Absurdalny jest w Polsce system płacowy. Są zakłady będące na własnym rozrachunku, co w przypadku mizernych efektów gospodarowania, daje niewielkie płace pracownikom, i bywają zakłady o podobnej branży i gorszej kondycji a zapewniające swym pracownikom wyższe płace. Absurdalny jest pogląd pracowników wielu zakładów pracy, którzy błędnie sądzą, że zakład, w którym pracują, jest wyłącznie ich własnością i żądają znacznych podwyżek płac. Zakłady te są własnością ogólnonarodową i cały naród ma prawo do profitów, jak też całe społeczeństwo ma obowiązek utrzymywania tych zakładów w przypadku ich deficytowości lub poniesienia kosztów zmiany profilu produkcji w tych zakładach. W szczególności absurdem jest żądanie procentowego związania swych płac z ceną finalną wyrobu: co z zakładami deficytowymi z definicji? Absurdalne jest żądanie niektórych grup zawodowych: wynagrodzenia. wyższe od średniej krajowej. Średnia płaca ma to do siebie, że "ktoś zarabia mniej, by ktoś inny zarabiać więcej mógł". Realizacja wszystkich takich żądań doprowadziłaby do zrównania wszystkich plac. Absurdalność obecnego systemu polega także i na tym, że "im więcej ktoś strajkuje, tym więcej zarabia". Oczywiście, jaskrawe przypadki zbyt niskich zarobków powinny być wyjaśnione i skorygowane. Absurdalne jest wreszcie żądanie podwyżek rekompensujących wzrost cen z tytułu obiektywnych powodów (klęski żywiołowe), jak też subiektywnych (niegospodarność Rządu czy dyrektorów lub zachłanność aferzystów). Nie można tych zjawisk kompensować dodatkową emisją pieniądza, gdyż zwiększy ona inflację. Obiektywnie rzecz biorąc, w ostatecznym rozrachunku, wszelkie korzyści odnosi jak i straty w gospodarce ponosi społeczeństwo.
W miejsce obecnego systemu płacowego, w którym płace podawane są w kwotach bezwzględnych (złotówki.), zaś każda grupa zawodowa i każdy zakład zainteresowany jest wyłącznie swoim losem, proponowany jest nowy system płacowy, który z uwagi na zasięg i sposób wprowadzenia oraz na sposób jego bieżącej realizacji, należy określić raczej mianem nowej Umowy społecznej.
Każdy z zawodów (lekarz, inżynier, nauczyciel, kierowca, górnik, spawacz tokarz...) winien mieć przyporządkowany współczynnik liczbowy odzwierciedlający jego "społeczną wartość": Jeśli przedstawiciel zawodu A może w łatwiejszy sposób zastąpić przedstawiciela zawodu B, to łatwość ta winna być miarą różnicy przyporządkowanych im współczynników. Jeśli zawód A jest bardziej poszukiwany niż zawód B, to różnica w popycie na fachowców A i B powinna być miarą różnicy współczynników. Jeśli praca w zawodzie (na stanowisku) A jest bardziej odpowiedzialna niż w B, to różnica zakresu odpowiedzialności powinna być miarą różnicy współczynników. Jeśli pracownik poniósł większy koszt i trud w celu zdobycia zawodu A niż B, to i te różnice powinny być także miarą różnicy współczynników. Iloczyn cząstkowych współczynników biorących pod uwagę wyżej opisane kryteria (jak też ewentualne inne czynniki) będzie współczynnikiem głównym. Współczynnik taki byłby określony dla danego zawodu przy dziesięcioletnim stażu pracy, dla ośmiogodzinnego (lub uznanego za równorzędny) dnia pracy i całego etatu. Stażowy współczynnik byłby równy 1 dla stażu 10-letniego i odpowiednio mniejszy (większy) dla stażu krótszego (dłuższego). Współczynnik funkcyjny byłby większy od jedności i zależałby od zajmowanego stanowiska. Współczynnik preferencyjny (większy od jedności) określony byłby wyłącznie dla wybranych zawodów w zależności od rejonu kraju. Jego wysokość byłaby zmienna i prognozowana przez Rząd (na podstawie sugestii władz lokalnych) na najbliższe 5 lat, zaś gwarantowana na najbliższe 2 lata. Współczynnik ekologiczny (także większy od. jedności) obowiązywałby na ekologicznie zagrożonych. obszarach Polski. Nie zależałby od wykonywanego zawodu, lecz od stopnia zanieczyszczenia środowiska w miejscu zamieszkania (pracy). Po przyjęciu definicji i współczynników dla podstawowych zawodów, ustalono by współczynniki (mogące odbiegać od jedności) dla zawodowych podgrup (lekarz - chirurg, pediatra, stomatolog...; inżynier - konstruktor, technolog, budowniczy...; kierowca - autobusu, ciężarówki...).
Każdy pracownik państwowego zakładu pracy otrzymałby umowę o pracę z wymienioną tamże kwotą nie w złotych (zmieniającą się ostatnio z różnych, a nie zawsze zrozumiałych powodów), lecz z wymienionymi współczynnikami. Współczynnik zasadniczy byłby iloczynem współczynnika głównego i pozostałych współczynników i byłby podstawą do określenia płacy zasadniczej będącej iloczynem współczynnika zasadniczego przez średnią krajową płacę zasadniczą określaną przez GUS co miesiąc na podstawie bilansowania wydatków i przychodów Państwa oraz kosztów produkcji i dochodów ze sprzedaży towarów przez wszystkie państwowe zakłady pracy. Zdefiniowana w ten sposób płaca byłaby płacą gwarantowaną przez Państwo. W przypadku zwiększenia rentowności Państwa (jako szeroko rozumianego gospodarstwa), płace byłyby wyższe (na skutek podwyższenia średniej krajowej płacy określanej przez GUS), jednak w przypadku zmniejszenia jego rentowności (klęski żywiołowe, błędy w zarządzaniu) płace byłyby niższe. Państwo (Sejm, Senat, Rząd) powinno już dziś określić, ku jakiemu modelowi płacowemu zmierza (ku amerykańskiemu, niemieckiemu, szwedzkiemu...). W miarę rozwoju gospodarczego, tabela współczynników zbliżałaby się do wybranego modelu, zwiększając różnice pomiędzy współczynnikami głównymi do momentu osiągnięcia wzorca (a zatem, zwiększając także różnice płacowe) premiując zawody wymagające wyższych kwalifikacji.
W przypadku szczególnie poważnych niepowodzeń gospodarczych współczynniki (a więc i płace) ulegałyby spłaszczeniu (ustawa Parlamentu obowiązująca wyłącznie podczas kryzysu) kosztem lepiej zarabiających, gdyż Państwo musiałoby zapewnić minimalny byt najskromniej opłacanym pracownikom. Wzrost minimalnego współczynnika, nawet bez zmniejszenia wyższych współczynników spowodowałby spadek wyższych płac, gdyż suma płac musiałaby się zbilansować.
Przedstawiciele wszystkich zawodów (nawet tych o najmniejszych współczynnikach) byliby zainteresowani we wzroście gospodarczym Państwa, gdyż byliby udziałowcami wielkiej spółki pod nazwą Rzeczpospolita Polska: wraz ze wzrostem rentowności Państwa, nawet przy niezmienianych współczynnikach, każdy zatrudniony w państwowym zakładzie pracy otrzymywałby coraz wyższe płace. W przypadku zwiększania różnic pomiędzy współczynnikami (celem zbliżenia ich do przyjętego modelu), należałoby wprowadzić zasadę - mimo szybszego wzrostu wartości współczynników wyższych, bezwzględne płace wzrastałyby dla wszystkich zawodów. Ze względów psychologicznych (z punktu widzenia matematyki nie ma to żadnego znaczenia) można byłoby przyjąć, że zawody uznane za najprostsze miałyby współczynnik główny równy l. Pozostałe zawody - współczynniki odpowiednio większe. Wraz ze wzrostem rentowności (zamożności) Państwa, różnice pomiędzy współczynnikami byłyby zwiększane, jednak po uzyskaniu założonych modelowych wartości, ich wzrost byłby zahamowany, co oczywiście nie zahamowałoby wzrostu płac realnych. Państwo, na podstawie aktualnej sytuacji gospodarczej w kraju, ale i na świecie oraz na podstawie prognoz rozwoju, publikowałoby współczynniki obowiązujące na bieżąco, jak też współczynniki planowane w najbliższym czasie, co - zwłaszcza młodzieży - ułatwiłoby podejmowanie decyzji o wyborze przyszłego zawodu.
Powyższym systemem należałoby objąć wszystkie państwowe zakłady pracy (przemysłowe, rolnicze, handlowe; szkoły, instytuty, koleje...). Opracowany system mógłby być zastosowany także przez prywatnych właścicieli w ich zakładach.
Według proponowanego systemu, dwóch pracowników o jednakowych zawodach i jednakowym stażu pracy otrzymywałoby jednakowe płace na podstawie jednakowych współczynników (nie uwzględniając współczynnika funkcyjnego, preferencyjnego czy ekologicznego) niezależnie od miejsca pracy w Polsce. Byłaby to płaca gwarantowana przez Państwo. W przypadku przynoszenia zysku przez zakład, to byłby on dzielony (po odliczeniu podatku na wydatki Państwa: obronność, ubezpieczenia społeczne, szkolnictwo, naukę, opiekę zdrowotną itp, w tym płace dla pracowników tych sektorów, i po odliczeniu gwarantowanego funduszu płac obliczonego według proponowanego sposobu, kosztów bieżących w tym inwestycyjnych i ewentualnej rezerwy lokowanej przez zakład w banku lub innym przedsięwzięciu) wśród pracowników-udziałowców proporcjonalnie do ich indywidualnych współczynników. Pracownicy zakładów przynoszących małe zyski lub straty, otrzymywaliby podobne wynagrodzenia (bez ewentualnych premii), jednak na comiesięcznie organizowanych spotkaniach związków zawodowych danej branży podejmowano by ekonomiczne decyzje zmierzające do racjonalizacji zatrudnienia, w tym także do przestawienia produkcji lub zamknięcia zakładu. Zwolnienia z pracy byłyby podejmowane w ostateczności po obliczeniu potencjalnych wydatków związanych z odprawami i zasiłkami dla bezrobotnych.
Dodanie choćby jednej złotówki do płacy choćby tylko jednego pracownika powoduje spadek wartości nabywczej wszystkich narodowych środków płatniczych, chyba że z tego tytułu wzrośnie wydajność tego pracownika.
Z uwagi na błędne relacje pomiędzy niektórymi grupami zawodowymi, jest sprawiedliwe i społecznie uzasadnione, aby uporządkowano te relacje, choć operacja taka pociągnie za sobą pewną inflację. Następnie należy przejść na proponowany system. Wprowadzenie systemu współczynnikowego, tj. metody udziału w zyskach, uzmysłowi wszystkim grupom zawodowym, że ich standard życia (poza ich solidną pracą) zależeć będzie od wzajemnych relacji pomiędzy współczynnikami. Wszelkie spory płacowe winny być załatwiane przede wszystkim pomiędzy związkami zawodowymi, a dopiero - w przypadku braku porozumienia - można w ten spór angażować Rząd, Sejm, Senat a może i Sąd Najwyższy. W żadnym przypadku Rząd nie powinien być stroną w tych sporach. Rząd odpowiada za pobieranie środków finansowych do Skarbu Państwa i za ich dalszą dystrybucję przy możliwie najmniejszych kosztach urzędniczej obsługi. Związki zawodowe powinny zrozumieć, że ukształtowanie właściwej tabeli współczynników płacowych jest gwarancją prawidłowego rozwoju gospodarczego i społecznego; powinny zrozumieć, że jeśli wywalczą komuś wyższy współczynnik (wykorzystując swą przewagę), to inna grupa otrzyma mniej pieniędzy nawet przy stałym współczynniku (pula pieniężna do podziału pozostaje wszak niezmienna). Związki zawodowe powinny raczej zajmować się ustaleniami współczynników w obrębie podgrup zawodowych, zaś różnice pomiędzy grupami zawodowymi powinny pozostawić Zgromadzeniu Narodowemu.
Rola Państwa powinna sprowadzać się do sprawnego i prawnego sterowania gospodarką w celu wyzwalania (nie hamowania!) energii Polaków w takim kierunku, w którym efekty dla każdego współobywatela, a w ślad za tym - dla całego polskiego społeczeństwa, byłyby najlepsze. Od Rządu powinniśmy żądać nie podwyżek płac, lecz lepszego wykorzystania potencjału umysłowego wszystkich pracowników, celem zwiększenia, rentowności naszego wspólnego Gospodarstwa. Po wejściu proponowanego systemu uznawanego przez społeczeństwo (przed wejściem systemu należałoby przekonać obywateli-pracowników o słuszności propozycji, co może być trudne), strajki ekonomiczne powinny być całkowicie zakazane. Wszelkie żądania zmiany współczynnika powinny być kierowane do Sejmu, Senatu i Sądu Najwyższego. W przypadku niezadowolenia z warunków życia, pracownicy mogliby żądać zmiany dyrektora, ministra, czy prezydenta, ale na drodze wyborów a nie przewrotu.
Emerytury byłyby oparte na identycznym systemie: pracownik przechodzący na emeryturę otrzymywałby współczynnik, według którego wypłacano by jego świadczenia. Współczynnik byłby stały, co oznacza, że w przypadku rozwoju gospodarczego (wzrostu średniej płacy) - automatycznie wzrastałaby wysokość emerytury; ale w przypadku kryzysu - malałaby. Wysokość emerytury byłaby zatem związana z przebiegiem życia zawodowego pracownika (współczynnik uzyskany przed przejściem na emeryturę) i z aktualną kondycją gospodarczą Państwa (przelicznik współczynnika na wartość pieniężną).
Napisano i wysłano do kilkunastu adresatów na początku lat 90.