mimm mimm
90
BLOG

Król - nieborak...

mimm mimm Kultura Obserwuj notkę 1

„Król-nieborak, stworzenie biedne, zahukane, już w najwyższym stopniu nieporadne, leniwy, ociężały, małostkowy, słabego umysłu, bez woli i charakteru, bez idei i szerszego poglądu na sprawy Rzeczypospolitej, był podobno wymowny, ale i tego daru nie umiał używać”.

Artur Śliwiński

„Tego nieboraka wybraliście?” – podobno zapytał Jan Kazimierz na wieść o wynikach elekcji z 19 czerwca 1669 roku. Wybór bowiem na króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, ubogiego syna sławnego księcia Jaremy był zaskoczeniem właściwie dla wszystkich i w kraju i za granicą. Jego kandydatura nie była przecież wymieniana we wczesnych przedelekcyjnych spekulacjach po abdykacji ostatniego z Wazów i dopiero stopniowo zyskiwała na znaczeniu. To zyskiwanie odbywało się pod ogólnym hasłem: „Chcemy Piasta na króla”, głoszonym przede wszystkim przez szlachtę, ale i część magnaterii. Hasło to, będące wyrazem marzeń braci szlacheckiej o przywróceniu dawnej chwały Rzeczypospolitej i znakiem sprzeciwu wobec kandydatur z zagranicy, w tym wypadku jednak urzeczywistnione odbiło się fatalnie na kondycji państwa. Trudno bowiem przejść do porządku dziennego nad tym, że po traktacie w Buczaczu, będącym w dużym stopniu wynikiem polityki, a właściwie zaniechań, Michała Korybuta, Polska spadła do roli lennika Turcji. 

Po abdykacji 16 września 1668 roku króla Jana Kazimierza do koronny polskiej zgłosiło się wielu chętnych. Spośród nich największe szanse dawano kandydatowi francuskiemu księciu Kondeuszowi i austriackiemu księciu Karolowi Lotaryńskiemu. Już wówczas pojawił się także pomysł wyboru na króla, kandydata rodzimego – Piasta. I wówczas również zaczęto wspominać o Wiśniowieckim. Nie była to jednak wtedy kandydatura dominująca, nawet w obozie zwolenników krajowej elekcji. Stopniowo jednak pozycja syna księcia Jaremy rosła, a to za sprawą działalności jednego ze stronników austriackich, podkanclerza koronnego Andrzeja Olszowskiego, któremu zresztą w ogóle przypisuje się sam pomysł wysunięcia tego kandydata. Był on przedstawiany nie tylko jako Piast, ale i osoba spoza koterii, a więc mogąca pogodzić sprzeczne często interesy magnaterii i szlachty. Przy czym należy pamiętać, że i w obrębie tych dwóch grup nie zawsze panowała jedność.

Sejm elekcyjny, który rozpoczął się 2 maja 1669 roku, już od początku stał się sceną sporów i animozji, a nawet bójek. W pierwszej kolejności dotyczyły one wyboru marszałka i przysięgi. Dopiero 13 maja udało się dojść na tym polu do porozumienia. Tego też dnia poseł kaliski Franciszek Zygmunt Gałecki oskarżył kilku magnatów o branie francuskich pieniędzy. Sprawa brania pieniędzy od zagranicznych dworów zresztą została poruszona także na Sejmie konwokacyjnym, kiedy szlachta podburzana przez stronników austriackich oskarżyła prymasa Mikołaja Prażmowskiego o to, że wziął 80 tysięcy lirów za popieranie księcia Kondeusza. Doszło wówczas do upokarzającej wszystkich sytuacji, kiedy zmuszono posłów i senatorów do złożenia przysięgi, że nie brali żadnych pieniędzy z innych państw. Ironią losu było, że ową przysięgę składali przed wsławionym już wojennie, ale i będącym gorącym zwolennikiem Kondeusza Janem Sobieskim. Było to jednak niewątpliwie zwycięstwo stronników austriackich i w tym momencie wielu uważało, że wybór na króla księcia Karola jest właściwie przesądzony. Zresztą i on sam zdaje się tak uważał, skoro rozbił się obozem na Śląsku tuż przy granicy.

Sytuacja z Sejmu konwokacyjnego powtórzyła się na Sejmie elekcyjnym i również zakończyła się sukcesem Habsburgów. 6 czerwca bowiem wykluczono kandydaturę księcia francuskiego, a każdy z senatorów, w tym i Sobieski, musiał wstać i oznajmić, że popiera tę decyzję. Najważniejsza jednak decyzja, tj. wybór nowego władcy wciąż jednak nie zapadła. I wiele wskazywało, że nie zapadnie szybko. Wywoływało to niezadowolenie wśród szlachty, której powoli zaczęły kończyć się zapasy żywności i gotówki. Zdarzało się więc, że wdzierano się do sklepów, by zdobyć żywność. Coraz też natarczywiej domagano się od senatorów dokonania elekcji. By „pomóc” w tym dziele zaczęto nawet strzelać w kierunku szopy, w której obradowali dostojnicy. By wymóc spokój Sobieski który, jak i inni panowie przyprowadził, pomimo zakazu, własne wojsko, ściągnął je na pole elekcyjne. Jego widok, a także parę jego salw, nieco ostudziło głowy tak, że można było wrócić do obrad.

Decydującym dniem okazał się 19 czerwca. Od rana trwały targi co do dwóch właściwie kandydatur, habsburskiej księcia Karola Lotaryńskiego i brandenburskiej palatyna reńskiego Filipa Wilhelma. W pewnym momencie padła też kandydatura Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Być może była w tym zasługa posłów z województwa sandomierskiego, z których obozu już od rana dochodziły okrzyki: „Wiwat król Michał”. W momencie tych wydarzeń, co ciekawe nie było na polu elekcyjnym zarówno marszałka poselskiego Szczęsnego Kazimierza Potockiego, jak i wielkiego koronnego Jana Sobieskiego, którzy je opuścili. Tymczasem pod ich nieobecność, okrzyk zapoczątkowany przez Sandomierzan zaczął być podchwytywany przez posłów z innych województw. Wkrótce dwadzieścia jeden spośród trzydziestu siedmiu województw poparło tę kandydaturę. Wybór ten poparli także niektórzy magnaci. Byli wśród nich oprócz podkanclerzego koronnego także hetman polny koronny Dymitr Wiśniowiecki, wojewoda sieradzki Szczęsny Kazimierz Potocki i paru innych. Elekcję Michała Korybuta poparła także potężna na Litwie rodzina Paców, na czele z hetmanem wielkim litewskim Michałem Kazimierzem i kanclerzem wielkim litewskim Krzysztofem Zygmuntem. Stworzyli oni podstawę obozu królewskiego. Ich oponentami, tzw. malkontentami, zostali dawni stronnicy francuscy na czele z prymasem Prażmowskim i Sobieskim.

Nowy władca jeszcze przed swoją koronacją, która miała miejsce 7 października, zobowiązał się m.in. że nie abdykuje, nie będzie dążył do elekcji vivente rege, ograniczy gwardię królewską do 1200 żołnierzy dowodzonych przez Polaka, wzmocni umocnienia w Kamieńcu Podolskim, Barze, Białej Cerkwi, Krakowie, Lubowli i Lwowie. Natomiast w paktach konwentach potwierdził postanowienia konfederacji warszawskiej z 1573 roku, zakazującej kierowania wojska przeciwko wewnętrznym rozruchom oraz zadeklarował używanie armii tylko pod wodzą hetmanów przeciwko wrogom państwa, ograniczenie w wojsku roli cudzoziemców, wypłacenie zaległego żołdu, dojście do porozumienia z wojskiem zaporoskim i odzyskanie Ukrainy.

Wkrótce miało się okazać, jak fatalny okazał się przeprowadzony pod hasłem „Piast na króla” wybór co prawda spolszczonego, ale jednak Rusina. Nad krajem zawisła bowiem groźba wojny z przeżywającą wówczas kolejny okres ekspansji Turcją. Groźba ta urzeczywistniła się w postaci armii tureckiej, która zwaliła się na podległą Polsce część Ukrainy, a towarzyszące jej czambuły tatarskie rozlały się po całych południowo – wschodnich kresach. Słaby i pozbawiony zdolności polski monarcha nie tylko nie zapobiegł agresji, ale też skłócony z bohaterem spod Podhajec, uniemożliwił obronę kraju. 

Ilustracją tej tezy są dzieje zawiązanej 16 października 1672 roku w Gołębiu na Lubelszczyźnie konfederacji. Szumnie głoszono, że skoncentrowane tam masy szlachty ruszą pod wodzą króla na Turków. W rzeczywistości miały posłużyć Wiśniowieckiemu do realizacji własnych, wewnętrznych celów, czyli przede wszystkim rozprawy z malkontentami. Ale choć podobno w Gołębiu było nawet 80 tysięcy szlachty, to jej aktywność sprowadzała się do organizowania najazdów na włości Sobieskiego, co ten w jednym ze swoich listów kwaśno skwitował, pisząc, że „woleli ichmościowie nad Wisłą wojować”. Jeden z przebywających w Gołębiu tak zaś opisał to wojowanie: „Ludzi z województw przybywa, a cóż po tym, kiedy głowy nie masz! Tylko leżymy, prowincję wniwecz obracamy, a sami konsumujemy”. Kiedy natomiast w okolicy pojawiły się jakieś rozbite uprzednio przez hetmana czambuły tatarskie, uchodzące w swoje strony, w obozie gołębskim wybuchł taki popłoch, że zdegustowany Jan Chryzostom Pasek zawołał: „Dla Boga! Nie bądźmy jerozolimską, ale polską szlachtą”.

Ostatecznie szlachta spod Gołębia rozjechała się do swoich majątków i nie wzięła podobnie jak król udziału w obronie kraju przed Turkami. Uprzednio wysłano jednak posłów do wojsk koronnych będących pod komendą Sobieskiego. Te odpowiedziały z kolei zawiązaniem konfederacji w Szczebrzeszynie, która choć nie wypowiedziała posłuszeństwa Wiśniowieckiemu to oskarżyła go szereg bardzo konkretnych przewin. Kwarciani zarzucali Michałowi Korybutowi, że:

1. Nie dążył do porozumienia z Kozakami, odrzucając bez czytania warunki wynegocjowane przez Sobieskiego.
2. Nie wzmocnił Kamieńca wbrew dokumentom i paktom.
3. Nie podjął działań przeciwko zagrożeniu tureckiemu pomimo ostrzeżeń ze strony Sobieskiego i Jana Michała Myśliszewskiego, a także czausza tureckiego, księcia siedmiogrodzkiego i chana.
4. Nie wysłał w porę posła do sułtana i naraził kraj na straty.
5. Kazał Stanisławowi Michałowi Ubyszowi zerwać sejm, na którym obradowano nad obroną, a potem trzymał go przez 10 dni w klasztorze.
6. Nie przyjął rady Sobieskiego, by skoncentrować załogi z małych warowni w Kamieńcu, jak też zakazał Łużeckiemu wzmocnić jego załogę swoimi oddziałami.
7. Zaprzepaścił sumy przeznaczone przez cesarza na wojnę z Turcją.
8. Nie wzmocnił pomimo obietnicy załogi Kamieńca piechotą łanową.

Ponadto wypomniano królowi, że ściągnął pod Gołąb oddziały Łużeckiego, Chanenki i posiłki od elektora, zamiast wysłać je do obrony najechanych ziem. Zarzucono mu również, że pomimo rad i próśb hetmana polnego koronnego Dymitra Wiśniowieckiego i wojewody bracławskiego Jana Potockiego nie wysłał do Lwowa odsieczy i pozostawił miasto na pastwę nieprzyjaciół, w rezultacie czego pomimo bohaterskiej obrony zostało ono zmuszone do wykupienia się gigantycznym okupem, aby Turcy i Tatarzy zaprzestali oblężenia.

Trzeba było utraty województwa podolskiego, bracławskiego i części kijowskiego; trzeba było utraty szeregu miast i twierdz na czele z Kamieńcem Podolskim; trzeba było zobowiązania się do płacenia corocznego haraczu sułtanowi, by król Michał Korybut Wiśniowiecki zdecydował się na ugodę z malkontentami. Sejm nie ratyfikował poniżającego traktatu z Buczacza, uchwalił podatki na nowe zaciągi w Koronie i na Litwie i oddał komendę nad nimi w ręce Jana Sobieskiego. Wkrótce blisko 40 tysięczna armia pod jego dowództwem ruszyła na południe, aby pod Chocimiem zmyć buczacką hańbę krwią tureckich żołnierzy. Idąc w kierunku Chocimia, armia polsko-litewska w pewnym momencie spotkała jadącego dokładnie w przeciwnym kierunku tj. na północ posła tureckiego. Wiózł on buławę i kaftan dla lennika sułtańskiego Michała Wiśniowieckiego. Takie były skutki elekcji „Piasta” na króla 19 czerwca 1669 roku.

Na koniec drobna, jeszcze wcześniejsza, reminiscencja.

„Żołnierze, pozbawieni dowódców i nie wiedzący, co czynić, krążyli po całym pałacu. Nagle jeden z nich – a było już ciemno – zauważył czyjeś nogi, wystające zza kotary werandy. Rozchylił zasłonę i ujrzał Klaudiusza. Krzyknął:
- Witaj, cesarzu!
Dziewięciu tysiącom pretorianów nikt w stolicy nie ośmielił się sprzeciwić. Klaudiusz, historyk i dziwak, został cesarzem”.

Literatura:
A. Krawczyk, Neron, Warszawa 1988.
M. Sikorski, Wyprawa Sobieskiego na czambuły tatarskie 1672 roku, Zabrze 2007.
L. Podhorecki, Sobiescy herbu Janina, Warszawa 1984.







mimm
O mnie mimm

mimmochodem...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura