wiesława wiesława
2005
BLOG

Komu przeszkadza IPN

wiesława wiesława Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 43

18 grudnia 1988 r. Sejm uchwalił ustawę o powołaniu Instytutu Pamięci Narodowej. Preambuła tej ustawy jako zadania Instytutu wymienia kultywowanie pamięci o ofiarach i bohaterach walki z oku-pantami podczas II wojny światowej oraz walki o niepodległy byt Państwa Polskiego po jej zakończeniu. 

Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu zajmuje się najnowszą historią Polski oraz rozrachunkiem ze zbrodniami z czasów II wojny światowej i komunizmu. IPN jest wielkim archiwum XX-wiecznej historii Polski, placówką badawczą i centrum edukacyjnym, prokuraturą ścigającą sprawców zbrodni oraz instytucją, która bada zgodność z prawdą oświadczeń lustracyjnych kandydatów na funkcje publiczne.

Instytut rozpoczął prace dopiero 8 czerwca 2000 r., bowiem parlament potrzebował aż 18 miesięcy na wybór pierwszego prezesa IPN. Został nim prof. Leon Kieres. Zaraz po rozpoczęciu pracy IPN ujawniły się środowiska, które podjęły decyzję, że będą tę instytucję próbowały zlikwidować, ośmieszyć, zdeprecjonować, wykazać niesłuszność jej istnienia. Ten stan trwa do dziś. Mniej więcej co dwa lata formułowany jest postulat likwidacji IPN. Do tej pory były to wypowiedzi szefów PO (Tusk, Schetyna) i innych posłów tej partii, jednak nie zostały one formalnie zgłoszone w parlamencie w postaci ustawy. Projekt takiej ustawy przygotowała Lewica, o czym poinformowali w ubiegły czwartek posłowie Krzysztof Śmiszek i Maciej Gdula podczas konferencji prasowej w gmachu Sejmu.

Argumenty przedstawione przez posłów Lewicy były te same, co zawsze. Poseł Śmiszek zaznaczył, że IPN jest urzędem, który przez wielu Polaków jest uważany za instytucje „zbędną" i „generującą ogromne koszty”:

Koszt funkcjonowania IPN przez ostatnie sześć lat wyniósł 2,5 mld zł. Rocznie budżet IPN to około 400 mln zł, które przeznaczone są na historyczne wojenki, niszczenie ludzi, uprawianie polityki historycznej w takt nadawany przez prawicowych ekstremistów .

Natomiast poseł Maciej Gdula podkreślał, że IPN od samego początku był instytucją bardzo kontrowersyjną:

„IPN zawiódł jako instytucja, która prowadzi do zbliżenia Polaków wobec prawdy historycznej; stał się instytucją, która promuje wizję historii jednej politycznej strony, strony prawicowej. IPN zatrudnia wiele osób związanych ze skrajną, nacjonalistyczną, faszystowską prawicą. […]Zbrodnie komunistyczne są coraz bardziej wymyślane przez prokuratorów, to pochłania olbrzymie pieniądze, budżet IPN to prawie 400 mln zł, tych pieniędzy można użyć dla innych celów.”

Poseł Maciej Gdula jest synem Andrzeja Gduli, wiceministra spraw wewnętrznych w okresie PRL, dlatego sformułowana przez niego ocena działalności IPN nie dziwi, ani nie zaskakuje, bowiem ten resort wykazywał dbałość o właściwy przekaz historyczny, zwłaszcza historii najnowszej. Wiedza o przeszłości miała być przekazywana przez komunistycznych kombatantów. Wojciech Roszkowski w swojej „Najnowszej historii politycznej Polski 1914–1993” przytoczył – za Anielą Steinsbergową – znamienne słowa ppłk. Józefa Duszy z Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego wypowiedziane podczas przesłuchania jednego z żolnierzy podziemia niepodleglościowego: 

„Dzisiaj my piszemy historię międzywojenną, okupacyjną i początków Polski Ludowej na waszych skórach i kościach, a dzisiejsze i jutrzejsze podręczniki historii są i będą pisane tak, jak my chcemy”.

***

Aby zrozumieć historiografię z czasów PRL-u, za która tęskni poseł Gdula, konieczna jest lektura powieści Orwella „Rok 1984”. George Orwell przedstawił w niej świat, w którym działają trzy supermocarstwa, permanentnie prowadzące między sobą wojny, przy zmiennych sojuszach (dwa z nich łączą się przeciw trzeciemu). Przy każdej takiej zmianie sojuszu, historyczne zapisy ulegają zmianom, których celem jest wykazanie, że od zawsze było się w sojuszu z partnerem obecnym a w konflikcie z drugim. Implikuje to przeróbki przeszłości – funkcjonariusze Ministerstwa Prawdy wprowadzają poprawki w artykułach zgromadzonych w gazetowych archiwach, usuwają biogramy źle widzianych osób z encyklopedii itd. Historię dostosowuje się do aktualnych wymagań.

Z dnia na dzień, i niemal z minuty na minutę uaktualniano przeszłość. Tak preparowana dokumentacja potwierdzała słuszność każdej partyjnej prognozy: pilnowano, by nie ostało się choć jedno zdanie sprzeczne z potrzebą chwili. (George Orwell, Rok 1984)

Następuje zmiana relacji miedzy przeszłością a teraźniejszością – przeszłość wynika z teraźniejszości. W takim zideologizowanym świecie fakty nie istnieją, ugniata się ją jak plastelinę i nadaje dowolny, pożądany kształt.

Ten orwellowski pomysł dostosowania historii do wymagań teraźniejszości wymaga reglamentacji dostępu do archiwów. Dlatego przez cały okres PRL-u dostęp do dokumentów archiwalnych mieli wyłącznie wyselekcjonowani, zaufani historycy partyjni. Oni produkowali prace których celem było „utrwalanie władzy ludowej”, a nie przekazywanie prawdy historycznej. W tych pracach mnożono przez 10 liczbę członków komunistycznej partyzantki, przypisywano jej cudze, albo nawet fikcyjne dokonania bojowe.

Preparowano nawet odpowiednią dokumentację, którą wstecznie datowano na lata okupacji. Usłużni partyjni historycy wymyślali też grupy i oddziały, które nigdy nie powstały i żadnej działalności nie prowadziły. Tak było choćby ze „Specjalną Dywizją Kolejową AL” na Lubelszczyźnie czy „Międzynarodową Brygadą Żydowską AL” w Powstaniu Warszawskim. Ta ostatnia żyje po dziś dzień własnym życiem, została bowiem utrwalona także w historiografii zachodniej. Na konto GL zapisano akcję „Wieniec” – wysadzenie połączeń kolejowych wokół Warszawy.  

W 1963 r. prezes Zarządu Głównego ZBoWiD Janusz Zarzycki w następujący sposób ustalał „zasady” pisania najnowszej historii Polski: „Wydarzenia, działania muszą być oceniane, informacja o nich musi być obiektywnie prawdziwa, ale nie może ona być obiektywistycznie podawana, trzeba oceniać naszą historię, nasze tradycje z punktu widzenia interesów i dążeń postępowych sił narodu”. 

Piotr Gontarczyk w książce „PPR. Droga do władzy 1941-1944” przedstawia jeden z przykładów manipulacji dokumentami archiwalnymi (s. 7-8, przypis 6): 

„Po wojnie w ręce komunistów wpadły meldunki niemieckie żandarmerii z terenu Lubelszczyzny. Donosiły one o szeregu akcji dokonanych przez różne zbrojne grupy przeciwko Niemcom. Niemcy nie zawsze wiedząc kto do nich strzelał, w takich meldunkach zwykle używali tego samego określenia „bandy”. W 1958 roku, na polecenie Mieczysława Moczara, pełniącego wówczas funkcję wiceministra spraw wewnętrznych, w archiwum MSW sporządzono odpisy tych meldunków i przekazano do centrali MSW z pismem następującej treści:

„Stosownie do Waszego polecenia przesyłam przy niniejszym piśmie materiał na 11 stronicach dotyczący dziejów walki narodowo-wyzwoleńczej na terenie Lubelszczyzny w latach 1943-1944. Cały materiał oparty jest na autentycznych i oryginalnych dokumentach niemieckiej Żandarmerii. Dyrektor Centralnego Archiwum MSW. Zygmunt Okręt.”

Następnie odpisy tych meldunków przekazano zaufanym historykom. Mistyfikacja była więc dość pomysłowa: dokonanie jakiejś akcji przez oddziały GL/AL. potwierdzały nie tylko wspomnienia komunistów, ale także oryginalne dokumenty niemieckie. Żołnierze AK i NSZ, którym te akcje zawłaszczono, nie mieli żadnej możliwości protestu; niektórzy z nich siedzieli jeszcze w komunistycznych więzieniach.”

W latach 60. pisanie polskiej historii najnowszej stawało się raczej konstruowaniem jakiejś nowej utopii, w której główni pozytywni bohaterowie: polscy komuniści (czasem wspierani przez „radzieckich przyjaciół”) walczyli o ideały, szczęście, pokój i sprawiedliwość dla wszystkich – z wyjątkiem swoich wrogów, których typowali w zależności od sytuacji. Trwałym negatywnym elementem w tym propagandowym układzie stanowiło polskie podziemie niepodleglościowe, a szczególnie negatywnie oceniane były Narodowe Siły Zbrojne.

Zaufani historycy wywodzili się z pionu politycznego Ludowego Wojska Polskiego oraz Urzędu Bezpieczeństwa, jak np. mjr. Stefan Skwarek, który karierę rozpoczynał jako wartownik w UB na Kielecczyźnie. Potem, poprzez różne kursy dokształcające MSW, został "naukowcem" w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR. Publikacja Skwarka Na wysuniętych posterunkach oparta była na materiałach przechowywanych w archiwach KBW, MSW, KW MO w Kielcach, Centralnym Archiwum KC PZPR, aktach personalnych działaczy MO i bezpieki. Sposób doboru źródeł posłużył autorowi do postponowania żołnierzy NSZ, których określił jako „gorsze od wilków zwierzęta w ludzkiej skórze”. Omawiał także walki toczone przez „władzę ludową” z NSZ na Kielecczyźnie, a nawet działania Brygady Świętokrzyskiej w Niemczech. Prowadzoną przez komunistów walkę z podziemiem zbrojnym obrazowo porównał do sytuacji na amerykańskim Dzikim Zachodzie, „z tą różnicą, że w Ameryce zabijano się najczęściej, by rozstrzygnąć osobiste porachunki, a w Polsce tragiczne starcia zbrojne wynikały z walki klasowej i politycznej o władzę robotniczo-chłopską”.

Rezultatami „naukowych badań” mjr Skwarka zajmowały się sądy nawet w PRL-u. Np. w 1978 r. Sąd Wojewódzki w Kielcach orzekł: "

Nie są prawdziwe wiadomości zawarte w książce Stefana Skwarka "Ziemia Niepokonana" [...] stwierdzające, że Zenon Krzekotowski pseudonim "Kowal" lub "Topol-ski" [żołnierz AK] był agentem Gestapo, że w tym charakterze działał na szkodę Polski, zwłaszcza przez zwalczanie organizacji lewicowych i wydawanie w ręce gestapo [...] i że był spokrewniony ze zmarłym hitlerowskim dygnitarzem Hermanem Goeringiem."

Innym autorem z rodowodem UB, był ppłk UB Ryszard Nazarewicz. Nazarewicz przebywał w czasie okupacji sowieckiej 1939-1941 we Lwowie; później znalazł się w Warszawie, a od 1943 r. był oficerem sztabu III Brygady AL im. gen. Józefa Bema (w okręgu Częstochowa). Po wejściu do Polski Armii Czerwonej Nazarewicz został funkcjonariuszem w Miejskim Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi, gdzie szefem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa był inny „partyzant” z Gl-AL Mieczysław Moczar. Według danych resortowych Nazarewicz jako członek UB brał udział "w okresie od dnia 21.II.1945 r. do dnia 31.XII.1947 r. [...] w walce z bandami i reakcyjnym podziemiem". Pozostawał funkcjonariuszem MBP do 30.X.1959 roku, kiedy z "resortu" przeszedł do walki na "froncie ideowym".

W jednej z publikacji Nazarewicz poddał „analizie” materiały niemieckiej policji, tzn. pięć dokumentów korespondencji między placówkami Sicherheitspolizei (Sipo) i Sicherheitsdienst (SD) w Generalnym Gubernatorstwie powstałych od 25 czerwca do 11 października 1944 r. i na tej podstawie uznał istnienie kontaktów między członkami NSZ (Herbertem Jurą vel Augustyniakiem „Tomem”, Wiktorem Gostomskim, Otmarem Wawrzkowiczem, Władysławem Kołacińskim „Żbikiem”) a gestapo, nawiązanych w celu zwalczania komunistów. Nazarewicz twierdził również, że oddziały NSZ likwidowały Żydów. Na podstawie zebranych materiałów wydedukował – choć nie można wykluczyć, że tezę swego artykułu wykoncypował wcześniej: „Bliskość ideologii obozu, który zrodził NSZ i ideologii hitleryzmu prowadziła do zbliżenia ich interesów politycznych i bieżących”.

Ryszard Nazarewicz i Stefan Skwarek najpierw czynnie pomagali sowieckim organom utrwalać "władzę ludową" w Polsce, z przysłowiowym naganem w ręku, a następnie, po pokonaniu wroga wewnętrznego, czyli tak zwanej "reakcji", zajęli się opisywaniem historii własnych wyczynów, gloryfikując siebie, i denuncjując swoje ofiary, które nie miały możliwości prostowania oszczerstw - ponieważ zostały przez członków lewicy zamordowane lub zastraszone, oraz pozbawione możliwości publikacji.

Wedle „Gwardzisty” (organu GL) oddziały partyzanckie GL miały w 1943 roku wykoleić ponad 100 pociągów, zniszczyć 36 stacji kolejowych, stoczyć ponad 200 większych bitew z Niemcami, w których miało zginąć 1400 Niemców, w tym 4 generałów. Weryfikacja tych liczb jest utrudniona, ze względu na niedokładne informacje dotyczące czasu i miejsca wykonanych akcji. Wiadomo natomiast, że w czasie niemieckiej okupacji został zabity tylko jeden niemiecki oficer w stopniu generała. Był to gen. Kurt Renner, który zginął 26.08.1943 r. w zasadzce urządzonej przez oddział NSZ plut. Tomasza Wójcika „Tarzana”. Tę akcję chcieli po wojnie przypisać sobie komuniści. W 1970 r. ukazała się książka „Do końca wierni. PPR, GL-AL w okręgu radomskim”, w której autor Stefan Skwarek przedstawił główne tezy swojej dysertacji doktorskiej obronionej w Wyższej Szkole Nauk Społecznych KC PZPR (promotor Henryk Słabek, recenzenci: Maria Turlejska i Władysław Góra). Stefan Skwarek napisał, że zamach na Rennera zorganizował jeden z członków Gwardii Ludowej [Władysław Mazur „Skarga” z GL] który pozyskał część ludzi ze specjalnej bojówki NSZ i zorganizował zasadzkę na szosie Ożarów – Ćmielów w lesie budzińskim na przejeżdżające samochody hitlerowskie. Został wówczas zabity generał i siedmiu wyższych oficerów żandarmerii hitlerowskiej (…) dowództwo NSZ zlikwidowało uczestników akcji.

W książkach Skwarka i Nazarewicza nie ma natomiast informacji o takich akcjach:

„Ulica Poznańska, 1944 rok. Miała wówczas miejsce wspólna akcja Abwehry, NKWD i wywiadu AL przeciw archiwum Delegatury Rządu RP na Kraj. 7 osób z Delegatury zamordowano. W akcji wzięli udział m.in. późniejszy PRL-owski generał Jerzy Fonkowicz i Wincenty Romanowski – po wojnie pułkownik śledczy Informacji Wojskowej, a także szwagier marszałka Żymierskiego. Archiwum składało się z dwóch części – antyniemieckiej oraz antykomunistycznej. Niemcy zabrali swoją część, a resztę Marian Spychalski wywiózł potem samolotem do Moskwy”.

Inny funkcjonariusz UB Stanisław Wałach opisywał walki sił bezpieczeństwa z podziemiem niepodległościowym na Śląsku i Podkarpaciu od wiosny 1946 r. do września 1947 r. i starał się przy tym dowieść kontaktów księży katolickich z żołnierzami podziemia. Przemilczając zbrodnię katyńską, Wałach sugerował, że „starą szkołą” stosowaną przez żołnierzy NSZ było wykonywanie „z przyjemnością” wyroków śmierci za pomocą strzałów w tył głowy.

Historykiem został też Tadeusz Walichnowski, pracownik bezpieki, zwolniony z MSW w styczniu 1969 r. W swoich ustaleniach – opartych na jednostronnych materiałach źródłowych przechowywanych w Archiwum Zakładu Historii Partii, archiwach KBW, MSW, Sądu Specjalnego MON i CAW – skoncentrował się przede wszystkim na sprawach związanych z walką komunistów z polskim podziemiem po 1944 r. w skali całego kraju.

Od lat 70. w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zaczęto opracowywać tzw. charakterystyki, prze-znaczone do użytku wewnętrznego i opatrzone klauzulą tajności. Były to swoiste opracowania naukowe stworzone przez pracowników służb bezpieczeństwa, oparte na tajnych aktach zgromadzonych w trakcie rozpracowywania organizacji niepodległościowych, a także w oparciu o inne materiały archiwalne i literaturę przedmiotu. W latach 80. jedynie nieliczni funkcjonariusze systemu wiedzieli o ich istnieniu. Dopiero w latach 90. stały się one dostępne szerszym kręgom badaczy.

Andrzej Paczkowski, który studiował na Wydziale Historycznym UW w drugiej połowie lat 50., wspomina:

o powojennej partyzantce niepodległościowej, czyli o ,,reakcyjnych bandach”, nic nie wiedziałem. Ani z domu, ani ze szkoły, ani – nawet – z uniwersytetu. Dopiero na ostatnim roku studiów eksperymentalnie wprowadzono nam jednosemestralny wykład z historii Polski Ludowej, co było zresztą koszmarne…[…] Parę osób prowadziło [zajęcia]. Słabek [Henryk, zatrudniony w latach 1956-57 w Wyższej Szkole Marksizmu-Leninizmu, następnie w Wyższej Szkole Nauk Społecznych, historyk ruchu robotniczego], Drukier [Bolesław, aktywista ZPP, naczelnik Wydziału Informacji Politycznej w Ministerstwie Informacji i Propagandy w latach 1945-47, historyk ruchu robotniczego] i ktoś tam jeszcze, już nie pamiętam. To było beznadziejne. Kiepsko wysławiali się, czytali jakieś skrypty. Byłem już na piątym roku studiów, to był rok 59/60, miałem za sobą wykłady mistrzów takich jak Manteuffel czy Kieniewicz, więc to, co mówili ci „faceci”, chyba z Zakładu Historii Partii, było niepoważne…

Mimo takiej druzgocącej oceny historyków z wykształceniem uniwersyteckim, „naukowcy” z ubeckimi rodowodami funkcjonowali do końca PRLu. Ofiarami działalności takich historyków są całe pokolenia Polaków, których świadomość historyczna została wypaczona i zafałszowana.

Po 1989 r. zaczął się okres rzetelnych badań naukowych i odkłamywania najnowszych dziejów Polski, ale nie przeprowadzono rzetelnej krytyki najważniejszych publikacji historyków partyjnych, traktując je jedynie jako skansen minionej epoki. Ten brak rozliczenia z historiografią PRL po 1989 roku spowodował, ze niektórzy dalej traktują publikacje partyjnych historyków PRL-u jako wynik poważnych badań naukowych. Jak słusznie zauważył Grzegorz Motyka "książki tego typu [przedstawiające obraz podziemia antykomunistycznego] w okresie PRL-u były wydawane w masowych nakładach. Wiele z nich [...] przez lata znajdowały się w wykazach lektur szkolnych. Niewątpliwie oddziaływały na świadomość społeczną i byłoby naiwnością sądzić, że nie pozostał po nich żaden ślad. Warto zadać pytanie, na ile dziś wpływają na ocenę PRL. 

***

W roku 1985 ukazała się w Polsce praca doktorska Włodzimierza Wiktora Borodzieja pt. "Terror i polityka. Policja niemiecka a polski ruch oporu w G[eneralnym] G[ubernatorstwie] 1939-1944". Promotorem tej pracy był prof. Marian Wojciechowski, wieloletni członek Komitetu Redakcyjnego kwartalnika historii wojskowości Wojskowy Przegląd Historyczny, długoletni członek Komitetu Redakcyjnego kwartalnika KC PZPR „Z pola walki”, w którym publikowano artykuły na temat historii polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego i komunistycznego, w latach 1981 – 1992 naczelny dyrektor Archiwów Państwowych. Doktorant nie skorzystał jednak z najważniejszych dokumentów archiwalnych znajdujących się w zbiorach polskich, a wtedy już przynajmniej częściowo dostępnych, takich jak np. dokumenty Polskiej Partii Robotniczej, komunistycznej partyzantki, NSZ czy AK. Wykorzystał natomiast obficie opracowania mjr. Stefana Skwarka, oraz publikacje ppłk UB Ryszarda Nazarewicza, na podstawie których opisał stosunki panujące między podziemiem niepodległościowym (londyńskim) a komunistyczną konspiracją. Przywołał m.in. tezę o "rozpętaniu" przez NSZ "wojny domowej" w lecie 1943 r., będąca klasycznym produktem propagandy komunistycznej, do dzisiaj bezkrytycznie powielanym. Na poparcie tej tezy Borodziej podał przykład "głośnego wymordowania oddziału GL pod Borowem" (pow. Kraśnik). Wydarzenia w Borowie (9 sierpnia 1943 r.) urosły w "Terrorze i polityce" do symbolu zbrodni popełnionych na komunistach przez NSZ. Oddział NSZ rozstrzelał tam faktycznie ok. 30 członków grupy GL. Przeprowadzone po 1989 roku badania wykazały natomiast, iż większość wspomnianych gwardzistów to członkowie bandy rabunkowej Józefa Liska "Liska", którzy wcześniej bezkarnie rabowali i mordowali w okolicy.

Jest zupełnie zrozumiałe, że książka Borodzieja po ukazaniu się w 1985 r. nie spotkała się z poważniejszą krytyką, bowiem ze względu cenzurę prewencyjną, funkcjonującą w Polsce do 1989 r., swobodna dyskusja nad głównymi tezami książki była po prostu niemożliwa. Natomiast później, już po upadku komunizmu, krytyczne ustosunkowywanie się do dzieł historiografii PRL uznano za zajęcie pozbawione większego sensu.

Jednocześnie opublikowano wiele dokumentów, skrywanych w archiwach KC PZPR, które nie tyle uzupełniały dotychczasową wiedzę, ile ujawniały fałszerstwa i manipulacje rozpowszechnione w historiografii PRL. Te publikacje dyskwalifikują wartość pracy W. Borodzieja. Jednak autor zdecydował się wydać swoje dzieło w 1999 r. w RFN, pod tytułem "Terror und Politik. Die deutsche Polizei und die polnische Widerstandsbewegung im Generalgouvernement 1939-1944". We wstępie informuje niemieckiego czytelnika, że jego książka wytrzymała próbę czasu i wszystkie zawarte w niej twierdzenia są aktualne. W. Borodziej zupełnie zlekceważył cały dorobek naukowy ostatnich lat, pozostając przy cytowaniu książek autorów takich jak Ryszard Nazarewicz, Stefan Skwarek czy też innych PRL-owskich historyków.

Zdaniem Bogdana Musiała, „opublikowanie tej książki w Niemczech przynosi szkodę Polsce, gdyż tamtejsi historycy nie znają źródeł, literatury dotyczących poruszanego przez autora tematu, a zatem nie są w stanie zweryfikować tez i twierdzeń zawartych w książce. W ten sposób popłynęła w świat narracja o "zbrodniarzach i zdrajcach" z polskiego "prawicowego" podziemia, którzy rozpętali w Polsce "wojnę domową" i którzy - ze "zrozumiałych" względów - byli likwidowani i prześladowani po wojnie przez UB, oraz o "patriotycznej" działalności "polskiej lewicy" z PPR i GL-AL. Przemilczana została natomiast informacja, że PPR została założona przez NKWD i Komintern na rozkaz Stalina i wykonywała na terenie Polski (wraz z GL-AL) zadania zlecone przez swoich mocodawców. […] Włodzimierz Borodziej, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, postrzegany jest w Niemczech jako postępowy, prawdziwie europejski i krytyczny historyk, specjalista od stosunków polsko-niemieckich, w szczególności od historii wypędzeń. Ale zabiera głos także w kwestiach komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, kolaboracji oraz polskiej pamięci historycznej.”

Ojciec Włodzimierza Borodzieja, Wiktor Borodziej w latach 1962 – 1965 był wywiadowcą rezydentury wywiadu SB w Berlinie o pseudonimie Albert, a w latach 70. był oficjalnie attaché kulturalnym w ambasadzie PRL w Wiedniu oraz – nieoficjalnie – rezydentem wywiadu w stolicy Austrii. Być może te fakty tłumaczą dlaczego prof. Włodzimierz Borodziej długie lata po upadku PRL nadal powiela i utrwala tezy komunistycznej propagandy.

Dopóki historię Polski, czy stosunków Polski z sąsiadami będą pisać komunistyczni propagandziści nierozliczeni przez rzetelnych naukowców za swoją "twórczość“ w systemie komunistycznym, będzie to miało negatywne konsekwencje dla polskiej historiografii.



***

Przy pisaniu notki autorka korzystała z następujących publikacji:

1. https://www.tvp.info/53901057/lewica-chce-likwidowac-ipn-smiszek-dosc-szczucia-czas-powolac-cos-pozytywnego

2. Piotr Gontarczyk, Polska Partia Robotnicza. Droga do wladzy 1941 -1944, Wyd. Fronda, Warszawa 2008

3. Przemówienie prezesa ZBoWiD Janusza Zarzyckiego, „Za wolność i lud” 1963, nr 21, s. 8.

4. Stefan Skwarek, Na wysuniętych posterunkach. W walce o władzę ludową na Kielecczyźnie (1944–1954), Warszawa 1977

5. Ryszard Nazarewicz, Drogi do wyzwolenia, Warszawa 1979,

6. R. Nazarewicz, NSZ na Kielecczyźnie w świetle materiałów Sicherheitspolizei, „Najnowsze Dzieje Polski” 1960, nr 4, s. 88.

7. Stanisław Wałach, Był w Polsce czas..., Kraków 1971,

8. T. Walichnowski, U źródeł walk z podziemiem reakcyjnym w Polsce, Warszawa 1975,

9. Wybór wydarzeń z dziejów walk w obronie władzy ludowej w Polsce w latach 1944–1952, red. T. Walichnowski, Warszawa 1985,

10. Janusz Kurtyka, Światy przeciwstawne: komunistyczna bezpieka wobec podziemia niepodle-głościowego, „Pamięć i Sprawiedliwość” 2004, nr 1, s.20

11. Andrzej Nowak, Z żoliborskiej perspektywy. Rozmowa o życiu i historii najnowszej z profesorem Andrzejem Paczkowskim [w] „O historii nie dla idiotów”, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2019, s. 170-229

12. Bogdan Musiał, Casus profesora Borodzieja a stan polskiej historiografii, Arcana nr 46(4)-47 (5) (2002), s. 303-312)

13. Bogdan Musiał, Niewinny Stalin i źli Polacy, Rzeczpospolita 01-05-2008 https://www.rp.pl/artykul/128621-Niewinny-Stalin-i-zli-Polacy.html

14. Włodzimierz Borodziej, Terror i polityka. Policja niemiecka a polski ruch oporu w GG 1939–1944, Warszawa 1985, s. 196, przyp. 213, s. 232.

15. Dariusz Małyszek, Narodowe Siły Zbrojne w PRL i na emigracji w latach 1945-1989 w świetle historiografii, publicystyki, literatury oraz filmu, Pamięć i Sprawiedliwość 5/2 (10), 245-291, 2006


wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka