Jan Herman Jan Herman
525
BLOG

Despekt środkowoeuropejski. Przetrwanie przez rozmemłanie

Jan Herman Jan Herman Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Od dłuższego czasu dojrzewa(ła) we mnie myśl, która jest odpowiedzią na pogarszającą się od dwóch pokoleń – dla mnie to oczywiste – międzynarodową pozycję Polski (Europy Środkowej). Należę do tych, chyba choleryków, którzy gwałtownie reagują na własną bezsiłę wobec przemożnych, miażdżących procesów – ale potem przechodzą do „akcji przeciw-powodziowej”, i nie chodzi o przedsięwzięcie ratownicze, tyko o znalezienie jakiegoś niezatapialnego wehikułu, na którym można przetrwać, niczym na Arce. 

Myśl tę – o potrzebie zbudowania arki, z której lepiej widać rzeczywistość, tę zaś w moim przekonaniu, nie wiem dlaczego – opisuje doskonale jedna z „Bajeczek Babci Pimpusiowej”, autorstwa niezapomnianego, wciąż niedocenianego filozofa codzienności, Andrzeja Waligórskiego:

Raz ordynarny niedźwiedź kucnąwszy na łące

W dość niewybredny sposób podtarł się zającem.

Zając się potem żonie chwalił po obiedzie:

- Wiesz stara, nawiązałem współpracę z niedźwiedziem!

Im bardziej brniemy w naszą narcystyczną „Niepodległą”, tym bardziej widoczna jest nasza „pawiowatość i papugowatość” (Słowacki) – ale też „przepiórkowatość” (vide: a ta przepióreczka latała, latała, aż się…”.

Jako przepiórka jesteśmy wybornym dodatkiem do menu globalnej gospodarki i polityki. Sami jednak wciąż głosimy własną chwałę „tych, co obcują z najmożniejszymi”, i nie dostrzegamy, że albo stoimy w przykucu obok rozpartego w fotelu magnata światowego, gotowi podpisać cokolwiek nam podsunie,licząc niczym kot na sperkę, albo paradujemy w obcej nam duchowo mycce uczestnicząc w równie nam obcych obrzędach, legitymizując własną trzeciorzędność w ten akurat sposób. Albo się wygłupiamy na pośmiewisko, pomiatając własnymi generałami: szogun, do nogi…

Piszę to wszystko bez satysfakcji, a nawet z bólem w duszy i sercu, z czarną refleksją, bom syn polskiej kultury i historii, dumny ze swojej polskości i pragnący dla Ojczyzny jak najlepiej.

Czynu mi się chce rozumnego, a miejsca na ten czyn coraz mniej, bo sprawy nie czekają, miażdżą niezdecydowanych…

* * *

Zatem – lamenty na bok, choć jest nad czym lamentować. O co chodzi?

1. Kraje Europy Środkowej są od kilkuset lat doświadczane własną niemocą polityczną, a można to datować upadkiem Rzeczypospolitej, pośród spazmów Konstytucji 3 Maja;

2. Niemoc ta polega na tym, że cokolwiek poważnego dzieje się w obszarze między Morzem Bałtyckim, Morzem Czarnym i Morzem Adriatyckim – jest dziełem Zachodu, Rosji lub Orientu;

3. Jestem współautorem określenia Europy Środkowej jako ABC, dlatego mam prawo na użycie specjalnie w tym celu osobnego, zmodyfikowanego określenia ABpE : Mare Adriaticum, Baltijas jūra, Pontus Euxinus;

4. Od końca XVIII wieku przemożny wpływ na historię i pozycję Europy Środkowej ma imperium Romanowów, imperium Osmanów oraz Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego, a po I Wojnie Światowej – Rosja (ZSRR), Europa Teutońska oraz Lewant , nad tym trzema żywiołami najsprawniej kontrolę trzyma USA i jej globalne macki;

5. Mniej-więcej od 100 lat Europa jest konsekwentnie, choć „ruchami robaczkowymi” kolonizowana przez USA, a Lewant „odzyskuje” Europę Środkową (ABpE), z której na skutek Holokaustu (Shoah) i innych wrogich żydostwu procesów– został wypchnięty;

6. Wobec tego wszystkiego największe obszary Europy Środkowej (Przybałtyk, Rzeczpospolita, Ukraina, Rumunia, Bałkany) okazują się wciąż biernym, bezpodmiotowym uczestnikiem, a ich suwerenność jest niskogatunkowym towarem w „obrocie traktatowym” największych mocarstw;

Reakcją „tutejszą” na to jest osobliwy nacjonalizm, inny niż zachodnio-europejski, taki jak niemiecki, francuski, włoski: w Europie nacjonalizm polega na silnym podkreślaniu historycznych wartości i zasług gromadzonych co najmniej od dwóch tysiącleci, natomiast nacjonalizm środkowoeuropejski jest reaktywny, rozpaczliwie wyraża kompleks spowodowany kulturową amalgamacją , oswajaniem przez obce kultury.

Wydaje się, że kilkusetletnie procesy dające się ująć określeniem „despekt środkowoeuropejski” trwale zdefiniowały drugorzędną pozycję Europy Środkowej w świecie międzynarodowym, w tym pośród mega-procesów gospodarczych, dyplomatycznych, rzutuje na nasze samo-postrzeganie.

Polska jest do odstrzału

Powyższe oświadczenie było do dziś roboczym tytułem całego eseju. Mając świadomość, że może on być odebrany z jednej strony jako pogardliwy wobec Polski i Europy Środkowej, a z drugiej strony jako „uwagi natury teorii spiskowej”, na koniec jako „panicznie antysemicki” – certoliłem się z jego ostatecznym zredagowaniem, czas jednak wyjść naprzeciw potrzebie zabrania w tej sprawie głosu, by go „wrzucić do tygla debaty”.

Kilka dni temu opublikowałem „tekst rozpoznawczy”, zatytułowany „Glosa do tekstu, który jeszcze się nie ukazał” (https://publications.webnode.com/news/glosa-do-tekstu-ktory-jeszcze-sie-nie-ukazal/ ). Poprzedziłem go 17 maja krótkimi uwagami na portalu społecznościowym, które tu powtarzam:

>>Piszę artykuł-esej-felieton. Upstrzony dowodami i analizami, trochę przeładowany, nudny

Jego główne tezy:

1. Polacy i Polska zbyt narcystycznie się napinają: 100 lat temu nie odzyskali niepodległości, tylko – od mocarstw – dostali szansę na wojenkę przeciw Bolszewii, która oparła się Entencie i była kolcem w zachodnim tyłku;

2. Europa Środkowa – inaczej Europa „państw przejściowych” – przez 100 lat służyła Północy za poligon, dlatego nie zdołała utworzyć własnego mocarstwa-imperium, tylko wciąż bujała się między Rosją-Europą a Orientem;

3. Obecnie „państwa przejściowe” przeszły chwilowo spod kurateli „gruzińskiej” pod komendę UE, ale w ramach „rozwodu teutońskiej Europy z Ameryką” – przechodzi pod kontrolę USA, a cały proces jest zaledwie częścią gry globalnej;

4. Swoją kontrolę USA będzie sprawować, zaprowadzając tu porządki „neo-chasydzkie”, te zaś polegać będą na para-cofnięciu Nowego Przymierza (deal Jezusa ze Stwórcą) do Starego Przymierza (Deal Stwórcy z Mojżeszem);

5. Elementem takiej układanki globalnej jest powrót KK na łono judaizmu (wzajemne przeniknięcie się Konklawe i Sanhedrynu), a na poziomie doktryny – wzmocnienie kultu boskiego aspektu żeńskiego;

6. Europa Środkowa (ale też np. Hispanidad) „przeznaczona” jest do roli Vice-Syjonu (przestrzeni dla Nie-Sprawiedliwych: Ziemia Obiecana jest tylko dla Sprawiedliwych), preparuje się więc „neo-chasydię” dla szabes-gojów;

7. Taka jest układanka na użytek rozpoczętej już wojny „grupy amerykańskiej” przeciw „grupie chińskiej”, ta zakończy się podziałem „rządu dusz”, a nie rzezią, chyba że tele-informatyczną (wykluczenia „podludzi”);

No, to co, pisać? Czy od razu do aresztu…? Do czubków…? Na Księżyc…? (właściwe podkreślić)<<

Poprzez tę frywolną formę starałem się przezwyciężyć różne swoje obawy. Bo może ten tekst nie jest epokowy – ale dla mnie, dla mojej tożsamości geo-politycznej – jest OGROMNY.

Zamieszczę zatem na początek całość wspomnianej wyżej „Glosy”:

Glosa do tekstu, który jeszcze „się pisze”

Sam nie mogę pojąć, skąd we mnie tyle rozterek i obaw przed opublikowaniem tekstu, który wydaje się dla mnie oczywisty, ale mam wrażenie, że „tak w ogóle” oczywisty nie jest. Chciałbym być właściwie zrozumiany poprzez ten przygotowywany tekst, co będzie trudne pośród „publiczności” tarmoszonej uprzedzeniami i skłonnej do „przemocy symbolicznej”. Ale chcę ten tekst puścić, bo… kiedyś się ziściły moje fatalne przewidywania co do ZSRR, żyjemy w rzeczywistości, którą wtedy przewidziałem (uwaga: a nie mówiłem…?):

… swego czasu, w pewnej poważnej wypowiedzi o charakterze naukowym, najpierw „udowodniłem”, na materiale propagującym osiągnięcia ZSRR, że owo ZSRR nie było krajem przemysłowym, tylko przed-rolniczym (proporcje zatrudnienia, oraz tzw. dominująca treść pracy, potęga struktur podstawowych), z enklawami przemysłu i z błędną formułą usług. Założeniem tamtej pracy była prawdziwość procesu rozwojowego, od pozyskania biernego (zbieractwo, myślistwo, wyręby), poprzez pozyskanie intensywne (wyrywanie Ziemi jej zasobów i potencjału: kopaliny, tamy wodne), potem poprzez rolnictwo (gospodarka w sferze upraw i hodowli oraz ich proste przetwórstwo), przemysł (gospodarowanie ukrytymi właściwościami dóbr, np. silnik jako przetwornik energii), usługi (sieci-struktury-systemy-procesy w służbie człowieka). Po czym – zgodnie z konceptem – potoczyła się historia. Szczegóły w innym czasie, w innym miejscu, książka nie została opublikowana. Tym razem jest podobnie: widzę dziesiątki „dowodów”, które niby dowodzą jednego, a w rzeczywistości świadczą o czymś całkiem innym…

Tamtej „racji” nie zdyskontowałem, choć przez ostatnich 30 lat wszystko „idzie po mojemu”, wedle moich obaw-przewidywań. Miałem – okazuje się – dobre narzędzia opisu procesu globalnego. Tym razem chcę, by doceniono moją przenikliwość (he-he, chwalipięta i pyszałek…). Każdy inny płodziłby w takiej sytuacji prorocze książki…, choćby mylne, jak Fukuyama…

Coraz częściej spotykam się (w blogo-sferze i w „debacie”) z opinią, której zupełnie nie pojmuję, taką oto, że jestem pisowskim trollem, spamerem. Opinia ta uzupełnia gamę epitetów, takich jak „komuch”, „lewak”, „filozof-wykształciuch”. To może dowodzić tego, że jestem „uniwersalny”, ale też tego, że „mamusiu, nikt mnie nie rozumie”.

W każdym razie staram się, aby moje poglądy jakoś uzasadniać, traktuję Czytelnika poważnie. Za to mniej poważnie traktuję polityków, którzy wiedzą wszystko o wszystkim i to zawsze lepiej niż inni politycy i fachowcy różnych dziedzin – choć już ich zachowania i decyzje traktuję jak najbardziej poważnie, można powiedzieć: śmiertelnie poważnie, bo dotyczą mnie i kawał świata.

Mój tekst, którym się tak „odgrażam”, a który jeszcze dopiekam i przyprawiam dla smaku – jest pozornie o Polsce. I ma roboczy tytuł „Polska jest do odstrzału” (mały fragmencik na próbę zamieściłem, https://www.salon24.pl/u/matuzalem/955728,polska-jest-do-odstrzalu-ciag-dalszy-nastapi ).

W rzeczywistości jest on o tym, jak Europa Środkowa jest postrzegana (optyka) i traktowana (praktyka polityczna) przez świat, ze szczególnym uwzględnieniem:

1. Europy (zachodniej), która przeżywa kryzys tożsamości, rozpaczliwie próbuje mieścić się w demokracji helleńsko-podobnej, ale zmaga się bezsilnie z własnym dziełem politycznym pod nazwą Unia Europejska – EUROPA TRAKTUJE POLSKĘ W STYLI „SKRZYDEŁKO CZY NÓŻKA”;

2. Rosji, która już wreszcie zdaje się pojmować swoją drugorzędną rolę w procesach dziejowych i próbuje odnaleźć się w globalnej układance w roli pomocnika Chin jako założycielka interesującego projektu BRIC(S). ROSJA TRAKTUJE POLSKĘ JAK ODWIECZNE SWOJE UTRAPIENIE, NIEREFORMOWALNE;

3. Orientu, który wobec Europy Środkowej wystawił swoje trzy twarze: mongolsko-tatarską, turecko-osmańską, izraelsko-arabską i zakaukaską, każda inna i każda nie byle jaka, godna uwagi większej niż Polska poświęca. ORIENT TRAKTUJE POLSKE JAKO NIEPEWNY PUNKT NA MAPIE GLOBU;

4. Ameryki, znanej w Polsce prawie wyłącznie jako USA, która pod względem militarnym przerasta cały świat o głowę, pod względem gospodarczym jest najbardziej bezwzględnym łupieżcą w historii – a i tak bankrutuje. AMERYKA TRAKTUJE POLSKĘ JAK PRZYCZÓŁKOWĄ PROWINCJĘ;

Siły te są zaangażowane, każda na swój sposób – w wojnę amerykańsko-chińską, toczącą się jawnie, otwarcie od kilkunastu lat, przybierającą na sile, zmierzającą ku kulminacji, może nie jedynej. Polem tej wojny jest Cyber-Przestrzeń oraz Bliski-Kosmos, a ofiarami są – jak na razie – rozmaite elementy mezo-infrastruktury (black-out-y) i wielkie zbiorowości ludzkie (pozbawiane, poprzez wykluczenia, pełni człowieczeństwa).

Strona amerykańska chroni swojego odwiecznego „sposobu na życie” (zabór, łupiestwo, kolonizacja, drenaż, wojny surowcowe i handlowe oraz finansowe), instalując swoje garnizony i wywiadownie gdzie się da, ostatnio w Kosmosie.

Strona chińska serwuje światu osobliwą giga-spółdzielnię inwestycyjną, ćwicząc zresztą na własnej substancji terytorialnej i ludnościowej rozmaite warianty (dziś najbardziej spektakularny jest projekt Nowego Jedwabnego Szlaku).

Oba super-mocarstwa nie są z kryształu, świat może wybierać to, które wyda się poważniejsze jako gwarant (s)pokoju i postępu. Trzeciego wariantu raczej nie widać, a chwila „ostatecznego wyboru” (pierwszej kulminacji) – chyba za naszego życia.

Ważnym sojusznikiem Ameryki jest w tej rozgrywce zarówno Chrześcijaństwo, jak też Żydzi. Wspólnie stanowią one ideową odpowiedź na „socjalizm z chińską specyfiką”, którego to projektu w Polsce raczej nie znamy, a szkoda.

Widzę niemal jasno proces, na mocy którego obie „pretensje teologiczne” oferują Ludzkości patent na godność, tożsamość, rozwój duchowy. Na przeszkodzie stoi zarówno europoidalna sekularyzacja, ale też zwierzęca wręcz, nieskrywana nienawiść chrześcijan wobec Żydów (z wzajemnością), z „tym trzecim” w tle (islam), i z wewnętrznymi ansami chrześcijan między sobą.

Tu pojawia się Europa Środkowa, przestrzeń dla powrotu chrześcijan na łono judaizmu. Tak, czeka nas (przewiduję) ponowne zespolenie). Choć to brzmi jak ponury żart – dopuszczam powolne przenikanie się Sanhedrynu i Konklawe, przy czym to jest zaledwie mały klocuszek w układance, w grę wchodzi kilkanaście kościołów chrześcijańskich do najmniej.

I dopiero w tej przestrzeni – widzę Polskę, a w niej (już coraz bardziej widoczną) ramową strukturę społeczną:

1. Ruch na Rzecz Gminu, z elementami patriotyczno-parafialnymi, trącący autorytaryzmem, od lat reprezentowany przez formacje znaną w skrócie jako PiS;

2. Ruch na Rzecz euro-Amalgamacji, z elementami euro-korporacyjnymi, trącący mega-neo-totatlitaryzmem;

3. Nowe ruchy wyraźnie grające w „globalistyce”, choć pozornie rodzime: tu przykładami są Wiosna i Razem, itp.;

Skracając się do granic możliwości, stawiam pod dyskusję tezę:

>Europa Środkowa, szczególnie „na północ i wschód od Karpat”, która od kilkuset lat jest „przejściowa-tymczasowa” i nie zajmuje zbyt dużo miejsca w poważnych planach europejskich (te grają w grę: zdezorientować, oskubać, następnie z tego co skubnięte czynić dobroczynność i oswajać), ostatecznie stanie się amerykańskim przedpolem w wojnie z Chinami o Nowy Jedwabny Szlak (o podstawienie nogi temu projektowi). Zarządcą pomocniczym w tej sprawie będzie Izrael (żywioł żydowski), a właściwie ta część Izraela, która nie jest Syjonem (wspólnotą Sprawiedliwych), bo dla Sprawiedliwych jest Ziemia Obiecana. Polakom – skoro już jesteśmy nas Wisłą – pozostaje rola drugorzędnego pionka w tym planie, zgodnie ze Starym, mojżeszowym Przymierzem (Żydzi nie czują się zobowiązani Nowym, jezusowym Przymierzem, kierują się PRAWEM boskim, a nie MIŁOSIERDZIEM jezusowym)<

Właśnie karkołomność tej tezy – bardzo prawdopodobnej, ale nie oczywistej – jest przedmiotem moich obaw. Bo jeśli kolejnym epitetem skierowanym do mnie będzie „szabes-goj” – to się załamię. Zwłaszcza, że w tej wojnie Ameryki z Chinami stoję otwarcie po stronie chińskiej, mnie amerykański styl życia nie interesuje, wolę uczestniczyć w projektach giga-spółdzielczych.

* * *

Jeśli piszę „fantazje” o tym, że trwa – najważniejsza jak dotąd w Historii Globu – wojna między „grupą chińską” a „grupą amerykańską”, a potem zakładam (hipotetycznie), że ważnym, może kluczowym żywiołem tej wojny jest „fenomen żydowski”, który swoje „miejsce na wzgórzu strategicznym” mości sobie w miejscu kultu Jezusa, Maryi i Papieży – to ani chybi jestem żydopodobny.

Wtedy łatwo będzie przegapić, że – akurat ja – samą wojnę, a także prących do niej Amerykanów i zawiadujących gospodarką zamorską Żydów – uważam za przeciwników. Piszę nie o tym, czego pragnę i co planuję – tylko o tym, co nieuchronne, czyli o tym, że jako Europa Środkowa (Polska)”udostępnimy” Żydom przestrzeń strategiczną, własną przestrzeń, „wyspę” na Ziemi. Czy tego chcemy, czy nie.

Widzę – z dziesiątków drobiazgów w wykonaniu naszych władz, niezależnie od opcji ideowo-politycznej – że one już ową konieczność zaakceptowały, a „problemem” jest już tylko „wrodzone”, irracjonalne antyżydostwo polskich „zastępów” jezusowych, maryjnych, papieskich, dalekich od zaakceptowania roli „służby szabasowej”, ale cóż, nie takie operacje na „zbiorowym psyche” widzieliśmy.

Jestem (w swoim wnętrzu) przygotowany na to, że na czas wojny (np. na kilka dziesięcioleci – moja ojczyzna stanie się żydowskim zapleczem Ameryki, jako Neo-Chasydia, Vice-Syjon (pojęcia objaśniam w przygotowywanym tekście, może już jutro…). Jako – odważę się – pobojowisko, bo tyle znaczymy dla Świata, dla Zachodu, dla Żydów.

Nie kopię się z koniem, przyjmę to czekające nas doświadczenie w ten sposób, że zachowam swoja polskość na czas przegranej amerykańskiego projektu, kiedy powinna będzie spełnić się chińska obietnica globalnej harmonii w różnorodności.

Ale mimo to liczę na ostateczną wygraną „spółdzielczych” projektów chińskich i przegraną amerykańskich. I to nie wygraną pyrrusową, poprzez zniszczenie przeciwnika. Powtórzę: pod względem poszanowania praw człowieka oba mocarstwa mają wiele za paznokciami (wart Pac pałaca), ale podejmowane przedsięwzięcia giga-gospodarcze (versus giga-militarne) czynią mnie chinolubnym.

Publikując te uwagi osiągnąłem chyba „efekt główny” – Czytelnicy nie zainteresowani problemem „odeszli”, pozostali sygnalizują, że czekają…

Doczekali się właśnie:

ESEJ WŁAŚCIWY

Kiedy Wam powiem, że za stosunkowo niedługi czas, choć pewnie nie za „naszej kadencji”, będziemy żyć w neochasydzkim Vice-Syjonie , mając pod bokiem wciąż niespokojną i nieprzyjazną kresową „kozaczyznę hajdamacką ” (oczywiście, dziś taki hajdamacki zamęt byłby ujęty w ramy „antyterroryzmu”, inne są wszak technologie), odcięci od dobrodziejstw globalizacji (np. giga-infrastuktury rozwijanej przez Chiny), przyjmując na siebie wszelkie tej globalizacji paskudztwa (np. amerykanoidalne badziewie konsumpcyjne), bez własnej, polskiej inteligencji , bez jakiegokolwiek własnego-rodzimego przywództwa lokalnego, skoszarowani w „garnizonii ” za pomocą najnowszej generacji technik psycho-socjologicznych i multimedialno-teleinformatycznych, udając przed władcami zaangażowanie w syjonizm, pokątnie uprawiając jakieś resztki po chrześcijaństwie, ale przede wszystkim kosmopolityczni i nihilistyczni – to zwyczajnie nie uwierzycie.

A to przecież jest bardzo prawdopodobne. Bardziej niż to, że będziemy słowiańsko-zachodnią forpocztą demokracji i papiestwa na pograniczu z Rosją, że okażemy się strażą Nowego Limesu potrzebną i docenianą przez świat zachodni oraz należycie chronioną.

O tym jest esej, który właśnie zaczęliście czytać.

* * *

Jest taki rodzaj wiedzy, która przypomina niejasną intuicję, wyczucie, trudne do uchwycenia w „dowodowej” racjonalizacji. Ale ową intuicją, czystą spekulacją nie jest, bo oparta jest taka wiedza na faktach, a właściwie nano-faktach, na drobiażdżkach nagromadzających się w rozmaitych zakamarkach rzeczywistości, gdzie nie wieją wiatry, nie płyną wody, ludzkie oczy nie zaglądają, zwierzyna nie poluje. Są to drobiażdżki „pozauwagowe” (inattentional), i tylko ktoś wyczulony robi za „medium”, pozostali mają poważniejsze sprawy na głowie, traktując czasem „medium” pogardliwie i lekceważąco.

Wiele gatunków zwierząt wpada czasem w bezładną panikę i podejmuje tłumny exodus, choć wszystko wokół jest z pozoru spokojne i bezpieczne. Wynika to z tego, że zauważają owe pozauwagowe nano-odrobiażdżki.

Ja, przedstawiciel gatunku „człowiek” – mam prawo do swoich własnych „detekcji” i dzielę się nimi, bez najmniejszych skłonności wrogich innym ludziom, społeczeństwom, narodom, wyznaniom, „tubylczym cudzoziemcom”.

Ostatnio pojawiło się dużo faktów bardziej widocznych, o „większej gramaturze”. Pisze o tym kilkunastu blogerów czytanych przeze mnie, może piszą też autorzy ekspertyz politycznych, gospodarczych, wojskowych. Zauważamy to w prasie (również naukowej) redagowanej w najbardziej nosnych językach. Ja zaś przypomnę tylko fragment jednej z moich prac sprzed dwudziestu lat, której nie broniłem z jakichś durno-formalnych powodów: otóż te fragmenty zawierały szczegółowy opis (P)WEC (Potential World Economic Centers ).Takich jak – z grubsza – Europa, Rosja, Chiny, Indie, Arabia, Ameryka, Hispanidad , Karaiby, Japonia, Europa Środkowa, Indonezja, Afryka-Interior. Niektóre z nich to potencjalne, inne zaś realne WEC. Poprzez nie dokonuje się globalizacja, a globalizacja dokonuje się poprzez transfery potencjałów w ramach globalnych i regionalnych mega-trendów.

Jest też w moich zasobach duży mój esej, w którym stawiam wniosek końcowy: Japonia z Chinami czekają na wynik rozstrzygnięcia w Arabii, która ma narośl w postaci Izraela. A może to Arabia okaże się otulinową naroślą na Ziemi Obiecanej…? W każdym razie mamy – na naszych oczach, pośród naszej codzienności – eksperyment bliskowschodni jako uwerturę do poważniejszych amalgamacji…

* * *

Poniższy tekst nie powinien był ukazywać się wcześniej niż „dziś”: nawet teraz mam przeczucie, że będzie przez wielu odczytany jako szambo antyżydowskie, a nie jako chłodna próba analizy. Ale czas jest chyba najlepszy, by opisać „obiektywny” proces i poddać opis dyskusji. Może na początek – na blogu.

Zajawkowo napisałem kilka dni temu „na próbę” notkę na Salonie24 – i odebrano ja w miarę trafnie, choć Redakcja ją „przepuściła przez karuzelę” i pozwoliła jej szybko przeminąć. Nie zgłaszam pretensji przecież…

* * *

Poniższe treści na pewno coś-tam-coś-tam naruszają, więc czeka mnie niewątpliwie (samo)sąd. Czekając zatem na wezwanie, piszę tekst nieco dłuższy niż zwykłem, a zwykłem pisać teksty kilkustronicowe. Czytelniku: albo sobie zrób kawę, albo otwórz piwo, albo odłóż lekturę na później.

Zacznijmy od stwierdzenia oczywistości: Polska 100 lat temu nie odzyskała niepodległości, nie wywalczyła jej orężem czy dyplomacją, tylko została – wraz z innymi krajami Europy Środkowej – ustawiona w roli bufora między całkiem świeżutką Bolszewią a Starą Europą (jako jedno z „państw przejściowych”, interim country, transitory, transient, temporary). Gdyby nie Lenin (desantowany w swoim czasie poprzez Skandynawię do Rosji, przez Prusaków robiących na złość „klubowi wakacyjnemu” z Fredensborga) – nie byłoby problemu.

W tym sensie Polska nadal jest „pod zaborami”, a zaborcy przerzucają sobie nas w zalezności od tego, jakie akurat pomysły globalne są „w grze”.

Lenin zapomniał o „dekrecie o pokoju ” (dającym po-carskim narodom prawo do samostanowienia) natychmiast po tym, jak Narody (tak będę nazywał liderów ówczesnego świata) ustanowiły Friedricha Wilhelma Alberta Victora (Prinz von Preußen, a potem Deutscher Kaiser und König von Preußen) jedynym winnym II Wojny Światowej i nakazały Pruso-Niemcom (patrz: Armistice of 11 November 1918, Le Francport niedaleko Compiègne) wycofanie się – do granic sprzed I Wojny – z traktatowej (3 marca 1918, Brześć) granicy z Rosją na linii od Jespar (Łotwa) po Zelwę na Suwalszczyźnie (a właściwie aż po rodzącą się Ukrainę).

Powtórzmy: Polska nie powstała w wyniku własnego powstania, epanastasi, jak Wolna Ukraina, tylko na skutek zimnej kalkulacji Narodów, które przegrały swoją Ententę przeciw Bolszewii, więc dla zabezpieczenia się przed „niespodzianką” wykorzystały polski zapał antyruski (i mega-frajera Piłsudskiego) do potyczek z psikusem Historii, jakim był Kraj Rad.

* * *

Polska, znana w Historii jako Rzeczpospolita, zawsze była dla Zachodu tworem niepokojącym: najpierw wykiwała żywioł germański (Święte Cesarstwo) i przyjęła chrzest poprzez intrygę wstrętnego paszczura czeskiego o imieniu Dobrawa, potem ręka w rękę z poganami wygubiła kwiat zachodniego rycerstwa pod Grunwaldem, na koniec wymyśliła Konstytucję może i lepszą niż La Déclaration des droits de l'homme et du citoyen de 1789, bliższą koncepcyjnie Kozaczyźnie czy Powstaniu Korsykańskiemu.

Można powiedzieć, ze Polska była wciąż nieobliczalna, do tego rozemocjonowana ponad miarę, więc jedyny z niej pożytek, kiedy się ja „podpuści” grając nastrojami.

Nikt poważny na świecie nie myślał po I Wojnie o tym, by „na bezdurno” dać Polakom wolny kraj, i to od razu wielki jak dojrzałe potęgi europejskie. Napuści się Polskę na Bolszewię – kalkulowano – a potem się zobaczy, co z tymi państwami przejściowymi dalej robić.

Doskonale to wyczuli hitlerowcy: Monachium było wszak – w zamyśle – wdrożeniem koncepcji Mitteleuropy i zachętą do przywrócenia (odzyskania) zdobyczy niemieckich z Traktatu Brzeskiego. To miało nakarmić Hitlera i dać Europie pokój (Neville Chamberlain), tyle że Hitler był bucem, narcyzem i czubkiem, a wodziły go za nos USA.

* * *

Skoro Polska wykonała robotę z Bolszewią – zostawiono ją samej sobie. I tu wchodzi na scenę Ameryka, cała w bieli, i mówi „dobry wieczór państwu”. Przechwyciła główne nitki gospodarki Niemiec, odsunęła Brytoli od spraw po-pierwszo-wojennych i zaczęła napuszczać na kontynencie „wszystkich na wszystkich”. Z tego wyszła II Wojna, którą najlepiej rozegrał Gruzin: wziął pod swoje serdeczne skrzydła wszystkie „państwa przejściowe” i urządził tam swój obóz, zwany dla niepoznaki socjalistycznym.

W ten sposób – jakże niespodziewanie – niegdysiejsza Bolszewia wzięła do swojej jaczejki nieobliczalną Polskę, i to jako prymusa. Tego było dla Ameryki zbyt wiele, więc po latach „prozelityzmu ideowego”, używając Watykanu (nie lękajcie się) i Gorbaczowa (pieriestrojka) rozpirzyła cały obóz Gruzina, po czym odeszła na chwilę na trybuny, aby popatrzeć, jak się Europa kompromituje na środkowo-europejskiej Transformacji – i weszła ze swoim NATO jak po swoje (pozdrawiamy murgrabiego z Chobielina) .

Wszystko co złupiła Stara Europa w Środkowej Europie – konsekwentnie teraz przechodzi w ręce amerykańskie, wystarczy przejrzeć znaki towarowe w handlu detalicznym oraz powiązania firm w branżach usługowo-konsultingowych. Europa sama ze sobą już sobie nie radzi. Ameryka jeszcze dycha, więc uruchamia Bliski Wschód i żongluje z przeżywającym kryzys tożsamości Watykanem. Cel: zablokować największą inwestycję nowego Wroga Nr 1, czyli Yídài yílù, co po brytyjsku brzmi One Belt One Road, a po polsku Nowy Jedwabny Szlak.

* * *

Zderzakiem jest oczywiście frajerska Polska, która lubi figlarnie zadzierać kieckę i chodzić w krzaki z każdym, kto ją uwodzi obiecankami. Europa już nie ma daru uwodzenia, obłowiła się i ma nas w nosie, ratuje własną skórę. Nawet neo-Kaszub to rozumie, jak się dobrze wczytać w jego „mowę” o Konstytucji.

Teraz chłopakiem zaglądającym Polsce pod kieckę jest Duży Facet z Czupryną. Powierzono mu historyczne zadanie podstawienia nogi Chińczykom, zanim znajdzie się bardziej poważne rozwiązanie dla nowej sytuacji globalnej . Polska w tym planie jest laufrem hetmańskim. Laufrem królewskim jest kraj odmawiający Jezusowi obywatelstwa. I te królewskie lauferki gonią dziś te hetmańskie, podsuwają im różne ustawy na podobieństwo tej 447.

A kto jeszcze nie rozumie i sądzi, że oszalałem – niech sobie wyobrazi Polskę nowo-chasydzką w XXI wieku, nowe utarczki kozacko-hajdamackie na Kresach, i niech pojmie, że te pomysły rodzą się nad Cohongorooton (Potomakiem). Dlatego mamy u władzy – kogo mamy.

Czytelnik chciałby – oczywiście – żebym powiedział jasno, o co w tym chodzi. Ale ja mam wrażenie, że powiedziałem więcej niż jasno.

Poniżej pójdę na rękę Czytelnikowi, w pięciu wielo-akapitach:

1. Zmierzch Europy Teutońskiej;

2. Czym jest żydostwo (Izrael a Syjon);

3. Przeobrażenia kulturowo-mentalne Europy Środkowej;

4. Prognoza dla Watykanu;

5. „Nowa redakcja” środkowo-europejska;

Postaram się w tych akapitach zachować logiczność wywodu, w nieco zbeletryzowanej formie, mając świadomość, że taki materiał może być co najwyżej surowcem dla rozprawy-traktatu o cechach naukowych.

Zmierzch Europy teutońskiej

Największym sukcesem w historii żywiołu germańskiego, który swego czasu skutecznie oparł się Imperium Romanum – było objęcie politycznej, „doczesnej” kontroli nad europejskim chrześcijaństwem, nie tylko katolickim, poprzez znaczący epizod w postaci Świętego Cesarstwa Rzymskiego (Heiliges Römisches Reich, a potem Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego, potocznie Regnum Teutonicum albo Regnum Teutonicorum – „Königreich der Deutschen“). Nazwa oznacza(ła) instytucjonalną oraz ideową ciągłość pomiędzy uniwersalnym (na ówczesne czasy – glolalnym) i zarazem chrześcijańskim cesarstwem rzymskim epoki późnego antyku a godnością cesarską udzieloną przez papieża najpierw Karolingom, następnie Ludolfingom. W 1157 pojawiła się w piśmiennictwie niemieckim formuła „Święte Cesarstwo”, natomiast fraza „Święte Cesarstwo Rzymskie” jeszcze później, w 1254. Król niemiecki został jednocześnie królem Italii (jako następca Ostrogotów i Longobardów) i uniwersalnym cesarzem rzymskim dla łacińskiego Zachodu, rówieśnikiem i odpowiednikiem cesarza bizantyńskiego dla po-helleńskiego Wschodu .

Rzymsko-chrześcijańsko-germańska Rzesza trwała mniej-więcej 1000 lat )d czasów Ottonów), by po I Wojnie Światowej przejść pod kontrolę USA. Ta uwaga okaże się mniej szokująca, jeśli uwzględnimy, że pyrrusowe zwycięstwo zawiadywanej przez niemiecko-brytyjskich Koburgów„familii fredensburskiej ” zakończyło – ustalony podczas Kongresu Wiedeńskiego – prymat europejskich dynastii nad światem, a ją samą, rękami uwikłanego w amerykańskość W. Churchilla, wystawiło na imperialne działania Ameryki .

Źródłosłów pojęcia „teutoński” pochodzi od rdzenia „teut” i oznacza „naszość” (my, zwani przez Rzym Germanami, bazujący na obszarze Deutschland, wobec „całej reszty”). Współcześnie (patrz: Pedia) pod pojęciem „teutoni” – również ironicznie – rozumie się „(typowych) Niemców”, pasjonarny żywioł germański . Określenie to może mieć znaczenie żartobliwe lub obraźliwe. Przymiotnik „teutoński” jest używany – również ironicznie – jako „typowo niemiecki”. Sami Niemcy używają potocznie sformułowania „Teutsches Reich”.

Za sprawą Traktatów Rzymskich – USA zaprowadziły w „zachodniej” Europie powolny sobie ład, ideowo oparty na próbach objętych przez historyków wspólną nazwą Großdeutschland. Ład ten oplatał najpierw „rdzeń” (szóstkę założycielską: Francja, Włochy, Niemcy, Benelux), potem wchłaniał Brytanię, Iberię, Skandynawię, następnie „odbite od Rosji” kraje „przejściowe” Europy Środkowej. Projektowi przewodzili Niemcy, kraj dyskretnie i subtelnie kontrolowany przez „garnizonię” amerykańską (korporacje, bazy wojskowe), ale konsekwentnie też przez nią wywindowany do roli lidera kontynentu, współ-lidera globu.

Całość polegała też na ostatecznej marginalizacji Wielkiej Brytanii, która z roli bezdyskusyjnego super-mocarstwa globalnego, współ-zwycięzcy obu wojen światowych – przeszła do roli wasala Ameryki, dla pozoru uczestniczącego w najważniejszych gremiach (np. Rada Bezpieczeństwa ONZ). Osławiony już, zamieniający się w farsę, proces (referendum i ciąg dalszy) nazwany BREXIT nie jest „błędem w sztuce politycznej”, tylko owocem brytyjskiej frustracji na tle ostatecznie przegranej rywalizacji z „duchem Wilhelma II Hohenzollerna”, dyżurnego szajbusa familii wiktoriańskiej, odsuwanego od wakacji fredensborskich, ale skazanego na pokutę za ich skutek polityczny (zamach na Habsburgów).

Ostatecznie, w ewolucyjny sposób, Niemcy za czasów Angeli Merkel zaczęły nieśmiało oddalać się od Ameryki i zbliżać do opcji chińsko-rosyjskiej, odpuściły tez sobie dobre kontakty ze Stolicą Apostolską. Ameryka – nieco skonfundowana –eksperymentuje z E. Macronem, a nawet próbuje wariantu polskiego, nazwijmy go „wiosennym”. W każdym razie czasy germańskiej, pan-europejskiej „naszości” – są już minione.

Syjon, Izrael, szabes-goje i cała reszta…?

Izrael i Syjon – to dwa pojęcia, na których buduję swoje wyobrażenie o żydostwie. Kontekst historyczno-biblijny jest jasny: Bóg-Stwórca upodobał sobie grupę Izraela, umiłowanych wyznawców-pomocników w zagospodarowaniu „wszelkiego stworzenia”, czyli ziemi (terytorium), jej płodów i wszystkiego co żywe, a także wszelkich dzieł-tworów człowieka, , którą wyróżnił w ten sposób, że dał im najlepszy kąsek ziemi (Ziemia Obiecana, Erec Jisrael), i na tej ziemi gromadzą się Sprawiedliwi, czyli godni obcowania ze Stwórcą, który ich sobie upodobał. Ci Sprawiedliwi – to Syjon, najpierwotniejszy kościół, osobliwa kongregacja wyróżnionych, „szczególnej kasty”. Syjon jest mniejszy niż Izrael: cały pierwotnie umiłowany lud boży jest Izraelem, ale nie wszyscy są nosicielami „świątyni” w swoich sercach, duszach, umysłach i sumieniach. Tylko ci Sprawiedliwi. Pozostali są po prostu Żydami, są Izraelem.

To moja „wykładnia”, ale nie czuję się ani rabinem, ani biblistą, ani teologiem. Jeśli się mylę – to się mylę.

I ta wykładnia pozwala mi zrozumieć, dlaczego Żydzi czują się „szczególną kastą” pośród Ludzkości: oni to czują tak mocno, że właściwie nie czują, tylko WIEDZĄ. Ta „wiedza” powoduje ich poczucie wtajemniczenia, totumfactwa z Bogiem, wyższości nad nieżydowskimi niższościami, a że trudno „tym niektórym” nie-Sprawiedliwym pokornie znaleźć w sobie grzeszność – wszyscy jak jeden ogłaszają się Syjonem pośród Izraela.

Dla Izraelitów wszyscy Żydzi są Syjonem i korzystają z mocy Starego Przymierza . Obserwator z boku łatwiej pewnie odróżni zwykłego Żyda od „Świętego-Sprawiedliwego”, wyróżnić Syjon spośród Izraela, ale akurat „gojom” wara od oceniania Żydów!

Może między sobą się żrą, aż miło – ale wobec „gojów” są solidarni. To IM się należy (decyzją Stwórcy) zarząd nad wszystkim, pozostali mogą się przyłączyć, terminować u Izraela i czeladnikować Izraelowi, a na pewno Syjonowi.

Na tym jest zbudowany ów osobliwy brak skłonności do asymilacji z „gojami”: kto się spoufala z nimi – ten jest gorszym Żydem, bo „ich” dopuszcza do . Spoufala się wielu, na przykład wielu z nich przybiera tożsamość Polaka pochodzenia żydowskiego. Tracą w ten sposób świątynność swojej osobowości, porzucają Syjon (sprzeniewierzają się?), choć nie przestają być Izraelitami.

Przysłowiowa przebiegłość, chytrość, forsolubność, rwactwo żydowskie, pogarda dla „gojów” – nie jest niczym szczególnym, każda nacja i każda społeczność ma takie warstwy, tyle że Żydzi tłumaczą je sobie jako powołanie, element szlachectwa duchowego, a nie po prostu jako spryt dla sprytu. Im się wszak NALEŻY, i nie są w tym cyniczni, naprawdę tak uważają, stąd bierze się ów znany żydowski tupet. I zawsze mają rację, zawsze. Kto im odmawia racji – to jakby obrażał samego Jahwe.

Polacy sobie chwalą, że (podczas, kiedy cała średniowieczna Europa mściła się „za coś” na Żydach), przyjęli ich nad Wisłą jak braci, z otwartymi ramionami. Po czym wyszło na to, że Żydzi są „niewdzięczni”, a Słowianom to wystarczy, by Żyda znienawidzić. Już nie za żydostwo, tylko za niewdzięczność. Argument o zabiciu przez Żydów Chrystusa – jest tak nikczemny, że szkoda gadać. Dla Żydów Jezus był jednym z podskakiewiczów anty-cesarskich, ale też reformatorów judaizmu: za rebelianctwo go akceptowali, za reformatorstwo – nie. Woleli – użyjmy symbolu – Barabasza, bezproblemowego buntownika i kryminalistę, ale cała sprawa jest zadrą w żydowskiej historii.

 Polakom chodzi głównie o to, że zamiast wciąż od nowa im dziękować – Żydzi robili to co każdy „upoważniony”, czyli brali w swoje władanie to co im się „należało”, ze względu na rolę wybrańców, gwardzistów Stwórcy.

I nie ma co kruszyć kopii o to, że Biblia (obu testamentów) jest zaledwie niedoskonałym (choć natchnionym) dziełem równie niedoskonałego człowieka. Wspólnota Izraela na podtwaie tego przekazu ma swoją WIEDZĘ o swojej roli na świecie i w Historii. To Żydom wystarcza, i wystarczyłoby każdemu ludowi-wspólnocie, który miałby „na wyłączność” taki przekaz.

Dziś jest jasne, że wystarczyłby „uniwersał”, nakazujący Żydom rozliczanie się z przyrostu majątku … Teraz wszyscy są mądrzy.

Obecna, współczesna pazerność, czy chciwość Żydów wobec Polski (jest rosyjskie słowo „żadność-żażda”), o której jest mowa ostatnio – nie wynika z ich przyrodzonej złośliwości, tylko jest konsekwencją przeistoczeń globalnych:

1. Dwubiegunowość Zachód-ZSRR przeistoczyła się w dwubiegunowość USA-Chiny (właściwie „grupa amerykańska versus grupa chińska”, a polem konfliktu jest Azja Centralna, na północy od Bajkału po Morze Kaspijskie, na południu i od Karakorum po irańskie pustynie Kavir-Lut;

2. Do grupy amerykańskiej należy – umownie i w wielkim skrócie – NATO, Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Monetarny, kilkanaście państw spośród wielu „ogarniętych” przez sieć fortów i globalne (USA) sieci handlowe, usługowe, tele-informatyczne, do tego „bank” patentów, marek, firm, funduszy;

3. Do grupy chińskiej należy duża część byłego „obozu socjalistycznego” (z Rosją w roli „przybocznego”) oraz większość krajów niegdyś „niezaangażowanych” (bez Indii, jak dotąd), a także tworzona wokół AIIB „spółdzielnia inwestycyjna” oraz inne, mniej znane inicjatywy akceptujące „socjalizm o specyfice chińskiej”;

4. Państwo Izrael w tej dwubiegunowości nie sprawdza się, właściwie tylko duża „przenikalność kadrowa” na linii Żydzi-Amerykanie czyni Izrael sojusznikiem USA, bo z powodów, o których trzebaby długo gadać, Izrael jest osobliwym „wrzodem” na Arabszczyźnie i zarzewiem regionalnych konfliktów społecznych;

5. Nowa dwubiegunowość globalna (polityczna) nałożyła się na kulturowo-społeczno-gospodarcze tło procesu przesunięcia „środka ciężkości” dalej od Arctic Circle, bliżej ku Tropic of Cancer: teraz, niedługo, już nie Północ decydować będzie o kondycji świata, ale obszar, który nazwę Międzyziemia;

6. Jest więc „w debacie” – zapewne – koncept, na mocy którego w różnych „sprawdzonych” rejonach świata Izrael ustanowi swoje Vice-Syjony, którymi będzie zarządzać (powodować) poprzez szabes-gojów: ubogich chrześcijan posługujących za niewielkie wynagrodzenie, służących nie-żydów, chrześcijańskich sąsiadów;

7. Polska jest „sprawdzonym” punktem, okolica świata, jednym z kilku: Żydzi ją dobrze znają od wielu pokoleń, wpisali się w nią poprzez kulturę, gospodarkę i politykę (pomińmy ocenę tych „wpisów”), a w ostatnich dziesięcioleciach są zawsze u władzy lub w jej „podcieniu”;

To wszystko oznacza, że w czasach tuż-przed-wojennych (właściwie już od dekady trwa otwarta wojna z użyciem najnowszych technologii, w której średnie i małe kraje-państwa są niemym, doświadczanym pobojowiskiem) – Żydzi stosują wypracowane od stuleci metody „przyjaznego lub wrogiego przechwycenia”.

Przyjaznemu przechwyceniu podlegają Ameryka, Watykan i podobne wielkie siły (opiera się np. Brytania). Wrogiemu przejęciu podlega np. Polska, a owa wrogość polega na dużej niechęci „pospolitego ludu” (sarkającego na karczemny wyzysk, , który dość prostolinijnie pojmuje swoją chrześcijańskość, nadal ma za złe Żydom śmierć Jezusa (zapominając o mistycznej symbolice tej śmierci), nie pojmując, że to był tylko element gry Sanhedrynu z Imperium Romanum.

Rosja – przepraszam za język narracji – „wyzbyła się” Żydów w kilku falach ekspulsji, i teraz łatwo się wpisuje w koncept chiński – tyle że zrobiła to „niestarannie”, choć prawie na pewno już odpuściła sobie rolę mocarstwa z pierwszego rzędu.

Za to establishment polski raczej nie ma wątpliwości co do swoich „obowiązków globalnych”, a przekotwiczenie się polskich władz z Brukseli na Waszyngton nie jest wyłącznie kwestią „anty-platformerską”, niemal jawnie prze do roli zarządców Vice-Syjonu, Nowo-Chasydii.

Na tym tle nasze media społecznościowe, przyłapujące naszych oficjeli w „myckach” (jarmułkach, kumtach), zaglądające w majtki i w biografie („prawdziwe nazwiska”) znanych przywódców, śledzące przepływy finansowe „nie wiadomo dokąd i po co” – są trochę infantylne w tej zabawie, zresztą dają Żydom asumpt do rwetesu w tej sprawie.

Szczególna rola Jezusa

Jest wszystkim wiadome, że judaizm nie dostrzega w Jezusie Mesjasza, tym bardziej Boga, członka trójcy. Ale też widzą w Jezusie przywódcę apostołów, czyli tego, który organizuje siatkę agitacyjną, w dwóch sprawach:

1. W pierwszej sprawie chodzi o przywracanie Izraelitów ku Stwórcy, by stawali się Sprawiedliwymi, nie zapominali tego, że są Wybrani: ten problem z Izraelem Niesprawiedliwych mieli wszyscy wielcy prorocy;

2. W drugiej sprawie chodzi o nabór-zaciąg ludzi spoza Izraela (wspólnoty), aby służyli Sprawiedliwym jako szabes-goje (Izraelem nie będą): w tej sprawie poinstruował Szymona-rybaka (Lk, 5,1,10: >odtąd ludzi będziesz łowił<;

W osobie Szymona pouczył wszystkich apostołów (uczniów-naśladowców), co mają robić. Lista oryginalnych dwunastu uczniów-apostołów umieszczona jest w Ew. Mateusza 10:2-4, „A oto imiona dwunastu apostołów: pierwszy Szymon, zwany Piotrem, i brat jego Andrzej, potem Jakub, syn Zebedeusza, i brat jego Jan, Filip i Bartłomiej, Tomasz i celnik Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Tadeusz, Szymon Gorliwy i Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził.”

• Szymon Piotr (Kefas), syn Jonasza, rybak z Betsaidy

• Andrzej, brat Piotra, rybak z Betsaidy

• Jakub (zwany Większym), syn Zebedeusza

• Jan Ewangelista, syn Zebedeusza, brat Jakuba

• Filip z Betsaidy

• Bartłomiej – Natanael z Ptolemaidy

• Tomasz (zwany Didymos)

• Mateusz – Lewi, były poborca podatkowy

• Szymon Kananejczyk (zwany Gorliwym)

• Jakub, syn Alfeusza

• Juda Tadeusz (Judas), syn Alfeusza, brat Jakuba

• Judasz Iskariota, zdrajca Jezusa; po jego samobójstwie wybrany został Maciej.

Dwunastu apostołów było zwykłymi ludźmi, których Bóg użył w niesamowity sposób. Pośród dwunastu byli rybacy, poborca podatkowy i rewolucjonista. Ewangelie opowiadają o ciągłych upadkach, zmaganiach i wątpliwościach tych dwunastu mężczyzn, którzy podążali i naśladowali Jezusa Chrystusa. Po tym, jak stali się świadkami zmartwychwstania i wniebowstąpienia Jezusa, Duch Święty przekształcił uczniów Jezusa w potężnych Bożych ludzi, którzy „wszystek świat wzruszyli” (Dz. Apostolskie 17:6). Co wyróżniało apostołów? Dwunastu apostołów / uczniów „było z Jezusem” (Dz. Apostolskie 4:13).

72 uczniów-naśladowców (w tym 13 apostołów) – stanowili osobliwe quorum ŻYDÓW OCHRZSZCZONYCH. Przymierze Mojżeszowe w postaci „żydowskiej”, a Przemierze Nowe – rozwinąć https://bibliamowi.pl/zagadnienie/nowe-przymierze/ oraz https://www.zbawienie.com/nowe_przymierze.htm

Rolą Jezusa było zatem uczynienie(zorganizowanie) nowego zaciągu na rzecz Stwórcy, a że lud boży (Izrael) utracił zdolność moralną niezbędną do „anektowania” Starego Przymierza – Jezus „załatwił” ze Stwórcą Nowe Przymierze, przekazując jednocześnie – podczas ostatniej wieczerzy, w mowie eucharystycznej – instrukcję dla apostołów, w sprawie obrzędów (komunia święta).

Cadyk versus starzec

We wszelkich ludzkich wspólnotach drzemie zwykła, człowiecza tęsknota za przewodnikiem, mistrzem, koryfeuszem, nestorem, patronem duchowym, mentorem, nauczycielem, mędrcem, pedagogiem – który jednocześnie nie jest Bohatyrem, czyli opiekuńczym, surowym ale sprawiedliwym władcą .

To oznacza, że Człowiek chciałby – taka jego natura pierwotna, prymarna, macierzysta, wyjściowa, dziewicza – żyć sobie poza jakimkolwiek jarzmem, ale jednocześnie korzystać z dobrodziejstw „subtelnej podpowiedzi opiekuńczej”, przez co skłonny jest poddawać się „oswajaniu”.

Europa Środkowa przez kilka ostatnich stuleci zapoznała się zarówno z fenomenem STARCA, jak też z fenomenem CADYKA.

Pierwotny instynkt odcisnął na ludach Europy Środkowej ten szczególny dualizm biopolityczny : z jednej strony rhizomalne (poprzez spontaniczny bezład) umiłowanie swobodnej twórczości nie znoszącej ograniczeń, zaś z drugiej strony fraktalna (poprzez chętne wtapianie się w struktury i siły) gotowość do adoracji „panów”.

Zapewne teoretycy socjologii i podobnych nauk dojdą kiedyś do tego, w jaki sposób znany z niechęci do podporządkowywania się czemukolwiek i komukowliek żywioł polski, wiecznie niepokorny, skłonny do buntu i „równoległości” – idzie ślepo za rozmaitymi przywódcami o cechach biegunowo przeciwnych tym oczekiwanym-wymarzonym. Za Piłsudskim, Gomułką, Gierkiem, Wałęsą, ostatnio za Tuskiem i Kaczyńskim. Nie, w tej refleksji nie chodzi o to, czy to są-byli mężowie stanu, czy „tylko” autorytarni władcy – ich najważniejszą dla tu-rozważań cechą jest zdolność do takiego „apodyktyzmu politycznego”, który nie przekracza granic kojarzonych z dyktaturą. Zauważmy, że działania Jaruzelskiego, choć racjonalne politycznie (ochrona integralności państwowej wobec zamętu wewnętrznego i bliskiej przebudowy globalnej) – ze względu na podobieństwo „stanu wojennego” do dyktatury nie zyskał znaczącej popularności pośród ludu, a Piłsudski, kojarzony z sekretnymi służbami Europy, choć sprzeniewierzył się parlamentaryzmowi, dokonał zamachu stanu i na zlecenie Ententy wywołał fatalną wojnę z Rosją – cieszy się niesłabnąca popularnością już za życia, do teraz.

Ważnym rysem „cech narodowych” Polaków jest manifestacyjna pobożność, daleko odstająca od rzeczywistego posłuszeństwa przykazaniom – i wystarczającego rozumienia chrystianizmu. Można powiedzieć, że Polacy bardziej wierzą w Kościół niż w Boga. Objawia(ło) się to wielkim poważaniem dla Prymasa Tysiąclecia, kardynała Wyszyńskiego, a zarazem uwielbieniem dla Papieża-Polaka, Karola Wojtyły. Na co dzień – jako większość – ani nie „praktykujemy”, ani nie nosimy Boga w sercu, ani nie miłujemy bliźnich, ani nie powstrzymujemy się od zła-grzechu, czyli pozorujemy wiarę. Ale Kościoła tknąć nie damy!

Pomijając doniesienia z zagranicy – polskie duchowieństwo „papieskie” daleko odbiega od swojej roli apostolskiej: ocenie arbitralnie i bez dowodów, że około 10-20”% ludzi wyświęconych uprawia na co dzień:

a) Przeróżne formy faryzeuszowskiej chciwości wobec „mamony”;

b) Odrzucanie potrzebujących „maluczkich”;

c) Naruszanie celibatu, niekiedy w sposób paskudny i kryminalny;

d) Intrygi polityczne dalekie od troski apostolskiej;

e) Pożądanie stanowisk i apanaży z nimi związanych;

f) Pijaństwo oraz inne używki, niekiedy podczas mszy i sakramentów;

g) Defraudacje i sprzeniewierzenia majątkowe;

h) Unikanie odpowiedzialności i pokuty za poczynione zło i krzywdy;

i) Poświadczanie nieprawdy, publiczne i w dokumentach;

j) Nielojalność wobec Państwa;

k) Naruszanie tajemnicy spowiedzi;

l) Szerzenie nienawiści, np. wobec innych wyznań;

m) Nieposłuszeństwo wobec Kościoła (nano-schizmatyzm);

Każdy z tych przykładów „samo-powiela się” w kilkadziesiąt, kilkaset przypadków, niekiedy (jak „komercyjna prywatyzacja posługi” – okazuje się powszechną „słabością” duchowieństwa.

Zwykłem mówić, że sytuacja w „Polsce katolickiej” na tyle napęczniała patologiami, że brakuje tylko zapłonu, aby „lud boży” obrócił się przeciw duchowieństwu, dokonując bardziej lub mniej spektakularnych aktów odrzucenia, a nawet samosądów.

W takiej sytuacji Słowianin zwykł rozglądać się za Starcem , instytucją bardziej znaną prawosławiu. Jednak hierarchowie stanowią dziś – jak dotąd – zbyt „głazistą” strukturę. Ciekawe, jaki będzie pół-dokumentalnego efekt filmu „Tylko nie mów nikomu”, równie ciekawe są rzeczywiste inspiracje Tomasza Siekielskiego.

Ten osobliwy wrzód rakowy katolicyzmu, który zresztą zaciekle walczy z „sektami”, czyli innymi wyznaniami – najprawdopodobniej nie da się usunąć ani chirurgicznie (zbyt liczne „przerzuty”), ani poprzez auto-terapię Kościoła (zbyt ważne kariery zrobili „grzeszni”). W to miejsce zamierza – najwyraźniej – wkroczyć judaizm, korporacja „starszych braci w wierze”. Przy całym „faryzeuszostwie” kapłaństwa żydowskiego – daleko jemu do takich patologicznych form zorganizowania i działania, jakie dotykają Watykan i Kościół Katolicki.

Niezmiernie atrakcyjny jest też ewentualny „powrót na łono Abrahama” bez konieczności doświadczania Nowego Potopu. W innym miejscu wspominam o osobliwym rozwiązaniu „kanonicznym”, polegającym na mariażu Sanhedrynu z Konklawe. Podstawowym zabiegiem teologicznym musiałoby chyba być przesunięcie pamięci Jezusa z roli „Pierwszego Syna” do roli Proroka Proroków, z jednoczesnym „odkryciem” tego zapisu z Pierwszej Księgi Mojżeszowej, Księgi Rodzaju (Genesis), w którym Pełnię Doskonałości przypisuje się Człowiekowi Zupełnemu, w postaci Mężczyzny+Kobiety, człowiekiem w rozumieniu biblijnym jest – co rzadko kto zauważa – PARA: On, Ona i ich zdolność prokreacji. Oto opis literacki (https://www.gosc.pl/doc/1857288.Mezczyzna-i-kobieta-stworzyl-ich):

W pierwszym opisie stworzenia człowieka (tradycja kapłańska) pokazane jest jako zwieńczenie dzieła stwarzania przez Boga całego świata. Człowiek powstaje w ostatnim dniu jako korona stworzenia, ten najważniejszy. Stwórca jakby na moment zatrzymał się przed powołaniem go do istnienia. Pojawia się uroczyste stwierdzenie (uroczyste „my”) Boga, jakby Jego namysł: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1,26). I potem pada kluczowe zdanie tego opisu: „Stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (1,27). Źródłem wielkości człowieka, jego godności, górowania nad światem jest podobieństwo do Boga. Każdy z ludzi nosi w sobie „obraz Boga”. Już w tym zdaniu pojawia się rozróżnienie płci.

Zarówno postać Jahweh-Szekinah jak i (z innego porządku) Śiwy i Śakti – związana jest z ogniowymi rytuałami i ceremoniami. Stosunek wzajemny można określić tak jak pomiędzy ogniem a światłem. Jedno nigdy nie występuje bez drugiego. Męski aspekt to jakby Ogień Niebiański, zaś żeński aspekt to jakby Niebiańska Światłość. W Kaszmirze postać Siwa-Śakti i para Jahwe-Szekina są synonimami.

Kim jest Człowiek stworzony na obraz Elohima? Oczywiście Parą Ludzką. To tylko rąbek tajemnicy stworzenia dla tych, co chętnie czytają i rozumieją po hebrajsku. Dodatkowo z kontekstu Świętych Pism wynika, że jest to każda lub jakakolwiek para ludzka, co daje ogół ludzkości obojga płci. Zatem i kobieta i mężczyzna są stworzeni na obraz i podobieństwo Elohim. Pierwszy opis stworzenia jest starszy i bardziej zasadniczy dla interpretacji nauki biblijnej. Mężczyzna jest bardziej jak ogień, zaś kobieta jest z natury swej bardziej podobna światłu, jawiąc sobą piękno.

Oboje – jako nierozerwalna i zarazem płodna para – są nosicielami pleromalnego Dobra, Piękna, Prawdy, Prawości, Sprawiedliwości, Racji

Pozostaje przebudowanie polskiego kultu maryjnego w kult Szekini, żeńskiego alter-ego Jahwe. Oczywiście, nie prowadzę tu debaty teologicznej, próbuję jedynie odgadnąć drogę, po której podążać będą Żydzi w krainie sobie – powierzchownie i grzesznie – wrogiej.

Narzędziem „organizacyjnym” procesu judaistycznej kolonizacji Polski staną się nowego typu Starcy (polscy), głoszący ziemską potrzebę uspółdzielczenia całej przestrzeni (antykapitalizm?) i duchową potrzebę

Konkluzją wstępną niech będzie refleksja taka oto, że budowa środkowo-europejskiego Vice-Syjonu dokona się bez Starców i Cadyków, choć pozostanie nam entuzjazm pobożnego ludyzmu objawiającego się w tańcach, dumkach, psalmach: miejsce Starców zajmą Starsi (obca, napływowa nomenklatura), miejsce Cadyków zajmą „nasłani” wykładowcy jesziwy (posiadacze smichy). Zamiast lokalnego przywództwa – będziemy doświadczać politycznego „starszyzmu” i kulturowego „chederyzmu”. Staniemy się prowincją żywiołu Izraela, tyle że nie zostaniemy dopuszczeni do zastrzeżonego dla Syjonu statusu Sprawiedliwego.

Nie takie historie przeżyliśmy – ale trochę szkoda…

Watykan w szabasówce

W mojej ocenie „ostateczne” uzdrowienie Kościoła (rzymsko-papieskiego) nastąpi poprzez jego Re-judeizację, a proces już trwa.

W polskiej potoczności utkwiła – wciąż o tym przypominam – osobliwe przekonanie o wielkiej fosie nieufności, a nawet wrogości pomiędzy judaizmem i chrześcijaństwem. W tej „ludowości teologicznej” Polska jest nieco amerykańska: nie zauważa, że polskie chrześcijaństwo ma zaledwie 1000 lat, że nasze chrześcijaństwo, mimo napuszonego przydomka (katolicki-powszechny) jest co najwyżej częścią spadku po – żyjącym przecież i dobrze się mającym – judaizmie, że jako „nuworysz pośród wyznań” chrześcijaństwo popełnia podobne nietakty i lapsusy jak islam, przecież nieco tylko młodszy.

Największe żywioły wyznaniowe świata Największe odłamy chrześcijaństwa

Chrześcijaństwo 33,43%

Islam 24,35%

Hinduizm 13,78%

Buddyzm 7,13%

Sikhizm 0,36%

Judaizm 0,21%

ok. 1,1 mld katolików (50,1% wszystkich chrześcijan i 15,9% światowej populacji),

ok. 800 mln protestantów (odpowiednio 36,7% i 11,6%), w tym:

o ok. 279 mln zielonoświątkowcy

o ok. 215 mln ewangelikalni

o ok. 85 mln anglikanie[32]

o ok. 80 mln ewangelicy reformowani[33]

o ok. 77 mln luteranie

o ok. 74 mln metodyści

o ok. 72 mln baptyści (według danych samego kościoła około 100 mln[34])

o ok. 21 mln adwentyści (99% adwentystów zrzesza Kościół Adwentystów Dnia Siódmego)[35]

ok. 260 mln prawosławnych i wiernych kościołów orientalnych (odpowiednio 11,9% i 3,8%),

Pobieżna choćby analiza podobnych statystyk wskazuje na to, że – nawet uwzględniwszy „wyznanie poprzez uwikłanie” (poza własnym, świadomym, suwerennym wyborem) – najbardziej atrakcyjny jest islam (też niejednorodny), a katolicyzm jest liczebnie porównywalny z buddyzmem.

Jeszcze bardziej uważna, „merytoryczno-teologiczna” analiza, ukazuje liczne podobieństwa (z poszanowaniem racji, dla których się różnią „politycznie”) między buddyzmem, hinduizmem, judaizmem i katolicyzmem. Są tacy, którzy sądzą, że Jezus spędził (po okresie dzieciństwa) jakiś czas na Wschodzie, gdzie nabrał sznytu kapłańskiego. To nie musi być prawda, ale właśnie Jezus wnosił do judaizmu odświeżający element uniwersalizmu, w tym „socjalizmu” (egalitaryzmu, poszanowania godności człowieka, poszanowania ludzkiej pracy i talentów-predyspozycji).

Doświadczone rozmaitymi schizmami i reformacjami „papiestwo watykańskie” ma świadomość, że jest targane niemoralnościami, odstępstwami od własnych reguł. Chodzi o sprawy finansowe, majątkowe, humanistyczne (opiekuńczość a’rebours), o lubieżność. W moim przekonaniu przesłanie apostolskie – mimo dużych ustępstw na rzecz „współczesności”, mimo dzielnych „papieży ludowych” Polak, Argentyńczyk) – wciąż traci na atrakcyjności. Rozpaczliwie „eksploatuje” przesłanie Jezusa (miłosierdzie, poświęcenie, uczynność) – i zarazem jezusową niezłomność wobec Stwórcy.

Kościół „powszechny” zdaje też sobie sprawę z tego, że judaizm cały ten „chrześcijański kapitał” przebija pochwałą przedsiębiorczości, zaradności, zapobiegliwości: jest to wielki ukłon judaizmu w stronę ludzkiej doczesności, naznaczonej egoizmem, pierwszeństwem „mojego” przed „wspólnym”. Odgromnikiem niedogodności moralnych z tym związanych jest „judaistyczny kolektywizm” (patrz: kibuce versus moszawy) . Monastery i zakony katolickie zupełnie nie są konkurencją dla formuł judaistycznych.

A jednak katolicyzm ma niezwykłe doświadczenia kolektywistyczne: polskim przykładem jest Stanisław Staszic, założyciel Towarzystwa Rolniczego Hrubieszowskiego , światowy prym wiedzie chyba inicjatywa José María Arizmendiarriety, założyciela baskijskiej multi-spółdzielni Mongragon : były to jednak „prywatne”, obywatelskie przedsięwzięcia obu księży (i innych, autorów podobnych inicjatyw), natomiast częstsze w świecie, a i w Polsce, są biznesy zakonników pokroju Tadeusza Rydzyka i hierarchów pokroju Henryka Jankowskiego czy Andrzeja Józefa Śliwińskiego (za sprawą dyrektora ekonomicznego elbląskiej kurii, ks. Jerzego Halberdy ). Anty-wzorcem niedoścignionym jest Paul Casimir Marcinkus .

Upadek, a może tylko „smutna” słabość Kościoła (podmiotu prawnego i zarazem instytucji apostolskiej, szerzącej wiarę), w którym mamona jest celem samym w sobie , jest coraz bliższy, zwłaszcza że targają tym kościołem również wielce paskudne i porażająco kosztowne afery obyczajowe. Osobiście wyobrażam to sobie tak, że „mohery” (rady parafialne) odzyskają – zagwarantowaną prawem – władzę w parafiach, zniesmaczone satrapią duchownych sybarytów. Brakuje tylko zapłonu.

Nieuchronna wydaje się re-unia żydowsko-katolicka (powrót na łono Jahwe jako ostatnia dyspensacja ). Może na przykład oparta o Neo-Sanhedryn wymieszany z kardynalskim konklawe …? Może już teraz niektórzy kardynałowie są Żydami, czyli „agenturą” wspólnoty Izraela w Katolickim Kościele…

Nasz polski „moheryzm” wzdraga się ze wstrętem na samą myśl o tym. Ale wystarczy prześledzić historię (i publikacje) Teologii Wyzwolenia, ostatnio – po represjach Papieża-Polaka – odradzającej się (nowe, ciche imprimatur) w świecie Hispanidad. Kolejny obszar Vice-Syjonu?

Amalgamacja Polski w żywiole euro-syjonistycznym

Amalgamacja kulturowa (a nawet cywilizacyjna) polega na mieszaniu się elementów kulturowych wywodzących się z różnych kultur, które doprowadza do powstania nowego ładu kulturowego, jakościowo „następnej-szerszej” siatki pojęciowej, w tym hierarchii wartości.

Amalgamacja kulturowa prowadzi przede wszystkim – w ocenie ją akceptującej – do wzbogacenia kultury, stymuluje kreatywność i oryginalność po wszystkich „dotychczasowych” stronach kultury. Jej „zadaniem” jest ożywienie pewnych utraconych wartości lokalnych, nowoczesnych stylów czy też wspomaganie ich własnej tradycji. W rzeczywistości jednak najczęściej dochodzi do kosmopolitycznego glajchszaltowania „składowych” przed-amalgamacyjnych przez tę kulturę, która inicjuje proces i dominuje nad innymi.

Proces ten na gruncie socjologii opisał po raz pierwszy najprawdopodobniej Ludwik Gumplowicz , mający umysł rozpostarty między socjologię (opisującą dynamikę żywiołów społecznych) i nauk prawnicze, próbujące ująć rzeczywistość w sztywne karby ujednoznaczniających „rubryk” pojęciowych. Zaadoptował samo słowo z języka technicznego. Jego dość interesujący koncept można opisać w ten oto infantylny sposób: jeśli na kartce papieru są dwa-trzy-cztery odrębne kolory, z których każdy, „kropka-po-kropce” – poprzez dyfuzję – przenika do kolorów sąsiednich – to po jakimś czasie powstanie „summma” kolorystyczna, nie będąca żadnym z wyjściowych kolorów. Chyba że któryś kolor zdominuje pozostałe, wtedy „summa” jest bliższa temu dominującemu. Tak funkcjonowały, na przykład, Austro-Węgry, a wcześniej Złota Orda, tak funkcjonuje buddyzm (to chyba stamtąd „sprowadzono” na Bliski Wschód ideę MIŁOSIERDZIA, czyli empatii wymieszanej z wyrozumiałością, spolegliwością wobec wszelkiego istnienia..

W naturze polskiej leży słowiańska „rhizomalność” , skłonność do spontanicznego bezładu, w odróżnieniu od – na przykład – anglosaskiego przywiązania do fraktalnego „ordnungu”. Rosja poradziła sobie z tą słowiańską skłonnością poprzez autorytarne „wdrożenia” państwowe pochodzące od Waregów (Skandynawowie) i Ordy (żywioł mongolsko-tatarsko-turecki). Natomiast Europa Środkowa zupełnie sobie z tym nie radzi, dlatego od wieków – po nieudanych próbach zbudowania swojego odrębnego imperium – dziś szuka wzorców i arbitrażu u sąsiadów rosyjskich, europejskich czy orientalnych (doświadczenie Rumelii).

* * *

W te wszystkie dylematy wkracza – proces ostatnio stał się niemal jawny i na pewno zdecydowany politycznie – koncept Vice-Syjonu, oparty na filozofii neo-chasydzkiej. Jeśli zgodzić się z poglądem, że Rzeczpospolita upadła niegdyś na skutek „rozmemłania”polityki jagiellońskiej, a potem „odrodziła się” jako cyniczny projekt mocarstw reżyserowany przez Amerykę (czyli jako największe z państw „przejściowych”) – to jeśli Ameryka podjęła wojnę z Chinami „o wszystko” – warto zastanowić się, czy nie płaci ona Europą Środkową opisanemu wyżej żywiołowi Izraela za dopilnowanie flanki obejmującej pogranicze Rosji i Europy.

Dziś Polska jest rozpostarta między:

1. Przechodzącą do historii, egzaltowaną europejską formułę wielo-enklawy wolności-równości-demokracji, z nieograniczonymi swobodami obywatelskimi i takimiż prawami osobistymi człowieka, czyli przesłankę różnorodności-samorządności;

2. Pozostającą w agonalnych spazmach amerykanoidalną formułę reżimu „garnizonii”, z siecią globalnych faktorii-korporacji zawiadujących patentami, markami, firmami, funduszami, budżetami i z komplementarną siecią fortów-baz-inwigilacji-psycho-mediów ;

3. Carsko-stepową formułę autorytaryzmu „bogatyrów”, rozmiękczaną przez bojarską opozycję lokalnych satrapów, a nawet gubernatorów (urzędników rangowych ), przez „państwa w państwie” z jednej strony, i przez „kozaczyznę skupštin” z drugiej strony;

Powiedzmy, że Polska pod względem polityczno-kulturowym jest tak samo nieobliczalna (w oczach świata) jak w okresie Sejmu Czteroletniego. Świat zatem nie ujmie się za Polską, jako siewcą wciąż odradzającego się zamętu.

Można spodziewać się, że – zaprowadzona tu przy wsparciu amerykańskiej „garnizonii” – Rzeczpospolita Neo-Chasydzka (choćby tylko na północ od Karpat, ale niekoniecznie tak „niewielka”) – będzie stała pod znakiem spółdzielczości, jakiejś kontynuacji kibucowo-moszawowej, może korzystającej z nowego polskiego otwarcia w postaci spółdzielczości socjalnej, ale zdradzającego objawy „nieudaności”.

 Na przykład może się Żydom-Izraelowi (przyszłej tutejszej nomenklaturze) spodobać taka formuła prozelityzmu „uprawianego” na Polakach, który będzie polegał na wspieraniu szabes-gojów zakładających (nieco odmienne od staszicowskich) osady mało-spółdzielcze, w gminach i miasteczkach, które przedwojenni Żydzi „ogarniali” skutecznie i twórczo, stanowiąc ważną część zarówno polskiej prowincji, jak i polskości w ogóle. Kto zaś będzie chciał to samo wdrażać-organizować-animować poza doglądem i światłym doradztwem nomenklatury żydowskiej – będzie poddany presji zniechęcającej, popadnie wymuszone okolicznościami, wyreżyserowane przez synodalną nomenklaturę nieudacznictwo, ktoś taki będzie wbrew intencjom i umiejętnościom – ustrojowym „podpadziochem”.

Albo rybka – albo kanarek. Wszystkiego w naszym niewielkim domu nie pomieścimy. Bieszczady, Roztocze, Suwalszczyzna czy Łódź z okolicą – to nie Syberia.

Polska wszystko to już przećwiczyła po wielekroć, w rozmaitych kontekstach, np. w czasach „polegionowych” czy w czasach „budowy socjalizmu”. Nic nowego…

Pamiętajmy też, odrzuciwszy narodowy narcyzm – że dla Zachodu nie jesteśmy krainą godną pozazdroszczenia, co najwyżej spichlerzem i poligonem oraz tanią siłą łatwą w eksploatacji. Od wieków. I wiecznie krnąbrnym podskakiewiczem…

Warto zauważyć, że byłe polskie Kresy Południowe, czyli Ukraina – podąża tym samym tropem (patrz: rządy „importowanych obywateli” za czasów Poroszenki, a także ostatnie wybory prezydenckie). Nasilenie się – zabarwionych nacjonalistycznie – odruchów „kozacko-hajdamackich” wobec Polski

* * *

Chyba będzie na miejscu, jeśli – zbliżając się do końca utworu – znów zaznaczę: ponurą wizję roztaczaną od kilku ładnych akapitów traktuję jako dopust, a nie jako coś godnego propagowania, agitacji, global-politycznego prozelityzmu. Całym sobą nie chcę, by się „ziściła i przyjęła”, odmawiam jej akceptacji jako obywatel Europy Środkowej i jej szczery miłośnik.

Ale…

* * *

Idea Vice-Syjonu, a może Neo-Chasydii – znajduje uzasadnienie w pierwszych księgach Pisma, tożsamych z Torą: Stwórcy zawsze bardzo zależało, by ustanowioną przezeń Ziemię Obiecaną zaludniali wyłącznie Sprawiedliwi, podążający za nim bez żadnej wątpliwości i zahamowań. Niech świadczą o tym choćby dwa (z wielu) najbardziej spektakularne wydarzenia biblijne: sprawa Lota i sprawa Noego. Nie bez znaczenia jest sprawa Abrahama (poprawnie zachował się podczas próby z synem Izaakiem), a i Upadek Rodziców można tłumaczyć w ten właśnie sposób. Takich opisów jest w Biblii mnóstwo. Ich przekaz jest jednoznaczny: Stwórca wciąż testuje Swój Lud, Naród Wybrany, Izrael: nie-Sprawiedliwych doświadcza okrutnie, Sprawiedliwym wciąż daje z bogatej swojej kolekcji, syci ich wszelkie pragnienia…

Nieważne jest przy tym, że – jak twierdzi Większość Świata – Biblia jest dziełem „naprutych, doświadczających chorej ekstazy fantastów”: bardziej się liczy to, że miliony Żydów uznają jej pierwsze księgi za realną umowę-obietnicę Pana (każdy przytomny Lud tak właśnie by chciał), a wielu polityków, w tym mocarzy-magnatów – z jakichś powodów przychyla się do takiego myślenia.

Przez to cała Żydów umowa z Panem okazuje się realna do bólu, a sami Żydzi gotowi są dla tej obietnicy znieść wiele, naprawdę wiele…

I gotowi są – o tym się mniej m mówi, choć widać – doświadczać inne Ludy równie bezceremonialnie, jak tego sami doświadczyli…

W ten sposób – zakończmy już ten wątek – łatwo będzie uzasadnić powołanie niebawem do życia Vice-Syjonów, kontrolowanych co prawda przez Sprawiedliwych, ale zaludnianych przez Niezbyt Sprawiedliwych (czyli Izraelitów, tyle że mających mankamenty w oczach Stwórcy, nie stanowiących Syjonu). Siłą pomocniczą, służebną wobec Izraela byliby szabes-goje, pozostali poddani, stojący okoniem wobec tek „konieczności” – zostana poddani ostatniej weryfikacji, doznają ekspulsji poza Fenomen Szlachetny, jako Fenomen Podły .

* * *

Choć czuję się Polakiem, socjalistą i patriotą, nigdy nie będąc kosmopolitą i cynicznym pragmatykiem-oportunistą – rozważam (o ile cały ten powyższy koncept jest prawdopodobny) – czy narodowo-patriotyczne siły stawiające opór tak opisanej amalgamacji polskiej, są w stanie jej skutecznie zapobiec, a jeśli nawet – to po co, albo co proponują w zamian poza tanią „naszością”.

Czy nam – sięgając do najnowszej Historii – potrzebne są nowe wcielenia piłsudczyzny, czy też rozwinięte projekty Dmowskiego…? Zdają się one mówić, każde na swój sposób: wciel się „posłusznie”, Słowianinie z bożej łaski, w obcy, wraży żywioł przemożny – i tylko pamiętaj kim jesteś, by zachować tożsamość i morale. Bo się mogą przydać…


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka