Michał Szułdrzyński Michał Szułdrzyński
103
BLOG

Kraina łagodności

Michał Szułdrzyński Michał Szułdrzyński Polityka Obserwuj notkę 95

Kilka dni temu Józef Jędruch spokojnie wyszedł na wolność. Przed kilkoma tygodniami cofnięto nakaz zatrzymania Ryszarda Krauze, który po cichu zgłosił się do prokuratury, odmówił złożenia zeznań i z powrotem wrócił zagranicę. Również w grudniu umorzono śledztwo w sprawie defraudacji milionów złotych w słynnym Laboratorium Frakcjonowania Osocza. Sąd nie tylko uniewinnił Aleksandrę Jakubowską, ale również z powodu nie wykrycia sprawców umorzono postępowanie w sprawie tzw. Grupy Trzymającej Władzę. Znienacka dowiedzieliśmy się, że podejrzani w aferze w COS wyszli na wolność. W piątek z aresztem pożegnał się Andrzej K - główny bohater afery gruntowej. W ubiegłym tygodniu umorzono też sprawę tzw. wanny Wassermanna. Artur P. - handlujący kokainą pracownik kancelarii prezydenta Kaczyńskiego również spędził święta w domu.

Co mają wspólnego ze sobą te wszystkie wydarzenia? Ano to, że z żadną z nich nie miał absolutnie nic wspólnego minister sprawiedliwości w rządzie PO - prof. Zbigniew Ćwiąkalski.

Wszystkie te umorzenia i zwolnienia zdają się sugerować, że rozpoznanie Platformy było słuszne - Polacy zasługują na lepsze rządy dlatego, że Polska to kraj mlekiem i miodem płynący, nie ma w nim żadnych afer, przestępstw ani korupcji. Po co więc walczyć z korupcją czy przestępczością zorganizowaną (o drobnej nic nie wspominając), skoro nie są one istotnymi społecznie problemami. Czarno na białym widać więc, ze skoro w Polsce jest tak wspaniale, żadnego sensu nie mają takie instytucje jak CBA, usprawnianie pracy prokuratur i sądów. Skoro nie było afer i wypuszcza się wszystkich z aresztów i więzień potwierdza się zarzut stawiany w trakcie kampanii wyborczej - walka z korupcją to tylko wyrafinowana forma eliminacji przeciwników politycznych. Czyżby PiS walczył z wrogiem, który nie istnieje?

W związku z tym nie ma się naprawdę co martwić tym, że w prokuraturach dochodzi do masowych zwolnień śledczych, że nowy minister sprawiedliwości utracił zaufanie do wszystkich, do których zaufanie miał jego poprzednik - co stanowi powód do zwolnień. Nie należy się też przejmować, że za sprawą ostatecznego wyroku Sądu Najwyższego upadła już niemal ostatnia możliwość ukarania sędziów i prokuratorów, którzy ścigali w Stanie Wojennym członków niezależnych związków zawodowych i - co gorsza - ponad 20 procent z nich w wymiarze sprawiedliwości pracuje do dzisiaj. Przecież nastały rządy miłości i naprawiania wynaturzeń, których dopuszczali się poprzednicy.

Można to było najlepiej zrozumieć przed kilkunastu dniami, gdy minister Ćwiąkalski uzasadniał proponowane zmiany w prokuraturach. Refrenem była teza, że koniecznie należy zmienić prokuraturę po straszliwych wydarzeniach, które miały miejsce za rządów PiS. Sam mam sporo zastrzeżeń do działań ministra Ziobry, ale czy rzeczywiście próba reformy prokuratury, którą podjął, ma być teraz odkręcona w imię powrotu do normalności. Czy mamy oczekiwać powrotu do czasów nietykalności osób odpowiednio wysoko postawionych? Powrotu do wielu skandalicznych wydarzeń, z którymi kojarzą nam się postaci niezłomnych i niezależnych panów Jaskierni, Kapusty, czy Regulskiego. Dlaczego nikt nie domaga się powołania komisji śledczej w sprawie samobójczej śmierci tego ostatniego, który zasłynął umorzeniem postępowania w sprawie tzw. pożyczki moskiewskiej z powodu znikomej szkodliwości społecznej?

Bez wątpienia PiS przegrał wybory, ponieważ jego rządy zaczęły się kojarzyć z głośnymi i spektakularnymi zatrzymaniami. Czyżby czas rządu PO miał się zapisać, jak okres spektakularnych zwolnień, umorzeń i kasacji? Warto sobie dziś przypomnieć, że najwyższe poparcie Platforma Obywatelska otrzymała wśród mieszkańców nie Londynu ani Warszawy, lecz zakładów karnych. Nie jest też przypadkiem, że autorem projektu zmian w prokuraturze jest prof. Zoll, który przez wielu uważany jest za obrońcę praw raczej przestępców a nie pokrzywdzonych. Nad przestępcami należy się pochylać, ponieważ nie oni odpowiadają za swe działania - odpowiedzialność ponosi społeczeństwo. Ofiary - członkowie tego społeczeństwa - są więc sami sobie winni. Przestępczość i korupcja więc to nie poważne problemy, lecz wyłącznie kwestia edukacji. Lepszy efekt niż funkcjonowanie CBA będzie miało wyprodukowanie za te same pieniądze 40 milionów ulotek na temat tego, że dawanie łapówek jest be, a z pewnością mądrzy i rozsądni Polacy przestaną je dawać. Prawo karne trzeba zaś dostosować do - ilości wolnych miejsc w więzieniach. Większym zagrożeniem dla społeczeństwa jest z pewnością demoralizacja przestępcy w przepełnionych celach niż jego dalsza przestępcza działalność na wolności.

W sumie minister Ćwiąkalski ma rację - jeśli uwierzymy, że nie ma przestępstw, przestaniemy je dostrzegać i problem zniknie. A świadomość istnienia ciemnych stron naszego życia społecznego mogłaby jeszcze zaburzyć obraz powszechnej miłości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka