Na Okęcie dotarliśmy sporo przed czasem. Pasażerów naszego lotu jeszcze nie było, więc bez kolejki sprawdziliśmy dokumenty (w stoisku do tego przeznaczonym) i nadaliśmy bagaż. Wreszcie też dostaliśmy papierowe bilety. Kolejny etap to kontrola celna. Prześwietlenie bagażu i rozstanie z wszelkimi płynami w butelkach wiekszych niz 100ml – względy bezpieczeństwa po tym jak Brytyjczycy ujawnili, ze terroryści szykowali bomby w płynie. Dla firm zaprzyjaźnionych z portem lotniczym świetny interes – półlitrowa woda w automacie za linią kontroli kosztuje 4 złote. Szybki przegląd zawartości sklepu duty free i udajemy sie do poczekalni pod bramką. Nasz samolot – Boeing 767-300ER (wersja dalekiego zasięgu) za oknem jest właśnie ładowany. W końcu, około 11:30 mozemy wchodzić na pokład. Pierwsze wrażenie – strasznie ciasno. Przejście wąskie, fotele też. Miejsca na nogi jak w wycieczkowym autobusie. Na fotelu czeka na nas kocyk, poduszeczka, zaślepka na oczy, szczoteczka i pasta do zębów.
267
BLOG
Kroniki z Ameryki - część 1 - Przelot
Miejsce na skrzydle nie jest najszczęśliwsze – połowę widoku zasłania ogromny kawał aluminiowej blachy. W końcu po krótkim instruktażu ze strony stewardessy ruszamy. Ze względu na opad śniegu przed startem czeka nas czyszczenie. Pół godziny 4 cieżarówki z wysięgniakmi czyszczą maszynę ze śniegu. W końcu możemy kołować na pas. Ustawiamy się, rozbieg i po kilku chwilach odrywamy od pasa. W tym samym momencie trace widok za oknem pokrytym mieszanina deszczu i śniegu. Jakąkolwiek widoczność odzyskujemy dopiero na wysokości przelotowej.
Polski pod nami nie widać. Widok odsłąnia sie dopiero nad Bałtykiem. Nasza trasa wiedzie nad Szwecją, Norwegią, Islandią, południową Grenlandią i Kanadą. Do USA wlecimy od północy. Tymczasem jednak mozna sie odpiąć. Obsługa roznosi napoje i słuchawki (działające na zasadzie stetoskopu – gumowe rurki podczepaine do głośnika w fotelu). Po mniej iwęcej dwóch godzinach lotu podają obiad. Pewne ożywienie pasazerów wywłojue przelot nad Islandią – widac wulkany i lodowce. Niestety – podczas przelotu nad jeszcze ciekawsza Grenalndią wywiaetlany jest filmi okna teoretycznie musza być zamknięte...
Lecimy ze Słońcem, więc za oknem czas zdaje się stac w miejscu. Mimo, że w Polsce jest już późny wieczór my mamy cały czas popołudnie. Dopiero gdy nad Kanadą skręcamy na południe czas zaczyna biec normalnie. Gdy zbliżamy sie do celu obsługa rozdaje dwa formularze – celny i wjazdowo/wyjazdowy. Na pierwszym podaje sie towary, jaki wymagaja opłaty celnej, drugi to zwykła formalność.
W końcu wlatujemy nad Stany – równo z grnaicą zaczynają się chmury. Samolot zaczyna tracić wysokość by w końcu wlecieć w warstę wcmur nad jeziorem Michigan i gładko osiąść na pasie lotniska O’Hare. Wygląda na to, że dolecieliśmy szczęsliwie.
Lotnisko wita nas ogromna przestrzenią i wielkimi samolotami za oknem.Jeden z nich (stojącyw oddali) wygląda jak prezydencki Air Force One. Kołujemy do terminalu i po chwili możemy wysiadać. Kilometr idziemy róznymi korytarzami, by dojść do pierwszej serii bramek. W nich Oficerowie imigracyjni sprawdzają czy przypadkiem nie zamierzamy zostać w USA na ‘nielegalu’. Pobranie odcisków palców (elektroniczne), szybkie zdjecie automatycznym aparatem i kilak pytań – po co, na jak długo, czy mam juz bilet powrotny. Mi idzie gładko, pan oficer oddziera swoją część formularza i w pozostała wbija pieczatkę do kiedymusze opuścić USA (za 3 miesiące). Kolegę trochę męczą – maszyna miała problem z pobraniem odcisków palców.
Teraz kolejny etap – pobranie bagażu. Jako, że ładowałem sie wczesnie muszę czekać prawie do samego końca. Kolega po przejściach z oficeremma jednak kolejny problem. Koło jego walizki usiadł mały kundelek w mundurze (tak, tak, pies tez miał mundur) agencji rolnej. Kolega popełnił straszną zbrodnię – próbował wwieźć na teren Stanów polską kiełbasę i banany. Pani kazała mu ją wypakować, przez co pozbawiła go ostatniej szansy zjedzenia czegoś normalnego ;). Drugi kolega przezornie ominął pieska szerokim łukiem. Jego kiełbasa przetrwała.
Ostania kontrola to prześwietlenie bagaży. Tu raczej nie ma sie co spodziewać kłopotów. Oddajemy to co zostało z formularza celnego (do tego momentu lepiej go nie chować za głęboko) i oficjalnie jesteśmy juz w Ameryce.
c.d.n.
Komentarze