Jan Herman Jan Herman
224
BLOG

Glosa do tekstu, który jeszcze się nie ukazał

Jan Herman Jan Herman Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 5
Sam nie mogę pojąć, skąd we mnie tyle rozterek i obaw przed opublikowaniem tekstu, który wydaje się dla mnie oczywisty, ale mam wrażenie, że „tak w ogóle” oczywisty nie jest. Chciałbym być właściwie zrozumiany poprzez ten przygotowywany tekst, co będzie trudne pośród „publiczności” tarmoszonej uprzedzeniami i skłonnej do „przemocy symbolicznej”. Ale chcę ten tekst puścić, bo… kiedyś się ziściły moje fatalne przewidywania co do ZSRR, żyjemy w rzeczywistości, którą wtedy przewidziałem (uwaga: a nie mówiłem…?):
… swego czasu, w pewnej poważnej wypowiedzi o charakterze naukowym, najpierw „udowodniłem”, na materiale propagującym osiągnięcia ZSRR, że owo ZSRR nie było krajem przemysłowym, tylko przed-rolniczym (proporcje zatrudnienia, oraz tzw. dominująca treść pracy, potęga struktur podstawowych), z enklawami przemysłu i z błędną formułą usług. Założeniem tamtej pracy była prawdziwość procesu rozwojowego, od pozyskania biernego (zbieractwo, myślistwo, wyręby), poprzez pozyskanie intensywne (wyrywanie Ziemi jej zasobów i potencjału: kopaliny, tamy wodne), potem poprzez rolnictwo (gospodarka w sferze upraw i hodowli oraz ich proste przetwórstwo), przemysł (gospodarowanie ukrytymi właściwościami dóbr, np. silnik jako przetwornik energii), usługi (sieci-struktury-systemy-procesy w służbie człowieka). Po czym – zgodnie z konceptem – potoczyła się historia. Szczegóły w innym czasie, w innym miejscu, książka nie została opublikowana. Tym razem jest podobnie: widzę dziesiątki „dowodów”, które niby dowodzą jednego, a w rzeczywistości świadczą o czymś całkiem innym…
Tamtej „racji” nie zdyskontowałem, choć przez ostatnich 30 lat wszystko „idzie po mojemu”, wedle moich obaw-przewidywań. Miałem – okazuje się – dobre narzędzia opisu procesu globalnego. Tym razem chcę, by doceniono moją przenikliwość (he-he, chwalipięta i pyszałek…). Każdy inny płodziłby w takiej sytuacji prorocze książki…, choćby mylne, jak Fukuyama…
Coraz częściej spotykam się (w blogo-sferze i w „debacie”) z opinią, której zupełnie nie pojmuję, taką oto, że jestem pisowskim trollem, spamerem. Opinia ta uzupełnia gamę epitetów, takich jak „komuch”, „lewak”, „filozof-wykształciuch”. To może dowodzić tego, że jestem „uniwersalny”, ale też tego, że „mamusiu, nikt mnie nie rozumie”.
W każdym razie staram się, aby moje poglądy jakoś uzasadniać, traktuję Czytelnika poważnie. Za to mniej poważnie traktuję polityków, którzy wiedzą wszystko o wszystkim i to zawsze lepiej niż inni politycy i fachowcy różnych dziedzin – choć już ich zachowania i decyzje traktuję jak najbardziej poważnie, można powiedzieć: śmiertelnie poważnie, bo dotyczą mnie i kawał świata.
Mój tekst, którym się tak „odgrażam”, a który jeszcze dopiekam i przyprawiam dla smaku – jest pozornie o Polsce. I ma roboczy tytuł „Polska jest do odstrzału” (mały fragmencik na próbę zamieściłem, https://www.salon24.pl/u/matuzalem/955728,polska-jest-do-odstrzalu-ciag-dalszy-nastapi ).
W rzeczywistości jest on o tym, jak Europa Środkowa jest postrzegana (optyka) i traktowana (praktyka polityczna) przez świat, ze szczególnym uwzględnieniem:
1. Europy (zachodniej), która przeżywa kryzys tożsamości, rozpaczliwie próbuje mieścić się w demokracji helleńsko-podobnej, ale zmaga się bezsilnie z własnym dziełem politycznym pod nazwą Unia Europejska – EUROPA TRAKTUJE POLSKE W STYLI „SKRZYDEŁKO CZY NÓŻKA”;
2. Rosji, która już wreszcie zdaje się pojmować swoją drugorzędną rolę w procesach dziejowych i próbuje odnaleźć się w globalnej układance w roli pomocnika Chin jako założycielka interesującego projektu BRIC(S). ROSJA TRAKTUJE POLSKĘ JAK ODWIECZNE SWOJE UTRAPIENIE, NIEREFORMOWALNE;
3. Orientu, który wobec Europy Środkowej wystawił swoje trzy twarze: mongolsko-tatarską, turecko-osmańską, izraelsko-arabską i zakaukaską, każda inna i każda nie byle jaka, godna uwagi większej niż Polska poświęca. ORIENT TRAKTUJE POLSKE JAKO NIEPEWNY PUNKT NA MAPIE GLOBU;
4. Ameryki, znanej w Polsce prawie wyłącznie jako USA, która pod względem militarnym przerasta cały świat o głowę, pod względem gospodarczym jest najbardziej bezwzględnym łupieżcą w historii – a i tak bankrutuje. AMERYKA TRAKTUJE POLSKĘ JAK PRZYCZÓŁKOWĄ PROWINCJĘ;
Siły te są zaangażowane, każda na swój sposób – w wojnę amerykańsko-chińską, toczącą się jawnie, otwarcie od kilkunastu lat, przybierającą na sile, zmierzającą ku kulminacji, może nie jedynej. Polem tej wojny jest Cyber-Przestrzeń oraz Bliski-Kosmos, a ofiarami są – jak na razie – rozmaite elementy mezo-infrastruktury (black-out-y) i wielkie zbiorowości ludzkie (pozbawiane, poprzez wykluczenia, pełni człowieczeństwa).
Strona amerykańska chroni swojego odwiecznego „sposobu na życie” (zabór, łupiestwo, kolonizacja, drenaż, wojny surowcowe i handlowe oraz finansowe), instalując swoje garnizony i wywiadownie gdzie się da, ostatnio w Kosmosie.
Strona chińska serwuje światu osobliwą giga-spółdzielnię inwestycyjną, ćwicząc zresztą na własnej substancji terytorialnej i ludnościowej rozmaite warianty (dziś najbardziej spektakularny jest projekt Nowego Jedwabnego Szlaku).
Oba super-mocarstwa nie są z kryształu, świat może wybierać to, które wyda się poważniejsze jako gwarant (s)pokoju i postępu. Trzeciego wariantu raczej nie widać, a chwila „ostatecznego wyboru” (pierwszej kulminacji) – chyba za naszego życia.
Ważnym sojusznikiem Ameryki jest w tej rozgrywce zarówno Chrześcijaństwo, jak też Żydzi. Wspólnie stanowią one ideową odpowiedź na „socjalizm z chińską specyfiką”, którego to projektu w Polsce raczej nie znamy, a szkoda.
Widzę niemal jasno proces, na mocy którego obie „pretensje teologiczne” oferują Ludzkości patent na godność, tożsamość, rozwój duchowy. Na przeszkodzie stoi zarówno europoidalna sekularyzacja, ale też zwierzęca wręcz, nieskrywana nienawiść chrześcijan wobec Żydów (z wzajemnością), z „tym trzecim” w tle (islam), i z wewnętrznymi ansami chrześcijan między sobą.
Tu pojawia się Europa Środkowa, przestrzeń dla powrotu chrześcijan na łono judaizmu. Tak, czeka nas (przewiduję) ponowne zespolenie). Choć to brzmi jak ponury żart – dopuszczam powolne przenikanie się Sanhedrynu i Konklawe, przy czym to jest zaledwie mały klocuszek w układance, w grę wchodzi kilkanaście kościołów chrześcijańskich do najmniej.
