Poczynając od Prymasa, Gowina, Morawieckiego i córki prezydenta a skończywszy na politykach i komentatorach niechętnych lub wrogich PiSowi wszyscy są zgodni, że moment ogłoszenia orzeczenia TK był wybrany nieszczęśliwie a treść jest co najmniej kontrowersyjna.
Nikt nie ma też wątpliwości, że decyzję podjął sam Kaczyński.
Do tego momentu mógłbym się zgodzić z powyższymi.
Nie zgadzam się ani z tym że decyzja została podjęta by odwrócić uwagę od tragicznego lekceważenia przez PiS zagrożenia zarazą w okresie letnim albo odwrotnie - że w w obliczu dramatycznych informacji o epidemii miał to być niezauważony przez opinię publiczną niski ukłon w stronę kościoła.
Skoro to jest osobisty wybór Kaczyńskiego, dodatkowo bez entuzjazmu przyjęty w jego gronie to rozsądek nakazuje również poszukiwać osobistych motywacji.
Taką znajdujemy w smoleńskiej zagrywce koncernu Karnowskich z początku tego miesiąca. Pyza i Wikło ostatnio raczej dystansowali się od dzieł smoleńskich Macierewicza za to chętnie nadstawiali ucha prokuraturze Ziobry. Pan Zbyszek od początku ze Smoleńska uczynił narzędzie szantażowania Kaczyńskiego ale po raz pierwszy otwartym tekstem zostało napisane, że prokuratorzy są kneblowani a to już jest jawna groźba, że mogą przestać być kneblowani. Dla Kaczyńskiego oznacza to upadek mitu "dochodzenia do prawdy", jak zapewne niezamierzenie wyznał w swoim przemówieniu - koniec jego świata. Kaczyński na tym świecie nigdy nie miał nic poza swoimi imaginacjami ubieranymi w koncepcje polityczne ale nigdy do końca nie sprecyzowanymi na tyle, żeby można było wskazać że i kiedy upadły. Zawsze to były polityczne iluzje podlane patriotycznym sosem. "mądrze" interpretowane przez prawicowych pseudodziennikarzy. Tym razem zagrożony upadkiem jest jego przez dziesięć lat budowany mit smoleński - problem zerojedynkowy - albo brat poległ, albo zginął w katastrofie do której obaj się przyczynili. Z punktu widzenia Kaczyńskiego podpalenie Polski, w której mogą wypłynąć dowody ponad dziesięciu lat jego oszukańczej działalności jest racjonalne.