Modestinus Modestinus
773
BLOG

Ojczyzna kontra niemczyzna?

Modestinus Modestinus Kultura Obserwuj notkę 13

Czy zabytkom architektury przysługuje przymiot narodowości? Czy narodowość ich twórców i byłych właścicieli wpływa na ich historyczną wartość? Czy pochodzenie zabytku uzasadnia przyznanie na jego rzecz dotacji lub jej brak? Pytań takich nie zadawali twórcy Apelu o sprawiedliwy podział funduszy na ochronę zabytków w Polsce. A jednak odpowiedź została im udzielona. I była szokująco dosadna...

Listopad 2012. Przedstawiciele 16 organizacji społecznych z całej Polski wystosowało Apel o sprawiedliwy podział funduszy na ochronę zabytków w Polsce. Odnieśli się w ten sposób do, istniejącego od 1985 roku, Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa, którego środki rozdziela Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa. W ostatnich latach Fundusz otrzymywał rocznie około 40 milionów złotych, pochodzących z budżetu Kancelarii Prezydenta. To gigantyczna suma, o której mogą marzyć nie tylko małe i średnie miejscowości z obiektami zabytkowymi, ale również duże ośrodki miejskie, które w znacznie większym stopniu niż Kraków muszą łożyć na odnowę i ratowanie zabytków z własnych budżetów.

Pomysł inicjatorów apelu jest prosty. Należy zlikwidować NFRZK, a przeznaczane na niego środki przesunąć na obiekty z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO oraz powołanie pogotowia konserwatorskiego, które miałoby zająć się ratowaniem niszczejących obiektów w mniejszych miejscowościach.

Na początku października bieżącego roku pojawił się nowy pomysł. Przedstawiciele samorządów z Warszawy, Krakowa, Łodzi, Wrocławia, Poznania, Lublina, Zamościa, Torunia i Gdańska wysunęli propozycję powołania Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Miast Historycznych, którego środki miałyby być rozdzielane pomiędzy tzw. miasta historyczne, wśród nich głównie miasta, będące pomysłodawcami Funduszu. Sama idea była receptą prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego na uratowanie części środków, obecnie przekazywanych do NFRZK.

Inicjatywa samorządowców nie rozwiązuje jednak podstawowej bolączki polskiego systemu ochrony obiektów historycznych. Stworzenie nowego funduszu nie zapewniłoby ratunku dla obracających się w ruiny zabytkow na wsiach i w małych miastach. Wiekszość miast-inicjatorów, w lepszy lub gorszy sposób, przy większych lub mniejszych nakładach, powstrzymała niszczenie swoich architektonicznych pereł. Dziś ich najwiekszym problemem pozostaje dostosowanie tych obiektów dla potrzeb turystycznych. Tymczasem cierpiące permanentnie na niedofinansowanie gminy wiejskie i miejskie (do 50 tysięcy mieszkańców) nie są w stanie samodzielnie zadbać o swoje zabytki. Przy czym nawet pomoc z UE staje się bezcelowa, gdyż jednostki samorządu terytorialnego nie mają możliwości zapewnić wkładu własnego.

Tym większym szokiem, szczególnie dla samorządowców z Dolnego Ślaska i Pomorza Zachodniego, były slowa przewodniczącego Społecznego Komitetu Odbudowy Zabytków Krakowa, prof. Franciszka Ziejki, który w Radiu Kraków stwierdził:

Kraków to dawna stolica. Tutaj są polskie zabytki, od średniowiecza, a nie budowane przez innych, tak jak bezustannie powraca tutaj Dolny Śląsk

W zasadzie takie słowa nie są warte komentarza. Jednak skoro wygłasza je człowiek, powszechnie uznawany za autorytet, o wielkich zasługach dla odnowy krakowskich zabytków, należy się jednak do nich odnieść. Nie zamierzam uczestniczyć przez tę notkę w dyskusji o rzekomo wyższej wartości architektonicznej krakowskich obiektów. W idealny sposób odniósł się do tej kwestii Jarosław Dudycz na łamach Gazety Wrocławskiej. Chciałbym jednak uzyskać odpowiedź na pytanie, czy fakt, iż wrocławski ratusz sfinansowało niemieckie mieszczaństwo, czyni go przez to gorszym niż ostatnią kamienicę w Królewskim Mieście Krakowie? Czy należy skazać poniemieckie zabytki na zniszczenie, bo są niepolskie? Może więc na (nie)nasze obiekty w województwach zachodnich powinna łożyć Frau Bundeskanzlerin i Republika Federalna (jak to się zresztą czasami dzieje)? Wszak oni zbudowali, oni porzucili - oni  niech więc płacą...

Nie spodziewam się odpowiedzi, więc jak to już z blogerami bywa, odpowiedzieć muszę sobie sam. Odpowiedź brzmi NIE. Nie należy dzielić zabytków na polskie i niepolskie. Nie należy faworyzować jednych obiektów, bo wybudowali je nasi, inne zaś zostawiać na żer czasu i wandali, gdyż wybudowali je ONI. W przeciwnym razie musielibyśmy stawiać dwudziestowieczną, polską kamienicę przed średniowiecznym, ale niemieckim, opactwem. Niestety, wówczas wilk może będzie syty, ale owcy już nie uświadczymy.

Dziś sytuacja jest z gruntu patologiczna. Mamy więc dawną stolicę z pięknie odrestaurowanymi zabytkami, która obok otrzymanego od powstania funduszu z państwowych środków miliarda (!) złotych, finansuje je także ze środków unijnych i miejskiej kasy, duże miejskie ośrodki historyczne, dla których czas żniw przyszedł, gdy UE hojnie sypnęła euro i które dzięki systematycznemu łożeniu z lokalnych budżetów ocaliły swoje skarby i, wreszcie, mamy prowincję, która częstokroć, nawet gdyby chciała, nie ma już czego ratować.

Kiedy uświadomimy sobie tę dysproporcję i spojrzymy na powojenne fotografie, dopiero wtedy ujrzymy, jak gigantyczną pracę wykonał i jak astronomiczne kwoty musiał wydać Wrocław, aby ze zrujnowanej Festung Breslau, uczynić napowrót dumne ze swej architektury miasto o średniowiecznym rodowodzie, w którym gotyckie kościoły sąsiadują z barokowym gmachem uniwersytetu i modernistyczną Halą Stulecia. A gdy wyjedziemy na Pomorze Zachodnie, w okolice mojego rodzinnego Szczecinka, dopiero wówczas zobaczymy do czego prowadzi bagatelizowanie wartości niepolskich obiektów historycznych. Zobaczymy do czego doprowadził w czasach PRL, bogate XVIII i XIX-wieczne rezydencje niemieckich arystokratów, tok myślowy, zaprezentowany ostatnio przez prof. Ziejkę. Prosty przykład - pałace von Kleistów we wsiach Radacz i Juchowo, zamienione na obiekty PGR-ów. Ktokowiek myśli, że zmiana systemu w 1989 roku przyniosła ratunek tym, wspaniałym niegdyś, rezydencjom, ten jest w błędzie. Dla nich i dla wielu innych pomorskich zabytków,  na szczęście z wyjątkiem zadbanych kościołów, Polska przez kilkadziesiąt nie zrobiła nic. Gniew wzbiera, gdy zobaczy się zapadły dach, splądrowane wnętrza, rozebraną na cegły ścianę. Nie zrobiono nic przez te lata, dziś jest już za późno. Bo były budowane przez innych. Kto by się o nie troszczył, czciłby pamięć wroga, okupanta, czyż nie?

W lepszej sytuacji jest Dolny Śląsk ze swoimi miastami, zamkami z Polskiej Doliny Loary czy kościołami. A jednak ileż trudu i pieniędzy pochłonęła chociażby częściowa rewitalizacja opactwa w Lubiążu, zabytku na skale europejską, jesli nie światową. I tu nie brak jednak dworków, pałacyków i rezydencji w których straszy dykta w oknach i zarośnięte chaszczami ogrody.

Proszę wybaczyć nieco emocjonalny ton tej notki - temat jest bowiem poważny, ale mimo zapewnień ze strony instytucji państwowych, niemożliwy zapewne do rozwiązania, przynajmniej na razie. Dopóty, dopóki będziemy otrzymywać pełne buty i pychy wypowiedzi krakowskich oficjeli, którzy ani myślą uznać potrzeb, a już na pewno nie równości innych miast. W jednym z wywiadów prof. Ziejka zdaje się wycofywać ze swoich słów. Nie ulega wątpliwości, że zaprezentował myślenie przez wiele lat nieobce elitom naszego kraju. I, niestety, wydaje się, że bliskie aż do teraz władzom (i nie tylko) Krakowa. Kraków, dzięki swojej historii, zasługuje na szczególne miejsce, co może zabrzmieć zbyt patetycznie, w sercu każdego Polaka. Jedyną kwestią jest to, czy ma być on primus inter pares, pierwszym między równymi, czy też, jak chcą tego niektórzy, miastem-monarchą,  patrzącym z góry na inne polskie miasta. Czy chce być dla Polski symbolem i stolicą kultury wysokiej, czy spróbuje zachowywać się jak wyspa oświecenia na morzu prostactwa i tandety. Dla takiego myślenia, rodem z XIX-wiecznej Galicji,  nie ma bowiem już miejsca.

Podjęte inicjatywy idą w słusznym kierunku - zapewnienia środków na ratowanie zabytków wszystkich regionów, a nie tylko obiektów krakowskich. Gdy bowiem pozostawimy na łasce losu to, co pozostawili nam obcy, nie będziemy lepsi niż barbarzyńcy plądrujący Rzym, Turcy urzadzający w Partenonie skład prochu czy bolszewicy przerabiający cerkwie na stajnie i magazyny.

Wydaje się tu właściwym ansykowskie wezwanie: nie depczcie przeszłości ołtarzy. Wypada dziś dodać - także tych budowanych przez innych...

Modestinus
O mnie Modestinus

Konserwatysta. Miłośnik literatury - od Tolkiena przez Herberta do Hugo. Z zamiłowania historyk, a jak na razie student prawa :)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Kultura