mimm mimm
174
BLOG

Jan III Bałtycki...

mimm mimm Kultura Obserwuj notkę 0

Lew Lechistanu… brzmiał jeden z przydomków Jana III Sobieskiego nadanych mu w tym wypadku przez pełnych podziwu Turków i Tatarów. I jako ich nieustępliwy pogromca przeszedł do historii ten władca. Niewiele brakowało, jednak by przydomek ten brzmiał np. Lew Pomorza. Niestety snute przez Sobieskiego plany ekspansji nad Bałtykiem, wspierane przez panującego wówczas we Francji Ludwika XIV i sprzymierzonego z nim króla Szwecji Karola XI rozwiały się jak pajęczyna na wietrze.

Smutną prawdą jest, że I Rzeczpospolita poza nielicznymi wyjątkami w swojej historii pozostawała odwrócona do morza plecami. Jest to o tyle ciekawe, że był okres, gdy wybrzeża podległe władcom Koronny i Litwy liczyły nawet 1500 km. Dodatkowo dla państwa, jakim była ówczesna Polska skazanego na eksport swoich towarów głównie rolniczych drogą morską, wydawało się, że posiadanie silnej morskiej pozycji jest nakazem racji stanu, a nie przejawem sentymentów i porywów serca. Niestety postulaty wzmocnienia wodnej potęgi państwa nie znajdowały posłuchu u braci szlacheckiej. Zdarzały się jednak chlubne wyjątki, a jednym z nich był Jan Sobieski.

Jest rzeczą znaną, że synowie magnaccy po okresie edukacji w kraju byli wysyłani na zagraniczne wojaże przez swych rodziców, by poznać otaczający ich świat i jego realia. Nie inaczej było z Janem i jego bratem Markiem, którzy po zakończeniu nauki w Krakowie zostali wysłani przez Jakuba Sobieskiego w taką podróż. W jej takcie przyszły król Polski miał okazję zapoznać się z tematyką morską. Choć nie pozostawił z tej wyprawy zapisków, to jednak na podstawie pamiętników jednego z opiekunów dworzanina ich ojca Sebastiana Gawerckiego można przypuszczać, że było to zapoznanie dość dokładne. Musiało takowe być skoro obejmowało nawet wizytę u jednego z największych herosów epoki flot żaglowych admirała Maartena Trompa. Z europejskiej eskapady Jan Sobieski wyniósł niewątpliwie przekonanie o konieczności wzmocnienia pozycji Polski nad Bałtykiem.

Przekonanie to wzrosło zwłaszcza odkąd Sobieski, do tej pory jeden z kresowych magnatów, zyskał godność starosty gniewskiego w 1667 roku. Od tej pory mógł niemalże naocznie zaobserwować skutki lekceważenia przez szlachtę kwestii morskich. Zetknął się wówczas z samowolą bankierów i dzierżącego główną pieczę nad handlem morskim Rzeczpospolitej Gdańska. I postanowił to zmienić. Zarys tej zmiany był ukazany choćby w wotum, które pozostawił na piśmie, opuszczając sejm 1672 roku. Stwierdził w nim, że Polska nie jest skazana na wojny z Turcją i Tatarami, a większą dla niej korzyścią byłoby zawarcie z nimi sojuszu skierowanego przeciwko Moskwie i uwolniwszy się w ten sposób na południu budowa silnej pozycji na północy. Wówczas pisał to jako hetman wielki koronny. Kiedy w 1674 roku został wybrany na króla Rzeczpospolitej, otworzyły się przed nim nowe możliwości pod względem realizacji strategicznego zwrotu w polityce Polski.

Zamiary te zbiegły się w czasie z planami Ludwika XIV utworzenia wielkiej linii strategicznej, czyli sojuszu Szwecji, Polski i Turcji. Związek ten miał być skierowany przeciwko cesarzowi, a Polsce jako państwu położonemu w nim centralnie, z dużym potencjałem, miała przypaść szczególnie ważna rola. Choć, co warto podkreślić, Francuzi przynajmniej na początku nie zakładali, że Polacy wezmą aktywny udział w toczącej się wówczas wojnie z cesarstwem. Wraz z tą koncepcją ze strony monarchii Króla – Słońce konkretne kroki. Pierwszym z nich co oczywiste było dążenie do ułożenia stosunków pomiędzy wyżej wymienionymi państwami na gruncie pokojowym. Następnym była chęć osadzenia na tronie polskim kandydata francuskiego np. księcia Kondeusza, a kiedy to się nie udało przynajmniej kandydata profrancuskiego, a takim był wówczas hetman Sobieski. Natomiast bardzo konkretnym posunięciem było utworzenie przez francuskiego ministra marynarki Colberta w 1669 roku Kampanii Północnej, czyli gildii handlowej mającej w zamyśle pomysłodawcy opanować handel bałtycki.

Koncepcja wielkiej linii strategicznej, choć nie nowa zyskała wówczas dla państwa francuskiego szczególne znaczenie. Trzeba bowiem pamiętać o toczącej się wówczas w Europie wojnie holenderskiej (1672 – 1679), w której z jednej strony występowała Francja wspomagana przez Szwecję a z drugiej Holandia Hiszpania Brandenburgia i Austria. Król – Słońce potrzebował sojuszników. Nic więc dziwnego, że pisał on do swego ambasadora w Warszawie markiza de Bethune: „Najważniejszym zadaniem jest nakłonić króla do uderzenia na Prusy Książęce, skoro tylko ułoży się on z Turcją. […] Upoważniam pana, byś oświadczył temu władcy, że w razie, gdyby po zawarciu pokoju z Turcją chciał on zaatakować Prusy, dostarczyłbym mu subsidium w wysokości 200 tys. talarów (600 tys. złotych) rocznie tak długo, ile mogłaby trwać ta wojna”. Myśl ta nie była nowa. Już bowiem po elekcji Sobieskiego podsunął ją władcy Francji jeden z jego przedstawicieli nad Wisłą biskup Forbin Janson. Z kolei także tuż po wyborze nowego władcy do Polski przybył poseł króla Szwecji Karola XI Liliehook z ofertą ścisłej i wiecznej przyjaźni. Nowy król Polski miał do wyboru albo uderzyć na austriacki wówczas Śląsk, albo na elektorskie Prusy Książęce. Wybrał to drugie.

Warto w tym miejscu napisać, że stosunki pomiędzy Polską a elektorem układały się w tym czasie fatalnie. Było to efektem postawy elektora w czasie Potopu, który wykorzystał on do zwiększenia swej niezależności od Rzeczpospolitej, korzystając z jej ciężkiego położenia i wymuszając na niej podpisanie traktatów welawsko – bydgoskich w 1657 roku. Dwa lata wcześniej w 1655 roku podczas bitwy warszawskiej na 18000 żołnierzy podległych Karolowi Gustawowi 8500 pochodziło z zaciągów elektora. Był również jednym z sygnatariuszy traktatu z Radnot w 1656 roku. Przez ogół społeczeństwa polskiego te działania były postrzegane jako zdrada. Po swej elekcji Sobieski, szykując się do wojny z Turcją, zażądał od Fryderyka Wilhelma posiłków wojskowych. Ten co prawda przysłał oddział żołnierzy, ale po pierwsze nieliczny, a po drugie wkrótce i ta garstka została przez brandenburczyka wycofana. Na stosunkach z księciem fatalnie odbiła się także sprawa porwania, a potem stracenia Kalksteina jednego z przywódców opozycji w Prusach Książęcych. Co warto zauważyć, polskie plany przyłączenia księstwa do Korony spotykały się z życzliwością stanów pruskich, niezadowolonych z opresyjnej polityki elektora.

Rezultatem tej sytuacji było podpisanie 11 czerwca 1675 w Jaworowie układu polsko – francuskiego. Przewidywał on m.in. uderzenie Polaków na Prusy Książęce. W zamian za to Francja miała nakłonić Turcję do zawarcia z Rzeczpospolitą pokoju na korzystnych dla Lachów warunkach.  Dopełnieniem traktatu jaworskiego było zawarcie 21 sierpnia 1677 roku układu ze Szwecją. Zgodnie z jego postanowieniami Szwedzi mieli zaatakować Prusy Książęce a po ich zajęciu przekazać je władcy Polski. Pozyskanie tej prowincji miało bowiem duże znaczenie dla planów dynastycznych Sobieskiego, który chciał tam usadowić swego pierworodnego syna, co w dalszej perspektywie miało umożliwić Jakubowi starania o koronę polską. Dla Szwecji układ ten był tym bardziej istotny, że jej wojska ponosiły w starciu z armią elektora porażki (np. 28 czerwca 1675 roku pod Fehrbellin), a ten z kolei po 1675 roku rozpoczął podbój Pomorza szwedzkiego i obległ Szczecin.

Rzecz jasna zarówno same rokowania, jak i traktat nie uszły uwadze zarówno cesarza, jak i Wielkiego Elektora. Ten drugi za pomocą swego posła Hoverbecka podjął intensywne starania, by przeciwdziałać reorientacji polskiej polityki w kierunku Bałtyku. Zamierzał tego dokonać przede wszystkim drogą przekupstwa magnatów. Temu celowi miały służyć również rozsiewane plotki o tym, że w razie uderzenia na Prusy Książęce Dania zablokuje polski handel w cieśninach. Groźby te poniekąd zyskały odbicie w rzeczywistości, kiedy w grudniu 1676 roku w zawartym wówczas traktacie pomiędzy elektorem a Danią znalazł się czwarty tajny punkt przewidujący taką możliwość. Niestety te starania Brandenburgii przemówiły do wielu spośród szlachty, co znalazło swe odbicie w czasie obrad sejmu w 1677 roku. Uchwalone wówczas zmniejszenie armii do zaledwie 12000 żołnierzy było wyrazem sprzeciwu wobec planów Sobieskiego co do zajęcia Prus Książęcych. Szlachta dała się po części przekupić, po części zastraszyć. Wielu uległo także inflanckim mirażom roztaczanym przez stronników Brandenburgii, którzy dowodzili, że najkorzystniejsze dla Polski byłoby zajęcie Inflant, czyli wojna ze Szwecją!  Od tej pory wszelkie dalsze posunięcia króla mające umocnić pozycję Rzeczpospolitej nad Bałtykiem miały mieć już charakter prywatny. W tym charakterze jeszcze podczas trwania semu 1677 roku doszło do sekretnego spotkania Jana III z dyplomatami szwedzkimi i francuskimi, podczas którego władca oświadczył, że akceptuje uderzenie wojsk szwedzkich na Prusy. W razie potrzeby zadeklarował również pomoc prywatnego korpusu monarchy. Aby z bliska móc śledzić, jak oczekiwał rychłego, uderzenia Szwedów na tyły elektora udał się latem 1677 roku do Gdańska.

Pobyt w tym mieście miał stać się również okazją do umocnienia w nim władzy królewskiej poprzez wykorzystanie przez władcę tarć pomiędzy Radą Gdańska a cechami rzemieślniczymi. Przedstawiciele tych ostatnich na czele z szewcem Krystianem Meyerem przybyli już w 1675 roku do Jaworowa roku prosząc nowego króla Rzeczpospolitej o wzięcie ich w obronę przed rajcami. Poselstwa cechów przybyły także na sejm koronacyjny oraz sejm w 1677 roku. Za każdym razem deklarowały one, że chcą „aby w Gdańsku przywrócić królowi polskiemu wszystko to, co do niego należy”. W tym celu 1 sierpnia 1677 roku Jan III Sobieski uroczyście wjechał do miasta nad Motławą. Pozostanie w nim aż do 14 lutego 1678 roku. Jeszcze przed jego bramami wspomniany szewc Meyer powiedział mu „że w Gdańsku za pomocą cechów więcej zyszcze i przeprowadzi, aniżeli Batory mieczem”. Ogólnie rzecz biorąc, rzemieślniczy chcieli przywrócenia stanu z czasów Kazimierza Jagiellończyka, a więc wzmocnienia władzy królewskiej nad miastem a dla siebie w zamian zmniejszenia podatków, ochrony samorządu cechowego, usprawnienia administracji oraz przywrócenia wszystkich przywilejów, jakie do tej pory uzyskali od Rzeczpospolitej. Król jednakże na pierwszym miejscu stawiał sprawy katolicyzmu w mieście, domagając się m.in., by w kościele NMP odprawiano także nabożeństwa katolickie. Poza tym chciał dla katolików prawa do publicznych pogrzebów i procesji oraz odpowiednio licznych miejsc we władzach miejskich. Dla siebie żądał większego udziału w opłatach portowych. Sprawy ustroju miejskiego niestety nie absorbowały uwagi Sobieskiego. W tej sytuacji ogłoszono 12 lutego 1678 roku dekret królewski, który, choć brał w obronę biedniejsze warstwy społeczeństwa gdańskiego, to jednak w szerszym wymiarze był zwycięstwem Rady. Zachowano bowiem status quo, jeśli chodzi o zwierzchność króla nad władzami miejskimi.

Sam władca, co może go częściowo tłumaczyć, zaprzątnięty był kwestią uderzenia na elektora. Tymczasem na tym polu nie działo się najlepiej. Choć rzutki de Bethune zdołał zmobilizować pomocniczy korpus królewski liczący 4000 żołnierzy i stacjonujący w Gniewie, Malborku i Pucku to jednak wszyscy czekali na uderzenie Szwedów na Prusy, które miało nadejść z Inflant. Tutaj jednak kolejni dowódcy szwedzcy mitrężyli czas i nie wykorzystywali słabość sił elektorskich na tym froncie, ograniczając się do koncentracji sił. W tej sytuacji pomimo zgromadzenia w Kurlandii blisko 14000 żołnierzy pozostawiony sam sobie Szczecin pod koniec grudnia 1677 roku skapitulował. Padły także Straslund i Greifswald, a księstwo Bremen - Verden zostało z kolei zajęte przez Danię. Zwolnione sił Fryderyk Wilhelm postanowił przerzucić do Prus Książęcych w postaci sześciotysięcznego korpusu generała Homburga.

Również po polskiej stronie pojawiły się komplikacje w realizacji królewskich planów. Było to sprawą kontrofensywy dyplomacji elektorskiej, która podsycała ponownie obawy wśród szlachty, iż w razie rozpoczęcia walk w Prusach Brandenburgia uderzy na Wielkopolskę natomiast Śląsk na polecenie cesarza zerwie handel z Polską. Sytuację pogorszyła także opozycja magnacka, zwłaszcza na Litwie, na której czele stał niechętny królowi Michał Pac. On to wiosną 1678 roku zawarł z Brandenburgią i Danią tajny układ, w ramach którego zobowiązał się do zastopowania wojsk szwedzkich, w zamian za co oba dwory wzięły na swe utrzymanie wojska litewskie. A gdzieś w międzyczasie tzn. latem 1678 w Nijmegen Francja i Holandia zawarły pokój kończący wojnę holenderską. Zamiarom Sobieskiego nie sprzyjała także nieustępliwa postawa Turcji w trakcie rokowań pokojowych. Dyplomacja francuska pomimo starań nie była zdolna bowiem do nakłonienia tego państwa do ustępstw na rzecz Polski.

W końcu pod koniec października Szwedzi pod wodzą Henryka Horna ruszyli z Inflant na Prusy Książęce. Pac nie chcąc narażać się na otwarty konflikt z królem, przepuścił ich wojska praktycznie bez walki. Sami zaś Szwedzi zachowujący w czasie pochodu wzorową karność byli dobrze witani przez ludność pruską liczącą na scalenie z Koroną. Na tym jednak sukcesy strony szwedzkiej się skończyły. Litwini podpuszczeni przez elektora i Danię rozpoczęli bowiem szarpaną wojnę przeciwko szwedzkim liniom zaopatrzeniowym. Z kolei braki w zaopatrzeniu, a także mrozy, które nadeszły powodowały problemy z dyscypliną w korpusie szwedzkim, co przekładało się na pogorszenie się relacji z miejscową ludnością. Nie bez winny był tu głównodowodzący Horn, który zamiast uderzyć niezwłocznie na Królewiec, zwlekał z tym i marnował swe siły w nieistotnych operacjach. Wykorzystał to Fryderyk Wilhelm, który przerzucił siły do Prus i zagroził Szwedom odcięciem od baz inflanckich. Ci rozpoczęli bezwładny odwrót do Inflant atakowani w jego trakcie przez chorągwie Paca. Tym samym plany Jana III Sobieskiego legły w gruzach. Przyczynił się do tego także sejm grodzieński z 1678 roku, który przyniósł zwycięstwo stronnikom Austrii i Brandenburgii oraz powrót do polityki antytureckiej.

Jeszcze raz król Jan próbował zwrócić się ku Bałtykowi. Miało to miejsce, kiedy okazało się, że okowy Świętej Ligii nie przynoszą Rzeczpospolitej korzyści a wręcz odwrotnie. Pretekstem do tej kolejnej drugiej próby była śmierć w 1688 roku Wielkiego Elektora i wstąpienie na tron jego następcy Fryderyka III. Zgodnie z prawem stany pruskie powinny w tym momencie złożyć hołd nowemu elektorowi. Tymczasem mieszkańcy tej prowincji odmówili uczynienia tego i po raz kolejny już pokładali nadzieję w pomocy polskiego władcy. Ten postanowił wżenić swego syna Jakuba w linie dziedziców pruskich posiadłości. W 1687 roku zmarł bowiem Ludwik Hohenzollern mąż Ludwiki Radziwiłłówny. Jakub zyskał przychylność młodej wdowy i wkrótce odbyły się zaręczyny. Wówczas do Berlina przybył brat cesarzowej Austrii książę Filip i zainteresował się Ludwiką zaręczoną przecież z polskim królewiczem. Wkrótce odbył się potajemnie ślub Filipa i Ludwiki. Cała sytuacja, pomimo że pachnie XVII wiecznymi historiami celebryckimi, niosła ze sobą potężne zagrożenie dla Rzeczpospolitej. Ludwika była bowiem dziedziczką licznych posiadłości zwłaszcza na Litwie. Groziło to usadowieniem się nad tym fragmentem polskiego wybrzeża nieprzychylnej linii dynastycznej. Tym razem jednak opinia szlachecka stanęła po stronie króla. Nie pomogły starania opozycji magnackiej na czele z Sapiehą, przekupionym przez Hohenzollerna wspomaganej przez stronnika Habsburgów nuncjusza Jakuba Centelmiego. Co prawda udało się zerwać sejm w 1688 roku, ale sejmiki pozostałe wierne Janowi III. Z całego kraju płynęły wezwania do uderzenia na posiadłości elektora.

Niestety Sobieski nie wykorzystał zapału szlachty do wojny z Fryderykiem III. Nie chciał wszczynać wojny domowej. Poza tym sytuacja międzynarodowa była niekorzystna. Wciąż przecież trwała wojna z Turcją. Na pomoc Francji uwikłanej wówczas w szereg konfliktów nie można było liczyć. A była ona niezbędna, ponieważ wojna z Brandenburgią oznaczała również wojnę z Austrią, Anglią, Danią a być może nawet z Rosją. W tej sytuacji jedynym elementem, który był pozytywny, było nadanie w 1690 roku przywilejów handlowych kupcom angielskim, co miało w zamyśle władcy co najmniej zrównoważyć wpływy kupców niemieckich. To oraz małżeństwo Jakuba Sobieskiego z córką palatyna Renu Filipa Wilhelma księżniczką Jadwigą Elżbietą. Niestety planowe i mające dla państwa większe znaczenie rozbudowa portu w Pucku i budowa portu w Połądze na Żmudzi, które miały stać się centrum handlu z Anglikami pozostały na papierze.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Literatura:

M. Komaszyński, Jan III Sobieski a Bałtyk, Gdańsk 1983.
L. Podhorecki, Sobiescy herbu Janina, Warszawa 1984.
J. Wójcik, Dzieje Polski nad Bałtykiem, Warszawa 1972.












mimm
O mnie mimm

mimmochodem...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura