Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski
163
BLOG

Uchodzcy z Ukrainy jadą też do Szwecji

Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 4
Po drugiej wojnie światowej Szwecja otwarła szeroko swoje gra­nice dla imigracji. Głównie chodziło tu o dopływ świeżej siły roboczej, niez­będnej dla przyspieszenia rozwoju ekonomicznego kraju.

Najwięcej imi­grantów pochodziło z Finlandii i Ju­gosławii. Import siły roboczej okazał się niezwykle opłacalny dla Szwecji. Nie tylko dopomógł w szybkim wzroście dochodu narodowego, ale także zapewnił dyspozycyjną rezerwę siły roboczej m.in. do wykonywania rozmaitych „brudnych zajęć", których sami Szwedzi nie chcieli się podej­mować. Wszystko to miało swoje za­lety, ale po latach zaczęto także zwra­cać uwagę na niedogodności.

Podstawową wadą było to, że imi­grantów ciągle przybywało, znacznie więcej niż wynikałoby z potrzeb szwedzkiej gospodarki, że ściągają do Szwecji całe swoje rodziny, no i że wcale nie asymilują się w przewi­dzianym czasie. Oczywiście obcokrajowcy uczą się języka i poznają szwedzki system w stopniu pozwalającym im popra­wnie funkcjonować w społeczeń­stwie, ale Grecy pozostają nadal Gre­kami, a Turcy Turkami, a przede wszystkim muzułmanie pozostają muzułmanami... Zachowują swoją kulturę, religię, zwyczaje i to w stopniu wprawiającym niekiedy Szwedów w zakłopotanie. Tak było np. ze spra­wą budowy w centrum Sztokholmu meczetu...

Sami Szwedzi nie są jednak bez winy, gdyż ich polityka imigracyjna pełna jest meandrów i sprzeczności. Chcą np., żeby obcokrajowcy asymi­lowali się możliwie szybko, a jedno­cześnie tworzą getta narodowościo­we, czego doskonałym przykładem jest choćby dzielnica Rinkeby w Sztokholmie, zamieszkała głównie przez Turków. Złośliwi mówią o niej „Turkeby". Obok Rinkeby leży Tensta zamieszkała przeważnie przez Azja­tów i „Colorados”. Prowadzącą do tych dzielnic linię metra zwykło się nazywać z przy­mrużeniem oka „Orient Expressem". Pytanie - gdzie kończy się poczucie humoru, a zaczyna dyskryminacja?

W Szwecji trwa od kilku lat pow­szechna niemal debata na temat sy­tuacji imigrantów, których jest już dużo ponad milion na dziesięć milionów mie­szkańców. Napływ tak wielu obcokrajowców w stosunkowo krótkim czasie stwarza całe mnóstwo pro­blemów, przede wszystkim natury technicznej. Tych ludzi trzeba nau­czyć języka, często nowego zawodu, trzeba zapewnić im mieszkania, pra­cę... Wszyscy oni oczekują, że będzie im lepiej w nowym kraju w sensie materialnym, chcą też być życzliwie przyjęci przez społeczeństwo szwedz­kie. Fala uchodzców z Ukrainy zaktualizowała na nowo sprawę przjmowanie imigrantów, tym razem naprawdę z bliskiego obszaru objętego wojną.

Dla wielu ludzi emigracja oznacza spełnienie marzeń o wyższym standardzie życiowym, choć cena, jaką trzeba za to zapłacić, bywa roz­maita. Uchodzcy z Ukrainy uciekają natomiast z terenu wojny i standard życiowy ma tu mniejsze znaczenie.

Dla przybysza z Polski np. emigracja oznaczała często spadnięcie o kilka szczebli w hie­rarchii społecznej. Chyba, że przyjeżdża tu w ramach organizowanej przez Szwedów rekrutacji do pracy w określonym zawodzie, tak jak w przypadku polskich lekarzy. Polski lekarz z Polski na kontrakcie pracuje przez trzy miesiące, a potem jedzie do Hiszpanii, gdzie żyje za zarobione pieniądze przez resztę roku… Tak, to prawda, bo znam takie przypadki. Polska lekarka psychiatra właśnie niedawno chciała przejść na emeryturę, ale nalegano aby została. Oferowano pensję 96 tys. koron. – A dlaczego nie jakaś okrągła kwota, zapytała moja znajoma? Ok, niech będzie sto tysięcy miesięcznie. No ale to my Polacy, a Polak potrafi! Generalnie jednak Polacy sprzątają na czarno lub pracują na budowach.

Zdaniem szwedzkiego socjologa polskiego pochodzenia, Jerzego Sarneckiego, przy którego poglądach proponuję pozostać przez chwilę, większość dorosłych, decydujących się na emigrację, dokonuje swoistej kalkulacji wad i zalet. Natomiast sprawa nie jest już taka prosta dla drugiej generacji. Dzieci imigrantów nigdy nie myślą o zaletach emigracji w sytuacji, kiedy większość z nich czuje się obcymi w kraju swojego przecież urodzenia, czują się po prostu obywatelami drugiej kategorii.

Dla dzieci imigrantów wszystkie wady życia w „starym kraju", o któ­rych słyszą wciąż od swoich rodzi­ców, są czymś zupełnie niezrozumia­łym. Łatwo wtedy idealizuje się to wszystko, co wiąże się z krajem po­chodzenia, a krótkie w nim wizyty, kiedy jest się przyjmowanym serdecz­nie przez krewnych, wzmacniają tylko ten nieco sentymentalny obraz. W przeciwieństwie do tego życie w Szwecji odbierane jest przez znacz­ną część młodzieży jako niezwykle ciężkie. Już w szkole dowiadują się, co to znaczy być dzieckiem obcokra­jowca. Poza tym znacznie gorzej radzą sobie z lekcjami, w których przeważ­nie rodzice nie są w stanie im pomóc. Mówią bowiem po szwedzku znacz­nie gorzej od swoich dzieci, wiedzą też mniej o kraju, jego kulturze, insty­tucjach. Często nie mogą porozumieć się dobrze z dziećmi, które mówią gorzej w języku ojczystym niż po szwedzku.

Sprawa zachowania języka w dru­giej generacji nie jest wcale łatwa np. w małżeństwach mieszanych bądź przy przeniesieniu całego wysiłku wy­chowawczego na rozmaite instytucje typu przedszkole, szkoła, świetlica. Zdarza się stosunkowo często, że ro­dzice nie mają czasu na wychowy­wanie dzieci. Są zajęci zarabianiem pieniędzy. Problemy w szkole oznaczają także, że i w przyszłości kłopoty adaptacyjne mogą się nawarstwiać i że trudna będzie samorealizacja w dorosłym ży­ciu zawodowym. Statystyki wykazują, że imigracyjna młodzież jest częściej bezrobotna niż młodzież szwedzka.

Niepowodzenia w szkole mogą tak­że prowadzić do prób kompensowa­nia braku sukcesów na lekcjach dzia­łaniami na „innych terenach". Bywa, że mają one charakter przestępczy. Dodatkowym problemem jest brak zaufania i niechęć do obcokrajowców. Dzieci imigrantów doświadczają tego silnie zarówno w szkole, jak i poza szkołą. Te przeżycia mają znacznie poważniejsze następstwa dla nich niż dla ich ro­dziców, którzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że są inni niż Szwedzi i nie czynią nawet wysiłku, by być „prawdziwymi Szwedami". Tymcza­sem dziecko chciałoby być po prostu „takie jak wszyscy'", a nie jest. Powo­duje to frustrację, która prowadzi czę­sto do postaw aspołecznych.

Imigranci odróżniają się od Szwe­dów, są inni pod względem wyglądu, zachowania, kultury, tradycji. I choć jest ich mniej niż Szwedów, są prze­cież inni, więc ich widać! To prowo­kuje do zwracania na nich uwagi, oglądania, podglądania, opisywania w prasie i organizowania sympozjów naukowych. Imigrant (invandrare) to łatwy temat na artykuł czy publikację naukową. Niestety zbyt „łatwy". Za­interesowanie imigrantami jest znacz­nie większe niż rzeczywista potrzeba. Można chyba zaryzykować twierdze­nie, że dwuznaczne nieco nastawienie społeczeństwa szwedzkiego do ob­cokrajowców wykreowane zostało niejako przez popularną prasę popo­łudniową. Przykładem tego jest pra­sowa i nie tylko prasowa nagonka na Kurdów, po zabójstwie Palmego.

Oczywiście zdarzają się rozmaite incydenty, które podsycają mity o wzajemnej wrogości Szwedów i ob­cokrajowców. Łatwo można wywołać poczucie zagrożenia szwedzkiego rynku pracy, owocujące rozmaitymi hasłami skierowanymi przeciwko przybyszom, którzy „zabierają Szwe­dom miejsca pracy". Dziś dochodzi do tego walka etnicznych gangów, które walczą o strefy wpływów, a policja nie daje sobie z tym rady.

„Stopa invandringen" (Zatrzymać imigrację) to główne hasło działającej w latach 90-tych „Fram­stegpartiet"' (Partii postępu), rozle­piane uporczywie w wagonach kolej­ki sztokholmskiego metra. Funkcjo­nował też ruch społeczny „Bevara Sverige Svensk" (Zachować Szwecję dla Szwedów). W odpowiedzi na to powstał ruch „Bevara Sverige Blan­dat" (Zachować Szwecję mieszaną), którego członkowie zajmowali się orga­nizowaniem kontrmanifestacji i prze­malowywaniem napisów BSS na BSB na ścianach domów.

Wśród „antyrasistów" rozpowsze­chnił się też zwyczaj noszenia w kla­pach znaczków z napisem Rör inte min kompis (Nie ruszaj mojego ko­legi). Zwyczaj ten sprawiał jednak obcokrajowcom raczej „niedźwiedzią przy­sługę", pokazując ich w pewnym sensie palcem i zachęcając osoby neu­tralne do opowiedzenia się za czy przeciw... Zresztą szkody czyni także każde protekcjonalne poklepywanie obcokrajowców po plecach w stylu „Chaty wuja Toma".

Problem imigrantów można rów­nież rozpatrywać w kategoriach czy­sto rasowych i robi tak wielu - biały jest biały, a czarny jest czarny! Po­gardliwy epitet „svartskalle" (czarny łeb) adresowany jest do węższej gru­py przybyszów pochodzących z Afryki i Azji, choć niektórzy uważają, że do tego żeby czuć się „murzynem"', nie trzeba wcale pochodzić z Afryki. Wystarczą do tego czarne włosy i czarne oczy.

Jeden z popularnych programów telewizyjnych zaproponował prosty test na sprawdzenie, czy jest się ra­sistą. Wystarczyło odpowiedzieć na jedno pytanie: Czy chciałbyś, żeby twoja córka wyszła za mąż za mu­rzyna?

Oczywiście problem imigrantów rozpatrywać można na sto sposobów i przyczyniać się tym samym do po­większania sztucznego, moim zda­niem, zamieszania wokół całej sprawy. Obecność cudzoziemców w Szwecji nie stanowiła bowiem żad­nego rzeczywistego problemu dla te­go kraju, a całe nimi zainteresowanie wynikało z braku innych poważniej­szych kłopotów.

Dzisiaj działa także w Szwecji partia Szwedzkich Demokratów, której przedstawiciele zasiadają w Parlamencie. Jej głównym hasłem jest ograniczenie imigracji. Wygląda na to, że z tym hasłem utożsamia się coraz więcej Szwedów, bo Szwedzcy Demokraci są już trzecią, a momentami także drugą siłą polityczną – zależnie od sondażu. A niebawem wybory! Teraz w obliczu napływu uchodzców z Ukrainy Szwedzcy Demokraci zmienili jednak swoje stanowisko i uważają, że imigrantów z Ukrainy należy przyjmować, bo tym razem chodzi o uchodzców z "bliskiego terytorium" objętego wojną. Dotąd byli też przeciwnikami przystąpienia Szwecji do NATO, teraz są za...

Obcokrajowcy, którzy mieszkają w Szwecji, to także ponad sto tysięcy Polaków. Wydaje się jednak, że Polacy nie stanowią dla Szwedów większego problemu. Po pierwsze - Polaków jest stosunkowo niedużo, po drugie - nie różnią się wy­glądem od Szwedów, co nie jest bez znaczenia, po trzecie - nie ma zasad­niczych różnic kulturowych i po czwarte - Polacy, jako jedyna bodaj grupa narodowościowa, chcą być... bardziej szwedzcy niż Szwedzi.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo