DLACZEGO..?
W wyniku Kampanii Wrześniowej, po uzgodnieniach z ZSRR dopiętych 28 września 1939 roku, terytorium III Rzeszy powiększyło się o 94 tys. km kwadratowych zamieszkałych przez około 10 mln ludzi. Ziemie pokonanej Polski, które przypadły Niemcom zostały podzielone na podstawie dekretów Adolfa Hitlera z 8 i 12 października 1939 roku na dwie części. Pierwsza z nich, czyli Śląsk, Pomorze, Wielkopolska oraz pewne tereny dawnych województw krakowskiego, łódzkiego i warszawskiego, została bezpośrednio wcielona do III Rzeszy. Natomiast z drugiej części okupowanej przez siebie Polski, Niemcy utworzyli Generalne Gubernatorstwo.
Pozyskanie 10 mln ludzi postawiło przed władzami niemieckimi potrzebę ustosunkowania się do ich obecności. Pierwszą drogą była akcja wynaradawiania Polaków połączona z eksterminacją tych, którzy zostali uznani za zagrożenie dla niemieckiego panowania. Jednym z jej elementów, ale i początkiem zarazem drugiej drogi była akcja tzw. palcówki, rozpoczęta w listopadzie 1939 roku. Oprócz odcisku palca na tym swego rodzaju dowodzie osobistym umieszczano tam również informacje odnośnie języka używanego w domu, narodowości, służby w przedwojennym Wojsku Polskim oraz okresu zamieszkania na nowym (tzn. okupowanym) terytorium Niemiec. Jednym z efektów palcówki było wysiedlenie około 860 tysięcy Polaków z terenów bezpośrednio wcielonych na terytorium GG.
Jednocześnie na terenie Kraju Warty (tzn. okupowanej Wielkopolski) 28 października powstał urząd o nazwie Niemiecka Lista Narodowościowa. 4 marca 1941 roku wielkopolski pomysł Arthura Greisera wprowadzono na pozostałych ziemiach polskich wcielonych do III Rzeszy. Osoby wpisane na Listę podzielono na cztery kategorie; I grupa – Niemców, którzy brali aktywny udział w działalności niemieckich organizacji w przedwojennej Polsce, II grupa – Niemców, którzy nie działali w tych organizacjach, ale zachowali niemieckość, III grupa – osoby o niemieckich korzeniach, ale spolonizowane, osoby mające męża / żonę Niemca, oraz osoby innych narodowości, skłaniające się ku niemieckości, co miało obejmować m.in. Ślązaków, Kaszubów, Mazurów, IV grupa – osoby pochodzenia niemieckiego, ale całkowicie spolonizowane, działające w polskich organizacjach i wrogo nastawione do niemieckości. Spośród tych czterech kategorii Listy Narodowościowej jedynie IV grupa w teorii zwalniała z obowiązku służby wojskowej w niemieckiej armii. Pozostałe trzy były do niej zobowiązane.
Pomimo że według tych zasad na Listę nie powinna zostać osoba czująca się Polakiem, to jak się szacuje, znalazło się na niej około 2 mln Polaków. Z czego około 1 050 tys. mieszkańców Górnego Śląska, 727 tys. mieszkańców Pomorza oraz 499 tys. z Kraju Warty. Działo się tak m.in. na skutek represji, np. odebrania kartek na żywność, wyrzucenia z pracy, wysiedlenia za niepodpisanie Listy. Ważną motywem do zapisania się na nią była również postawa władz polskich na uchodźctwie w tym Naczelnego Wodza i premiera RP generała Władysława Sikorskiego i władz kościelnych np. biskupa archidiecezji śląskiej Stanisława Adamskiego. Zalecali oni podpisywanie Listy, aby w ten sposób, maskując się, uniknąć biologicznego wyniszczenia narodu.
LICZBY...
Jak wyżej wspomniano, podpisanie lub wpisanie na Listę oznaczało obowiązek służby w niemieckich siłach zbrojnych. Rodzi się tu pytanie, ilu Polaków ten obowiązek objął, czyli po prostu ilu Polaków służyło podczas II Wojny Światowej w szeregach niemieckiej armii.
Szacuje się, że na ogólną liczbę 1 789 320 niemieckich żołnierzy w latach 1939 – 1945, około 375 000 stanowili Polacy. Przy czym spośród nich około 225 000 (60%) byli to obywatele przedwojennej Polski, natomiast 150 000 (40%) stanowili Polacy z przedwojennej Polonii niemieckiej.
Jeśli chodzi o dalsze liczby, to spośród tych 375 000 około 225 400 (60,11%) byli to Polacy zabici, zaginieni lub wzięci do niewoli na froncie zachodnim, ale nieprzekazani do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. 89 600 (23,89%) byli to Polacy jako jeńcy wcieleni do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Kolejna grupa liczyła około 57 000 (15,20%) i byli to Polacy, którzy dostali się do niewoli na froncie wschodnim, ale nie zostali przekazani do Wojska Polskiego przy ZSRR. I ostatnia grupa, licząca około 3000 (ok. 0,8%), Polaków, którzy jako jeńcy zostali wcieleni do Wojska Polskiego przy ZSRR.
Aby, uzmysłowić sobie znaczenie powyższych danych przytoczę, że wraz z generałem Andersem ZSRR opuściło około 83 000 żołnierzy. Oznacza to, że Wehrmacht dostarczył Polskim Siłom Zbrojnym na Zachodzie więcej rekrutów niż Anders. Oznacza to również, że statystycznie na dzień 8 maja 1945 roku co trzeci żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie liczących wówczas około 195 000 miał za sobą służbę w armii III Rzeszy.
Nie ma jednocześnie wiarygodnych badań określających miejsce pochodzenia Polaków służących najpierw w siłach zbrojnych Niemiec, a następnie w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Pewną wskazówką są tu jednak dane 112 poległych żołnierzy 2 i 3 Korpusu Polskiego, którzy służyli pod pseudonimami i których udało się zidentyfikować. Jakkolwiek służba pod przybranym imieniem i nazwiskiem nie zawsze była związana z wcześniejszą służbą w Wehrmachcie, to jednak była najczęstszą tego przyczyną. Robiono tak, choćby po to by chronić rodzinę.
I tak spośród 112 poległych żołnierzy 38 osób (33,9%) pochodziło z Pomorza. Dalej byli Górnoślązacy i Zagłębiacy – 35 osób (31,2%). Z Wielkopolski pochodziło 8 poległych (7,1%), 7 (6.3%) urodziło się w przedwojennych Niemczech oraz na Śląsku Cieszyńskim. Po 3 (2,7%) poległych było z Łódzkiego i Mazowsza. 1 (0,9%) zabity pochodził z Wolnego Miasta Gdańska. 9 (8%) żołnierzy było z innych terenów międzywojennej Polski, a 1 (0,9%) z Francji.
PROCEDURA...
Pierwsza Okręgowa Komisja Wojskowa powstała w Katowicach w marcu 1940 roku. Wtedy też rozpoczęło się ewidencjonowanie i wcielanie Polaków zamieszkujących tereny włączone do Niemiec. Akcją tą objęto mężczyzn urodzonych pomiędzy 1894 a 1926 rokiem, czyli 33 roczniki. Również na wiosnę 1940 roku podobną akcję podjęto w Kraju Warty, o czym informował płk Rowecki generała Sosnkowskiego w meldunku z 10 kwietnia tegoż roku. W raporcie tym zawarł także informację, że dotyczyło to roczników 1910 – 1919. Były to zaledwie przymiarki do szerszych działań, które podjęto po 4 marca 1941 roku. Były one na tyle intensywne, że temat ten poruszano w korespondencji między okupowanym krajem a władzami emigracyjnymi. I tak np. w raporcie z 4 sierpnia 1941 roku do ministra Stanisława Kota Delegat Rządu na Ziemie Zachodnie Adolf Bniński „Białoń” informował: „Władze niemieckie na obszarach anektowanych rozpoczęły imienny pobór Polaków do powszechnej służby wojskowej. […] Za niestawienie się grozi aresztowanie”.
Jedynym sposobem uniknięcia, a właściwie opóźnienia, wcielenia była praca w przemyśle lub na roli. Było to podstawą do napisania odwołania, w którym pracodawca zgłaszał konieczność pozostania danej osoby w zakładzie pracy. Próba odmowy wcielenia kończyła się aresztowaniem i sądem wojennym, który orzekał karę śmierci. Stąd też takie przypadki, przynajmniej w pierwszych latach wojny, należały do wyjątków. Później np. w 1944 roku były one liczniejsze, choć nie masowe. Związane to było ze zbliżaniem się frontu i większą szansą doczekania w ukryciu do jego nadejścia. W razie jednak schwytania takiego człowieka przez Żandarmerię Polową Wehrmachtu karą była śmierć. Było to zagrożenie do samego nadejścia w tym przypadku wojsk radzieckich, ponieważ wcielenia przeprowadzono do momentu ich pojawienia się na danym terenie. Ostatni pobór ze Śląska miał miejsce np. w grudniu 1944 roku.
Ludzie, którzy nie mogli liczyć na odroczenie wcielenia, trafiali przed komisję poborową, gdzie przechodzili badania lekarskie oraz badanie pod względem przydatności do służby w poszczególnych rodzajach broni. Potem otrzymywali kartę mobilizacyjną. Po jej odbiorze mieli dwa tygodnie na załatwienie spraw cywilnych oraz stawienie się w wyznaczonym miejscu, na ogół dworcu kolejowym. Tam czekały na nich transporty wojskowe, które były organizowane w trybie miesięcznym. Tzn. gromadzono pewno ilość Polaków w danym miesiącu i wysyłano ich do ośrodków szkoleniowych. W tym miejscu warto zauważyć, że zdarzało się, iż odjazdy takich polskich transportów, przeradzały się w manifestacje, podczas których śpiewano polskie pieśni patriotyczne lub religijne, „podczas gdy z peronu dochodziła melodia marsza, grana przez orkiestrę Wehrmachtu”.
Wprost z transportów wojskowych poborowi trafiali do ośrodków szkoleniowych, gdzie uczono ich podstaw żołnierki. Ośrodkami tymi były na ogół bataliony zapasowo – szkoleniowe. Także na poziomie tych jednostek na podstawie danych zebranych przez komisje poborowe segregowano rekrutów do poszczególnych broni, czyli szkolono na broni pancernej, lotnictwa, artylerii itd. Dawało to pewną wiedzę rekrutom czym i jak będą walczyć, ale nie gdzie.
Ciekawą sprawą było to, że w trakcie poboru i dalej występowały problemy językowe, tzn. nie wszyscy przyszli żołnierze Wehrmachtu znali język niemiecki. Zdarzało się zatem, że grupom wcielonych przydzielano tłumaczy, którzy przynajmniej na początku pomagali tłumaczyć komendy i terminy wojskowe. Gorzej mieli np. robotnicy przymusowi, których rodzice podpisali Listę. Byli oni bowiem zabierani wprost z miejsc pracy w III Rzeszy i pojedynczo odstawiani do ośrodków szkoleniowych. Tam, w pojedynkę, ze słabą znajomością lub w ogóle bez znajomości języka, musieli radzić sobie sami.
Po miesiącach szkolenia następowała przysięga wojskowa, którą składano na wierność Adolfowi Hitlerowi. W tym momencie jednak proces ćwiczeń nie kończył się i był kontynuowany, a nowi żołnierze czekali na przydział do jednostek liniowych. Często wyjazd ten był poprzedzony dwutygodniowym urlopem. Jak wyżej wspomniano, na podstawie szkolenia można było wyciągnąć pewne wnioski co do tego, jak i czym będzie się walczyć, ale nie gdzie. To zachowywano na ogół przed żołnierzami w tajemnicy. Jakąś wiedzę na ten temat starano się czerpać z tabliczek z nazwami mijanych stacji, na podstawie których próbowano, dociec dokąd się jedzie.
POD ZNAKIEM SWASTYKI...
Najbardziej liczono na służbę w Skandynawii, która uchodziła za najbezpieczniejszą. Nieco w tyle, przynajmniej do D-Day lokowała się Europa Zachodnia. Niepokój wywoływał przydział do oddziałów w Afryce Północnej i Włoszech, gdzie toczono ciężkie walki. Natomiast przydział na front wschodni traktowano jak wyrok śmierci.
Dezercje z jednostek liniowych zwłaszcza do 1944 roku zdarzały się raczej rzadko. Wynikało to głównie z obaw o los pozostawionych w okupowanej Polsce rodzin, którym w takim wypadku groziły represje. Potem od 1944 – 1945 roku wraz z zajmowaniem kolejnych ziem polskich przez Armię Czerwoną, kiedy taka ewentualność znikała, dezercje były częstsze. Wskazują na to niektóre źródła, choć co prawda niepotwierdzone jak dotąd urzędowym dokumentem, które podają, że zaprzestano wysyłania Polaków wcielonych do Wehrmachtu w 1944 roku na front wschodni. Podobny i chyba na większą skalę problem miała strona niemiecka na froncie zachodnim, ponieważ polscy rekruci byli przerzucani w 1944 roku na południe Francji, a w 1945 roku miano wręcz wycofywać ich na tyły frontu, aby zapobiec szerzeniu defetyzmu i dezercjom.
Problem dezercji Polaków z Wehrmachtu rozbijał się również o charakter walk na zachodzie i wschodzie. W tym pierwszym przypadku jakkolwiek twierdzenia, że nie było tam ciężkich i krwawych walk to komunistyczny wymysł, było łatwiej zostać jeńcem, co otwierało furtkę do przeżycia, czy dla wielu służby w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Inaczej wyglądało to na wschodzie, gdzie szereg czynników sprawił, że po pierwsze tym jeńcem było zostać trudniej, bo często po prostu ich nie brano, po drugie, kiedy już się nim zostało, to szanse przeżycia w obozie jenieckim gdzieś na Syberii nie wzrastały i po trzecie o wiele ciężej było trafić z takiego obozu do Wojska Polskiego przy ZSRR, na co wskazują przytoczone wcześniej dane.
Co warto wspomnieć, to że Polacy w czasie II Wojny Światowej służyli we wszystkich rodzajach niemieckich sił zbrojnych tzn. armii (Heer), marynarce wojennej (Kriegsmarine) i lotnictwie (Luftwaffe). Logiczne jest zatem, że można ich odnaleźć i w szeregach Waffen SS. Trzeba tu pamiętać, że SS początkowo nieliczne i mające być formacją elitarną, także pod względem „rasowym” z biegiem czasu, rozbudowano do blisko 40 dywizji, liczących w szczytowym okresie około 950 000 żołnierzy. Na marginesie w ich szeregach można było spotkać nie tylko Polaków, ale też wiele innych nacji, służących zarówno w dedykowanym im jednostkach, jak i jako pojedynczy żołnierze. W przypadku Polaków mamy do czynienia oczywiście z tym drugim przypadkiem.
Proces przyjmowania ludzi niespełniających stricte nazistowskich kryteriów rasowych rozpoczął się w drugiej połowie 1942 roku. Przy czym można było się dostać do SS na dwa główne sposoby. Pierwszym z nich było przeniesienie jednostki Wehrmachtu, w której się dotychczas służyło do SS. Drugi polegał na bezpośrednim wcieleniu. Było to możliwe właśnie od 1942 roku, kiedy zrezygnowano z ochotniczego zaciągu na rzecz poboru, a jedynym właściwie kryterium stało się zdrowie i warunki fizyczne rekruta.
Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie miały świadomość służby Polaków w szeregach SS. Świadczy o tym choćby jeden z Komunikatów Informacyjnych polskiej 1 Dywizji Pancernej, w którym jest napisane: „Dywizje SS mają pewien procent Ukraińców, Czechów i Polaków. 1 SS i 12 SS należą do tej grupy”. Przypominam, chodzi tu o 1 Dywizję Pancerną SS Leibstandarte Adolf Hitler oraz 12 Dywizję Pancerną SS Hitlerjugend, które uchodziły wówczas i pewnie nadal uchodzą za ostoję aryjskości i czystości rasowej!
W MUNDURZE Z ORŁEM…
Pojedyncze dezercje Polaków z Wehrmachtu zdarzały się już podczas walk we Francji w 1940, a nawet Kampanii Wrześniowej, jednak na większą, choć nie masową skalę, ze zjawiskiem tym mamy do czynienia od końca 1941 w Afryce Północnej. Postanowiono wówczas coś z tym zrobić. Inicjatorem działań na tym polu był generał Józef Zając, który rozpoczął rozmowy z dowódcami alianckimi na ten temat. Pierwsi Polacy zostali „odzyskani” z niemieckich sił zbrojnych na tym froncie w 1943 roku. Dotyczyło to grupy około 2000 żołnierzy, którzy zostali wysłani do Anglii.
W tym samym czasie podobne rozmowy z Sowietami prowadził na polecenie generała Andersa ambasador Tadeusz Romer. Stanowisko Stalina było jednak nieugięte, a wobec ewakuacji wojska do Persji i napiętych stosunków z Kremlem temat ostatecznie upadł.
Nie zniechęciło to jednak generała Andersa do jego podjęcia w innych okolicznościach tzn. po wyprowadzeniu armii z ZSRR, kiedy problem ten podjęto w rozmowach z generałem Henrym Wilsonem i generałem Haroldem Alexandrem, dowodzącymi Sprzymierzonymi w rejonie Morza Śródziemnego. Wypracowano wówczas w oparciu o polskie postulaty ramy proceduralne. Zgodnie z nimi ustalono, że Polacy - jeńcy wojenni, będą grupowani w oddzielnych obozach. Tam przejdą badanie i w przypadku pozytywnego wyniku zostaną skierowani do 7 dywizji zapasowej na Bliskim Wschodzie.
W oparciu o te doświadczenia przygotowywano się do podobnych działań przed lądowaniem w Normandii. Przygotowano m.in. ulotkę skierowaną do Polaków służących w Wehrmachcie, której autorem był generał Marian Kukiel. Podstawą było i tu powstanie osobnych obozów jenieckich dla Polaków. Były one zlokalizowane m.in. w Anglii, ale także i we Francji, w Cherbourgu. Warto zaznaczyć, że nadzór nad tymi obozami sprawowali wyłącznie Polacy z 1 Korpusu Polskiego i 1 Dywizji Pancernej. Był to warunek postawiony przez Brytyjczyków.
Z obozów jenieckich potencjalni kandydaci do „odzysku” byli kierowani do obozu rozdzielczego w Polkemmet w Szkocji. Tam następowała właściwa weryfikacja, na wszelkie możliwe sposoby ich losów i gotowości do służby w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Po przejściu z wynikiem pozytywnym tego etapu otrzymywali mundur, zasiłek, stopień wojskowy oraz żołd. Co ciekawe stopień wojskowy był uzależniony od stopnia z Wehrmachtu i na ogół wyższy od szeregowego. Formalnie wciągniecie na stan, następowało w Komendach Uzupełnień, których było trzy, dla armii, lotnictwa oraz Marynarki Wojennej. Aby chronić i samego żołnierza i jego rodzinę w okupowanym kraju ludzie ci służyli pod fikcyjnymi danymi. Znane są bowiem przypadki, kiedy żołnierz taki po dostaniu się do niemieckiej niewoli i zidentyfikowaniu go przez Niemców był rozstrzeliwany. Jego rodzinie zaś groziło wywiezienie do obozu koncentracyjnego.
Aby uzmysłowić sobie, jak wielki był wkład Polaków – byłych żołnierzy niemieckich w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie przywołam dane przedstawiające, jak ta droga werbunku wyglądała na tle innych uzupełnień, opracowane przez pana Wojciecha Zmyślonego.
Polacy z armii niemieckiej – ok. 89 300
Armia Polska w ZSRR – ok. 83 000
Polacy z obszaru Niemiec – ok. 21 750
Ewakuacje – ok. 14 210
zaciąg we Francji – ok. 7000
zaciąg w Ameryce – ok. 2290
zaciąg w UK i na Środkowym Wschodzie – ok. 1780
Jak widać, Polacy – byli żołnierze niemieccy byli największym źródłem uzupełnień dla PSZ na Zachodzie. Właśnie dlatego w środowisku 2 Korpusu Polskiego funkcjonowało zdanie, które miał wypowiedzieć jeden z jego oficerów, tzn. że „Wehrmacht zdobył dla 2 Korpusu Bolonię”.
Literatura:
Armia Krajowa w dokumentach 1939 – 1945, tom I-II, Warszawa 2019.
https://www.wehrmacht-polacy.pl
Inne tematy w dziale Kultura