani „kaczory”, ani Ententa nie są bez grzechu. Tak jak na początku lat 80-tych bez grzechu nie była ani „komuna”, ani „solidaruchy” (oba określenia – wielce umowne).

Jerzy Urban, człowiek życiowo doświadczany, ale z refleksem społeczno-politycznym i z dużą dozą dowcipu – wskazywał 10-milionowej Solidarności i zagranicznemu korpusowi dziennikarskiemu, że mało estetyczne, jak najbardziej POPRAWNE LOGICZNIE działania ówczesnego rządu są skierowane przeciw tym, którzy są zaprogramowani na „nie bo nie”, a zdecydowana większość „spokojnego ludu” może spać spokojnie, nikt nań nie nastaje.

Przy czym, miał świadomość, że nieco się tapla: było już wtedy jasne, że takie działania jak IRCH-a – to była formacja nieco tępych (uśredniłem) hunwejbinów, a nie ekonomistów czy w ogóle inteligentów rozgarniętych w sprawach społecznych. Urban i to wziął na siebie, z właściwym sobie biglem dziennikarskim. IRCH-a była odgromnikiem, żyjącym z donosów szarego ludu na kombinatorów i geszefciarzy (patrz: dzisiejsza instytucja „sygnalizatora”, o niebo słabsza).

* * *

Urban już jest w stanie agonalnym: mówię o takim dziennikarstwie, które – mimo swojego bezgranicznego bogactwa warsztatowego – jest w stanie oddać się w służbę pojedynczemu człowiekowi władzy, aby wesprzeć jego walkę z Ententą. I jednocześnie pozostać dziennikarzem, z całym krytycyzmem wobec spraw dyskusyjnych będących udziałem „władzy”. Bo mu wierzy, nie patrząc korzyści.

/podpowiem, że pewien były rzecznik prasowy ugrupowania rządowo-koalicyjnego dla PiS – siedzi od trzech lat w areszcie, z durnymi podejrzeniami o szpiegostwo, z zakazem politykowania pod własnym nazwiskiem/


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka