Recenzent JM Recenzent JM
554
BLOG

Dubuffet i „pejzaż spękanego mózgu”

Recenzent JM Recenzent JM Sztuka Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Sztuka współczesna i nowoczesna na wesoło (Jean Dubuffet)

Dzisiaj zaczynam od fotografii dzieła, które postanowiłem wam na swój sposób przybliżyć:

image

Tak, macie rację, to obraz z 1953 roku - eksponowany w Muzeum Sztuk Dekoracyjnych w Paryżu. Jego autorem jest właśnie Jean Dubuffet i jeśli ktoś jeszcze nie domyślił się, co on przedstawia, to podpowiem, że jego tytuł brzmi „Pejzaż z samochodem”

Teraz, kiedy już prawie wszystko stało się jasne - pora na opinię specjalistów, czyli fragment z podręcznika „Jak czytać sztukę?”

„W latach 1950-1954 Dubuffet namalował serię płócien przypominających gęstą sieć gór. Chciał w nich przemieszać świat fizyczny i inwencję umysłu, ziemię i myśl, medytację i wieki geologiczne, cielesność terenu i bezcielesność delirium. Nazwał to dzieło Pejzażami mentalnymi. Gruzy, porosty, skały, błotniste ścieżki – wydają się przedstawiać pejzaż spękanego mózgu. Ta dwoista wizja powstaje dzięki materii z jakiej zrobiony jest obraz: zaprawie murarskiej nakładanej dużą kielnią. Zyskuje się realistyczny efekt nieregularnego, skalistego terenu, przedmioty stają się wypukłe – samochód, postaci, schody, zakręty na drodze itd. Malarz wykorzystuje dwuznaczność samego tworzywa, podkreślając znajomy charakter ziemi, gleby – a jednocześnie umieszcza je w fantasmagorycznej rzeczywistości i w ten sposób osiąga cel, do którego dąży: nastręczyć życiu kłopotów... nie interesował go ani kubizm, ani Mondrian, ani Kadinsky, ani surrealiści. Wolał być sam i poświęcić się archeologii – rozumianej jako drążenie fundamentów samego malarstwa.

Te wykopaliska są wyraźnie obecne w „Pejzażu z samochodem”, gdzie widoczne są podstawowe zasady jego języka: pomieszanie skali – nie wiadomo, czy chodzi o wielką równinę, czy o mały wycinek terenu; ambiwalentną rzeczywistość – w absurdalnym, metafizycznym pejzażu są żywe istoty, rzeczy prawdziwe i nowoczesne; wymowę powierzchni – gdzie przedstawienie rozpływa się w powodzi materii.”

To tyle, jeśli chodzi o podparcie się autorytetem fachowców od sztuki. Myślę, że teraz patrzycie na przedmiotowe dzieło zupełnie inaczej, a do waszej świadomości przebija się pytanie natury egzystencjalnej... to znaczy - gdzie jest ten samochód?

Ja też przyglądałem się (z zakłopotaniem) przez dłuższą chwilę „Pejzażowi z samochodem” i przyznałem rację autorce książki - faktycznie nie wiadomo, o co chodzi, choć też dostrzegłem na obrazie pewne drobne detale, czy istoty, ale na pewno nie „żywe”. Jednak mój analityczny umysł ciągle domagał się wizji samochodu, a na płótnie nie potrafiłem go dojrzeć.

Może to przez fakt – analizowałem - że patrzę na fotografię. Gdyby tak dotknąć owych „wypukłości” oryginału dzieła, to sprawa samochodu pewnie sama by się wyjaśniła.

Zaraz jednak wróciła mi świadomość i zrozumiałem, że mnie nieco poniosło, bo kto pozwoli zwyczajnemu człowiekowi dotknąć (w muzeum) „arcydzieła” sztuki?

Stałem więc zrezygnowany i patrzyłem...

Nagle coś mnie zaniepokoiło. Lekko podenerwowany wyjrzałem przez okno i rzeczywiście go ujrzałem. Nie uwierzycie, ale na drodze (przed domem sąsiada) stał samochód... prawdziwy.

Wtedy zobaczyłem mistrza w zupełnie innym świetle, bo sami powiedzcie – skąd wiedział, że akurat w chwili, gdy rozmyślam o „Pejzażu z samochodem” - zobaczę za oknem dopełnienie jego dzieła? Gdzieś w umyśle zakiełkował mi szczery podziw, który po chwili (aczkolwiek z początku nieśmiało) zmaterializował się w postaci niewypowiedzianych słów uznania: - Mistrzu jesteś wielki!

Zaraz jednak jakiś złośliwy chochlik (chyba niespecjalnie zadowolony z tego, iż tak komplementuję mistrza) zmącił mój umysł podsuwając mi myśl - że może się mylę co do obrazu i ten samochód gdzieś tam na nim jest, tylko wypukły inaczej... to znaczy nie w takiej formie, w jakiej go sobie wyobrażam. No, wiecie... inny kształt, nie ta marka lub kolor, albo nawet pewien stopień deformacji – jak po kolizji, bo jeśli nie wiadomo, czy to jeszcze droga, czy już skała?

Wzrok wrócił na „Pejzaż...” i zacząłem przeczesywać obraz, kawałek po kawałku... głównie pod kątem wraku przedmiotowego samochodu i ewentualnych ofiar. Ujrzałem coś na kształt roweru, czy talerza z kopułką... może i niewydarzonego kosmitę. W końcu musiałem dać za wygraną i mój podziw do mistrza znowu podskoczył o kilka oczek.

Potem przyszło mi na myśl jeszcze inne wytłumaczenie tej zagadki.

Tyle słyszało się historii o samochodach, które pozostawione na chwilę bez opieki... znikały. Dlaczego więc mistrz Dubuffet nie miałby stworzyć czegoś takiego?

Namalować, czy „dużą kielnią” nanieść na obraz taki zdematerializowany samochód - to nie tylko coś nowatorskiego w sztuce, ale też spore wyzwanie... nawet dla takiego artysty, jak Dubuffet. Jeszcze raz zerknąłem na obraz i zrobiło mi się głupio... - Mistrzu, przepraszam, że zwątpiłem!

Musiałem przyznać, że Dubuffet naprawdę temu wyzwaniu podołał. Nic, co by przypominało chociaż jakiś zderzak, czy kierownicę. Mało tego – nie wiem, czy zauważyliście, że w ten sposób mistrz otworzył szeroko drzwi do tzw. „sztuki nieprzedstawiającej”, bo jak teraz nie pokusić się o namalowanie - na przykład pejzażu z „nie przedstawioną” lokomotywą czy samolotem.

A sam pejzaż? Czy nowoczesny artysta malując „pejzaż”... musi umieścić na obrazie cokolwiek, co by go przypominało? No właśnie.

Na koniec zapraszam do zapoznania się kolejnymi przykładami mojej wizji sztuki... tym razem zainspirowanej kontemplacją dzieł Dubuffeta.

Na wstępie obraz „Niepokój” - takie moje spojrzenie na „bezcielesność delirium”. Komu się nie podoba może sobie go obrócić o 90 stopni zgodnie z ruchem wskazówek zegara i będzie... Nie wiem, czy lepiej, ale na pewno inaczej. Zaś poniżej obraz zatytułowany „Pejzaż z linoskoczkiem”.

image


Jak widzicie, mocno się pilnowałem, żeby nie uwiecznić na płótnie... - nie tylko linoskoczka, ale też koni, czy jeleni.

Zobaczyliście linoskoczka? Nie żartujcie... patrzyłem przez szkło powiększające i jestem prawie przekonany, że to maleńkie coś na płótnie, to nie jest linoskoczek. Linoskoczek musiałby stać bardziej pionowo i chyba trzymać tyczkę albo jakiś inny balans...

No tak – jeśli to amator, to może stracić równowagę nawet bez tyczki.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura