
To było w niedzielę. Wyszło mi wracać samemu rowerem z Grudziądza. Przyjaciele z pewnego górskiego forum, z którymi się tam spotkałem udali się każdy w swoją stronę.
Wybrałem trasę wzdłuż zachodniego brzegu Wisły. Wiedzie przez nadrzeczne wioski, zaraz przy wale powodziowym, dopiero po kilkunastu kilometrach wspinając się na skarpę. Zaraz po wyjeździe z miasta zacząłem dostawać sygnały z domu o piekle, które właśnie się rozpętało nad Inowrocławiem. Mnie czekała daleka droga i nieuchronne spotkanie z tą burzą.
Przyszła szybko. Najpierw usłyszałem dudniący grzmot z oddali. Parę minut później pierwszy błysk. Zacząłem rozglądać się za kryjówką. Drugi błysk był dokładnie nade mną. Bez wahania skręciłem w pierwszą bramę.
Chwilę czekałem aż ktoś podejdzie i mi otworzy. Był to starszy pan. Zapytałem uprzejmie czy mogę przeczekać burze pod ich dachem. Z uśmiechem się zgodził. Pod dachem wysłuchałem opowieści o historii rodziny, okolic a także posmakowałem pysznych żeberek. Ucieszyli się, że nie musieli jeść niedzielnego obiadu w samotności. Na odchodne dostałem jeszcze kilka pomidorów z własnej hodowli.
To co pisze to banał, drobiazg, ale dla mieszczucha takie momenty, gdy zaznaje się dobroci od obcych, w dodatku biednych ludzi są zawsze wzruszające. Karmieni informacjami o wszelkich zbrodniach i niegodziwościach zapominamy, ze większość ludzi jest jednak dobra, a bezinteresowna pomoc to rzecz naturalna. Dzięki burzy mogłem sobie o tym przypomnieć.
PS Zdjęcie powyżej powstało jakiś miesiąc temu, z mojego okna.
Blog o podróżach. Dawniej moich, teraz naszych. Zapraszamy na nasz fb po więcej zdjęć. www.facebook.com/NosiNasBardzo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości