„Polacy chwalą się największą liczbą drzewek w Jad Waszem. 6620 na 31 milionów polskich katolików w II Rzeczpospolitej. Jedna osoba na 4500 ludzi wyciągała pomocną dłoń. Co za wstyd! - mówi dramaturg Łukasz Chotkowski, który z reżyserką Mają Kleczewską pracuje nad spektaklem "Malowany ptak" na podstawie głośnej książki Jerzego Kosińskiego. Premiera za tydzień.”
Powyższe zdania pochodzą z opublikowanego dzisiaj wywiadu: http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,21509257,chotkowski-sprawiedliwi-wsrod-narodow-swiata-ktorymi-tak-bardzo.html.
Pragnieniem Chotkowskiego jest ''by naród polski oczyścił się ze wstydu".
[…] Dla Polski, która się wyrzekła kilku milionów swoich obywateli, to zwykła hańba. Sąsiedzi patrzyli, jak mordowano sąsiadów i im nie pomogli. Przeraża mnie to chwalenie się przez Polaków największą liczbą drzewek w Jad Waszem. 6620 drzewek na 31 milionów polskich katolików II Rzeczpospolitej. Jedna osoba na każde 4500 ludzi wyciągała pomocną dłoń. Co za wstyd!
Zapiekli w swoim uporze Polacy nie chcą słyszeć o swoim antysemityzmie ani o tym, że zdarzyło im się także mordować Żydów. [….] Polacy nie chcą przyznać, że nicnierobienie w obliczu Zagłady było działaniem, które przyczyniło się do śmierci Żydów.
Zastanawiam się czy dramaturg Chotkowski jest człowiekiem podłym czy ignorantem. Przyjmuję wersję korzystniejszą dla Chotkowskiego - jest ignorantem, więc wyjaśniam uprzejmie ignorantowi co następuje:
1. Kapituła Instytutu Yad Vashem stosuje następujące kryteria przyznawania odznaczenia „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” :
· Uratowany musi być Żydem, a osoba, która ocaliła mu życie, nie może być narodowości żydowskiej.
· Z uratowaniem życia nie mogła się wiązać jakakolwiek rekompensata dla wybawcy.
· Udzielenie pomocy musiało wiązać się z jakimś ryzykiem dla życia lub wolności wybawcy.
Aby wiedza o ratującym Polaku mogła dotrzeć do kapituły medalu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, ratowany Żyd
· musiał przeżyć wojnę.
· musiał chcieć zadośćuczynić swoim dobroczyńcom,
· a wreszcie znać ich tożsamość i aktywnie starać się o przyznanie im medalu.
Musiał, także po wojnie, pozostać przy swej narodowej bądź religijnej tożsamości i uznać Instytut Yad Vashem za naturalne miejsce do składania stosownej relacji.
Tylko uratowany Żyd może być świadkiem występującym przed Yad Vashem.
Tymczasem wielu uratowanych nie przeżyło wojny. Wielu, ze względów bezpieczeństwa, nie mogło znać nazwisk osób, które ich ratowały. Swojej przeszłości nie znali ci, którzy jako maleńkie dzieci trafiły do polskich rodzin. Wśród uratowanych byli również tacy, którzy po prostu, z różnych względów nie chcą mówić głośno o swojej historii. Po wojnie uratowani nie chcieli zapewne pamiętać o swojej traumie ani o wszystkim, co kojarzono z latami okupacji, w tym o Polakach – obcych wybawcach, którzy stawali się coraz odleglejszym wspomnieniem.
Żydzi, którzy przeżyli wojnę i dali świadectwo prawdzie, to ułamek spośród tych, którzy podjęli próbę opuszczenia getta (z warszawskiego getta liczącego ok. 400 tys. ludzi wyszło 25 tys.). Bo żeby Polak mógł pomóc Żydowi, ten musiał najpierw wyjść z getta bądź uciec z transportu.
2. Należy zdawać sobie sprawę, że lista „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata” nie prezentuje wszystkich Polaków ratujących Żydów. Ta lista nie jest kompletna. Rodziny Kowalskich, Kosiorów i Obuchiewiczów, a także Skoczylasów z miejscowości Ciepielów nie otrzymały medalu „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”. Niewielu wie, że w pierwszych dniach grudnia 1942 r. żandarmeria niemiecka na oczach sąsiadów wymordowała rodziców i ich dzieci, a także ratowanych Żydów. Zginęli w męczarniach, spaleni żywcem we własnych zabudowaniach. Najmłodsze dziecko Obuchiewiczów miało 7 miesięcy. Mimo tej tragedii w okolicznych wsiach nadal ratowano uciekinierów z getta.
Medalu „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata” nie dostała również rodzina Filipków z Tokarni. W styczniu 1944 r. na strychu w domu Filipków Niemcy znaleźli żydowską rodzinę: trzy kobiety z dwójką dzieci i dwóch mężczyzn. Najstarszy z nich, Samuel Sterling, był przed wojną właścicielem sklepiku w Krzczonowie. Żołnierze wywieźli wszystkich Żydów do Jordanowa i tego samego dnia rozstrzelali. Katarzyna Filipek została aresztowana 4 lutego, i 21 lutego 1944 r. skazana na śmierć przez sąd Sąd Doraźny w Zakopanem; została rozstrzelana 6 marca pod Nowym Targiem razem z dwiema kobietami też oskarżonymi o udzielanie pomocy Żydom. Pozostawiła siedmioro dzieci, które do jesieni 1985 roku nie wiedziały jaki los spotkał ich matkę. W 1985 roku w trakcie śledztwa Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w sprawie zbrodni gestapo zakopiańskiego w latach 1939–1945 ustalono m.in. gdzie została pochowana Katarzyna Filipkowa.
3. Ważne jest też sprecyzowanie słowa „pomoc”. Pomocą było wzięcie do domu na utrzymanie rodziny żydowskiej, ale także wynajęcie jej pokoju czy poddasza za pieniądze, co dziś nazwalibyśmy jedynie usługą handlową. Pomagał również chłop, który pod osłoną nocy przewoził Żyda z jednego domu do drugiego. Pomagali ci Polacy, którzy przekazywali pożywienie ludziom idącym w kolumnie z getta do pracy. Ukrywający się Żydzi otrzymywali pomoc medyczną od lekarzy.
4. Ale za pomoc należy uznać również zachowania które nie spełniają kryteriów podanych przez Instytutu Yad Vashem. Tytuł „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata” może dostać tylko ktoś, kto świadczył pomoc bezinteresownie, tzn. nie przyjmował pieniędzy. Jest jasne, że uboga rodzina nie mogła latami samodzielnie łożyć na utrzymanie całych żydowskich rodzin (kilku czy kilkunastu osób) – musiała korzystać z pieniędzy ludzi, których ratowała. Nie można zapominać o racjonowaniu żywności – zastosowany przez okupanta system kartkowy wymuszał kupowanie żywności dla ukrywanych osób na czarnym rynku.
5. Jeden z badaczy Holokaustu prof. Antony Polonsky stwierdził, że aby uratować jedną osobę żydowskiego pochodzenia w czasie II wojny światowej, potrzeba było przynajmniej dwóch lub trzech osób. „To daje cyfrę między 160 tys. a 360 tys. Polaków, którzy z narażeniem swojego życia i życia członków swoich rodzin pomagali ocalić Żydów” – konkluduje prof. Polonsky. Hanna Krall wymieniła 45 osób, które udzieliły jej schronienia podczas okupacji. Wg Gunnara Paulssona w samej tylko Warszawie w uratowaniu około 28 tysięcy ukrywających Żydów mogło brać bezpośredni udział około 70 – 90 tysięcy warszawiaków.
Historycy szacują, ze od 1942 roku z gett, obozów i pociągów uciekło około 250 tysięcy Żydów. Spośród nich wojnę przeżyło co najmniej 50-60 tysięcy. Tym ludziom pomocy udzieliło co najmniej 300 tysięcy Polaków. Teresa Prekerowa oceniała, że w różne formy pomocy Żydom zaangażowanych było 360 tys. Polaków; wg Władysława Bartoszewskiego - „przynajmniej paręset tysięcy”. Zdaniem Jana Żaryna liczba Polaków uczestniczących pośrednio lub bezpośrednio w akcji ratowania Żydów mogła sięgnąć miliona.
6. Do dzisiaj nie została ustalona dokładna liczba osób straconych przez Niemcow za udzielanie pomocy Żydom. W publikacji "Those who helped. Polish Rescuers of Jews during the Holocaust " prokuratorzy IPN podają 704 nazwiska osób zamordowanych za udzielanie pomocy Żydom. Nie jest to jednak lista kompletna, gdyż nie znajdują się na niej nazwiska osób zamordowanych we wsiach spacyfikowanych przez Niemców za niesienie pomocy Żydom.
Anna Poray-Wybranowska w opublikowanej w USA książce Those Who Risked Their Lives (Chicago, kwiecień 2008) przedstawiła wyniki swojej trzydziestoletniej pracy: ponad 5 tys. nazwisk Polaków zamordowanych przez Niemców za ratowanie Żydów oraz tysiące krótkich biogramów. Znalazły się tam zarówno odszukane przez autorkę nazwiska osób, których jerozolimski Instytut Yad Vashem nie uznał z powodów proceduralnych, jak i lista uhonorowanych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Autorka podejmowała wielokrotnie starania o uznanie przez stronę izraelską zasług Polaków zabitych za pomaganie Żydom, jednak wymagania Instytutu Yad Vashem nie pozwoliły jej doprowadzić części spraw do końca (podstawowy warunek – złożenie przez osobę uratowaną zeznań w Izraelu – nie może zostać spełniony np. w przypadkach rozstrzelania Żydów wraz z ukrywającymi ich Polakami).
7.Dowodem szczególnej ignorancji dramaturga Chotkowskiego jest taki tekst:
W Polsce przed wojną mieszkało 35 milionów ludzi, w tym 3,5 miliona Żydów. Przez 700 lat byli sąsiadami, współpracownikami, kolegami, nieraz przyjaciółmi. Wszyscy znali się, szczególnie w małych miejscowościach, z imienia i nazwiska. I kiedy do Polski wkraczają Niemcy, nagle stają się sobie obcy.
Nie sposób zrozumieć drugiej wojny światowej w Polsce, a tym samym pojąć stosunki polsko-żydowskie, realia zagłady i warunki ratowania Żydów, bez świadomości, że w przeddzień wybuchu drugiej wojny światowej Polska była państwem wielonarodowym, w którym – obok Polaków – nie licząc pomniejszych grup etnicznych, żyli Ukraińcy, Białorusini i kastowa społeczność polskich Żydów. Szacuje się, że w momencie wybuchu drugiej wojny światowej mieszkało w Polsce 3.474.000 Żydów. Żydem był co dziesiąty obywatel II RP. Takich statystyk nie znajdujemy w żadnym innym europejskim kraju. Dla porównania, Żydzi stanowili zaledwie 1,6% mieszkańców ZSRR, 2,4% - Czechosłowacji, 4,5% - Rumunii, 4,5% - Węgier, 0,8% - Bułgarii, 0,5% - Jugosławii, 0,8% - Francji, 1,2% - Belgii, 1,7% - Holandii, 0,2% - Danii i 0,1% - Norwegii.
W niektórych miasteczkach wschodniej Polski ludność żydowska stanowiła większość. Także w dużych miastach, takich jak Warszawa, Łódź, Wilno, Lwów, Żydzi stanowili około jednej trzeciej mieszkańców. Była to społeczność o silnym, historycznie ukształtowanym poczuciu odrębności i niechęci do asymilacji. Te czynniki okazały się decydujące dla losów ludności żydowskiej w chwili rozpoczęcia przez Niemcy akcji eksterminacji Żydów podczas II WW (tzw. akcja Reinhard).
Szczegółowo przedstawiła ten problem Teresa Prekerowa w książce „Żegota. Konspiracyjna Rada Pomocy Żydom 1942-1945”:
„Istniejące w tak ograniczonym zakresie związki z polskością i Polakami stały się dla ludności żydowskiej niezmiernie ważne podczas okupacji. Skoro ukryć się można było tylko wśród Polaków i z ich pomocą, warunek stanowić musiała znajomość języka polskiego, obyczajów i środowiska. Niestety, tylko drobna część społeczeństwa żydowskiego – nie więcej niż kilka jego procent – mogła w oparciu o tę znajomość podjąć choćby próbę przetrwania. Nieporównanie większe możliwości miały osoby żydowskiego pochodzenia uważające się od lat i uważane przez otoczenie za Polaków, tkwiące całkowicie w polskim życiu i kulturze. […]Aczkolwiek w okresie 1918 – 1939 proces asymilacji kulturowej posunął się naprzód, objął on tylko nieznaczną część społeczeństwa żydowskiego.”
W 2010 roku książka Teresy Prekerowej ukazała się w Paryżu pt. „Zegota, commision d’aide aux Juifs”. Autorem tłumaczenia jest pochodzący z Warszawy, ze zasymilowanej rodziny żydowskiej prof. Marian Apfelbaum. Profesor Apfelbaum poprzedził książkę Prekerowej obszerną, rzeczową przedmową. Jej pierwsze zdania brzmią tak:
„Stereotyp, któremu przeciwstawia się ta książka, może być przedstawiony w formie sylogizmu:
- Polacy byli antysemitami.
- Miliony Żydów zostały wymordowane w Polsce.
- Zatem Polacy wymordowali miliony Żydów (albo co najmniej w tym współdziałali).
Tłumaczenie tej książki jest początkiem spłaty długu.
Pochodząc z rodziny żydowskiej w Warszawie – czy raczej z polskiej rodziny religii żydowskiej, a książka pokazuje, że to rozróżnienie miało znaczenie dla przeżycia – zostałem uratowany wraz z moją rodziną dzięki łańcuchowi polskiej solidarności.”
8. Kwestia donosów. Dramaturg Chotkowski mówi z bezbrzeżną pogardą i nienawiścią:
Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, którymi tak bardzo lubimy się chwalić, najbardziej się bali polskich sąsiadów. Bali się, że sąsiedzi doniosą na nich Niemcom.
Proponuję dramaturgowi Chotkowskiemu, aby poszerzył swoją wiedzę przez lekturę np. rozporządzeń wydawanych przez niemieckich starostów w Generalnej Guberni, po rozpoczęciu przez Niemców systematycznej eksterminacji całych żydowskich gmin. Zwracam uwagę, że ci starostowie rekrutowali się przeważnie z niemieckich urzędników i mieli z reguły wyższe wykształcenie prawnicze, nierzadko z tytułami doktorskimi. To nie byli prymitywni esesmani lub podrzędni funkcjonariusze policji czy też jacyś bliżej nieokreśleni naziści. Oni uważali się za ūbermenschów, którym przypadła rola zarządzania Polakami. No więc poczytajmy co też pisali ci ūbermensche:
Np. Hubert Kul, starosta w Białej Podlaskiej, niedoszły prawnik, zarządził „wysiedlenie” Żydów z Białej podlaskiej z dniem 26.09.1942 r. ogłaszając równocześnie, że:
„osoby które udzielają schronienia Żydom lub też świadomie przemilczą ich miejsce pobytu, podlegają najsurowszej karze bez względu na wiek”.
Tym samym Kul zakazał urzędowo nie tylko udzielania pomocy Żydom, lecz uczynił donos obowiązkiem pod groźbą najsurowszej z kar, czyli kary śmierci.
Szef policji i SS w Generalnym Gubernatorstwie Friedrich Wilhelm Kruger ujednolicił „ustawowo” polowanie na Żydów wydając specjalne rozporządzenie. Paragraf 8 tego rozporządzenia głosił, że
„każdy kto zbiegłym Żydom udzieli schronienia lub im pomoże w inny sposób (np. dostarczy zywności) podlega karze śmierci". Kruger wprowadził również obowiązek denuncjacji zbiegłych Żydów pod groźbą „surowej kary”.
Takie ogłoszenia i rozporządzenia rozlepiano we wszystkich wsiach i miasteczkach okupowanej Polski. Jednocześnie wszyscy sołtysi byli zmuszeni podpisać zobowiązanie, że „wszyscy pojawiający się Żydzi zostaną zatrzymani i odstawieni do najbliższego posterunku żandarmerii lub policji” oraz, że „mają wiedzę, iż są odpowiedzialni za wywiązanie się z tego zobowiązania, a za niewłaściwe wywiązanie się ponoszą pełna odpowiedzialność.”
Cytowane powyżej przykłady niemieckich rozporządzeń pochodzą z artykułu dr Bogdana Musiała „Prowokacja, podwójne standardy i zakłamanie” opublikowanego w tygodniku „Uważam Rze”, nr 2/2011, str 38-41.
Denuncjacje są plagą każdego normalnego społeczeństwa. Tymczasem Niemcy na terytorium okupowanej Polski dzięki takim rozporządzeniom nie tylko stworzyli cały system denuncjacji, ale uczynili donosicielstwo obowiązkiem pod groźbą surowych kar. W rezultacie podczas okupacji donosy stały się plagą, a ofiarami tej plagi byli nie tylko Żydzi ale również Polacy. Jak napisał dr Musiał:
Niemcy dbali o to, by świadomość konsekwencji udzielenia pomocy Żydom była powszechna, a życiowe doświadczenie i znajomość natury ludzkiej, jak też nagłaśniane przez okupanta fakty represji, generowały strach przed donosem i nakazywały zachowanie ostrożności. Ale powszechność strachu przed donosem nie jest równoznaczna z tym, że w okupowanej Polsce więcej niż ułamek procenta społeczeństwa parał się donosicielstwem. Jeden procent przedwojennej populacji Polski to ok. 300 tys. ludzi. Jak dotąd nikt nie dostarczył dowodów, że w Polsce lat okupacji było 300 tys. donosicieli. Było ich więc najpewniej mniej niż 1 proc. Ułamek procenta to − moim zdaniem − za mało, by czynić ogół społeczeństwa odpowiedzialnym za to zjawisko.
Było bardzo wielu takich którzy donosili chętnie, wręcz z upodobaniem. Niektórzy z tych donosicieli praktykowali swój proceder również w PRLu. Ta plaga donosicielstwa zainicjowanego w czasie okupacji miała również świetne warunki rozwoju w PRLu. Dlatego żyje wśród nas wielu donosicieli esbeckich, którzy nie tylko, że nie ponieśli żadnej kary, ale nie wykazują żadnej skruchy za swoje wredne postępowanie. A niektórzy nawet chodzą w glorii „autorytetów moralnych” i wypowiadają się na łamach tej gazety, która ochoczo drukuje wywiady z dramaturgiem Chotkowskim.
***
Przy pisaniu notki autorka korzystała z publikacji:
1. Teresa Prekerowa: Konspiracyjna Rada Pomocy Żydom w Warszawie 1942–1945. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 1982
2. Gunnar S. Paulsson: Utajone miasto. Żydzi po aryjskiej stronie Warszawy (1940–1945), Wydawnictwo Znak, Kraków, 2009.
3. Those who helped. Polish Rescuers of Jews during the Holocaust, GKBZpNP - IPN, Warszawa, 1997.
4. Anna Zechenter. Jedenaste: Przyjmij bliźniego pod swój dach. „Biuletyn IPN”. 3 (98), s. 83-84, 2009.
5. Barbara Polak. Biedni Polacy patrzą i ratują (rozmowa z Grzegorzem Berendtem, Markiem Wierzbickim i Janem Żarynem). Biuletyn IPN, 3 (98), 2009.
6. Anna Poray-Wybranowska, Those Who Risked Their Lives, Chicago, 2008
7. Bogdan Musiał, „Prowokacja, podwójne standardy i zakłamanie”, Uważam Rze, nr 2/2011, str 38-41.
PS. autorka dziękuje blogerowi Yassie za zwrócenie uwagi na wywiad z dramaturgiem Chotkowskim.
Inne tematy w dziale Polityka