M.Sobiech M.Sobiech
210
BLOG

Interludium osobiste ze specjalną dedykacją dla tropicieli ruskich szpionów

M.Sobiech M.Sobiech Społeczeństwo Obserwuj notkę 7

Długo wahałem się, czy o tym napisać, czy nie. Po pierwsze, nie jestem dziecinny, a zatem wojenek salonowych nie odbieram osobiście. Po drugie, zwrócenie uwagi na absurdalne oskarżenia przydaje mi autorytetu. "Qui s’excuse, s’accuse", jak to się drzewiej mawiało. No, ale może jednak warto pewne rzeczy wyprostować, szczególnie, że wiążą się z kwestią bardziej ogólną i istotniejszą.

Długo omijałem temat dość oczywistych do odczytania insynuacji, które się tutaj pod moim profilem uskuteczniają. "A to twoim zdaniem Rosja to, a to twoim zdaniem Rosja tamto", a cim-ci-rim-cim, co się o Rosji napisze, a nawet i nie o Rosji, to "aaaaaaaa, jasne, czyli Rosja jest święta, tak?" USA to imperium -- a to Rosja to nie imperium? Japonia się zbroi -- a to Rosja się nie zbroi? I tak dalej, i tak dalej.

Wniosek jest, rzecz jasna, jeden: jestem ruską onucą; rosyjskim agentem; pudłem rezonansowym rosyjskiego wpływu.

No więc na ten temat słowa dwa.

Otóż po pierwsze, tak się składa, że jeżeli chodzi o kwestię rosyjską, to jako jeden z nielicznych ludzi w polskim Internecie mam z nią związany epizod realny, to znaczy: dawniej, gdy miałem jeszcze nieco inne poglądy (i inne nazwisko), nie zrobiłem, choć mogłem, kariery w pewnym środowisku dokładnie ze względu na to, że nigdy nie wahałem się jasno artykułować faktu, że Rosja jest państwem agresywnym, nieprzyjaznym i potencjalnie niebezpiecznym dla naszego regionu - i też, chyba jako pierwszy, stwierdziłem, że mianowanie Putina "katechonem" (w skrócie, dla tych, którzy tego pojęcia nie znają: bohaterem konserwatyzmu) jest jakimś ponurym nieporozumieniem. I nie bałem się tego mówić ani pisać nigdy: czy w rozmowach z ludźmi, którzy mi mogli pomóc, czy na blogach, czy na facebooku (tracąc obserwujących), czy nawet do samych Rosjan, którzy usiłowali mnie brać pod włos (bodaj zdarzyło się to dwa razy). Za każdym razem narażałem się na spore nieprzyjemności - no i, jak mówię, ostatecznie sporo mnie to kosztowało. A więc, domorosłe asy wywiadu, ja przynajmniej w walce z rosyjską propagandą coś poświęciłem. No a po drugie - takie domorosłe tropienie agentów wroga w INTERNECIE jest po prostu śmieszne; i chyba nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak wyglądacie dla osoby postronnej.

Problem w tym, że ta śmieszność jest, jak się zdaje, w polskiej Sieci zupełnie tolerowana. Ba! - nawet się do takich zachowań zachęca. Wobec ludzi, których spojrzenie na konflikt rosyjsko-ukraiński różni się choć w detalach od jedynie słusznej linii frontu jedności narodu, coraz częściej organizuje się nagonki i kampania defamacyjne, mające ich zdyskredytować jako agentów Putina - a robi się to bez żadnej litości i bez żadnego materiału dowodowego. I TO, powiadam, już jest sprawa poważna. Bo choć początki są skromne, a cała rzecz (jako rzekłem) wydaje się dość zabawna, to jednak konsekwencje tego podejścia, również mentalnościowe, potencjalnie niosą ze sobą ogromne niebezpieczeństwo. I tak, jak w kilku co najmniej wypadkach wcześniejszych: debaty o Jedwabnem, kowidzie, szczepionkach i kilku innych sprawach, teraz również, przy ogólnym aplauzie odchodzimy, świadomie bądź nie, od standardów nowoczesnego państwa liberalnego, które tym się właśnie charakteryzuje, że poza absolutnymi wyjątkami (zasadniczo wypadkami uderzenia w porządek konstytucyjny) pozwala na wolność debaty między jednostkami, choćby i ona była (według nas) głupia, nieodpowiedzialna czy potencjalnie nawet i dla kogoś niebezpieczna. Jeżeli nie naruszają konstytucji, ludzie mają prawo mieć swoje poglądy, choćby się one nam bardzo nie podobały - i mają prawo podejmować różne działania, choćby i nam wydawały się one nawet i szkodliwe. Możemy oponować - ale nie mamy prawa powstrzymywać ich siłą. To jest właśnie istota nowoczesnej wolności słowa, wynikającej z praw podmiotowych jednostki. No cóż - najwyraźniej prawa podmiotowe jednostki nie są bliskie mesjańskiemu sercu narodu polskiego. Mnie to w sumie wszystko jedno, bo i tak nie pokładam wielkich nadziei w tłumie, a więc i polskim narodzie. Natomiast warto by przynajmniej nazywać pewne rzeczy po imieniu - no i może jednak je przemyśleć, bo gdyby się jednak okazało, że tej republiki jednak chcemy, szkoda byłoby ją nieświadomie rozwalić.

No i to tyleż tytułem - nie wyjaśnienia niczego, ani nie usprawiedliwienia się, tylko obśmiania domorosłych agentów ABW. Wracam do moich regularnych, pacyfistycznych wypocin - które są pacyfistyczne nie dlatego, jakobym nie dostrzegał agresywnej polityki rosyjskiej, ale dlatego tylko, że wydaje mi się, że nawet z najgorszymi i najbardziej agresywnymi państwami, szczególnie w erze współczesnej, trzeba negocjować i jakoś się politycznie dogadać. Nikt nie ma w tej materii wątpliwości, jeżeli chodzi o Chiny. Nikt nie miał, jeżeli chodzi o ZSRR. I nikt nie powinien mieć również, jeżeli chodzi o Rosję - co nie oznacza bynajmniej negowania czy rozwadniania okropieństw i fundamentalnej niesprawiedliwości obecnego konfliktu.

Maciej Sobiech

M.Sobiech
O mnie M.Sobiech

Pacyfizm, anarchopacyfizm i krytyka społeczna. Dumny członek Peace Pledge Union i War Resister's International. Żyję w świecie 4D: degrowth, dystrybucja, demilitaryzacja, demokracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo