Moni Moni
1873
BLOG

Zarzuty wobec o. Johna Bashobory- kilka refleksji

Moni Moni Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 47

Wściekłe ataki na ugandyjskiego charyzmatyka ze strony środowisk czerskopodobnych co prawda nie dziwią, ale warto przyjrzeć się ich treści i naturze choćby po to, żeby przekonać się o ich kłamliwości i manipulacyjnym charakterze. Ataki na o. Johna wychodzą też z niektórych środowisk katolickich, nie mają co prawda w sobie zajadłości właściwej drugiej stronie, ale równie często oparte są na stereotypach i pomówieniach bądź też na niezrozumieniu.

Na początek małe wyjaśnienie moich intencji. Nie jest moim celem obrona duchownego, choć uważam, że takowa, niezależnie od mojej osobistej oceny jego osoby i działalności mu się należy, nie jest też moim celem polemizowanie z zarzutami ale raczej omówienie ich i przeanalizowanie. Prawdopodobnie jednak nie uda mi się ustrzec od wprowadzenia elementu polemicznego, więc w tej sprawie nie będę się zarzekać.

Chcę też zaznaczyć, że nie podchodzę do działalności o. Johna z ogromnym entuzjazmem i bezkrytycznie, nie odrzucam też z góry tego, co proponuje. W czasie spotkania z nim, o którym pisałam w poprzednim tekście, nabrałam przekonania, że jest dobrym kaznodzieją i człowiekiem o dużej charyzmie oraz uczciwym. Co do przebiegu samego spotkania miałam sporo wątpliwości, podobnie co do metod duszpasterskich stosowanych przez Kaznodzieję. Uwagi te zamieszczam przede wszystkim po to, żeby czytający mieli świadomość, z jakich pozycji piszę i jaki jest mój ogląd sprawy co, mam nadzieję, ułatwi analizę tego, co chcę przekazać.

To, co się od razu kojarzy, kiedy słyszy się nazwisko o. Bashobory to uzdrowienia i wskrzeszenia. Prasa mainstreamowa trąbiła: „Przyjeżdża uzdrowiciel”. Obawiam się, że niestety, mediom tym udało się narzucić w pewnym stopniu sposób myślenia i atmosferę. Po prostu daliśmy się wciągnąć w jałową dysputę na temat możliwości uzdrawiania, wskrzeszania, czynienia cudów i to w odniesieniu do o. Johna a nie Boga co dla chrześcijanina jest właściwą perspektywą. Przyjrzałam się dokładnie temu, co zostało napisane, poprosiłam również inne osoby o to samo. Okazało się, że nigdzie nie znaleźliśmy śladu, że o. Bashobora powiedział, że kogoś wskrzesił. Zawsze są to informację powołujące się na świadków. Na spotkaniu z nim na własne uszy słyszałam jak dokładnie tłumaczył i podkreślał, że on nie uzdrawia, nie ma takiej mocy, wyjaśnił czym jest uzdrowienie i jak należy do tego podchodzić. To, co napisałam, nie oznacza, że twierdzę, że faktów uzdrowienia czy nawet wskrzeszenia nie było, bo każdy średnio świadomy chrześcijanin, doskonale wie, że sam Chrystus nie tylko pozwolił ale nawet polecił uzdrawianie Swoją Mocą. Oznacza to tylko, że pragnę wskazać, że kwestia modlitwy o uzdrowienie prowadzonej przez o. Bashoborę wygląda zupełnie inaczej, niż próbowały to przedstawiać, nazwijmy to, mało życzliwe media. Powiem więcej, w katechezie wygłoszonej przez Kaznodzieję a wysłuchanej przeze mnie uzdrowienie wcale nie było punktem centralnym- był nim Chrystus i uwielbienie Go. Modlitwa o uzdrowienie była ważnym punktem ale przecież taki właśnie charyzmat ma posiadać o. John- o czym on zresztą mówił z dużym dystansem.

Problem w tym, że kwestia wskrzeszeń czy uzdrowień jest wdzięcznym materiałem do kpin i szyderstw osób będących poza katolicyzmem i chrześcijaństwem w ogóle. I tu, co podkreślam z całą mocą, nie ma żadnego pola do dyskusji. Takie znaki można przyjąć tylko z perspektywy chrześcijan. Kto jest poza chrześcijaństwem, nawet jak zobaczy i tak odrzuci, nie uwierzy, znajdzie „naukowe” wyjaśnienie albo potraktuje rzecz jako na przykład zjawisko magiczne. Co więc zrobić z kpinami skoro uznałam, że dyskusja nie ma sensu? Ja osobiście wyjaśniłam bym dobitnie w czym rzecz po czym zamilkła, tym bardziej, że tej nagonce nie chodziło o dyskusje, tym bardziej o uczciwą dyskusję tylko o wykpienie, wyśmianie, zelżenie. Ci, którzy wypowiadali się w ten sposób, nie słuchali argumentów ani stanowiska drugiej strony bo nawet nie mieli takiego zamiaru, więc po co tracić czas?

Inną kwestią jest przyrównywanie o. Bashobory do słynnego swego czasu uzdrowiciela Harrisa. Wypływa to po części z obaw przed powtórzeniem się sytuacji sprzed lat, kiedy to osobnik ów oszukał wielu ludzi. Niezależnie jednak od tego, jak oceniać działalność o. Johna i jego intencje, nie sposób doszukiwać się w tych osobach podobieństwa. Po pierwsze Harris uzdrawiał wprost- nakładał ręce, wykonywał nad osobami jakieś gesty (sama to widziałam jako mała dziewczynka, gdyż miałam być poddana takiemu zabiegowi, ale do tego nie doszło, bo postawiłam dziecięcy opór wrzeszcząc wniebogłosy, co prawdopodobnie było wynikiem lęku przed nieznanym panem:)), o. Bashobora nic takiego nie robi i stanowczo zaprzecza, aby miał dar uzdrawiania- prowadzi modlitwę o uzdrowienie, znaną w Kościele od zarania jego istnienia. Sposób jej prowadzenia może budzić pytania ale to kwestia na zupełnie inne rozważania, poza tym to moja subiektywna uwaga. Po drugie o. Bashobora prowadzi przede wszystkim działalność kaznodziejską, a modlitwa o uzdrowienie jest tylko jednym z elementów spotkań z nim. Rozumiem jednak obawy osób, które pomne złych doświadczeń z Harrisem, przypominają sobie tamtą sprawę i odnoszą ją do o. Johna. Pewnym wytłumaczeniem może być opisany przeze mnie wyżej fakt wypaczenia obrazu działalności Kaznodziei przez mainstreamowe media.

Inną zupełnie rzeczą, tyczącą się może bardziej organizatorów spotkań ale i samego kapłana jest ich styl, przebieg, rodzaj praktyk, jakie się na nich odbywają. Sama widziałam jedno takie spotkanie i niektórymi wątpliwościami i zastrzeżeniami już się podzieliłam w poprzednim tekście na ten temat i tylko na podstawie tego doświadczenia mogę się wypowiedzieć. Najważniejszą rzeczą, którą muszę podkreślić na samym początku jest fakt, że na spotkaniu przez cały czas obecny był biskup miejsca i jego biskup pomocniczy i to, co się działo, odbywało się na jego oczach i za jego zgodą. Uważam że to powinno być dla katolika rozstrzygające. Rzecz jasna, biskup nie jest nieomylny, ale na pewno posiada rozeznanie znacznie przekraczające doświadczenia przeciętnego wiernego, o łasce z urzędem związanej nie wspominając. Oczywiście biskup może zbłądzić, dać się nabrać, zostać oszukanym i w ostateczności to owoce będą mówić o wartości tego, co działo się na stadionie. Było tam również obecnych ponad 500 kapłanów w różnym wieku i z różnym bagażem doświadczeń, wśród nich byli egzorcyści. Te fakty dla mnie osobiście są gwarancją, że to, co się dzieje, jest dobre. Oczywiście może komuś nie odpowiadać forma, może mieć wątpliwości co do okoliczności, sposobu organizacji, nawet celowości tego rodzaju wielkich zgromadzeń- to wszystko sprawy do rozważenia ale moim, zdaniem, zamyka dyskusję temat ortodoksyjności o. Johna i uczestników. Bogactwo Kościoła katolickiego polega między innymi na tym, że oferuje on wielość doświadczeń duchowych, różne tak zwane duchowości, różne modele dochodzeni do świętości. Można by to przyrównać do drogi, którą jadą ludzie posługując się różnymi pojazdami. Jedni jadą na ubogich wozach- na przykład zakony żebrzące. Inni zatłoczonymi autobusami- to zwolennicy wspólnot, na przykład oazy, jeszcze inni na rowerach- tandemach- to małżonkowie. Na drodze widzimy też ferrari i lamborghini jadące tuż koło starych maluchów. Są też tacy, którzy idą pieszo poboczem. Czasem pojazdy się psują, piesi gubią buty, od czasu do czasu jakiś samochód wybierze zjazd bo kierowca myśli, że to skrót ale generalnie wszyscy mają jeden cel- dojechać do Nieba. Być może model duszpasterstwa o. Johna jest jednym z takich pojazdów.

Wredne ataki na ugandyjskiego duchownego, autorstwa głównie osób nie mających pojęcia o doktrynie i posłudze Kościoła niestety maja sporą siłę przebicia i fatalnie podziałały na osąd również niektórych katolików nie mówiąc o osobach z kościołem nie związanych. Pomijam już ostatni „występ” prof. Hartmana, który był po prostu przejawem osobistej nienawiści, którą z sobie tylko znanych przyczyn profesor żywi wobec Kościoła, bo ten u ludzi jako tako wychowanych mógł wzbudzić co najwyżej niesmak. Atmosfera wytworzona wokół osoby o. Johna wpisuje się oczywiście w działania antychrześcijańskie, świadczy jednak również o skuteczności propagandy antykatolickiej, gdyż wywarła wpływ na dyskusję między samymi członkami Kościoła. I to jest jedna z największych szkód wyrządzonych przez tę medialną nagonkę.

 

Moni
O mnie Moni

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo