Historia postepu bezpieczeństwa lotnictwa pisze się niezmiennie krwią ofiar. Nie inaczej było z katastrofą smoleńską. Śmierć ofiar wywołała szok, który zmienił wiele aspektów na polskim niebie.
1. Od 10 lat nie było katastrofy wojskowego samolotu spowodowanej brakami w wyszkoleniu załóg, łamaniem przepisów ani błędna oceną ryzyka. Do katastrofy smoleńskiej był to stały punkt w kalendarzu. Mamy tu wypadki CASy, Bryzy, Su-22, Irydy i Iskry.
2. Koniec sarmacko-kołtuńskiego mitu o polskim lotniku na drzwiach od stodoły. Lotnik polski, jak każdy inny musi się szkolić według książki. Umiejętności lotnicze rdzewieją szybko a margines błędu jest minimalny
3. Tupolewizm. Nowe słowo klucz natychmiast zamykające usta tym, którym wydaje się że przepisy przepisami ale może jakoś się uda tym razem.
4. Sterylność kokpitu. Jeszcze nawet przed rozformowaniem specpułku impakt katastrofy w Smoleńsku pozwolił w końcu zamknąć drzwi do kokpitu poniżej 3000m i zakończyć epokę jarmarków w kabinie pilotów podczas krytycznych faz lotu
5. Kompetencje kapitana. Nagle wszyscy zrozumieli, że na pokładzie dowodzi kapitan bez względu na rangę pasażerów. Nawet europoseł Karski, wyzywający kiedyś kpt. Pietruczuka od tchórzy zamilkł i zapomniał języka w gębie. Nie są znane próby kwestionowania decyzji kapitana po katastrofie smoleńskiej. Incydent gruziński z pewnością długo się nie powtórzy
Wszystkie te 5 aspektów przesuwa Polskę z bizantyjsko-posowieckiej strefy w stronę cywilizacji zachodniej gdzie przepisy pisze się żeby ich przestrzegać.
