Newsweek Polska Newsweek Polska
1534
BLOG

Sadzić, palić, zalegalizować!

Newsweek Polska Newsweek Polska Rozmaitości Obserwuj notkę 12

Czas na legalizację sprzedaży miękkich narkotyków.

 

Słynna einsteinowska definicja obłędu jako uporczywego powtarzania tego samego działania z nadzieją na inny wynik ma znakomite zastosowanie przy próbach wyrugowania z przestrzeni publicznej dopalaczy, trawki, heroiny lub kokainy, słowem – substancji psychoaktywnych. Wyegzekwowanie ogólnopolskiego zakazu sprzedaży jest nierealne, bo tym rynkiem rządzi naturalne prawo podaży i popytu: dopóki są potencjalni klienci, nigdy nie zabraknie sprzedawców.

Oenzetowskie Biuro do spraw Narkotyków i Przestępczości UNODC szacuje, że w zeszłym roku w Polsce legalnie bądź nielegalnie zdobyty narkotyk zażyło przynajmniej raz ok. 350 tys. osób. Lwią część tej narkopopulacji stanowią konsumenci sięgający po kwas, kokę albo trawkę od czasu do czasu, najczęściej podczas imprez towarzyskich. Liczbę trwale uzależnionych konsumentów narkotyków UNODC szacuje w Polsce najwyżej na 75 tys. Narkobiznes – wart na świecie ok. 350 mld dolarów rocznie – żyje więc nie tyle z przypadków klinicznych, ile z normalnej klienteli, pragnącej od czasu do czasu osiągnąć odmienne stany świadomości.

Narkotyk dla mas musi być łatwy do zażycia, szybki w działaniu i tani. Dlatego najgorętszym towarem na narkotykowej giełdzie są syntetyczne substancje psychoaktywne, takie jak tabletki ecstasy czy dopalacze. W zeszłym roku syntetyczny środek psychoaktywny typu ecstasy zażyło na całym świecie od 27,3 do 74 mln osób – więcej, niż sięgnęło łącznie po opiaty (15,1-21,3 mln) i kokainę (15,6-20,7 mln). Na korzyść syntetycznych dopalaczy przemawia też cena. Gram kokainy, wystarczający średnio na trzy razy, na polskiej ulicy kosztuje dziś ok. 200 zł. Przeciętna cena tabletki ecstasy czy dopalacza oscyluje tymczasem w granicach 20-40 zł. Wybór jest więc prosty, również dla handlarzy. Z danych UNODC wynika, że tabletka ecstasy w hurcie kosztuje dziś w Polsce równowartość ok. 1,45 dolara. Na ulicy – już 6,2 dolara, czyli 322 proc. więcej. Na kokainie sprzedawca może tymczasem osiągnąć najwyżej 64 proc. zysku.

Ludzie biorą środki psychoaktywne z ciekawości, z nudów, czasem z bezsilności. Słowem, z tych samych powodów, dla których sięgają po kieliszek lub papierosa. Według Światowej Organizacji Zdrowia na świecie z powodu zażywania substancji psychoaktywnych umiera rocznie około 200 tys. osób. Papierosy zabijają w tym czasie ok. 4,8 mln osób, zaś alkohol – 1,9 mln. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby nie umierał nikt, ale rządy na całym świecie jakoś nie wspominają o zakazie sprzedaży alkoholu lub tytoniu.

Zwolennicy utrzymania zakazu posiadania jakichkolwiek substancji psychoaktywnych natychmiast podnoszą, że po legalizacji trawki zalałaby nas fala narkomanii. Jednak dane z krajów, które zdecydowały się na mniejsze lub większe poluzowanie antynarkotykowej pętli, wskazują, że spożycie narkotyków tam się nie zmienia.

W Portugalii, w której od 2001 roku posiadanie niewielkich ilości trawki lub tabletek ecstasy grozi tylko rejestracją przez policję i propozycją leczenia w razie recydywy, konsumpcja narkotyków wzrosła jedynie o 3,2 proc. Za to wyraźnie, o niemal 9 proc. spadła liczba osób silnie uzależnionych od twardych używek, głównie heroiny. Dlatego w Niemczech Sąd Najwyższy zalegalizował posiadanie marihuany, choć niektóre landy zachowały przepisy o karalności. Polska za to od 10 lat ma restrykcyjną ustawę, która zakazuje posiadania choćby grama jakiejkolwiek substancji uznawanej za narkotyk. W efekcie polskie sądy co roku skazują – zwykle w zawieszeniu lub na karę grzywny – ok. 20-30 tys. osób przyłapanych na posiadaniu trawki, kokainy lub ecstasy. Dilerzy stanowią wśród nich oczywiście ułamek.

O ile większość specjalistów od uzależnień zgadza się, że o legalizacji silnie i szybko uzależniających narkotyków, takich jak heroina czy kokaina, nie może być mowy, o tyle dyskusja nad legalizacją miękkich używek jest otwarta. Sondaże wskazują, że po referendum w listopadzie w Kalifornii marihuana zostanie tam zalegalizowana. W przypadku trawki bowiem argumenty medyczne przemawiają bardziej „za” niż „przeciw” – marihuana ma znikome właściwości uzależniające, jej szkodliwość jest mniejsza od tytoniu i alkoholu, a w niektórych schorzeniach psychicznych i neurologicznych wręcz może pomagać. Dochodzą do tego względy fiskalne. Akcyza na trawkę, dopalacze czy ecstasy mogłaby zasilić budżet setkami milionów złotych rocznie, które poszłyby w całości na antynarkotykową profilaktykę. Dodatkowe oszczędności budżet zawdzięczałby mniejszym wydatkom na walkę z narkotykowym podziemiem. Instytut Spraw Publicznych oszacował w ubiegłym roku, że areszt schwytanych na posiadaniu małych ilości narkotyków, osądzenie, ekspertyzy i wreszcie osadzenie w więzieniu kosztują państwo co najmniej 80 mln zł rocznie. Astronomicznie dużo jak na rachunek za brak skuteczności w walce z narkobiznesem.

Marek Rabij

>>>Czytaj inne opinie publicystów Newsweeka!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości