Palestrina2005 Palestrina2005
53
BLOG

Demokracja i polskie partie polityczne

Palestrina2005 Palestrina2005 Polityka Obserwuj notkę 2
 

Przyglądając się prawyborom w USA trudno nie wyjść z podziwu jak bardzo w tym kraju rozwinięta jest demokracja. Różnicę tą widać szczególnie w sposobie funkcjonowania partii politycznych w Polsce i w USA.

W USA Hillary Clinton i Barack Obama biją się „na noże" aby uzyskać nominację Demokratów. Walka jest ostra, brutalna, często brudno. Mimo to gdy walka się skończy, nikt na nikogo nie będzie się obrażał (a nawet jeśli ktoś się obrazi, to zachowa to dla siebie) i wszyscy Demokraci będą popierać swojego kandydata w walce z kandydatem republikańskim. Jeśli wygra Obama, Clinton nie zostanie wyrzucona z partii, jeśli wygra Clinton, Obama także zostanie i kto wie może nawet będzie kandydatem na Vice, a jeśli nie to być może będzie kandydował w 2012. Nie przeszkadza to teraz w tym, że poszczególni kandydaci ostro walczą i obrzucają się błotem.

Tak samo sytuacja wygląda wśród Republikanów. John McCain ostro walczy z Mitt'em Romney'em. Walka często jest brutalna. Ale tu również nikt z partii nie będzie wyrzucany. Tu również ten, który uzyska nominację będzie kandydatem oficjalnie popieranym przez wszystkich.

Wyobraźmy sobie taką oto sytuację w Polsce. Jest rok 2010. Konwencja PiS, na której partia zdecyduje kto będzie jej kandydatem w wyborach prezydenckich. Kandydatów jest kilku: obecny Prezydent RP Lech Kaczyński ma największe szanse. Ale ostro konkuruje z nim bardzo popularny w Polsce Kazimierz Marcinkiewicz, obrażony na Jarosława Kaczyńskiego za to że żartował z niego mówiąc o „tańcach na kinderbalu". Marcinkiewicz obraził się na Kaczyńskiego lecz nie obraził się na partię - bo wiadomo - ludzie się zmieniają a partia trwa. Innymi kandydatami są: Zbigniew Ziobro, bardzo popularny jednak jako kawaler mający małe szanse i Zbigniew Religa, również lubiany polityk. Walka jest ostra, brutalna. Ale po wyborze kandydata wszyscy pozostali popierają go. Będą musieli poczekać kolejne 5 lat na swoją szansę. I co najważniejsze nikt nie wylatuje z partii za krytykę innych członków tej partii.

Teraz wyobraźmy sobie analogiczną konwencję PO w 2010. Tu także rozstrzygają się losy nominacji kandydata na Prezydenta. Do rywalizacji stanęli Donald Tusk, Jan Maria Rokita i Radek Sikorski. Rokita publicznie krytykuje Tuska za zbyt bliskie kontakty z SLD, Sikorski mówi, iż Tusk jest za miękki w polityce zagranicznej i nie dał mu rozwinąć skrzydeł jako ministrowi. Mimo ostrej walki, nikt nie zostaje z partii wyrzucony ani zmarginalizowany. Przegrani popierają wyłonionego w demokratycznym głosowaniu kandydata partii.

Nierealne, prawda?

Jak naprawdę wygląda w Polsce demokracja w partiach politycznych? Ujazdowski z Zalewskim po krytyce Kaczyńskiego muszą odejść z PiSu. Marcinkiewicz po słowach Kaczyńskiego, iż „dobrze tańczył na kinderbalu" obraża się i odchodzi z PiSu (bo postrzega PiS jako równoznaczny z Kaczyńskim, w USA Republikanie to nie Bush, ktoś kto się obrazi na Busha nie odchodzi z partii). Z drugiej strony Rokita krytykujący Tuska usuwa się w cień. Każdy, kto skrytykuje przywódców dwóch największych polskich partii musi liczyć się ze zmarginalizowaniem lub odejściem z partii.

Nie będę już wspominał o dwóch wodzowskich partiach - LPR i Samoobronie - które po spadku popularności swoich liderów nie weszły do Sejmu. A UPR? Dalej przeciętnemu człowiekowi kojarzy się tylko z Korwinem-Mikke.

Zarówno w Polsce jak i w USA politycy kłócą się, spierają, walczą. Często kampania wyborcza w USA jest jeszcze bardziej żałosna niż w Polsce. Tam zamiast merytorycznych argumentów media fascynują się, iż „Hilary Clinton ukazała ludzkie uczucia i na spotkaniu wyborczym zapłakała". Ten żałosny poziom jest dopiero przed nami i prawie na pewno już niedługo do niego dojdziemy.

Ale USA różni się bardzo od Polski. W USA publiczna debata i walka odbywa się nie tylko pomiędzy partiami, ale także w ramach danej partii. U nas spory wewnętrzne są zamiatane pod dywan. W USA politycy w ramach jednej partii nie wstydzą się rywalizacji. Rywalizacja i różne poglądy są naturalną rzeczą i wcale nie oznaczają nielojalności. Rywalizuje się wszędzie na rynku, w pracy i w polityce.

Z czego wynikają różnice pomiędzy USA i Polską? Zapewne z dłuższej demokratycznej tradycji USA. Tam partie są instytucjami samymi w sobie. Kompromitacja pojedynczego polityka nie oznacza kompromitacji partii. U nas jest odwrotnie - partia to przede wszystkim WÓDZ. Spadek popularności wodza często oznacza śmierć polskiej partii.

Co ciekawe, najbardziej demokratycznymi partiami w Polsce (choć daleko im do demokracji w stylu amerykańskim) są partie wywodzące się z komunistycznej tradycji - SLD i PSL. Wynika to z tego, iż istnieją dłużej niż kilka/kilkanaście lat. PSL istniał jeszcze przed wojną, potem był ZSL, potem znowu PSL. Partia ma pewną markę i nawet całkowita kompromitacja Waldemara Pawlaka zapewne nie zniszczy tej partii. Bo Pawlak jest trybikiem partii, który zawsze może być zastąpiony innym. Wyborcy bardziej myślą o partii i interesach których broni (rolnicy) niż o poszczególnych jej członkach. Tak samo sytuacja wygląda z SLD, które tak naprawdę istnieje od 1948r. Tu także mamy wieloletnie tradycje. Najpierw PZPR, przekształcone potem w SdRP., a następnie w SLD. A więc SLD istnieje już (pod różnymi nazwami) ponad pół wieku. W tym przypadku również najważniejsza jest partia, reprezentująca interesy pewnych grup społecznych. Przywódcy mają zaspokajać interesy grup popierających SLD i dążyć do maksymalizowania skuteczności partii. Wyborcy myślą bardziej kategoriami partii, mniej kategoriami jaj przywódców. Dlatego nawet totalna kompromitacja Leszka Millera nie spowodowała zniknięcia SLD ze sceny politycznej.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w dwóch największych polskich partiach - PO i PiS (jak i mniejszych takich jak Samoobrona). Tu wódz oznacza partię. Tu wszelka krytyka wodza jest odbierana jako krytyka partii. Tu politykę wyznacza wódz i nie ma miejsca na rywalizację o przywództwo.

Miejmy nadzieję że w dłuższej perspektywie (10 lat) sytuacja zmieni się i największe polskie partie zdemokratyzują się na wzór amerykański.

Na pewno obecny system finansowania partii politycznych służy temu celowi umacniając w Polsce system dwupartyjny (PO-PiS). Taki system będzie służył stabilizacji politycznej. Jeśli PO i PiS utrzymają się dłużej niż kilka kadencji na scenie politycznej (a przy obecnym systemie finansowania jest na to duża szansa) niedługo skończy się sytuacja, że partia to wódz. Poszczególne partie będą miały na tyle silne marki, że nawet straty w popularności poszczególnych polityków nie zachwieją ich wizerunków. Wtedy obydwie partie (PiS i PO) zaczną działać jak przedsiębiorstwa. Przywódcy będą się zmieniali a partie będą trwać. Skończy się też wstyd w walce o przywództwo w partii, partie staną się bardziej demokratyczne, a wewnętrzne debaty nie będą zamiatane pod dywan.

niepoprawny politycznie, miłosnik prawicy i wolności słowa...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka