Czyli o słowach, które (nieprawidłowo używane) wyjątkowo mnie wkurzają. Po co ta notka... Z lenistwa. Żeby później przy każdej innej nie opisywać tego samego – dam linka i będzie wiadomo co to posiady, faktyże, natematy...
W ogóle nie irytuje mnie mówienie/pisanie gwarą. Wręcz przeciwnie, zawsze z zainteresowaniem słucham ludzi, którzy potrafią wysławiać się po poznańsku, śląsku czy góralsku. W moim rejonie, czyli Pyrlandii, już praktycznie nie słyszy się „czystej” gwary, raczej taką stylizację – „normalną” polszczyznę ubarwia się paroma charakterystycznymi słowami np. wuchta, wiara, nygus czy nyrol, a przede wszystkim oczywiście tej.
Ba, nie irytują mnie nawet błędy typu „poszłem”. Używanie „bynajmniej” zamiast „przynajmniej” raczej mnie bawi, niż wkurza.
Za to wkurza mnie naukawo-urzędniczo-policyjna nowomowa. Język mający brzmieć mądrze, a brzmiący debilnie.
WIĘCEJ:
Inne tematy w dziale Kultura