Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski
120
BLOG

Z ziemi włoskiej do... Hiszpanii

Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski Kultura Obserwuj notkę 0
Co do odwagi, żadnemu w niej narodowi w Europie nie ustąpią Polacy. Nie jest to chęć podwyższania, przymiotów moich współziomków, ale bywały przypadki we Włoszech, gdzie Legie polskie celowały w męstwie walecznych Francuzów. Wzbudzają się przyjemne uczucia w każdym Polaku, gdy słyszy o pięknych czynach swych rodaków, ale jak mu żałośno razem, czemu ta odwaga nie jest użytą na wyrwanie swej ojczyzny z obcej przemocy? Gdyby te dziesięć tysięcy Polaków, co zginęło w dwóch kampaniach włoskich legło było przy obronie wolności swych rodaków, ileby byli oszczędzili innych, wrazili odwagi współziomkom, i wytracili nieprzyjaciół? Poginęli ci mężni ludzie na obcej ziemi, a bracia ich jęczą w niewoli!....[1] Tadeusz Kościuszko

Co teraz? Turcja, Szwecja, Francja? A może Włochy? Po klęsce Powstania Kościuszkowskiego pojawiły się pierwsze koncepcje zachowania polskich oddziałów wojskowych poza granicami byłej Rzeczpospolitej. W listopadzie 1794 roku Jan Henryk Dąbrowski proponował wyprowadzenie poprzez Śląsk, w stronę Renu reszty wojska polskiego. Dokąd i po co? Do rewolucyjnej Francji? Kościuszko byłby wodzem...

Projekt nie zyskał poparcia, kto zresztą miał go wtedy poprzeć. Świadomość klęski była większa od świadomości nowych celów, a środków na realizację takich planów nie było żadnych. Dąbrowski w tym okresie jest zresztą zdezorientowany, podobnie jak większość polskich oficerów. Zdarzało mu się i wcześniej i później[2], że z jednej ostateczności wpadał w drugą. Usiłował nawet współpracować z Targowicą i Sejmem Grodzieńskim, aby uratować resztki armii polskiej, brał udział w Powstaniu Kościuszkowskim, poddał się wreszcie Suworowi 18 listopada w Radoszycach i praktycznie był jeńcem rosyjskim do momentu wydania Warszawy Prusakom w styczniu 1796. Rok później zaborcy podpisują konwencję w Ratyzbonie, która przekreśla ostatecznie istnienie państwa Polskiego. Armia pozostała na polu bitwy, lub w niewoli, rekruci powrócili na rolę, a komu się udało, to uciekł do Galicji. Galicja nie zawsze okazywała się jednak spokojną przystanią. Pytanie – co zrobić ze zdemobilizowaną i zdemoralizowaną armią? Wielu byłych polskich żołnierzy, którzy trafili do Galicji, wcielono po prostu siłą do armii austriackiej, gdzie służyli obok galicyjskich chłopów.[3] Elita powstańcza znajduje azyl w rewolucyjnej Francji, gdzie powstają pierwsze plany wybicia się na niepodległość i zawiązuje sieć kontaktów. Zresztą jeszcze u schyłku Insurekcji pojechał do Paryża generał Józef Wielhorski z planem formowania polskiej siły zbrojnej we Francji z dezerterów z wojsk austriackich.

Na tureckiej Wołoszczyźnie zebrały się niedobitki polskich oddziałów pod dowództwem brygadiera Joachima Denisko, liczącego na konflikt turecko-rosyjski. „Kto kocha Ojczyznę, niech idzie na Wołoszczyznę” – nawoływał Denisko, śląc swoich emisariuszy do Galicji. W Konstantynopolu w oparciu o ambasadę francuską, popierającą chętnie każdą dywersję antyrosyjską, działali dawni przedstawiciele Rzeczpospolitej. Tu zjawił się Polak w służbie francuskiej Józef Sułkowski, potem, jako francuski doradca wojskowy, Wojciech Turski, a latem 1795 Dąbrowski... Tym razem nie chodzi jednak o Jana Henryka, lecz o Ksawerego Dąbrowskiego, który miał wielkie ambicje i plany. Gdyby mu się powiodły, to może Mazurek Dąbrowskiego mówiłby o zupełnie innym Dąbrowskim...

Niezbyt jasne są pełnomocnictwa Ksawerego Dąbrowskiego, który zawiązuje w Bukareszcie konfederację wojskową i ogłasza się wodzem naczelnym wojsk polskich i litewskich... Szymon Askenazy dopatruje się tu nawet śladów prowokacji.[4] Rosyjskiej? Austriackiej? Francuskiej? Z Paryża podąża za Dąbrowskim generał Franciszek Ksawery Rymkiewicz, aby ostudzić nieco zapały samozwańczego wodza. Dąbrowski zmienia zatem front i przechodzi na... służbę rosyjską, gdzie formuje polski pułk ułanów na Litwie, a potem wiernie służy Rosjanom przez następne trzydzieści lat. Czyżby chodziło o możliwość kariery wojskowej w jakiejkolwiek armii?

Praktycznie we wszystkich armiach zaborczych, a nawet w wielu armiach europejskich, znajdziemy Polaków. Prusacy i Rosjanie przeprowadzali na swoich terytoriach normalny pobór polskiego rekruta i przyjmowali w swoje szeregi chętnych oficerów... A było ich nadspodziewanie wielu, tak wielu, że tworzono regularne polskie oddziały. To Polak, rosyjski generał Eufemiusz Czaplic, dał się we znaki Polakom w kampanii 1812... W Warszawie i Grodnie działali werbownicy brytyjscy werbujący do swojej „legii polskiej”. Polaków werbowali rojaliści francuscy, Burboni hiszpańscy. Swoich polskich ułanów tzw. „szwadrony bośniackie” mieli i Prusacy i Austriacy. Austriacki 1 pułk polskich ułanów walczył dzielnie przeciwko Francuzom we Włoszech, a pod Hohenlinden austriaccy Polacy, dawni żołnierze kościuszkowscy, starli się z francuskimi Polakami prowadzonymi przez Kniaziewicza. Polski ochotniczy pułk ułanów austriackich bił się z Francuzami nad Renem i w Niderlandach. W bitwach pod Amberg i Wűrzburgiem Polacy galicyjscy bili się po stronie austriackiej, a ich bohaterskie czyny opisze potem Antoni hr. Karśnicki w poemacie „Przypomnienia wojenne z roku 1796 i 1797 nad Renem”.[5] Ale bili się Polacy nie tylko tam. Generał Kukiel pisze:

„W uroczej Nadrenii bić się musieli legioniści z rodakami własnymi. Ułani galicyjscy pod dowództwem hr. Merfelda wraz z szeklerami Wallmodena zapędzili się w okolice Kehl na wyprawę partyzancką. Ruszył przeciw nim Fiszer z batalionem piechoty i szwadronem kawalerii francuskiej. Pod Altenburgiem oskrzydlony przez ruchliwego wroga, odcięty od Kehl, porzucony przez swoją jazdę, która na własną rękę się salwowała, Fiszer nadstawiał się z życiem, lecz lekko tylko raniony w niewolę się dostał. – Ogarnięty wściekłością na widok Polaków bijących się przeciw Polakom – raportował później Kościuszce – bo ułani austriaccy z naszego przeważnie są kraju, nie mogłem się wstrzymać by nie powiedzieć hr. Wallmoden, oddając mu się jako jeniec, że o jedno go proszę, by nie oddawał mnie pod eskortę oficera ułańskiego; na pytanie zaś dlaczego? Odrzekłem otwarcie, że nie dziwię się wprawdzie prostym żołnierzom Polakom, że służą w armii austriackiej, zostali bowiem do tego przymuszeni, ale każdego oficera Polaka, który zgodził się dobrowolnie służyć jednemu z trzech mocarstw... poczytuję za niegodnego tego miana.”[6]

Polacy na służbie austriackiej wstępowali do legionów przeważnie dopiero wtedy, gdy dostali się do niewoli we Włoszech. Wcześniej pewnie nawet nie wiedzieli o ich istnieniu, albo nie przywiązywali do tego większej wagi. Także wiele lat później, w roku 1809, Napoleon wchodząc na terytorium Austrii polecił swojemu adiutantowi Dezyderemu Chłapowskiemu odszukać służącego w szwoleżerach porucznika Łukasza Wybickiego (syna Józefa), któremu zlecił napisanie odezwy do Polaków w armii austriackiej.[7]

Józef Załuski wspomina jak to do miasteczka Lambach przybyło trzech parlamentariuszy austriackich z 3 pułku ułanów arcyksięcia Karola. Wszyscy trzej byli Polakami i zakwaterowano ich na noc razem z polskimi szwoleżerami. Dalej też pisze:

„W moim oddziale 3. kompanii był brygadier odznaczający się, z pułku 3. ułanów Księstwa Warszawskiego przybyły, nazwiskiem Zaorski. Ten pewnego dnia w marszu spotkał między jeńcami rannymi rodzonego brata swego, starszego wiekiem, wiezionego na wozie, wachmistrza w pułku arcyksięcia Karola, mocno plejzerowanego. Był to dla nas rzewny, a zarazem rozdzierający widok: dwóch rodzonych braci przeciwko sobie walczących.”[8]

Polacy walczyli z Polakami w bitwach pod Essling i Wagram, kiedy to, jak wspomina Załuski, „obie strony wyzywały się najobelżywszymi wyrazami w mowie rodowitej...[9] Ten motyw walki bratobójczej przewijać się będzie przez cały okres wojen napoleońskich i to na wszystkich frontach, także podczas bitwy pod Fuengirolą... Pierwsi twórcy polskich formacji zbrojnych poza krajem wiedzieli chyba, że nie uda się zwerbować dla sprawy polskiej wszystkich Polaków walczących w obcych armiach, byli jednak rozczarowani brakiem patriotyzmu wielu polskich oficerów służących w armiach zaborców. Jak się szacuje, w samej armii austriackiej służyło w okresie napoleońskim około 20 000 Polaków.[10]

Nie uprzedzajmy jednak wypadków. To nie Dąbrowski wpadł na pomysł tworzenia legionów lecz Wielhorski i Barss – ostatni przedstawiciele Insurekcji przy Republice Francuskiej, a ideę w czyn miał wprowadził Wybicki, który chciał dla niej pozyskać Dąbrowskiego. Wybicki apelował do Dąbrowskiego „by w żadną obcą służbę nie wchodził, że rozpaczać jeszcze nie wypada, że na koniec patrzeć nam trzeba na wypadki rewolucji francuskiej”.[11]

Pod koniec 1795 roku do Warszawy przyjechał Eliasz Tremo, przedstawiciel emigracyjnej Agencji paryskiej i przedłożył Dąbrowskiemu pomysł tworzenia polskiego wojska w oparciu o Francję. Wygląda jednak na to, że Dąbrowski miał już inne plany. Na początku 1796 roku udał się bowiem do Berlina, gdzie badał możliwości – z jednej strony swojej kariery osobistej w armii pruskiej, a z drugiej, koncepcję zjednania Prus dla odbudowy Polski pod berłem Fryderyka Wilhelma II. Dąbrowski złożył na ręce ambasadora francuskiego w Berlinie, Caillarda, memoriał, w którym dowodził, że wzrosło zagrożenie Prus ze strony Rosji, a w tym kontekście potrzeby odbudowy Polski pod berłem Hohenzollernów, przy poparciu Francji. W armii pruskiej służyło już wielu Polaków i mówiło się, że Dąbrowski może otrzymać u Prusaków stopień generała dywizji, co podobno proponował mu król pruski. Prusacy byli bardzo selektywni w traktowaniu Polaków, jednym proponowano wysokie stopnie oficerskie, a innych, tak jak generała Antoniego Madalińskiego, trzymano pod kluczem w twierdzy...

Koncepcja odbudowy Polski w oparciu o Prusy, genezę swoją mająca we wcześniejszych koncepcjach sojuszu polsko-pruskiego, popierana początkowo przez władze rewolucyjnej Francji, będzie się jeszcze przewijać w najbliższych latach, nawet po sformowaniu Legionów i przeznaczeniu ich do walki przeciwko austriackiemu Cesarstwu Rzymskiemu Narodu Niemieckiego na Półwyspie Apenińskim. Jej głównym rzecznikiem na terenie pruskim był ks. Antoni Radziwiłł, mający silne powiązania rodzinne z Hohenzollernami. Radziwiłł proponował ogłoszenie Fryderyka Wilhelma II królem Polski. Od tego pomysłu nie odżegnywali się także ani Wybicki, ani Dąbrowski. Ostatecznie polskie sondaże zostały wręcz wyśmiane przez Prusaków, którzy podsumowali je obraźliwie, mówiąc, że „projekt podobny mógł powstać jedynie w głowie umysłowo pomieszanej i zasługuje na głęboką pogardę”. Złośliwi Francuzi zaś zaczęli oceniać polskich emigrantów w Paryżu, którzy wystąpili z takim pomysłem, jako „ludzi bez charakteru”, choć to właśnie Francuzi sugerowali niedwuznacznie Polakom możliwość takiego rozwiązania.[12] W sumie była to koncepcja postawienia na jednego z zaborców z pełną niepodległością mająca niewiele wspólnego. Twórcy Legionów trzymali się jej jednak aż do kongresu w Rastadt. Równoległą koncepcję odbudowy Polski w oparciu o Rosję lansowała grupa skupiona przy rodzinie Czartoryskich i ta koncepcja przygotowała Aleksandrowi I grunt na przejęcie Księstwa dwadzieścia lat później, po upadku Napoleona.

Powróćmy jednak do Dąbrowskiego. Nie doczekał się on jednak żadnej pozytywnej odpowiedzi na swój „pruski” memoriał, z którym Prusacy po prostu nie bardzo wiedzieli, co mają zrobić. Każda bowiem minimalnie choć zachęcająca odpowiedź antagonizowałaby ich z pozostałymi zaborcami. Po wielomiesięcznym wyczekiwaniu w Dreźnie i ostatecznym odrzuceniu w marcu 1796 roku oferty służby w armii pruskiej, zdecydował się więc na poparcie idei budowy polskich legionów u boku Francji. Dnia 24 czerwca 1796 roku pisał do ambasadora francuskiego Piotra Parandiera, odpowiedzialnego ze strony rządu francuskiego za kontakty z Polakami:

„Godny zaufania obywatel polski, który przybywa prosto od armii austriackiej, zapewnia, że tam wszystko mówi po polsku, że żołnierze płoną żądzą przejścia do Francuzów, byle ujrzeli tam legiony, złożone ze swych współobywateli; zdaniem moim rzecz to bardzo łatwa do pojęcia i do wykonania, zważywszy, że podobne przedsięwzięcie musi sprawić wielką dezorientacyę armii nieprzyjacielskiej, uszczuplić jej siły i ją samą osłabić. Jakże pilno ujrzeć, jeśli możliwe, korpusy polskie formujące się we wszystkich republikach i państwach Europy sprzymierzonych z Francyą. Nauczą się w nich Polacy, że nie tylko sama brawura odnosi zwycięstwa, lecz także porządek i taktyka”.[13]

Nie jest zupełnie jasne, czy w tym momencie Dąbrowski widział już siebie jako wodza przyszłych korpusów polskich, bo przecież zabiegał wtedy o przyjęcie na służbę francuską, prosząc ministra wojny Pétieta o przydzielenie go do sztabu armii francuskiej, nawet w charakterze ochotnika. Czyżby nie wierzył w powodzenie tego przedsięwzięcia? Takich bezrobotnych oficerów marzących, czy służących już u Francuzów było zresztą więcej. Choćby Sułkowski czy Zajączek... W każdym razie równolegle Dąbrowski wysłał do Dyrektoriatu memoriał, w którym rozwijał koncepcję polskich oddziałów ochotniczych przy armii francuskiej. Oddziały te, strategicznie podporządkowane Francji, składałyby się z Polaków wcielonych obecnie do armii zaborczych, głównie z Galicji. Dowódcami zostaliby dawni oficerowie Rzeczpospolitej. Celem politycznym dla Francji byłaby dezorganizacja armii nieprzyjacielskiej, a dla Polaków skłonienie Prus do odbudowy Polski... Ponieważ ze strony francuskiej otrzymano sygnały pozytywne, Polaków popierał m.in. gen. Clarke, późniejszy minister wojny, Dąbrowski udał się we wrześniu 1796 roku do Paryża. Minister wojny Pétiet, po zapoznaniu się ze sprawą, uznał, że polskie formacje wojskowe na froncie włoskim będą doskonałą dywersją antyaustriacką. Problem polegał jednak na tym, że przepisy francuskie nie zezwalały na tworzenie samodzielnych jednostek cudzoziemskich, takich jak późniejsza Legia Cudzoziemska.

Dyrektoriat także uznał tworzenie Legionów za dobry pomysł, chociaż wychodził z zupełnie odmiennych przesłanek. Chodziło o to, aby angażując się w sprawy włoskie nie tworzyć zbyt silnych wojsk narodowych włoskich, które w pewnym momencie mogłyby stać się kłopotliwe dla Francuzów. Natomiast formując Legiony polskie jako „armię włoską” unikano na przyszłość problemu z aspiracjami narodowościowymi Włochów popartymi własnym wojskiem, a taką cudzoziemską, ochotniczą armię można było w każdej chwili rozwiązać.

Ostatecznie zaproponowano rozwiązanie, które miało wyjść na przeciw motywom politycznym Dyrektoriatu i pozwolić na ominięcie kłopotliwych przepisów francuskich. Polskie oddziały miały być wojskami posiłkowymi przy formacjach lombardzkich. Do tego jednak niezbędna była zgoda Napoleona, który podchodził powściągliwie do koncepcji Dyrektoriatu i tym samym do polecanego przez Dyrektoriat Dąbrowskiego. Napoleon miał własne plany „na Włochy”, sam zresztą był włoskiego pochodzenie i właśnie przestawał używać nazwiska „Buonaparte”...[14] Wygląda na to, że od samego początku zdawał sobie sprawę, że taka akcja jest w sumie dywersją, nie tylko przeciw Austrii, ale i przeciwko Włochom. Nie mówiąc już o samych Polakach, którzy zostaną ostatecznie wykorzystani i porzuceni... Polacy jednak nalegali.

W listopadzie 1796 roku przygotowano dla Dąbrowskiego „Uwagi do konferencji z Bonaparte”. Generał, wraz z mjr Eliaszem Tremo, udał się za „składkowe” fundusze do Mediolanu, gdzie przebywał Napoleon i 4 grudnia został przyjęty na audiencji przez Bonapartego. Napoleon po raz pierwszy zetknął się bliżej ze „sprawą polską” poprzez swojego adiutanta Józefa Sułkowskiego, który podobno miał pewien wpływ na to, że Napoleon początkowo zlekceważył Dąbrowskiego. Sułkowski, republikanin, niewątpliwie polski patriota, nie ufał generałowi, którego uważał za karierowicza i stronnika Stanisława Augusta, nie podobały mu się też pomysły Dyrektoriatu. Napoleon powiedział Dąbrowskiemu, że tworzy już na próbę batalion z jeńców polskich i proponował przybyłym Polakom stopnie oficerskie w tej formacji. Po tym nieudanym spotkaniu, próby mediacji podjął się inny Polak, Antoni „Amilkar” Kosiński, mający dobre stosunki zarówno z generalicją francuską jak i z rządem lombardzkim. Dzięki niemu Dąbrowski uzyskał powtórnie audiencję 4 stycznia 1797 roku, tym razem uwieńczoną sukcesem i wyrażeniem przez Napoleona zgody na powołanie „Legionów Polskich posiłkujących Lombardię”.

Dnia 9 stycznia 1797 roku podpisana została konwencja pomiędzy Administracją Generalną Lombardii a generałem-lejtnantem Dąbrowskim, który przy poparciu Bonapartego zaoferował swe usługi celem przywrócenia wolności Lombardii. Tremo zaś udał się do miejsc internowania jeńców austriackich, aby rozpocząć rekrutację. I tak powstały Legiony, które niebawem stały się siłą polityczną, usuwającą w cień polskie ugrupowania emigracyjne w Paryżu. Wybicki tak później wspominał:

„Namówiwszy się w Paryżu z gen. Wielhorskim i Barssem projekt legii podałem przekonany, że jakiś interes należy pokazać wojującej Francji. Legie pokazywały obszerny: dezercje, dywersje, etc. Proponowałem na szefa Wielhorskiego. Nie odpowiedział Rząd. Za przybyciem Zajączka, z jego wiadomością oddałem w ręce Toussainta Guiraudeta projekt, aby on był szefem. Nie przyjęto. Przyjechał Dąbrowski i Woyczyński... Wiadomo ostatniemu, co Kosseckiemu powie. Odnowiłem ten projekt, wymieniając szefem Dąbrowskiego. Przyjęto. Rezolucję mieć musisz. Nie nasza propozycja sprawiła Dąbrowskiego przyjęcie, ale listy z Berlina od Caillard posła, Parandier agenta francuskiego, którzy Dąbrowskiego zgodnie zalecali. Mnie tylko to komunikowano. Tak się zaczęło.”[15]

Emigracja polska we Francji, a także rozrzucona w Europie, m.in. w Wenecji, była podzielona, zarówno organizacyjnie jak i politycznie i ten charakterystyczny rys polskiej emigracji niepodległościowej przewija się przez następne dwieście lat... Różniono się także w sprawie legionów. Z jednej strony działała paryska Agencja z Barsem, Wielhorskim, Wybickim, a z drugiej tzw. Deputacja. Obie orientacje uważały się oczywiście za „wyłącznych” reprezentantów sprawy polskiej wobec Francji i Prus. To podzielenie emigracji przynosiło wiele szkody sprawie polskiej i powodowało, że większość posiadanej energii i środków zużywano na wewnętrzne spory. Przewodniczący Deputacji, Dionizy Mniewski deklarował wprawdzie, że Deputacja nie zwalcza legionów, bo te dają chleb wojskowym polskim, nie przyznawał im jednak żadnego znaczenia politycznego, bo powstały dla obrony cudzej wolności i ziemi.[16] A ile obelg musiał znieść Dąbrowski... Wacław Gąsiorowski, tak ponad sto lat później charakteryzował polską emigrację i samego Wybickiego:

„Boć na emigracji bywało różnie. Siła poczciwych ludzi na wszelki ład myślało Rzeczpospolitą wskrzeszać, siła ludzi garnęło się pod rozmaite chorągiewki, ale i siła krom publicznych i własne sprawy miała na widoku. Wszak i Prozor, i pijar Dmochowski, i Taszycki, i Bars, i Wielhorski, i Mniewski, i Wybicki jednego chcieli niby, ku jednemu wytężali usiłowania. A przecież mocno każdy zabiegał, aby w owych komitetach niepoślednie zająć miejsce, a przecież wśród przyjacielskich rojeń o pięknej przyszłości odzywały się skurcze samolubnych zamysłów. Każdy z tych bądź co bądź dobrych obywateli, choć dla Rzeczpospolitej pruć by sobie żyły pozwolił, ale niezdolen był wyobrazić sobie upragnionej chwili bez wrócenia mu zajechanych czy skonfiskowanych dóbr, przyznania skasowanego starostwa, dawnego tytułu, dawnej godności, splendoru... bodaj potomstwu, bodaj zwłokom męczennika. Nawet tak szczery człek jak pan Józef Wybicki, a i to zabranych mu przez Prusaków Manieczek zapomnieć nie mógł i rad nimi każde przemówienie barwił. Wspólność tej wady skłaniała emigrację do pobłażania sobie...”[17]

Szymon Askenazy nazywa z kolei Wybickiego „prusofilem”, który później zmienił orientację i przewodził zrywaniu pruskich orłów w Poznańskim w roku 1806.[18] Współcześni legioniści wyrażali się jednak o Wybickim i Dąbrowskim jak najlepiej. Cytuję opinię kapitana Jana Dembowskiego:

„Masz prawo, cnotliwy Wybicki, kochać nas. Twój patriotyzm jest nam przykładem, pójdziemy do Polski, a wszystkie serca są dla Ciebie; z Dąbrowskim, z Tobą i podobnymi żyć i umierać.”[19]

Taki kredyt zaufania mieli wodzowie legionów i zaowocował on powtórnie w grudniu 1806 roku, na progu Księstwa Warszawskiego, kiedy wezwali naród do broni, pod przewodem Bonapartego. Wybicki – zdaniem Władysława Zajewskiego – uznawał w jakiejś mierze dzieło legionowe za kontynuację konfederacji barskiej, oczywiście w całkowicie zmienionej sytuacji politycznej, pod innymi hasłami, ale z tą samą ideą niepodległości, jaką widział w ruchu barskim.”[20]

Konwencja zawarta z rządem Lombardzkim stanowiła, że korpusy Polaków otrzymają nazwę polskich legionów posiłkowych w Lombardii, a ich umundurowanie będzie zbliżone do mundurów byłego wojska Rzeczpospolitej. Natomiast na epoletach polskich żołnierzy o barwach narodowych Lombardii miał być napis „”Gli uomini liberi sono fratelli” (ludzie wolni są braćmi). Patenty oficerskie miały wystawiać władze Lombardii, Lombardia miała też wypłacać żołd. W konwencji oświadczano:

„Lud lombardzki oświadcza, że uważać będzie zawsze Polaków, uzbrojonych ku obronie wolności, za prawdziwych braci, nie zaś za obce wojska. Administracja Lombardzka przyznaje im przeto formalne prawa rzeczywistych obywateli lombardzkich, przez co jednak nie doznają przeszkody w powrocie do własnej ziemi, jeśli okoliczność tego zażąda, albo Lombardia istotnie uznana będzie wolną, albo nie będzie zmuszona prowadzić wojny w obronie swego bytu. Zobowiązanie powyższe będzie ogłoszone przez Administrację Lombardii w odezwie do Polaków.”[21]

Dnia 20 stycznia 1797 roku generał Dąbrowski wydał odezwę do Polaków, wydrukowaną następnie w czterech językach i rozpowszechnianą na ziemiach byłej Rzeczpospolitej:

„Wierny Ojczyźnie mojej do ostatniego momentu walczyłem za jej wolność pod nieśmiertelnym Kościuszką. Upadła ona pod przemocą i nie zostaje nam jak pocieszające wspomnienie, żeśmy krew przelewali za ziemię przodków naszych, żeśmy widzieli nasze chorągwie zwycięskie pod Dubienką, Racławicami, Warszawą i Wilnem. Polacy, nadzieja powstaje, Francja zwycięża. Ona się bije za sprawę narodów. Starajmy się osłabić jej nieprzyjaciół. Francja pozwala nam schronienia. Czekając lepszych losów dla kraju naszego, idźmy pod jej chorągwie. Te są oznakiem honoru i zwycięstwa. Legiony polskie formują się we Włoszech, na tej ziemi, niegdyś świątyni wolności. Już oficerowie i żołnierze, towarzysze trudów waszych i męstwa są ze mną i w bataliony się formują. Przybywajcie koledzy, rzucajcie broń, którą was nosić przymuszono. Bijmy się za sprawę wspólną wszystkich narodów, za wolność, pod walecznym Bonaparte, zwycięzcą Włoch. Tryumfy rzeczpospolitej francuskiej są jedyną naszą nadzieją. Za jej pomocą i jej aliantów, może zobaczymy jeszcze domy nasze, któreśmy z rozrzewnieniem porzucili”.[22]

Zdaniem Askenazego, odezwy legionowe Dąbrowskiego, zresztą wedle intencji samego autora i wyraźnej przestrogi Bonapartego, unikały akcentów antypruskich, natomiast zwracały się wprost przeciwko Austrii, pośrednio i Rosji. Gabinet berliński musiał wystrzegać się wobec Wiednia i Petersburga choćby cienia podejrzenia, jakoby sprzyjał owej występnej francusko-legionowej robocie. Jednak będąc jedynym z rozbiorców w najlepszym z Republiką Francuską stosunkach rząd pruski „nie mniej od najgorętszego legionisty” przyklaskiwał okrutnym cięgom zadawanym Austrii...[23]

Historyk wojskowości, Zenon Krajewski, zwraca uwagę, że we wszystkich tego rodzaju odezwach i rozkazach uderza ogólne określenie wrogów Polski: „przemoc”, „nieprzyjaciele”, „tyrani”, „ciemiężyciele” itp. Nie nazywa się ich natomiast po imieniu: Austra, Rosja, Prusy. Odczuwa się, że przywódcy polityczni i wojskowi Legionów nie byli w tym względzie konsekwentni. Z jednej strony widzieli u żołnierzy konieczność kształtowania nienawiści do zaborców, z drugiej zaś próbowali to robić, ale robili niekonsekwentnie. Ta niekonsekwencja jest chyba wytłumaczalna, ponieważ nie wiadomo było jak potoczą się losy wojny. Liczono się zapewne przy tym z możliwością zawarcia porozumienia francusko-pruskiego lub nawet francusko-austriackiego w sprawie Polski. A zatem w oficjalnych dokumentach nie chciano komplikować Francuzom możliwości przyszłych porozumień przez imienne wskazywanie wrogów Polski i dlatego mówiono o nich raczej ogólnikowo.[24]

Zapowiedziana odezwa rządu Lombardzkiego do Polaków została ogłoszona w Mediolanie 3 lutego 1797 roku:

„Szlachetni Polacy! Cnoty wasze rozbudziły zachwyt i podziw w całym świecie. Znaną jest zarówno niegodziwość waszych gnębicieli, jak pamiętna jest i chwalebna wasza stałość i męstwo z jakim walczyliście, choć samotni, przeciw tyranom sprzymierzonym... Nieustraszone zastępy wasze pierwsze zasłużyły się całej ludzkości, poświęcając swe mienie i samo nawet życie, które małoście ważyli, gdy szło o odparcie ohydnych gwałcicieli wszelkiego prawa. Zmuszeni ustępować krok za krokiem z ziemi waszej, okrytej trupami bohaterów, nie zostaliście jednak pokonani, drodzy Polacy, dopóki żyjecie. Bratnie więc dłonie wyciąga do was lud Lombardii i wzywa was do współudziału w walce o wolność. Zwycięska Francja, wspierająca wszystkich, którzy zerwać i zdeptać pragną piętna niewoli, wskazuje przez tryumfy nieustanne na ziemi tej i w innych stronach, jak ustalać z orężem w ręku na niezachwianych podstawach oparte władztwo jedyne – władztwo ludu! Spieszcie do nas drodzy Polacy! Jak braci was przyjmiemy. Wspólną z nami będziecie mieć ojczyznę, dopokąd czas, może już niedaleki, nie przyniesie wam chwili szczęśliwej, w której ujrzycie z radością swe rodziny i jako zwycięzcy odbudujecie swoją ojczyznę.”[25]

Zwróćmy uwagę, jak poetyka tych odezw bliska jest już Mazurkowi Dąbrowskiego... Dąbrowski i Wybicki podzielili się w tym momencie rolami. Pierwszy zajmował się wojskiem, drugi, choć sam też miał stopień generalski nadany jeszcze przez Kościuszkę, zajmował się propagandą na rzecz legionów, których był ambasadorem wobec władz francuskich. Faktycznie jednak, wraz z utworzeniem legionów, punkt ciężkości polskiej polityki przesunął się z Paryża do Włoch. Aby postawić kropkę nad „i”, Wybicki myślał o zwołaniu polskiej reprezentacji narodowej na obczyźnie w oparciu o byłych posłów ostatniego Sejmu i o stworzeniu w ten sposób nadbudowy politycznej nad Legionami. Zdawał sobie sprawę, że Legiony bez krajowego mandatu politycznego mogą stać się łatwo zwykłym wojskiem najemnym w służbie włoskiej czy francuskiej. Luźne ugrupowania emigracyjne nie miały odpowiedniego ciężaru gatunkowego, który upoważniałby np. do ubiegania się o udział w konferencji pokojowej w Rastadt czy prowadzenia samodzielnych negocjacji z rządami państw europejskich. Wszyscy marzyli też o włączeniu się Kościuszki. Po powrocie z Ameryki Naczelnik poparł sprawę legionów, które reprezentował mniej czy bardziej formalnie w Paryżu wobec władz francuskich. Nie zdecydował się jednak nigdy na bardziej bezpośredni udział w Legionach, czy nawet w polityce polskiej. Pozostawał kimś w rodzaju depozytariusza polskości, niekwestionowanego autorytetu, z którym liczyli się wszyscy Polacy, liczył się też Napoleon, a później Aleksander.

Tremo tymczasem prowadził rekrutację wśród jeńców austriackich i spotkał się z bardzo dobrym odzewem. Zakładano sformowanie dwóch legii odpowiadających ówczesnym francuskim trzy batalionowym półbrygadom z kompanią artylerii. Tak pisał w 19 stycznia 1797 roku do francuskiego entuzjasty sprawy legionowej, Kazimierza La Rocha[26]:

„Spieszę ci donieść, że moja misja idzie świetnie. Wszędzie znajduję Polaków miłujących ojczyznę i gotowych zaświadczyć to krwią własną. Ileż radości doznałem już w tej misji, iluż spotkałem przyjaciół wolności, którzy interesują się naszym losem i dają mi dowody najżywszego współczucia! Oby przykład ten zapalił serca wszystkich Polaków, oby mogli wszystko poświęcić, zapomnieć dla dobra rzeczy publicznej.”[27]

Dąbrowski pod koniec stycznia 1797 roku nie mógł się już skarżyć na brak rekrutów, brakowało jednak oficerów:

„W tych dniach już mam przeszło tysiąc ludzi zdrowych i ochoczych, a mógłbym już mieć i do trzech tysięcy, gdybym mógł mieć oficerów więcej, bo teraz nie mam jak jednego Borowskiego, który z przywiązania do ojczyzny bez żadnego wsparcia z Warszawy do Paryża, a z Paryża aż tu przybył najwięcej piechotą i teraz najwięcej pracuje i jest czynnym. Francuzi i Włosi mocno aprobują nasz uniform i naszych ludzi dla żywości i wesołości chwalą. Żołnierz dostaje tu codziennie mięso, wino, chleb i soldów 6 (20 soldów czynią 1 liwr, a 15 liwr dukat cesarski). Każdy oficer bierze na pierwiastkowy ekwipaż podług rangi, dostaje żywność codzienną i tak jest miesięcznie płatny, jak oficer francuski. Ja do tego czasu nic nie brałem i brać nie będę, abym Włochom i Francuzom pokazał, żem nie dla partykularnego zysku przybył...”[28]

W marcu 1797 nowo sformowana Legia w sile dwóch batalionów – grenadierskiego, dowodzonego przez szefa Franciszka Strzałkowskiego oraz woltyżerskiego, dowodzonego przez Amilkara Kosińskiego – została przeniesiona do Mantui. Każdy batalion liczył już po 1000 żołnierzy i po 5 kompanii, zamiast przepisowych 10, a to z powodu braku oficerów, choć w tym czasie zaczęli napływać do Włoch oficerowie kościuszkowcy, m.in. Kazimierz Konopka. W Mantui przystąpiono do formowania trzeciego batalionu fizylierów z szefem Ludwikiem Dembowskim. W Mediolanie formowano dwa kolejne bataliony fizylierów i dwie kompanie artylerii. W kwietniu Legiony miały już w swoich szeregach ponad 6000 ludzi.

Polacy zbierali się także przez cały czas na Wołoszczyźnie, która, położona nieco na uboczu, ciągle jednak stanowiła polską kartę, którą można było zagrać w odpowiednim momencie... Na Wołoszczyźnie czekał na znak Denisko... Zdesperowany i pozostawiony samemu sobie, a może inspirowany przez Francuzów[29], lub sprowokowany przez Austriaków, którzy chcieli się pozbyć kłopotliwego partyzanta, Joachim Denisko, już po podpisaniu w kwietniu 1797 r. rozejmu w Loeben, oznaczającego przerwanie działań wojennych przeciwko Austrii, przekracza w czerwcu 1797 roku granicę galicyjską i prowadzi działania partyzanckie w rejonie Bukowiny i Zaleszczyk. Pobity przez Austriaków pod Dobronowcami wycofuje się z powrotem na Wołoszczyznę, a potem idzie w ślady Ksawerego Dąbrowskiego... czyli porzucając mrzonki patriotyczne przechodzi na służbę rosyjską. Ośmiu partyzantów w każdym razie zostaje straconych, a w całej Galicji zaostrzają się przepisy przeciwko ewentualnym partyzantom – byłym polskim wojskowym i dezerterom z armii austriackiej. Zwolennicy Deniski są rozproszeni na Wołoszczyznie. Część z nich podąża za swoim dowódcą pod sztandary rosyjskie w nadziei, że ktoś wreszcie zapewni prycze w koszarach i zacznie wypłacać regularny żołd. Inni, z pomocą sprzątającego cały ten bałagan Rymkiewicza, jadą do Włoch – do legionów Dąbrowskiego, Jana Henryka Dąbrowskiego.

Chrzest bojowy otrzymały Legiony wiosną 1797 na terytorium weneckim, podczas zamieszek ludowych skierowanych przeciwko Francuzom. Zginęło wtedy w marcu stu grenadierów legionowych w Saló, kiedy zaatakowali ich miejscowi chłopi. Pod Weroną zginął niebawem pierwszy oficer polski, wicebrygadier Klemens Liberadzki, prowadzący kilkuset legionistów. Anonimowy poeta cytowany przez Askenazego napisał:

„Tu mszcząc się na mieszkańcu praw ludzkich pogardy, szedł w sławie na wyścigi Sarmata z Lombardy... I rycerz, co odwagą w swej ojczyźnie słynął, walcząc mężnie za swoją, za cudzą tu zginął”.[30]

Fakt pozostaje faktem, że Polacy walczyli z Włochami, a nie z Austriakami, a jeszcze do tego rozejm z Loeben[31] zakładał odszkodowania dla Austrii kosztem... Wenecji. Legioniści walczyli w interesie swojego wroga!

Jednak nadal trwała organizacja Legionów. Utworzono sztab i dwie legie, po trzy bataliony każda i trzy kompanie artylerii pieszej. Każdy batalion piechoty składał się z 1 kompanii grenadierów, 1 kompanii woltyżerów i 8 kompanii fizylierów. Kompania liczyła 143 żołnierzy, w tym 4 oficerów, 14 podoficerów, 2 doboszów i 123 szeregowych. Kompania artylerii liczyła 101 żołnierzy. W sumie dwie polskie legie liczyły latem 1797 roku, w momencie utworzenia Republiki Cisaplińskiej na miejsce republiki Lombardzkiej, około 8000 żołnierzy. Mundury przypominały mundury Rzeczpospolitej – kurtki krótkie, obcisłe, jednak granatowe jak Francuzi, obcisłe pantalony, czapki polskie rogate. Grenadierzy nosili francuskie kapelusze. Ozdoby i wyłogi sztabu głównego karmazynowe, szlify i guziki srebrne. Każdy batalion miał wyłogi innego koloru – pierwszy legii pierwszej karmazynowe, drugi zielone, trzeci żółte. W drugiej legii pierwszy czarne, drugi niebieskie, trzeci różowe. Szlify i guziki przy barwie zielonej były złote, w innych srebrne. Poprzez kolorystykę starano się nawiązać do dawnych regimentów Rzeczpospolitej. Pierwszą Legią dowodził generał Józef Wielhorski, z zastępcą Franciszkiem Strzałkowskim. Drugą Legią dowodził generał Franciszek Ksawery Rymkiewicz, z zastępcą Antonim Amilkarem Kosińskim, a szef batalionu Wincenty Axsamitowski otrzymał dowództwo nad artylerią.

Latem 1797 roku, pomiędzy 9 a 20 lipca w Reggio Emilia, gdzie stacjonował Wybicki, Dąbrowski i cała starszyzna Legionów, powstał Mazurek Dąbrowskiego napisany przez Wybickiego do melodii podlaskiej pieśni ludowej – największe dzieło propagandowe Legionów. W lipcu też Legiony przeszły na służbę Republiki Cisalpińskiej. Ich status prawny miała regulować konwencja zawarta w listopadzie z rządem Republiki, ale nie została ona nigdy ratyfikowana przez ciało prawodawcze Republiki, co zawieszało Legiony w próżni prawnej i stwarzało szereg praktycznych kłopotów.

Pokój zawarty w Campo Formio 17 października 1797[32] roku kończył wojnę europejską pierwszej koalicji na kontynencie[33], ale działania militarne na półwyspie apenińskim, choć już innego rodzaju, trwały nadal. Polacy, którzy w kampanii 1797 roku nigdy nie zmierzyli się z wojskami austriackimi, używani byli głównie do tłumienia ruchów powstańczych we Włoszech. Traktat zawierał m.in. zobowiązanie obustronnej „spokojności wewnętrznej” rozwinięte w punkcie „żadna pomoc ani poparcie bezpośrednie czy pośrednie, nie będą udzielany tym, którzy chcieliby jakąkolwiek krzywdę wyrządzić jednej lub drugiej ze stron umownych”. Chodziło tu o francuskie formacje rojalistyczne w Austrii i Legiony polskie po stronie Republiki. Inny punkt deklarował amnestię dla mieszkańców krajów zajmowanych przez walczące armie, co wyłączało Polaków pochodzących z Galicji.

Po podpisaniu pokoju i przerwaniu działań wojennych przeciwko Austrii, generałowie ponoć potracili głowy, puszczano krew Wielhorskiemu, pochorował się Dąbrowski, załamał się Kniaziewicz...[34] Zdesperowany Dąbrowski prosił Napoleona wyjeżdżającego na kongres pokojowy do Rastadtu, aby pamiętał o Polakach. Desperacja polskiego wodza musiała być wielka bowiem Dąbrowski wysyła pismo do generała Jean Baptiste Bernadotte, wówczas ambasadora francuskiego w Wiedniu, w którym sugeruje odbudowanie Polski... z arcyksięciem Karolem na tronie, związanej z Cesarstwem Rzymskim...[35] Echa tych pomysłów znajdujemy też u Askenazego, który cytuje Stanisława Potockiego, „że projekt reprezentacji jest jeden, który Polskę zbawić potrafi, że projekt związku z Cesarzem – tj. z Austrią, myśl stosunkowo najstrawniejsza jeszcze dla magnaterii wychodźczej w niniejszej chwili przedpacyfikacyjnej – wszystkim, nawet podług niego i Moskwie dogadzając, udać się konieczne musi”.[36] Nie wyszło z jednym zaborcą, to może wyjdzie z drugim. Nic to, że Legiony miały walczyć głównie z Austriakami. Wenecję, jak się okazało, zdobywali Legioniści dla... Austrii. Ciekawe, ile o tych „austriackich” planach wiedzieli szeregowi legioniści, którzy właśnie od Austriaków uciekli?

Na kongres chciał Dąbrowski posłać reprezentację polską, uprawomocnioną przez zwołanie polskiego Sejmu w Mediolanie... Sprawa Sejmu na emigracji nadal spędzała sen z oczu przywódców Legionów, którym tak bardzo zależało na „legalizacji” ich misji, praktycznie czysto wojskowej, bez szerszego zaplecza politycznego w kraju. Taki „legionowy Sejm” dałby im przewagę nad wiecznie spiskującą przeciw Legionom Deputacją i Sułkowskim, nieprzychylnym Dąbrowskiemu. Trochę też chodziło o stworzenie przeciwwagi dla autorytetu Kościuszki, który mimo braku większej aktywności politycznej nadal ważył wiele w sprawach polskich...[37] Sejmu jednak nigdy nie udało się zwołać i do Rastadu Polacy nie pojechali. „Nazbyt był Bonaparte politykiem wyrachowanym i trzeźwym, aby dla obcej sprawy narażać miał losy Francji, spragnionej i żądającej pokoju.”[38]

Po Campo Formio przestała istnieć Republika Lombardzka na miejsce, której utworzono Republikę Cisalpińską. Dąbrowski musiał zawierać nowe porozumienie z nową Republiką oraz zmienić nazwę Legionów na „Legiony Polskie Posiłkujące Rzeczpospolitą Cisalpińską”. Legiony wykorzystane zostały w 1798 roku do walk z państwem kościelnym i z Neapolem, który przystąpił do drugiej koalicji antynapoleońskiej, a później jako wojska okupacyjne zwalczające powstania ludowe. Walki z partyzantami włoskimi były bardzo podobne, do tych, które przyjdzie staczać oddziałom polskim w Hiszpanii już dziesięć lat później... Dąbrowski uważał, że należy cierpliwie czekać na rozwój sytuacji, na dalsze działania wojenne, które muszą nastąpić i... następują.

Wiosną 1799 wkraczają do Włoch wojska drugiej koalicji[39]. Dowodzi nimi osławiony Suworow, którego wojenna doktryna była prosta:

„Rekonesans? Dajcie spokój! To dobre dla tchórzów. To zda się tylko na to, aby ostrzec wroga, że jesteśmy obecni. Nieprzyjaciela zawsze znajdziesz, byłeś chciał. Kolumny na bagnety, broń biała: do ataku, żelazo w brzuch wroga, oto moje rekonesanse! Jeden rzut oka, prędkość, siła – oto moje manewry!”[40]

To też taka polemika z „napoleońskim” sposobem prowadzenia walki, manewrem, z zaskoczenia, oszczędzając wojsko. Później zresztą i Napoleon odchodzi od taktyki walki manewrowej rzucając po prostu duże siły do ataku prosto na wroga, ale taka taktyka była kosztowna. Na polu bitwy pozostawały dziesiątki tysięcy poległych... Napoleon opuścił już Włochy przed wkroczenia wojsko rosyjskich. Zaangażował się w egzotyczną kampanię w Egipcie, aby tam zadać cios Anglikom. Dyrektoriat popierał tę awanturę woląc, aby niespokojny generał był jak najdalej od Francji. Napoleon wrócił stamtąd dopiero w październiku 1799 roku, sam, tracąc praktycznie egipską armię, tracąc przy okazji Sułkowskiego, który tym samym przestał już zagrażać Dąbrowskiemu we Włoszech. W Europie miał do załatwienia pilne sprawy – Francję i... Józefinę, niekoniecznie w tej kolejności.

Tymczasem Legionom groziło z jednej strony wyniszczenie w walkach z powstańcami, a z drugiej brak dopływu nowych dezerterów z armii austriackiej. Legiony też coraz bardziej zaczynały mieć status płatnych najemników wątpliwej moralnie wojnie, co jeszcze nie byłoby najgorsze gdyby istotnie ktoś zechciał im wypłacać żołd. A z tym było różnie i legioniści często po prostu głodowali i to od najstarszego rangą do prostego szeregowego. Po wznowieniu działań wojennych chętnych do Legionów znowu przybywało, teraz także z kraju. Oficerów, na których brak tak narzekano na początku, później znalazło się tylu, że nie bardzo było wiadomo, co z nimi robić. Brakowało dla nich etatów. Legie jednak powiększano i reorganizowano. Niebawem ruszyły w pole... Ale bez Napoleona zwycięstwa nie były już tak oczywiste... W marcu Francuzi przegrali pod Legano, w kwietniu pod Weroną, gdzie ginie Rymkiewicz. Umierając miał podobno powiedzieć: „Czemuż nie dały mi losy umrzeć na ziemi ojczystej?”[41] W czerwcu bitwach nad Tidonem, Trebbią i Nurą Legia traci co najmniej 1600 ludzi. Pod Trebbią znowu Polacy walczyli z Polakami. Po stronie austriackiej walczył Aleksander Sułkowski, brat przyrodni Józefa, adiutanta Napoleona. Byli tam też „rosyjscy” Polacy, choćby Hieronim i Ksawery Lubbeccy, Aleksander Szembek...[42] Mantua poddaje się w końcu lipca 1799. Miasta broniło półtora tysiąca legionistów, byłych austriackich żołnierzy, a jeden z punkt kapitulacji francuskiej mówił, że dezerterzy austriaccy zostaną wydani odpowiednim regimentom i batalionom. Tak się też stało i miało przebieg dość dramatyczny... W sierpniu legioniści z pierwszej legii walczą jeszcze pod Novi odsłaniając odwrót wojsk francuskich. Pod koniec października austriacka jazda, złożona głównie z austriackich Polaków, rozbija doszczętnie batalion legionów w bitwie pod Bosco. W końcu pada Republika Cisalpinska, a legiony tracą swoją przybraną ojczyznę i nie bardzo wiadomo, co z nimi, a raczej z pozostałą resztką, począć.

Równocześnie w Paryżu rozważane są plany tworzenia nowej polskiej formacji legionowej, tym razem przy francuskiej armii Renu. Kościuszko i Kniaziewicz, przebywający w marcu 1799 r. w Paryżu z polecenia Dąbrowskiego, otrzymali od władz francuskich pytanie: „Czy można zdezorganizować części wojska austriackiego i rosyjskiego?” Projekt, choć nie bez trudności, nabiera coraz realniejszych kształtów. Nie mówi się już teraz jednak o prawie legionistów do powrotu do Polski, ani o samej sprawie polskiej. Politycznie legia powstaje na warunkach oferowanych przez Francuzów, gorszych niż poprzednie, wynegocjowane z rządem lombardzkim. Ostatecznie, 8 września 1799 roku, powstaje kolejna polska legia nazwana Naddunajską, pod dowództwem Kniaziewicza. Organizuje się w Pfalzburgu. Liczy cztery bataliony piechoty po 1230 ludzi, łącznie z oficerami, cztery szwadrony lekkiej jazdy po 106 ludzi i jedną kompanię artylerii konnej. Każdy z batalionów piechoty składał się z 10 kompanii – jednej grenadierów, jednej szaserów i ośmiu fizylierów – każda po 123 żołnierzy i oficerów. W grudniu 1799 roku włączono do Legii Naddunajskiej resztki jednostki kawalerii generała Andrzeja Karwowskiego, sformowanej w styczniu 1799 jako część 1. legionu Polskiego Republiki Cysalpińskiej.[43]

Zarówno Legia Naddunajska jak i szczątki legii polskich przy Republice Cisalpińskiej przeszły też w tym czasie na żołd francuski. Resztki dwóch legionów Dąbrowskiego sprowadzono z Włoch do Marsylii na początku roku 1800 i tu podległy reorganizacji. Odtworzony legion, noszący teraz nazwę Pierwszej Legii Polskiej (w odróżnieniu od drugiego naddunajskiego) lub nazywany Legionem Polskim we Włoszech, miał początkowo mieć taki sam skład, jeżeli chodzi o piechotę, jak Legia Naddunajska. Natomiast na mocy rozkazu z 3 marca 1800 r. generał Dąbrowski zlikwidował cztery szwadrony kawalerii istniejące w składzie tamtej jednostki, zwiększył natomiast liczbę batalionów piechoty do siedmiu, z których każdy składał się z dziewięciu kompanii, w tym jednej grenadierskiej. Zwiększył także liczbę kompanii artylerii do pięciu. Dowódcą nowego Legionu Polskiego we Włoszech był nadal Jan Henryk Dąbrowski.[44]

Legii Naddunajskiej wiodło się lepiej niż Polakom we Włoszech. Legia uczestniczyła m.in. w zwycięstwie Moreau[45] pod 3 grudnia 1800 roku Hohenlinden. Szeregowy Jan Pawlikowski wziął tam do niewoli 57 Austriaków, a ułan legionista „Trandowski z kompanii szóstej kapitana Dulfusa – co zdaniem Askenazego nieźle oddaje legionową fantazję – generała księcia Liechtensteina, na czele swej brygady stojącego, wskutek zakładu z kolegą swoim o halbę wina wziął w niewolę, i pomimo strzałów nieprzyjacielskich, zmęczonego i zduszonego swemu kapitanowi przyprowadził”.[46] Po zwycięstwie francuskim pod Hohenlinden, Moreau nie ryzykował zajmowania Wiednia i zawarty został 25 grudnia 1800 rozejm w Steyr, a zaraz potem 9 lutego 1801 roku pokój w Luneville. Traktat pokojowy powtarzał w zasadzie postanowienia traktatu z Campo Formio. Przywrócono Republikę Cisalpińską, ale o sprawie polskiej nadal nie było nawet mowy...

Rozczarowany Kniaziewicz, zapowiedział już po podpisaniu rozejmu w Steyr, że najemnikiem być nie chce i poda się do dymisji, jeżeli układ pokojowy nie podejmie kwestii polskiej. Tak pisał do Napoleona:

„Stan wojskowy jest najszanowniejszy, kiedy żołnierz przelewa krew swoją za ojczyznę, tenże żołnierz staje się najemnikiem, skoro nim inne powodują widoki. Gdyby pokój powszechny nie miał zmienić losu Polski, jakie prawo miałbym szafować krwią współziomków moich w sprawie, która nie byłaby sprawą ich ojczyzny? Zaiste, słusznie bym wtedy zasłużył na nazwę najemnika.”[47]

Niestety, nadchodzące wydarzenia szły nieodparcie w kierunku zamieniającym polskich żołnierzy w zwykłych najemników. Napoleon, teraz już I Konsul, doceniał poświęcenie i waleczność Legionistów, ale zdawał sobie doskonale sprawę, że politycznie Polacy stoją na przegranej pozycji i pewnie trochę dziwił się zapałowi Dąbrowskiego i Wybickiego, tak mało zakotwiczonym w realiach. Podobno Legiony stawały się też coraz bardziej zradykalizowane, zbyt republikańskie, a czas rewolucji pomału mijał. Jasne, że można je było używać we Włoszech do tłumienia lokalnych powstań, czego nie podjęłyby się oddziały włoskie, ale ich obecność mogła drażnić Austriaków, z którymi właśnie podpisano pokój, a którzy Polaków uważali po prostu za dezerterów ze swojej armii i najchętniej przepuściliby ich przez dwa rzędy kijów. Co zatem zrobić z Polakami? W takiej dużej masie, w jednym miejscu i to pod bronią, stanowili problem polityczny, bo mogli stać się nieobliczalni, np. mogli opanować Wyspy Jońskie na własny rachunek, bo przewijały się i takie plany... A kto miał płacić im żołd? Włosi? Francuzi? Czy może Austriacy, którzy po sprawieniu Polakom porządnego lania wcieliliby ich znowu w swoje szeregi?

Dąbrowski był po Lunneville wyraźnie zdezorientowany. Legiony reorganizowano już po za nim. Odsuwano go od wojska polskiego pozornymi awansami, mającymi zaspokoić jego ambicje i odwieźć od myśli jakiegoś gwałtowniejszego przeciwstawienia się francuskim planom rozwiązania legionów. W tym momencie Kniaziewicz jest załamany i niezdolny do reakcji, usuwa się po prostu. Wybicki także postanowił wycofać się z życia politycznego. Dąbrowski stara się jednak przetrwać za wszelką cenę. Pisze memoriały, ma ciągle rozmaite pomysły, ale gorzej z ich realizacją.

Francuzi ostatecznie reorganizują polskie oddziały w trzech półbrygadach. Półbrygada Józefa Grabińskiego ma jako pierwsza zostać wysłana do tłumienia buntu w koloniach francuskich, ale Grabiński protestuje. Uzasadnia konieczność pozostawienia swojej formacji we Włoszech. Robi to tak skutecznie, że zostaje w końcu na służbie włoskiej. Francuzi muszą jednak wysłać jakieś oddziały na San Domingo. Wybór pada na dwie pozostałe półbrygady, przekształcone w półbrygady z francuską numeracją 113 i 114. Legioniści cieszą się z podwyższonego żołdu, ale teraz mają praktycznie status najemników i to już nie jest ofiara na ołtarzu ojczyzny...

Francuzi wywożą kolejno polskie półbrygady na San Domingo[48] skąd mało kto wraca. Polacy giną, umierają od chorób, dostają się do niewoli, przechodzą na służbę brytyjską... Umiera także entuzjasta egzotycznej wyprawy „czarny” generał Władysław Jabłonowski, szkolny kolega Bonapartego. Po San Domingo legionów już prawie nie ma poza resztką we Włoszech, operującą w ramach półbrygady polsko-włoskiej Grabińskiego. Legiony zostały wybite na obcej ziemi, walcząc w warunkach gorszych często niż zwykli najemnicy, bez żołdu, głodni obdarci, schorowani... Gorzkie było to doświadczenie, Kukiel pisał:

„Dzieje legionów zamknięte. Kilka tysięcy trupów, zakopanych na pobojowiskach nad Adriatykiem i nad morzem Toskańskim, nad Padem i nad Dunajem, na Elbie i na San Domingo. Cierpienie, męka, zwichnięte istnienia tysięcy najlepszych synów ojczyzny. Ofiary, zda się, bezpłodne. Krew popłynęła na marne. Nic nie przyszło z niej Polsce, prócz goryczy zawodu.”[49]

Czy pomysł legionowy był chybiony? Czy może sam fakt pokazania Napoleonowi, że jeszcze Polska nie zginęła, że są jeszcze Polacy, którym zależy na niepodległej ojczyźnie i są gotowi poświęcić się dla odzyskania wolności kraju, był już sukcesem, który później zaowocował Księstwem? Chybiona okazała się natomiast polityczna koncepcja paryskiej Agencji odbudowy Polski prze pomocy Francji i Prus. Legioniści ginęli walcząc za obcą sprawę, głównie tłumiąc bunty i powstania antyfrancuskie. Czy z tego bolesnego doświadczenia wszyscy wyciągnęli jednakowe wnioski? Resztka Legionów dotrwała jednak w służbie Królestwa Neapolitańskiego do chwili nowego otwarcia sprawy polskiej pod koniec 1806 roku. Był to wspomniany wyżej pułk piechoty Józefa Grabińskiego i pułk jazdy Aleksandra Rożnieckiego. Legioniści w większości chcieli wracać „z ziemi włoskiej do Polski”. Nawoływał do tego Dąbrowski formujący nowe polskie legie, tym razem w kraju.

Napoleon początkowo przychylał się do tych planów, mianował Grabińskiego gen. brygady i sprowadził do Poznania 16 oficerów. Potem jednak uznał, że należy zachować legię jako formację na służbie francuskiej. Powracających legionistów zatrzymał na Śląsku w ramach 9 korpusu, którym dowodził Hieronim Bonaparte i tam dekretem z 5 kwietnia 1807 o organizacji wojsk polskich, przychodzących z Włoch, zarządził kolejną reorganizację legii. W liście do generalnego intendenta Pierre-Antoine Daru z 6 kwietnia 1806 r. Napoleon tak konkretyzował swoje plany:

„Generał major właśnie wysłał panu mój dekret formujący Legion Polsko-Włoski, złożony z 6 batalionów i regimentu 1200 lansjerów. Jest prawdopodobne, że legion (piechoty) wyjdzie z Włoch w sile 2 tysięcy ludzi. Regiment kawalerii liczy 400 ludzi; będzie więc potrzeba dodatkowo 800 ludzi. Konie należy zakupić na Śląsku, tam też muszą być wykonane rzędy końskie i mundury. Konie jednostki kawalerii są małe. Co do munduru, uniformy Legionu Polskiego są powszechnie znane; jednostka nosi kokardy zarówno polskie, jak i włoskie. Trzeba się dowiedzieć, że jest dość patrontaszy i pasów na Śląsku, by wyposażyć 6 tysięcy ludzi; jeśli nie, należy tam zgromadzić niezbędne materiały, jednak pewien jestem, że wystarczy ekwipunku po rozbrojonych jeńcach. Należy napisać do księcia Hieronima (na Śląsku) i przekazać mu, iż ma wolną rękę, żeby szybko zorganizować tę jednostkę.” [50]

Dekret ten stanowił, że pierwsza legia polska będzie również płatna ze skarbu cesarskiego, będzie powiększona do 6 batalionów w trzech pułkach po 9 kompanii w batalionie i po 150 ludzi w kompanii (razem 8100 ludzi oraz około 100 ludzi w sztabie). Dekret stanowił dalej, że Dyrektor Wojny Komisji Rządzącej w Warszawie (wymienionej w dekrecie jako rząd polski) skieruje do Wrocławia dla skompletowania tych pułków 6600 rekrutów z Polski. Miał także przesłać do Księcia Hieronima listę nazwisk oficerów dla tej nowej formacji, umieszczając na niej tych Polaków, którzy służyli dawniej w legiach włoskich i naddunajskiej. To ostatnie zlecenie wskazuje wyraźnie, że w rozumieniu Napoleona nowa legia polska miała być kontynuacją dawnych legii, które służyły pod jego sztandarami.[51] Jazdę organizował początkowo grosmajor Stanisław Klicki, a następnie dowództwo przejął grosmajor Jan Konopka. Pułk polskich lansjerów (później „lansiers de la Vistule”) miał być nadal utrzymywany ze skarbu cesarskiego i miał się składać z 4 szwadronów po 300 ludzi (razem 1200 lansjerów).

Napoleon początkowo zamierzał oderwać Śląsk od Prus i utworzyć z niego osobne państwo dla ks. Hieronima. Może miał też dalsze pomysły na temat Śląska i Polski i dlatego tam właśnie chciał formować polskie oddziały, ale to tylko spekulacje... Koncepcja ta jednak upadła wobec sprzeciwu Aleksandra w czasie rokowań pokojowych w Tylży i ks. Hieronim zamiast Śląska dostał królestwo Westfalskie. Napoleon zadecydował w związku z tym, że Legia polsko-włoska i pułk lansjerów, do których Hieronim już się „przyzwyczaił” także przejdą na służbę króla Westfalii. W liście z 13 października 1807 do rezydującego w Księstwie marszałka Davouta sugerował, aby rząd polski wyjaśnił legionistom, iż nie może ich przyjąć do swej służby, gdyż nie ma na to środków finansowych. Jak pisze Stanisław Kirkor, przykro brzmi w tym liście argument Napoleona, że rząd polski nie może nawet opłacić Legionu Północnego, który wszedł w skład armii Księstwa Warszawskiego, podczas gdy Napoleon mógłby przejąć go w ciężar swego skarbu. Istotnie finanse Księstwa były opłakane w wyniku zniszczeń wojennych i nałożonych nań ciężarów oraz pogarszającej się sytuacji ekonomicznej na skutek blokady kontynentalnej. Nie bez wpływu było także odebranie skarbowi wielu dóbr narodowych, rozdanych marszałkom i generałom francuskim w formie donacji cesarskich.[52]

Śląsk to już prawie Polska i Legioniści mogli zrozumieć motywy skierowania ich do Wrocławia, ale z Westfalią było już inaczej. Legioniści mieli żal do rządu w Warszawie, że nie wstawił się za nimi... W archiwum Józefa Chłopickiego zachował się list starego legionisty, majora Jana Szotta, który tak oceniał ministrów Księstwa:

„Ci ludzie zapominają, albo nie widzą, że za jednym skinieniem, za jednym rozkazem Imperatora całe wojsko Księstwa Warszawskiego może pójść do Dalmacji, a stamtąd do Abisynii nawet, jeśli tego będzie On widział potrzebę; wszakże mamy Hiszpanów w Hamburgu, a regiment Izenberga w Neapolu, ale cóż poradzić ogolonymi łbami.” [53]

Jako oficjalną datę powstania 1. pułku Legii przyjęto 7 czerwca 1807 r., później powstały pułki 2. i 3. Faktycznie jednak wszystkie pułki piechoty nowej Legii zostały sformowane już po zawarciu pokoju w Tylży. Pułkami piechoty dowodzili: 1. pułkiem płk Józef Chłopicki; 2. pułkiem Szymon Białowiejski, mianowany 19 stycznia 1807 r. majorem, 1 lipca 1807 r. pułkownikiem; 3. pułkiem Piotr Świderski, również mianowany 1 lipca 1807 r. pułkownikiem. W ramach nowej formacji walczyło około 400 dawnych żołnierzy legionowych i garstka dawnych oficerów. Nową Legię zasiliło początkowo 800 nowych rekrutów głównie z Księstwa Warszawskiego, a pierwotne umundurowanie i uzbrojenie pochodziło z magazynów we Wrocławiu. Przyjmowano także ochotników oraz dezerterów z armii pruskiej. Sądząc z brzmienia nazwisk było wśród nich wielu Niemców. Dzięki jednemu z nich – Henrykowi Brandtowi, późniejszemu generałowi pruskiemu otrzymaliśmy przekaz z pierwszej ręki o historii Legii Nadwiślańskiej.[54] Jak pisze Kirkor, jako żołnierzy wcielano do Legii wielu Polaków z armii pruskiej, nie zawsze pytając ich o zgodę. (...) Różnym był więc element, z którego powstać miała Legia polsko-włoska. Mimo to oficerowie, podoficerowie i żołnierze legionowi wnieśli do nowej formacji tego żołnierskiego ducha i te polskie uczucia, które ożywiały legiony Dąbrowskiego. Dzięki temu Legia polski-włoska, nazwana potem Nadwiślańską, była nowym legii włoskich wcieleniem, ich dalszą kontynuacją. Tak to pojmował jej dowódca, gen Grabiński, i dał temu wyraz przez to, że do obsady oficerskiej Legii włączył tych oficerów z 1. pułku piechoty polskiej, którzy w lipcu 1806 r. w czasie niepomyślnych walk przeciw Anglikom (Maida) w Kalabrii dostali się do niewoli angielskiej.[55]

Legioniści wyszli ze Śląska pod koniec października 1807, a do służby westfalskiej formalnie weszli 11 listopada. Posłano tam także liczący kilkuset ludzi[56] założony i zaniedbany przez awanturnika Jana Sułkowskiego, 1. pułk huzarów polskich w służbie francuskiej, który po rozwiązaniu zasilił pułk ułanów Nadwiślańskich. Legia przeszła formalnie z Westfalii[57] do służby francuskiej 20 marca 1808 roku i została skierowana przez Hanau do Moguncji. Wtedy właśnie otrzymała nazwę I Legii Nadwiślańskiej, o czym Napoleon powiadomił marsz. Davouta pismem z dnia 31 marca 1808 r. Legioniści maszerowali dalej do Paryża, Bordeaux, Bajonny, gdzie dokonano przeglądu i uzupełniono ich braki. Wszystkie pułki nadwiślańskie skierowano na służbę do Hiszpanii w czerwcu 1808 roku i zostały zgrupowane wstępnie w Pampelunie pod dowództwem generała Léfebvre-Desnouettes, który już wcześniej poznał legionistów na Śląsku.

Ale to nie koniec historii tworzenia legii polskich w służbie francuskiej, ponieważ dekretem z 8 lipca 1809 r. powoływał Napoleon drugą Legię Nadwiślańską, w założeniu bliźniaczą do pierwszej. Z powodu trudności organizacyjnych legia nie powstała w całości, a z jej zalążka utworzono ostatecznie 4. pułk Legii Nadwiślańskiej, który wszedł do Hiszpanii 29 marca 1810 r. Pułk nie miał w zasadzie nigdy pełnej obsady oficerskiej, żołnierze stanowili element mniej pewny, zdarzały się wypadki dezercji. Pułk był pod komendą strategiczną francuskiego generała Serasa. Polskich Legionistów odnajdujemy potem m.in. pod Saragossę, ale to już inna historia... 


***

[1] Czy Polacy mogą się wybić na niepodległość?

[2] Po upadku Napoleona uznał Aleksandra.

[3] Jak pisze Kukiel, liczbę tych nieszczęśliwych oszacują niebawem generałowie Wielhorski i Wyszkowski na 20000; rachunek wygórowany, ale świadczący wyraźnie, że nie o setki tu szło, tylko o tysiące ludzi. rekrut galicyjski, ciemny syn chłopski, pozbawiony najlżejszego nawet cienia świadomości narodowej, mianujący się sam „cesarskim” człowiekiem, znajdował na raz w tym samym „glidzie” towarzyszy broni, którzy bili się niedawno pod „naczelnikiem chłopskim”, którzy o wolności francuskiej słyszeli, z Francyi oczekiwali zbawienia. Ślepy głód strawy armatniej sprawiał, że urzędnicy cesarscy, zrażając umysły Polaków brutalną branką, stwarzali jednocześnie materyał do owej drobnej, tułaczej armii, która zasłynie niebawem imieniem legionów.” Marian Kukiel „Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej” Poznań 1912. s. 10.

[4] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, Bellona, Warszawa 1994, s. 91.

[5] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, Poznań 1912. s 19.

[6] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s 80-81.

[7] „Gdyśmy przyszli pod Linz, Napoleon kazał porucznikowi Wybickiemu, synowi zasłużonego później wojewody Wybickiego, drukować krótką odezwę do Polaków pozostających w służbie austriackiej, żeby do nas przechodzili. Odezwę tę rozdawali nasi żołnierze ułanom arcyksięcia Karola, tylne straże swego wojska trzymającym, lecz mało zrobiły skutku. O ile pamiętam jeden tylko kapral z 12 ułanami przybył do nas, a po bitwie pod Wagram dwóch ułanów z pułku Merveldta.” Józef Załuski, Wspomnienia, Wyd. literackie, Kraków 1976, s. 158

[8] Józef Załuski, Wspomnienia, s. 160.

[9] Józef Załuski, Wspomnienia, s. 170.

[10] Jarosław Czubaty, Zasada dwóch sumień, Neriton, Warszawa 2005, s.???

[11] Władysław Zajewski, Józef Wybicki, Wyd. Centrum Edukacji Europejskiej, Toruń 2003, s. 164.

[12] Władysław Zajewski, Józef Wybicki, s. 165.

[13] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 19

[14] Zamiast istniejących już legii narodowych włoskich, będących cierniem w oku pacyfistom rządowym paryskim, ów nasłany przez nich Dąbrowski przychodził podstawiać fikcyjne, najemcze polskie i pchać w nie swych ziomków Polaków służby austriackiej, na oczywisze zatracenie, wobec gotowanego równocześnie na gwałt przez własnych jego protektorów, Dyrektoriatu i Clarke’a co rychlejszego z Austrą pokoju. Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 242.

[15] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 179.

[16] Jan Pachoński, Generał Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818, Wyd. MON, Warszawa 1981, s. 167.

[17] Wacław Gąsiorowski „Czarny generał”, LSW, Warszawa 1987, s. 145

[18] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 312.

[19] Władysław Zajewski, Józef Wybicki, s. 174.

[20] Władysław Zajewski, Józef Wybicki, s. 168.

[21] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 32.

[22] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 33.

[23] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 326.

[24] Zenon Krajewski „Z ziemi włoskiej do Polski – Stosunki społeczne i wychowawcze w Legionach Dąbrowskiego i Kniaziewicza”, wyd. Adam Marszałek, Toruń 2002, s 49

[25] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 34.

[26] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 15

[27] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 35.

[28] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 36.

[29] Zdaniem Kukiela napad Deniski na Bukowinę był poparty po cichu przez Ambasadora republiki Francuskiej w Stambule, generała dysizji Aubet Dubayeta, który chciał sprowokować wystąpienie Porty otomańskiej przeciwko Austrii. Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 44.

[30] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 283 i 284.

[31] 18 IV 1797

[32] Austria zrezygnowała ze swojej części Niderlandów czyli dzisiejszej Belgii i mediolańskiej części Lombardii, uznając prawo Francji do lewego brzegu Renu. Uznawała Republikę Cisalpińską i Liguryjską. Otrzymała za to m.in. część ziem Wenecji na stałym lądzie.

[33] W stanie wojny z Francją była już tylko Anglia.

[34] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 49

[35] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 54

[36] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 307.

[37] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 309.

[38] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 50.

[39] Druga koalicja 1798-1801 zawrta przez Anglię, Rosję. Austrię, Turcję i Neapol. Powodem było zającie przez Francję Szwajcarii i wyprawa egipska. Po zwycięstwach fr. pod Marengo i Hohenlinden Rosja zawarła pokój 8 X 1800, a Austria 9 II 1801 w Lunneville.

[40] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 67

[41] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 65.

[42] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 467.

[43] Guy C. Dempsey, U boku Napoleona, Jednostki cudzoziemskie w armii francuskiej w czasach Konsulatu i Cesarstwa 1799-1814. Książka i Wiedza, Warszawa 2005, str. 176.

[44] Guy C. Dempsey, U boku Napoleona, Jednostki cudzoziemskie w armii francuskiej w czasach Konsulatu i Cesarstwa 1799-1814, str. 241.

[45] Moreau, Jean-Victor, jeden z najlepszych dowódców w wojnach rewolucyjnych, później przeciwnik Napoleona, doradca cara Aleksaandra I. Zginął w 1813 roku pod Dreznem od francuskiej kuli armatniej.

[46] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 541.

[47] Szymon Askenazy, Napoleon a Polska, s. 551

[48] Haiti.

[49] Marian Kukiel, Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej, s. 95.

[50] Guy C. Dempsey, U boku Napoleona, Jednostki cudzoziemskie w armii francuskiej w czasach Konsulatu i Cesarstwa 1799-1814, Książka i Wiedza, Warszawa 2005, s. 237

[51] Stanisław Kirkor, Legia Nadwiślańska 1808-1814, Oficyna Potów i Malarzy, Londyn 1981, s. 22

[52] Stanisław Kirkor, Legia Nadwiślańska..., s. 26 (Zob: M. Senkowska-Gluck, Donacje napoleońskie w Księstwie Warszawskim, Wrocław W-wa Kraków 1968.)

[53] Stanisław Kirkor, Legia Nadwiślańska..., s. 26 (List z Magdeburga z 16 lutego 1808, arch. Chłopickiego t.3, k 215) oraz przyp s 30.

[54] Henryk Brandt, Moja służba w Legii Nadwiślańskiej, Armagedon, Gdynia 2002.

[55] Stanisław Kirkor, Legia Nadwiślańska 1808-1814, s 24.

[56] Dempsey pisze, że było to tylko 100 żołnierzy: Guy C. Dempsey, U boku Napoleona, Jednostki cudzoziemskie w armii francuskiej w czasach Konsulatu i Cesarstwa 1799-1814, Książka i Wiedza, Warszawa 2005, s. 144

[57] Napoleon wysyłał od stycznia 1808 r. nowe wojska za Pireneje pod pozorem wzmacniania korpusu Junota w Portugalii. Zaś 20 lutego mianował marszałka Murata, wielkiego księcia Bergu, dowódcą wszystkich wojsko francuskich w Hiszpanii. Tam postanowił posłać także Legię polską. Pisał więc 21 lutego do króla Hieronima, że przejmuje z powrotem do swej służby Polaków, będących w Westfalii, i poleca mu odesłanie ich wszystkich, nie zatrzymując nikogo. Iść mieli do Moguncji, tam mieli otrzymać dalsze rozkazy. Kirkor. Legia, s 29


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura