mefistofeles mefistofeles
267
BLOG

Kroniki z Ameryki - część 1 - Przelot

mefistofeles mefistofeles Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

Na Okęcie dotarliśmy sporo przed czasem. Pasażerów naszego lotu jeszcze nie było, więc bez kolejki sprawdziliśmy dokumenty (w stoisku do tego przeznaczonym) i nadaliśmy bagaż. Wreszcie też dostaliśmy papierowe bilety. Kolejny etap to kontrola celna. Prześwietlenie bagażu i rozstanie z wszelkimi płynami w butelkach wiekszych niz 100ml – względy bezpieczeństwa po tym jak Brytyjczycy ujawnili, ze terroryści szykowali bomby w płynie. Dla firm zaprzyjaźnionych z portem lotniczym świetny interes – półlitrowa woda w automacie za linią kontroli kosztuje 4 złote. Szybki przegląd zawartości sklepu duty free i udajemy sie do poczekalni pod bramką. Nasz samolot – Boeing 767-300ER (wersja dalekiego zasięgu) za oknem jest właśnie ładowany. W końcu, około 11:30 mozemy wchodzić na pokład. Pierwsze wrażenie – strasznie ciasno. Przejście wąskie, fotele też. Miejsca na nogi jak w wycieczkowym autobusie. Na fotelu czeka na nas kocyk, poduszeczka, zaślepka na oczy, szczoteczka i pasta do zębów.

 
Miejsce na skrzydle nie jest najszczęśliwsze – połowę widoku zasłania ogromny kawał aluminiowej blachy. W końcu po krótkim instruktażu ze strony stewardessy ruszamy. Ze względu na opad śniegu przed startem czeka nas czyszczenie. Pół godziny 4 cieżarówki z wysięgniakmi czyszczą maszynę ze śniegu. W końcu możemy kołować na pas. Ustawiamy się, rozbieg i po kilku chwilach odrywamy od pasa. W tym samym momencie trace widok za oknem pokrytym mieszanina deszczu i śniegu. Jakąkolwiek widoczność odzyskujemy dopiero na wysokości przelotowej.
 
Polski pod nami nie widać. Widok odsłąnia sie dopiero nad Bałtykiem. Nasza trasa wiedzie nad Szwecją, Norwegią, Islandią, południową Grenlandią i Kanadą. Do USA wlecimy od północy. Tymczasem jednak mozna sie odpiąć. Obsługa roznosi napoje i słuchawki (działające na zasadzie stetoskopu – gumowe rurki podczepaine do głośnika w fotelu). Po mniej iwęcej dwóch godzinach lotu podają obiad. Pewne ożywienie pasazerów wywłojue przelot nad Islandią – widac wulkany i lodowce. Niestety – podczas przelotu nad jeszcze ciekawsza Grenalndią wywiaetlany jest filmi okna teoretycznie musza być zamknięte...
 
 
 
Lecimy ze Słońcem, więc za oknem czas zdaje się stac w miejscu. Mimo, że w Polsce jest już późny wieczór my mamy cały czas popołudnie. Dopiero gdy nad Kanadą skręcamy na południe czas zaczyna biec normalnie. Gdy zbliżamy sie do celu obsługa rozdaje dwa formularze – celny i wjazdowo/wyjazdowy. Na pierwszym podaje sie towary, jaki wymagaja opłaty celnej, drugi to zwykła formalność.
 
W końcu wlatujemy nad Stany – równo z grnaicą zaczynają się chmury. Samolot zaczyna tracić wysokość by w końcu wlecieć w warstę wcmur nad jeziorem Michigan i gładko osiąść na pasie lotniska O’Hare. Wygląda na to, że dolecieliśmy szczęsliwie.
 
 
 
 
Lotnisko wita nas ogromna przestrzenią i wielkimi samolotami za oknem.Jeden z nich (stojącyw oddali) wygląda jak prezydencki Air Force One. Kołujemy do terminalu i po chwili możemy wysiadać. Kilometr idziemy róznymi korytarzami, by dojść do pierwszej serii bramek. W nich Oficerowie imigracyjni sprawdzają czy przypadkiem nie zamierzamy zostać w USA na ‘nielegalu’. Pobranie odcisków palców (elektroniczne), szybkie zdjecie automatycznym aparatem i kilak pytań – po co, na jak długo, czy mam juz bilet powrotny. Mi idzie gładko, pan oficer oddziera swoją część formularza i w pozostała wbija pieczatkę do kiedymusze opuścić USA (za 3 miesiące). Kolegę trochę męczą – maszyna miała problem z pobraniem odcisków palców.
 
Teraz kolejny etap – pobranie bagażu. Jako, że ładowałem sie wczesnie muszę czekać prawie do samego końca. Kolega po przejściach z oficeremma jednak kolejny problem. Koło jego walizki usiadł mały kundelek w mundurze (tak, tak, pies tez miał mundur) agencji rolnej. Kolega popełnił straszną zbrodnię – próbował wwieźć na teren Stanów polską kiełbasę i banany. Pani kazała mu ją wypakować, przez co pozbawiła go ostatniej szansy zjedzenia czegoś normalnego ;). Drugi kolega przezornie ominął pieska szerokim łukiem. Jego kiełbasa przetrwała.
 
Ostania kontrola to prześwietlenie bagaży. Tu raczej nie ma sie co spodziewać kłopotów. Oddajemy to co zostało z formularza celnego (do tego momentu lepiej go nie chować za głęboko) i oficjalnie jesteśmy juz w Ameryce.
 
c.d.n.

Blog o podróżach. Dawniej moich, teraz naszych. Zapraszamy na nasz fb po więcej zdjęć. www.facebook.com/NosiNasBardzo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości