W języku polskim od dawna funkcjonowały nazwy różnych uzależnień i charakteryzowały się określoną końcówką wyrazu. Tak więc istnieje narkomania, piromania, erotomania, kleptomania i inne "manie". Istnieją też „izmy” – nikotynizm, morfinizm, alkoholizm, od nazwy środka uzależniającego – nikotyny, mofriny alkoholu, etc.
Aż tu nagle narodził się znienacka praco-holik. Ok. Chociaż żaden z niego ~holik, ten neologizm „z przymrużeniem oka” przyjął się w języku potocznym. Zresztą „pracoman” czy "pracoista" brzmiałby zdecydowanie mniej przyjemnie. I tak pracoholik, choć bezpodstawnie, zakorzenił się w mowie polskiej.
Jednak kiedy za tym przyszła „zakupoholiczka” w miejsce „zakupomanki” – moje, wyczulone na szarganie języka polskiego, nerwy zaczęły niezdrowo reagować pewną agresją (podobnie jak na „urlop tacierzyński” zamiast „ojcowski”).
Nie ma najmniejszego powodu nazywania pani uzależnionej pod zakupów zakupoHOLICZKĄ!
Nie dopuszczajmy do rodzenia się niedopuszczalnych neologizmów. Dbałość o język jest tak samo ważna, a nawet ważniejsza, niż dbałość o symbole. Język jest wspólny dla wszystkich Polaków, bez względu na wyznanie, poglądy i ocenę zdarzeń historycznych.
Zakupoholiczce zaś powiedzmy stanowcze „NIE”.
Komentarze obraźliwe usuwam. Banuję chamów, klony i trolle bez względu na opcję, z której są.
UWAGA
NIE MAM KONT NA FACEBOOKU I NK Jakakolwiek wiadomość stamtąd, rzekomo ode mnie - nie jest ode mnie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura