I znowu siadam przed pustą kartką. I mogę sobie wszystko napisać, świat, ciebie, wreszcie siebie samą. Taką, jaką mogłabym być, jaką być powinnam. Wszystko mogę stworzyć, słowami, wszystko opisać. Zaczarować, naprawić. A potem, gdy już będę miała słowny przesyt, odesłać w zapomnienie…
Słowami mogę zaistnieć, w słowach odejść. Mogę być blisko, o tu, na wyciągnięcie twojej ręki, to znów daleko, po drugiej stronie oceanu…
Mogę być prawdą i kłamstwem, rzeczywistością i marzeniem…
A kiedy ktoś (ty) mnie zapomni, może mnie wcale nie być. Już nigdy mogę nie istnieć, tak jak nie istniałam wcześniej, zanim poznałam słowo „być”, zanim stałam się istnieniem, nim stałam się sobą.
Podobno forma krótka nie zrobi ze mnie pisarki.
Tak jak mała miłość nie zrobi ze mnie kobiety kochanej. Kobiety, która kocha…
***
[..., ale po co?]
... moich słów Nasiona spadły na suchą Glebę i nie wyrosły. To moja wina. E.M.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura