mona mona
924
BLOG

Jak krowie na rowie, czyli jak nas wyświniono.

mona mona Gospodarka Obserwuj notkę 16

Kiedy mam pisać o ekonomii, mróz mi chodzi po kościach. Strasznie nie lubię, nie jestem znawcą - raczej tropicielem.
 A już zwłaszcza, że to musi być rozwleczone, czego nie lubią czytelnicy - choć solidnej analizy w notce zrobić sie nie da. Ale dzieci nie płaczą - spróbuję. Co mi zależy?

Wszyscy przywykliśmy do kantów władzy i nawet nie śmiemy pomyśleć, że przecież nie jesteśmy baranami, które każdy może bezkarnie odzierać z naszej rodzonej wełny. A ostrzyżono nas gwałtem, pod przymusem, od początku wiedząc, że zarobią na tym wyłącznie udziałowcy OFE.
Powyższe OFE spadło jakoś z nieba, jak amerykańska stonka albo "naziści". Nikt nie wiedział, z czym to się je. No i po co wiedzieć, jeśli i tak  k a ż ą  delikwentowi przynależeć? W dodatku nic mu przecież nie zabierają, składka pozostaje, jaka była, a przyszłe emerytury?
-Panie, kiedy to tam będzie...Koń ma wielki łeb, niech się martwi.
 
Z tym "kazywaniem" jesteśmy już w Białorusi.

Znany ongiś dowcip: w republice białoruskiej ogłaszają, że władza będzie wieszać.
- Hmmm...a sznurek trzeba przynieść, czy sami dadzą?

Pewnie niezadługo byśmy już nosili ten sznurek w kieszeni, tak - na wszelki wypadek.


Więc - jak krowie na rowie: Bank Światowy, szukający rozlicznych okazji, wymyślił sobie taką oto operację: zawsze  jest w świecie trochę takich, którzy potrzebują pomocy finansowej. Można zebrać toto cuzamen do kupy, jednym pogrozić, że pomocy nie dostaną, drugich zwyczajnie skorumpować. I jeszcze  wytłumaczyć wszystkim, że niezwykle korzystne będzie "sprywatyzowanie" emerytur, czyli oddanie składek w pacht przecudnym organizacjom finansowym, które będą pieniążki mnożyć jak króliki, a palmy i turkusowe morza to już same do przyszłych emerytów przyjdą.

- "No nie, za darmo nie ma nic, nie jesteśmy przecież komunistami".

Bank, żeby był nie wiem jaki ważny - nie może nikogo zmusić, choć może wywrzeć presję na co głupszych.Innych zawsze można kupić. Więc starannie przygladano się delikwentom - kto "kupi pomysła". Oczywiście nie brano pod uwagę tych, którzy nie znieśliby dodatkowego obciążenia, wchodzącego w skład "menu", czyli długu  zaciągniętego w pomysłowym BŚ.

Może krócej będzie, kto z nagabywanych nie kupił": malutka Słowenia, Wenezuela i Korea Południowa. Obama bardzo się napalił - ale senat pokazał mu "kuku na muniu". Dało się nabrać trochę europejskiej i azjatyckiej drobnicy.

No i działa to tak: 16 mln."ozusowanych" pracowników spokojnie sfinansowałoby bieżące potrzeby ZUS. Ale 40% składek zżerają OFE i tuczą się praktycznie bez roboty, biorąc "swoje" (czyli nasze) awansem, niezależnie od tego, czy - i kiedy - coś zarobią dla podopiecznych, a nawet - czy maja taki zamiar.
 Oczywiście nie zarobią, to się kręci w koło Macieju: państwo przekazuje kasę, OFE kupuje za to państwowe obligacje, które trzeba będzie kiedyś wykupić - czyli OFE zarabiają na tej głupiej karuzeli ( za usługę oczywiście), państwo się zadłuża. I zadłuża nas. Straciliśmy już 300 miliardów - bo ZUS-owi brakuje przecież tych - oddawanych OFE - 40% składek. Skądś to trzeba wziąć!

 A gdyby nawet OFE miały prawdziwe możliwości obrotu akcjami - to gdzie gwarancja, że nie stracą na giełdzie?  Takie ryzyko jest zawsze, problem w tym, że normalnie delikwent - przyszły emeryt ma wybór: pończocha, bank, czy jakieś OFE. I raczej nie wkłada wszystkich jajek do jednego kosza. Nie licząc faktu, że ma kasę na odkładanie, czego przeciętny Polak nie ma, a składkę mu się najbezczelniej wyrywa - oferując w zamian, w dalekiej przyszłości śmieszną jałmużnę i z ZUS-u, i z przeklętych OFE.
 
Inni mają wybór. A NAS DO TEGO ZMUSZONO! Obiecując kłamliwie złote plaże!

A co z tego miał Bank Światowy? Oczywiście kasę. Niby skąd miał wziąć pieniadze na bieżące wypłaty ZUS, któremu nagle zwinięto 40 % spodziewanej i należnej kasy, żeby je dać OFE?

 Groźba wobec potrzebowskich krajów zwykle skutkuje, ale korupcja nie zawadzi. Korupcja polegała na  organizowaniu "seminariów" w odpowiednio znaczących ( prestiżowe uczelnie - snobizm jest nieuleczalny) miejscach,  gdzie zapraszano - kogo się dało, od członków rządu po "odpowiednich" dziennikarzy. Oczywiście najpierw im się przyglądano, a potem...Jakoś jednak ten przekręt się zrealizowało, choć cuchnął na kilometr.
 A teraz mamy ogólny lament, nie mówiąc już o wykiwanych delikwentach - emerytach. I Buzka, "ojca założyciela" na brukselskich salonach.
Jestem strasznie ciekawa, jak tam na tych przekręciarzy, oszukujących najbezczelniej własnych obywateli i pakujących własny kraj w paskudny dół - patrzą "normalni" europosłowie?

Przez całe zło w Polsce przewija się gdzieś w tle cień Balcerowicza, ale on był tylko wykonawcą. No, sowicie opłaconym - ale wykonawcą. No i przewija się ponury cień Banku Światowego. Oni działają w symbiozie - BŚ i Balcerowicz, albo jego chlebodawcy, ci prawdziwi.

Sprawa zaczyna się podczas kwietniowej wizyty w Polsce ( 1989) dwóch dżentelmenów: dr. Dawida Liptona i Yeffreya Sachsa, wyjaśnijmy od razu - "delegatów" Sorosa.  Zaznaczam: nie będę dawać linków do każdego nazwiska, etc. Wujek Google  wie wszystko. No, może tyle: to Soros wymyślił osławioną Fundację Batorego.

 Nie wiem, czy "Alik" Smolar został wybrany przez aklamację, czyli głosem samego bossa, czy może nie - i nic mnie to nie obchodzi. Co mam do "Alika"? Ano mam: łamanie ciszy wyborczej ogłoszeniem "Idź na wybory, zmień Polskę", które emitowano jeszcze w chwili, kiedy szłam na te wybory. Ciekawe, ile zarobił ten, kto ciszę ewidentnie złamał? I skąd miał kasę na to zmienianie Polski?
Bo że ją, pożal się, Boże - zmieniono, nie ma chyba sporu?

Link do blogu Sachsa:
http://www.pbs.org/wgbh/commandingheights/shared/minitextlo/int_jeffreysachs.html#12

Wracając do rzeczy - przybyli do nas przypadkiem, a jakże, dżentelmeni Sachs i Lipton szybko znaleźli właściwe osoby - najpierw  nieocenionego Profesora ( traktuję to jak imię własne) Geremka, po czym trafili do słynnego mieszkania Kuronia, oczywiście z udziałem innych "wspaniałych mężczyzn "Solidarności".

 No, z "Solidarności" to może nie byli, ale co tam Sachs znał się na takich subtelnościach? Wystarczyło mu, że gada - z kim trzeba. Sachs zapodaje, że Kuroń po angielsku nie bardzo, ale... " mowa handlowa" jest zrozumiała: nawet na palcach można się dogadać.

Do trzeciej w nocy plan był gotowy. Kuroń jakoś jednak rozumiał - a nawet mu się podobało! Palił papierosa za papierosem i radośnie walił pięścią w stół.  Uparł się, że ten cudowny plan ma być zaraz,  na piśmie - więc panowie poszli do "mojego wielkiego przyjaciela, bossa Gazety Wyborczej", która jeszcze raczkowała w zlikwidowanym przedszkolu. I plan został napisany - na zlewie. To znaczy - komputer stał na desce, deska na zlewie.

 Baaardzo się panom spieszyło. Oto właśnie  zawarli tajną umowę o przeprowadzeniu "terapii szokowej" na polskim społeczeństwie, bez jego wiedzy i pytania o zdanie,  zawierajacą takie kwiatki: 

Rząd polski przekazałby wszystkie przedsiębiorstwa państwowej agencji likwidacyjnej, która przeprowadziłaby ich reorganizację w spółki akcyjne. Z 25-30 proc. kapitału stworzono by fundusze powiernicze zajmujące się obsługą zadłużenia kraju.  Ich szefów, mających prawo odsprzedaży tych akcji, mianowaliby wierzyciele.

Wierzyciele - czyli  Bank światowy. Sama tego do końca nie ogarniam, sprawy zadłużenia Polski były dość skomplikowane, ale niektóre przedsiębiorstwa jednak nie zzyskały łaski przekazania - i tak się nam narodził obszar nędzy na ogromnym "kartoflanym" obszarze PGR-ów, kiedy niemal cała pólnoc kraju jednego dnia straciła środki do życia.
I proszę nie truć, że były nieopłacalne: widziałam na własne oczy te PGRy, które zostały kupione: miło patrzeć, jak kwitną. Ale kto by się przejmował ludźmi, czy szukaniem kupca...Podejrzewam, że trzeba było działać szybko - więc zadziałano szybko.

 Ale plan został wprowadzony dopiero w sierpniu: Geremek, Michnik i Kuroń wciąż jeszcze nie mieli cugli w rękach. A kiedy już Mazowiecki je miał, wystarczyło poszukać frajera, który da się wrobić ( przecież nie za frico) - i nie będzie się nazywał na przykład Cukerman, nawet "na pierwsze".
"Panowie projektodawcy", czyli Sachs z Liptonem, musieli się pofatygować ponownie do Polski - co chętnie uczynili.

Mazowiecki "przyklepał", wymyślił niejakiego Balcerowicza, który właśnie pakował walizki do Londynu - i tak nam się narodził "Plan Balcerowicza".

Kolejnym (po zlikwidowaniu PGR-ów) krokiem Balcerowicza była likwidacja polskiego górnictwa.
 
Bank Światowy ostrzył sobie na to zęby już w 1986 - i - szczerze mówiąc - nie bardzo wiem, w czyim to było interesie. Nie dokopałam się tej informacji - i pewnie się nie dowiem, ale...nic nie dzieje się bez przyczyny.

No, przyczyną główną było to, że na ten interes trzeba było wziąć kupę kasy w ramach pożyczki, z tegoż Banku Światowego, co już samo w sobie jest przyczyną: petunia non olet, a petunia była kusząca...

Kopalni nie można po prostu zamknąć na klucz, bo wszystko na powierzchni może runąć. Trzeba zabepieczać przed ogniem, wodą, zawałami, pożarami - a to kosztuje.
 Górnicy są jednorodną zawodowo grupą, mającą już wtedy łatwą, kopalnianą łaczność ( komórek nie było) - no i w końcu to - tak, czy siak - cały Śląsk, 4 mln. ludzi, jakoś z górnictwem związanych.Wiadomo było, że nie dadzą się raczej zostawić na lodzie - jak "ciemna masa" z PGR-ów. A jak chwycą za coś twardego? Trzeba dać "odprawy", co też kosztuje, choć akurat najmniej. Trzeba też przekonać "opiniodawców", którzy napiszą, co trzeba, etc, etc, etc.

Znacie prawda? No, to posłuchajcie.

Najpierw propaganda: cała Polska się dowiedziała, że fundament, na którym dotąd stała, jest jej kulą u nogi. Należało gwałtem wymyśleć coś, co pozwoli na rzeczywiste zadłużenie kopalń.

Balcerowicz wymyślił. No, nie wiem, czy do końca sam, ale było to dość prymitywne, robione na chama.
Bez liczb się nie da, kto nie chce - niech ominie.

Wydobycie tony węgla kosztowało 20 $, za wyeksportowaną  dostawało się 50$. Balcerowicz obłożył ten zysk...80% .podatkiem (Słowo harcerza - to "polski" wynalazek, nigdzie w świecie nie morduje się własnego przemysłu), czyli zabierał 40 z 50 dolców - i już.
Oczywiście - jak każdy państwowy zakład - kopalnie były dotowane: najpierw się zabierało, potem łaskawie dawano kasę: na energię, płace and inne potrzeby, pomijając już nowiutkie, zadłużone zakłady, które nie osiągnęły pełnej mocy i musiały być dotowane.
Ceny w całej gospodarce Balcerowicz uwolnił, w górnictwie - narzucił, a zawsze koszty wydobycia musiały być niższe od cen sprzedaży. Kazał sprzedawać po...12 złociszy za tonę.
Dotacje kapały jak krew z nosa: coraz mniej, z większymi opóźnieniami, więc na niezapłacone świadczenia kopalnie musiały brać kredyty.  Kiedy w końcu, zadłużone do bólu,  mogły energetyce sprzedać węgiel po 32 zł, to importowany węgiel           ( bodajże ukraińskie badziewie) kosztował 27 zł za tonę.

Przez trzy lata dług górnictwa wynosił już 22 miliardy ( starych złotych) - i cel został osiągnięty, bo wydawało się, ze z tego "doła" wyjść nie można. Nareszcie można było zamykać do woli.

Ale los bywa złośliwy: kiedy już część kopalń została zamkniąta, przyszedł rok takiej koniunktury, że pozostałe kopalnie nie tylko spłaciły dług, ale wyszły na prostą.

Tyle, że pozostał olbrzymi dług państwa w Banku Światowym - co było clou całej operacji.

A jak skończono z górnictwem - z piekła wydobyły się OFE.

Gdzie się nie obrócisz...

Autorów tego przekrętu poszukajcie...no, dobra - niech będzie w wiki.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Micha%C5%82_Rutkowski_%28ekonomista%29

Znacznie ciekawiej jest tu:
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/leokadia-oreziak-jak-wprowadzono-polsce-ofe

A najciekawiej - u  samego Orensteina, jeśli ktoś potrzebuje "po literkach".

Wszystkich źródeł nie podam, musiałabym przepisywać na przykład z książki.
Miłej lektury!






 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Gospodarka