Michał Gąsior Michał Gąsior
3260
BLOG

Orban po Polsku

Michał Gąsior Michał Gąsior Polityka Obserwuj notkę 14

To, co wyprawia dziś na Węgrzech Viktor Orban jest swoistym ostrzeżeniem, że recydywa IV RP wciąż jest możliwa.

Premier węgierskiego rządu Viktor Orban i szef PiS Jarosław Kaczyński mają ze sobą wiele wspólnego. A co ich różni? Przede wszystkim to, że Orban jako szef węgierskiego gabinetu i posiadacz konstytucyjnej większości w parlamencie może swą autorską koncepcję bez przeszkód wprowadzać w życie. Kaczyński tej możliwości nie ma, ale węgierskie doświadczenie każe zapytać: czy już na zawsze?

Rząd Jarosława Kaczyńskiego w 2007 roku upadł w atmosferze wielkiego skandalu. Skompromitowany projekt IV RP odszedł na zawsze – prognozowało wielu. Dziś trudno sobie wyobrazić, że PiS idzie do władzy z tymi samymi hasłami, które potępiono w czambuł przed trzema laty. A jednak na Węgrzech spektakularny powrót upokorzonego polityka stał się faktem. W 2002 Viktor Orban schodził ze sceny politycznej jako nacjonalista, populista, człowiek agresywny i dzielący społeczeństwo.  Po ośmiu latach nieudolnych rządów socjalistów powrócił w wielkim stylu. Z większą władzą, mocniejszą legitymizacją, z wolną reką w przekształcaniu państwa na wzór tak uwielbianego przez niego „modelu rosyjskiego”. Niemożliwe stało się faktem.

2010 rok był najlepszym dowodem na to, że pogłoski o politycznej śmierci PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego były przedwczesne. Także na to, że największa partia opozycyjna mimo bezdyskusyjnego osłabienia zachowała żelazną bazę poparcia, na gruncie której wciąż może pokusić się o zwycięstwo w wyborach. Co prawda nie w tych najbliższych, ale za cztery lata są na to spore szanse.

Wyobraźmy sobie następującą sytuację. PO wygrywa kolejną kadencję (więcej niż prawdopodobne) i przez następne cztery lata rządzi w koalicji z PSL lub SLD. W sumie więc ma osiem lat (w tym pięć z własnym prezydentem) na przeprowadzenie niezbędnych reform systemowych. Jakie Donald Tusk ma skłonności reformatorskie wszyscy wiemy. Można postawić niemałe pieniądze na to, że KRUS jak trwa nienaruszony tak będzie trwał przez następne lata, że system emerytalny wciąż będzie się kruszył, a rząd zamiast użyć zaprawy będzie naklejał plastry, w końcu że sytuacja ekonomiczna zmusi premiera do kolejnego sięgnięcia do kieszeni podatników.

Niezadowolenie społeczne skapitalizuje w postaci wyborczego wyniku PiS. A co potem? Wystarczy spojrzeć na Węgry. Kaganiec medialny partia Kaczyńskiego już proponowała: po morderstwie działacza PiS w Łodzi posłowie tej partii nosili się z zamiarem powołania parlamentarnej komisji ds. monitorowania internetu, która miałaby filtrować sieć w poszukiwaniu „niebezpiecznych i agresywnych treści”. Projekt konstytucji zaproponowany w styczniu 2010 przewiduje z kolei zmianę roli prezydenta z organu władzy wykonawczej na kogoś w rodzaju „ojca narodu” (w każdej sprawie może zarządzić referendum, a sejm nie może odrzucić wyniku). Konstytucja IV RP nie przewiduje także zapisów o bezstronności władzy w sprawach przekonań religijnych i deklaracji, że Polska jest demokratycznym państwem prawa.

Ani dziś, ani po wyborach nie należy więc grzebać PiS-u. Viktor Orban pokazał, że droga od politycznego trupa do silnego premiera jest wbrew pozorom bardzo krótka.

 

michalgasior1@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka