Kiedy umierała miałam 21 lat, 7 miesięcy i 24 dni. Miałam też złamane serce. „Odeszła” – usłyszałam w słuchawce. Nie mogłam uwierzyć, że to już, że to teraz. Przecież jeszcze przed tygodniem… Nad grobem przerażenie (że tyle spraw było ważniejszych) i pustka (po niej).
Kiedy umierał miałam 22 lata, 7 miesięcy i 24 dni. I było mi wszystko jedno. Przecież wcale go nie znałam, „odszedł”. Starsi ludzie odchodzą, gdzieś sobie idą, pozostawiając pustkę i ślady własnego przerażenia, że to już, że to wtedy właśnie.
A potem… słodkie zapomnienie. W końcu wszystko mija.
... moich słów Nasiona spadły na suchą Glebę i nie wyrosły. To moja wina. E.M.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura