Co jakiś czas Kaczyński odgrzebuje płytę o reparacjach wojennych ale jak to bardzo stara płyta - zaczęła przeskakiwać.
Kaczyński odpowiadał na pytanie, czemu nie od Rosji mielibyśmy żądać reperacji tylko od Niemiec. Samo w sobie pytanie jest bardzo sensowne ponieważ Rosja napadła nas niemal równocześnie z Niemcami, zadając nam poważne straty wśród ludności cywilnej, zagarniając sporo terytorium, którego większości do dzisiaj nie oddała, a na dodatek zagarnęła w naszym imieniu reparacje od Niemiec. Odpowiadał jakby sam powinien żądać reparacji od Szwedów za wyrządzone mu w czasie potopu szkody w wymowie - co słychać i na moralności bowiem argumentował, że od Niemców jest szansa cokolwiek wyrwać a od Rosji nie. Nie mówiąc o tym, że potop szwedzki był dotkliwszy a pisowski prezydent mógł zażądać od Szwedów reparacji za zgodę na przyjęcie ich do NATO.
Jedna tym razem mowa o reparacjach występuje w bardzo szczególnym kontekście.
Rosja zaatakowała Ukrainę burząc w ten sposób nasze przekonanie o względnym spokoju w Europie oraz zadając cierpienia ludności cywilnej za naszą granicą. To powinno odsunąć na dalszy plan krzywdy sprzed pokoleń i wydaje się, że wśród przeciętnych Polaków odsunęło.
Dla PiS i Kaczyńskiego jest jeszcze kontekst katastrofy smoleńskiej, którą pisowski rząd niemal oficjalnie uznał za rosyjski zamach.
Oficjalnie ponieważ uczyniła to podkomisja powołana przez rząd PiS i potwierdził wicepremier od bezpieczeństwa Kaczyński.
Niemal ponieważ w takiej sytuacji prezydent i rząd powinni podjąć działania na arenie międzynarodowej, o czym ani widu ani słychu.
Podsumowując - sytuacja jest taka, ze w sytuacji wojny toczącej się u granic Polski Kaczyński i razem z nim jego partia wszczynają awanturę z naszym - przynajmniej de nomine - sojusznikiem w UE i NATO, równocześnie raczej marginalnie wspominając o faktycznym agresorze na Ukrainę oraz wyimaginowanym przez prezesa mordercy jego brata - Rosji.
Taka konstatacja każe bardziej podejrzliwie przyglądać się sojuszom Kaczyńskiego może bowiem okazać się, iż obecna przerwa w biesiadach z Salivinim i Orbanem jest tylko taktyczna, że brak widocznych objawów przyjaźni z politykami proputinowskimi to tylko zasłona dymna postawiona aby czyszczenie aparatu państwa z prozachodnich elementów było mniej widoczne. Być może Naimski to taki przypadek.
Ostatni przypadek biznesmena, który sprzedał Morawieckiemu, Szumowskiemu i Cieszyńskiemu nieistniejące respiratory a teraz nawet nie wiadomo czy wziął udział w swojej kremacji, pokazuje jak słaba jest osłona służb specjalnych dla poważnych operacji handlowych.
Wracając do tematu katastrofy smoleńskiej, z której badania polski raport ukazał się 11 lat temu aby po objęciu władzy przez PiS zostać unieważnionym (w sposób tak zgodny z prawem jak inne działania PiS, ale mniejsza o to) a potem zastąpiony raportem podkomisji Macierewicza (w sposób równie niezgodny z prawem, naukami ścisłymi i technicznymi oraz stanem faktycznym, o czym tym razem też mniejsza) - czy którykolwiek z członków podkomisji (przeszłych i obecnych ) orzekającej w niezwykle ważnej dla państwa sprawie został sprawdzony przez służby? Rządzone przez partię Jarosława Kaczyńskiego państwo polskie powierzyło badanie okoliczności tak ważnego dla kraju wydarzenia osobom, o których po przeczytaniu raportu można wprawdzie powiedzieć, że dopuściły się pospolitych oszustw, ale nie - czy dokonały tego z głupoty i manii wielkości, czy z obcej inspiracji.