Po drugiej wojnie światowej Szwecja otwarła szeroko swoje granice dla imigracji. Głównie chodziło tu o dopływ świeżej siły roboczej, niezbędnej dla przyspieszenia rozwoju ekonomicznego kraju.
Najwięcej imigrantów pochodziło z Finlandii i Jugosławii. Import siły roboczej okazał się niezwykle opłacalny dla Szwecji. Nie tylko dopomógł w szybkim wzroście dochodu narodowego, ale także zapewnił dyspozycyjną rezerwę siły roboczej m.in. do wykonywania rozmaitych „brudnych zajęć", których sami Szwedzi nie chcieli się podejmować. Wszystko to miało swoje zalety, ale po latach zaczęto także zwracać uwagę na niedogodności.
Podstawową wadą było to, że imigrantów ciągle przybywało, znacznie więcej niż wynikałoby z potrzeb szwedzkiej gospodarki, że ściągają do Szwecji całe swoje rodziny, no i że wcale nie asymilują się w przewidzianym czasie. Oczywiście obcokrajowcy uczą się języka i poznają szwedzki system w stopniu pozwalającym im poprawnie funkcjonować w społeczeństwie, ale Grecy pozostają nadal Grekami, a Turcy Turkami, a przede wszystkim muzułmanie pozostają muzułmanami... Zachowują swoją kulturę, religię, zwyczaje i to w stopniu wprawiającym niekiedy Szwedów w zakłopotanie. Tak było np. ze sprawą budowy w centrum Sztokholmu meczetu...
Sami Szwedzi nie są jednak bez winy, gdyż ich polityka imigracyjna pełna jest meandrów i sprzeczności. Chcą np., żeby obcokrajowcy asymilowali się możliwie szybko, a jednocześnie tworzą getta narodowościowe, czego doskonałym przykładem jest choćby dzielnica Rinkeby w Sztokholmie, zamieszkała głównie przez Turków. Złośliwi mówią o niej „Turkeby". Obok Rinkeby leży Tensta zamieszkała przeważnie przez Azjatów i „Colorados”. Prowadzącą do tych dzielnic linię metra zwykło się nazywać z przymrużeniem oka „Orient Expressem". Pytanie - gdzie kończy się poczucie humoru, a zaczyna dyskryminacja?
W Szwecji trwa od kilku lat powszechna niemal debata na temat sytuacji imigrantów, których jest już dużo ponad milion na dziesięć milionów mieszkańców. Napływ tak wielu obcokrajowców w stosunkowo krótkim czasie stwarza całe mnóstwo problemów, przede wszystkim natury technicznej. Tych ludzi trzeba nauczyć języka, często nowego zawodu, trzeba zapewnić im mieszkania, pracę... Wszyscy oni oczekują, że będzie im lepiej w nowym kraju w sensie materialnym, chcą też być życzliwie przyjęci przez społeczeństwo szwedzkie. Fala uchodzców z Ukrainy zaktualizowała na nowo sprawę przjmowanie imigrantów, tym razem naprawdę z bliskiego obszaru objętego wojną.
Dla wielu ludzi emigracja oznacza spełnienie marzeń o wyższym standardzie życiowym, choć cena, jaką trzeba za to zapłacić, bywa rozmaita. Uchodzcy z Ukrainy uciekają natomiast z terenu wojny i standard życiowy ma tu mniejsze znaczenie.
Dla przybysza z Polski np. emigracja oznaczała często spadnięcie o kilka szczebli w hierarchii społecznej. Chyba, że przyjeżdża tu w ramach organizowanej przez Szwedów rekrutacji do pracy w określonym zawodzie, tak jak w przypadku polskich lekarzy. Polski lekarz z Polski na kontrakcie pracuje przez trzy miesiące, a potem jedzie do Hiszpanii, gdzie żyje za zarobione pieniądze przez resztę roku… Tak, to prawda, bo znam takie przypadki. Polska lekarka psychiatra właśnie niedawno chciała przejść na emeryturę, ale nalegano aby została. Oferowano pensję 96 tys. koron. – A dlaczego nie jakaś okrągła kwota, zapytała moja znajoma? Ok, niech będzie sto tysięcy miesięcznie. No ale to my Polacy, a Polak potrafi! Generalnie jednak Polacy sprzątają na czarno lub pracują na budowach.
Zdaniem szwedzkiego socjologa polskiego pochodzenia, Jerzego Sarneckiego, przy którego poglądach proponuję pozostać przez chwilę, większość dorosłych, decydujących się na emigrację, dokonuje swoistej kalkulacji wad i zalet. Natomiast sprawa nie jest już taka prosta dla drugiej generacji. Dzieci imigrantów nigdy nie myślą o zaletach emigracji w sytuacji, kiedy większość z nich czuje się obcymi w kraju swojego przecież urodzenia, czują się po prostu obywatelami drugiej kategorii.
Dla dzieci imigrantów wszystkie wady życia w „starym kraju", o których słyszą wciąż od swoich rodziców, są czymś zupełnie niezrozumiałym. Łatwo wtedy idealizuje się to wszystko, co wiąże się z krajem pochodzenia, a krótkie w nim wizyty, kiedy jest się przyjmowanym serdecznie przez krewnych, wzmacniają tylko ten nieco sentymentalny obraz. W przeciwieństwie do tego życie w Szwecji odbierane jest przez znaczną część młodzieży jako niezwykle ciężkie. Już w szkole dowiadują się, co to znaczy być dzieckiem obcokrajowca. Poza tym znacznie gorzej radzą sobie z lekcjami, w których przeważnie rodzice nie są w stanie im pomóc. Mówią bowiem po szwedzku znacznie gorzej od swoich dzieci, wiedzą też mniej o kraju, jego kulturze, instytucjach. Często nie mogą porozumieć się dobrze z dziećmi, które mówią gorzej w języku ojczystym niż po szwedzku.
Sprawa zachowania języka w drugiej generacji nie jest wcale łatwa np. w małżeństwach mieszanych bądź przy przeniesieniu całego wysiłku wychowawczego na rozmaite instytucje typu przedszkole, szkoła, świetlica. Zdarza się stosunkowo często, że rodzice nie mają czasu na wychowywanie dzieci. Są zajęci zarabianiem pieniędzy. Problemy w szkole oznaczają także, że i w przyszłości kłopoty adaptacyjne mogą się nawarstwiać i że trudna będzie samorealizacja w dorosłym życiu zawodowym. Statystyki wykazują, że imigracyjna młodzież jest częściej bezrobotna niż młodzież szwedzka.
Niepowodzenia w szkole mogą także prowadzić do prób kompensowania braku sukcesów na lekcjach działaniami na „innych terenach". Bywa, że mają one charakter przestępczy. Dodatkowym problemem jest brak zaufania i niechęć do obcokrajowców. Dzieci imigrantów doświadczają tego silnie zarówno w szkole, jak i poza szkołą. Te przeżycia mają znacznie poważniejsze następstwa dla nich niż dla ich rodziców, którzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że są inni niż Szwedzi i nie czynią nawet wysiłku, by być „prawdziwymi Szwedami". Tymczasem dziecko chciałoby być po prostu „takie jak wszyscy'", a nie jest. Powoduje to frustrację, która prowadzi często do postaw aspołecznych.
Imigranci odróżniają się od Szwedów, są inni pod względem wyglądu, zachowania, kultury, tradycji. I choć jest ich mniej niż Szwedów, są przecież inni, więc ich widać! To prowokuje do zwracania na nich uwagi, oglądania, podglądania, opisywania w prasie i organizowania sympozjów naukowych. Imigrant (invandrare) to łatwy temat na artykuł czy publikację naukową. Niestety zbyt „łatwy". Zainteresowanie imigrantami jest znacznie większe niż rzeczywista potrzeba. Można chyba zaryzykować twierdzenie, że dwuznaczne nieco nastawienie społeczeństwa szwedzkiego do obcokrajowców wykreowane zostało niejako przez popularną prasę popołudniową. Przykładem tego jest prasowa i nie tylko prasowa nagonka na Kurdów, po zabójstwie Palmego.
Oczywiście zdarzają się rozmaite incydenty, które podsycają mity o wzajemnej wrogości Szwedów i obcokrajowców. Łatwo można wywołać poczucie zagrożenia szwedzkiego rynku pracy, owocujące rozmaitymi hasłami skierowanymi przeciwko przybyszom, którzy „zabierają Szwedom miejsca pracy". Dziś dochodzi do tego walka etnicznych gangów, które walczą o strefy wpływów, a policja nie daje sobie z tym rady.
„Stopa invandringen" (Zatrzymać imigrację) to główne hasło działającej w latach 90-tych „Framstegpartiet"' (Partii postępu), rozlepiane uporczywie w wagonach kolejki sztokholmskiego metra. Funkcjonował też ruch społeczny „Bevara Sverige Svensk" (Zachować Szwecję dla Szwedów). W odpowiedzi na to powstał ruch „Bevara Sverige Blandat" (Zachować Szwecję mieszaną), którego członkowie zajmowali się organizowaniem kontrmanifestacji i przemalowywaniem napisów BSS na BSB na ścianach domów.
Wśród „antyrasistów" rozpowszechnił się też zwyczaj noszenia w klapach znaczków z napisem Rör inte min kompis (Nie ruszaj mojego kolegi). Zwyczaj ten sprawiał jednak obcokrajowcom raczej „niedźwiedzią przysługę", pokazując ich w pewnym sensie palcem i zachęcając osoby neutralne do opowiedzenia się za czy przeciw... Zresztą szkody czyni także każde protekcjonalne poklepywanie obcokrajowców po plecach w stylu „Chaty wuja Toma".
Problem imigrantów można również rozpatrywać w kategoriach czysto rasowych i robi tak wielu - biały jest biały, a czarny jest czarny! Pogardliwy epitet „svartskalle" (czarny łeb) adresowany jest do węższej grupy przybyszów pochodzących z Afryki i Azji, choć niektórzy uważają, że do tego żeby czuć się „murzynem"', nie trzeba wcale pochodzić z Afryki. Wystarczą do tego czarne włosy i czarne oczy.
Jeden z popularnych programów telewizyjnych zaproponował prosty test na sprawdzenie, czy jest się rasistą. Wystarczyło odpowiedzieć na jedno pytanie: Czy chciałbyś, żeby twoja córka wyszła za mąż za murzyna?
Oczywiście problem imigrantów rozpatrywać można na sto sposobów i przyczyniać się tym samym do powiększania sztucznego, moim zdaniem, zamieszania wokół całej sprawy. Obecność cudzoziemców w Szwecji nie stanowiła bowiem żadnego rzeczywistego problemu dla tego kraju, a całe nimi zainteresowanie wynikało z braku innych poważniejszych kłopotów.
Dzisiaj działa także w Szwecji partia Szwedzkich Demokratów, której przedstawiciele zasiadają w Parlamencie. Jej głównym hasłem jest ograniczenie imigracji. Wygląda na to, że z tym hasłem utożsamia się coraz więcej Szwedów, bo Szwedzcy Demokraci są już trzecią, a momentami także drugą siłą polityczną – zależnie od sondażu. A niebawem wybory! Teraz w obliczu napływu uchodzców z Ukrainy Szwedzcy Demokraci zmienili jednak swoje stanowisko i uważają, że imigrantów z Ukrainy należy przyjmować, bo tym razem chodzi o uchodzców z "bliskiego terytorium" objętego wojną. Dotąd byli też przeciwnikami przystąpienia Szwecji do NATO, teraz są za...
Obcokrajowcy, którzy mieszkają w Szwecji, to także ponad sto tysięcy Polaków. Wydaje się jednak, że Polacy nie stanowią dla Szwedów większego problemu. Po pierwsze - Polaków jest stosunkowo niedużo, po drugie - nie różnią się wyglądem od Szwedów, co nie jest bez znaczenia, po trzecie - nie ma zasadniczych różnic kulturowych i po czwarte - Polacy, jako jedyna bodaj grupa narodowościowa, chcą być... bardziej szwedzcy niż Szwedzi.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo