Patrząc wczoraj przez szklany ekran na Salę Kongresową, w której gościli członkowie Samoobrony, opędzałam się od myśli natrętnych i zupełnie nieodkrywczych. Ponieważ natręctwo ich jest tak silne, że nie opuszczają mnie do teraz, pomimo ich żadnej odkrywczości postanowiłam zamienić je w słowo pisane - może wtedy pójdą precz.
Oto one:
1. Kongres SO wpisał się w pełni w wieloletnią tradycję partyjnych zjazdów organizowanych w Sali Kongresowej:
a) takie samo ustawienie sceny
b) zajęte do ostatniego wszystkie miejsca w kadrowanych przez TV sektorach
c) swoiste stroje organizacyjne uczestników (niby każdy inaczej, ale długość zawiązania krawata zdradza przynależność podobnie jak
krój sukienek i "kompletów" oraz tzw. czupur na głowie)
d) entuzjazm dla przywódcy wyrażany oklaskami i oddanymi głosami
e) wystąpienia, z których biła siła słowa bez pokrycia
2. Uczestnikami kongresu byli członkowie i działacze SO. Trudno, żeby było inaczej. Zastanowiła mnie natomiast zupełnie inna kwestia – kim ci ludzie są na co dzień. Jakie są ich kwalifikacje, jakie mają kompetencje i w jakim zakresie. Oczywiście, każdy sąd uogólniający kogoś pomija, kogoś krzywdzi, ale celem uogólnień jest wydobycie pewnych charakterystycznych cech dla grupy, można powiedzieć – z poświęceniem wyjątków. W takim rozumieniu uogólnienia mam prawo zaryzykować stwierdzenie – o kwalifikacjach i kompetencjach uczestników decyduje przynależność. Skoro przynależę, to się znam i dam sobie radę na każdym stanowisku, byle by wynagrodzenie było odpowiednie, czyli powyżej średniej krajowej.
3. Siłą szeregów nieboszczki PZPR przez wszystkie lata jej istnienia była żądza sprawowania władzy i zajmowania stanowisk przez ludzi, którzy, gdyby im się przyszło konkurować na równych warunkach z innymi niepartyjnymi, częściej by wychodzili na tarczy niż z tarczą. Siłą Samoobrony jest jeszcze większa determinacja w zawłaszczaniu urzędów i apanaży, ponieważ jej członkowie z przyczyn oczywistych nawet by do konkurowania o zajmowane stanowiska nie byli przez procedury konkursowe dopuszczani.
Reasumując – nie wiem, na ile celowo i świadomie prezes Kaczyński stworzył dla siebie i swojego rządu gwardię pretorianów z członków Samoobrony, wiem natomiast, że po prostu ją ma. I zawieśmy na kołku dywagacje o wcześniejszych wyborach, o procentach społecznego poparcia dla rządu, o poziomie akceptacji dla trójpartyjnego sojuszu i podobne naiwne myśli.
Póki ostatni pretorianin nie legnie, póty rząd będzie się mieć mocno.
Inne tematy w dziale Polityka