Czytam i czytam, a im wiecej czytam tym wiecej troski widze o stan PiS'u i Jaroslawa Kaczynskiego. Jedni komentatorzy bardziej sie martwia o partie, inni o stan biednego prezesa. Wszystko to mile bardzo, bo przeciez tak wlasnie jest, gdy ktos okazuje nam swe zainteresowanie. Co wiecej, wiekszosc z zatroskanych jest na tyle kulturalna, ze nie ogranicza sie do diagnozy. Glupio przeciez byloby tak obcesowo wskazywac niedociagniecia bez najmniejszej proby rozwiazania problemu. Na cale szczescie, w prawie kazdym z zauwazonych przeze mnie tekstow, sa dobre rady ukazujace jak sprawy pokierowac, by bylo lepiej.
Nie intryguje mnie wrecz zagadkowo niewielka ilosc proponowanych opcji. Jesli diagnoza jest trafna, to i rozwiazanie powinno byc jedno. I tak fachowcom wlasnie wyszlo. Prezes Kaczynski musi odejsc. A PiS? Najlepiej by dla niego bylo, gdyby przez pare lat skoncentrowal sie na odsuwaniu od wladzy tak zwanych "jastrzebi". Lub zawiesil dzialalnosc. Oczywscie dla wlasnego dobra.
Z tym dyskutowac nie bede, bo wypowiadaja sie specjalisci, a kudy mi do nich. Fascynujace jest jednak to, kim sa ludzi najbardziej zatroskani o forme PiSu i jej szefa. Przeciez sa to do niedawna najzagorzalsi wrogowie tej formacji, ludzie, ktorzy nawet po 10 Kwietnia zalowali, ze na pokladzie Tupolewa znalazl sie tylko jeden blizniak. Raduje wiec okrutnie ta nagla zmiana.
Tylko co ja spowodowalo?
Przypomina sie taka scena. Noc w poczekalni plugawego lotniska, zagubionego gdzies w bardzo prowincjonalnej Azji. Duszno, ciemno. I smrod niewyobrazalny. Spedzeni na srodek hali pasazerowie usiluja spac w kubelkowych fotelikach. Cisze przerywaja ciezkie oddechy i odglosy charkania. Jednym slowem - syf mogila. Okolo 4 rano, mlody mezczyzna unosi glowe i milym glosem oswiadcza:
- Spraszywaju ja siebia szto ja zdzies dielaju. I nie nachazu nikakowo otwieta.
Inne tematy w dziale Polityka