I dopiero w tej przestrzeni – widzę Polskę, a w niej (już coraz bardziej widoczną) ramową strukturę społeczną:
1. Ruch na Rzecz Gminu, z elementami patriotyczno-parafialnymi, trącący autorytaryzmem, od lat reprezentowany przez formacje znaną w skrócie jako PiS;
2. Ruch na Rzecz euro-Amalgamacji, z elementami euro-korporacyjnymi, trącący mega-neo-totatlitaryzmem;
3. Nowe ruchy wyraźnie grające w „globalistyce”, choć pozornie rodzime: tu przykładami są Wiosna i Razem, itp.;
Skracając się do granic możliwości, stawiam pod dyskusję tezę:
>Europa Środkowa, szczególnie „na północ i wschód od Karpat”, która od kilkuset lat jest „przejściowa-tymczasowa” i nie zajmuje zbyt dużo miejsca w poważnych planach europejskich (te grają w grę: zdezorientować, oskubać, następnie z tego co skubnięte czynić dobroczynność i oswajać), ostatecznie stanie się amerykańskim przedpolem w wojnie z Chinami o Nowy Jedwabny Szlak (o podstawienie nogi temu projektowi). Zarządcą pomocniczym w tej sprawie będzie Izrael (żywioł żydowski), a właściwie ta część Izraela, która nie jest Syjonem (wspólnotą Sprawiedliwych), bo dla Sprawiedliwych jest Ziemia Obiecana. Polakom – skoro już jesteśmy nas Wisłą – pozostaje rola drugorzędnego pionka w tym planie, zgodnie ze Starym, mojżeszowym Przymierzem (Żydzi nie czują się zobowiązani Nowym, jezusowym Przymierzem, kierują się PRAWEM boskim, a nie MIŁOSIERDZIEM jezusowym)<
Właśnie karkołomność tej tezy – bardzo prawdopodobnej, ale nie oczywistej – jest przedmiotem moich obaw. Bo jeśli kolejnym epitetem skierowanym do mnie będzie „szabes-goj” – to się załamię. Zwłaszcza, że w tej wojnie Ameryki z Chinami stoję otwarcie po stronie chińskiej, mnie amerykański styl życia nie interesuje, wolę uczestniczyć w projektach giga-spółdzielczych.
* * *
Jeśli piszę „fantazje” o tym, że trwa – najważniejsza jak dotąd w Historii Globu – wojna między „grupą chińską” a „grupą amerykańską”, a potem zakładam (hipotetycznie), że ważnym, może kluczowym żywiołem tej wojny jest „fenomen żydowski”, który swoje „miejsce na wzgórzu strategicznym” mości sobie w miejscu kultu Jezusa, Maryi i Papieży – to ani chybi jestem żydopodobny.
Wtedy łatwo będzie przegapić, że – akurat ja – samą wojnę, a także prących do niej Amerykanów i zawiadujących gospodarką zamorską Żydów – uważam za przeciwników. Piszę nie o tym, czego pragnę i co planuję – tylko o tym, co nieuchronne, czyli o tym, że jako Europa Środkowa (Polska)”udostępnimy” Żydom przestrzeń strategiczną, własną przestrzeń, „wyspę” na Ziemi. Czy tego chcemy, czy nie.
Widzę – z dziesiątków drobiazgów w wykonaniu naszych władz, niezależnie od opcji ideowo-politycznej – że one już ową konieczność zaakceptowały, a „problemem” jest już tylko „wrodzone”, irracjonalne antyżydostwo polskich „zastępów” jezusowych, maryjnych, papieskich, dalekich od zaakceptowania roli „służby szabasowej”, ale cóż, nie takie operacje na „zbiorowym psyche” widzieliśmy.
Jestem (w swoim wnętrzu) przygotowany na to, że na czas wojny (np. na kilka dziesięcioleci – moja ojczyzna stanie się żydowskim zapleczem Ameryki, jako Neo-Chasydia, Vice-Syjon (pojęcia objaśniam w przygotowywanym tekście, może już jutro…). Jako – odważę się – pobojowisko, bo tyle znaczymy dla Świata, dla Zachodu, dla Żydów.
Nie kopię się z koniem, przyjmę to czekające nas doświadczenie w ten sposób, że zachowam swoja polskość na czas przegranej amerykańskiego projektu, kiedy powinna będzie spełnić się chińska obietnica globalnej harmonii w różnorodności.
Ale mimo to liczę na ostateczną wygraną „spółdzielczych” projektów chińskich i przegraną amerykańskich. I to nie wygraną pyrrusową, poprzez zniszczenie przeciwnika. Powtórzę: pod względem poszanowania praw człowieka oba mocarstwa mają wiele za paznokciami (wart Pac pałaca), ale podejmowane przedsięwzięcia giga-gospodarcze (versus giga-militarne) czynią mnie chinolubnym.

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka