szpak80 szpak80
260
BLOG

hr. Sforza

szpak80 szpak80 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Taki chyba ciekawy przyczynek do tego co wypełzło w ostatnim czasie, zaraz po ostatnich rozstrzygnięciach. A wypełzło wspólnie: dresiarstwo obu płci - tzw. biesiadne, do kupienia za talerz ośmiorniczek i policzków (wojtki), najmujący ich lumpenproletariat sztetlowy, który uważa się za światłość i elitę społeczeństwa (since 1944) z monopolem na państwowe media, naukę i kulturę etc., na których można "postępowo" popasożytować, przez różnej prowieniencji "ekspertów", wojtki wyższego stopnia (Oscary), pozostające w dyspozycji poważniejszych graczy, dwojakie obediencje, a kończąc na ww. poważnych graczach.

***

Dobrze jest czytać z głową - nie dosłownie, nie jak "Cezary i Wilhelmy"

1932 r., o pracy pewnego hrabiego

"hr. [Carlo] Sforza

"Jednym z ujemmnych skutków osobliwości naszej cenzury jest rozplenienie się t. zw. literatury symbolicznej, która, omawiając zjawiska polityczne, bądź historyczne, bądź współczesne, stara się tak je przedstawić, aby czytelnikowi narzucała się analogja do stosunków polskich. Póki Adolf Nowaczyński w swych gryzących feljetonach ś w i a d o m i e naginał historję dla genjalnych w swym dowcipie porównań (np. sławne po upadku dyktatury hiszpańskiej tłumaczenie Primo de Rivera na "pierwszy z brzegu") - wszystko było w porządku, gdy jednak legjon mniej zdolnych, czasem wręcz nieudolnych pisarzy zaczął z całą powagą dorabiać historjozofję i filozofję polityki do krytyki rządów pomajowych, choćby najsłuszniejszej, gdy troska o skrupulatność poczęła ustępować werwie dziennikarskiej - wytworzyła się atmosfera niezdrowa, utrwalająca w głowach inteligencji polskiej różne płycizny myślowe. Jeszcze jaskrawiej, choć z innych powodów, występował ten objaw w prasie sanacyjnej, która do posunięć przez nią samą nie rozumianych dorabiała teorje, wywołując wspomnienia Batorych, fałszywie zresztą ujęte, lub chrzcząc Konstytucję 3 maja mianem "przewrotu majowego".
Te wszystkie "Cezary i Wilhelmy" doprowawadziły nas do takiej tendencyjności w ocenach, że dziś dzienniki widzą we wszystkiem niemal rodzaj kamyków do procy, przydatnych dla mniej lub więcej bolesnego ugodzenia przeciwnika. Taki też los spotkał, przynajmniej w prasie codziennej, ostatnią książkę hr. Sforzy "Dictateurs et dictatures de l'apres-guerre ") [par le comte Sforza; sixieme edition; Nouvelle Revue Francaise: Paris, Librairie Gallimard. 1931 r. ). Poseł Czapiński przyjął ją z zachwytem jak ewangelję, nie zastanawiając się, że uwielbiony autor traktuje niechętnie przedewszystkiem Polskę, prasa zaś sanacyjna, tak czuła na głos zagranicy np. w sprawie zajść antyżydowskich, tym razem nie zastanawia się nad tem, ile szkody przynosi Polsce książka hr. Sforzy i zbyła ją wulgarnym frazesem o zielonej włoszczyźnie. A jednak książka zasługuje na omówienie. Autor jej był w latach 1920-21 włoskim ministrem spraw zagranicznych w gabinecie Giolittiego, później ambasadorem w Paryżu, po przewrocie faszystowskim nie poddał się Mussoliniemu, lecz po pewnem wahaniu pozostał zagranicą, gdzie napisał: "L 'Enigme chinoise' "Diplomatic Europe since the treaty of Versailles' "Le batisseurs de Europe moderne" i wreszcie tom obecny, który wyszedł jednocześnie po francusku, angielsku i niemiecku i jest czytany skwapliwie na obu półkulach.
Zainteresowanie się hr. Sforzy dyktaturami pochodzi głównie z osobistych przejść włoskich. Rzuca się to w oczy w sposób jaskrawy. O ile omawiając inne dyktatury autor stara się o pozory objektywizmu, o tyle o Mussolinim i faszyzmie mówi z nienawiścią, posuniętą aż do niesumienności, gdy usiłuje np. wmówić w czytelnika, że faszyzm nie ocalił Włoch od bolszewizmu, gdyż ten im nigdy nie groził! Zresztą mniemany objektywizm autora w stosunku do innych krajów demaskuje się dość łatwo. Probierzem ukrytym, ale istotnym jest stosunek omawianych dyktatur do ideologji i organizacji wolnomularstwa światowego. Tak więc, o ile bardzo surowo traktuje Mussoliniego, Alfonsa XIII, Horthy'ego, Hitlera, o tyle absolutyzm Aleksandra Jugosłowiańskiego i dyktaturę Mustafy Kemala Paszy maluje jasnemi barwami: "...Aleksander silnie stawiał swe serbskie nogi na gruncie rzeczywistości, ...jakiekolwiek będą na dalszą metę konsekwencje zamachu stanu, jestem przekonany, że Aleksander się nań zdecydował wyłącznie z uczciwych pobudek"...(str. 131)... "Turcy umieją dzięki Kemalowi zachować z całą skrupulatnością wszystkie zewnętrzne formy "demokracji"... "celem dyktatury Kemala jest usunięcie na zawsze niebezpieczeństwa autokracji w stylu orjentalnym w narodzie, który pragnie się zbudzić do nowego życia" (str. 220). Błędem Kemala jest wypędzenie Greków i Ormian (str. 218) [chodzi o Holocaust Ormian i nie tylko], natomiast chwali się mu, że zrezygnował z krajów arabskich (str. 211 i 21); czyżby chodziło o naftę mossulską? bo przecież Kurdów i Ormjan Ghazi utrzymuje w posłuchu metodami Abdul-Hamida? Oto niektóre z ciepłych słów hr. Sforzy wobec dyktatur, o których powszechnie wiadomo, że są związane z masonerją.

Nie jest moim celem omawianie całej książki hr. Sforzy, uważam, iż są po temu pióra bardziej od mojego kompetentne, zwłaszcza gdy chodzi o sprawy włoskie, rosyjskie i niemieckie, natomiast pragnę, po niezbędnych uwagach wstępnych, przejść do rozdziału VIII: "La dictature polonaise ".
"Dyktatura polska - to Piłsudski. A Piłsudski jest" - zdaniem Sforzy - "anachronizmem najbardziej typowym z całej Europy... Ideologja jego jest ideologja heroicznych lat 1830-31..., więcej, ten socjalistyczny przywódca uosobia w rzeczywistości tradycje szlachty polskiej"... (str. 138). (...)
Jeżeli prasa sanacyjna tak ostro zareagowała na osławione już zdanie Sforzy, że "Piłsudski zdawał mi się zawsze żyjącem uosobieniem maksymy, iż Polska nierządem stoi" (str. 139) to dowiodła, że czytała to zdanie oczami Czapińskiego. Zrozumiała to jako paszkwil na swego wodza: nic mylniejszego.
Sforza nigdzie nie wyraża się o Piłsudskim z nienawiścią, a nawet z niechęcią. Sądzi go surowo, to prawda, później postaram się wyjaśnić dlaczego, ale traktuje go nie tylko bez rozdrażnienia, ale nawet z pewną sympatją, z pewnem charakterystycznem ciepłem. Oto przykład: (str. 140) "Nawet najgorsi jego wrogowie muszą przyznać - albo przyznają wkońcu po jego śmierci - że reprezentuje on żywą tradycję tej szlachty, która była zawsze gotowa do poświęcenia życia i mienia dla wielkiej idei; idei, która ma w sobie pewne piękno"...
Jeszcze ciekawszy jest inny objaw. W książcei wydanej pod koniec 1931 roku, niema ani słowa o Brześciu. Zdziwiło to nawet sanacyjny "Tygodnik llustrowany". "Ten Brześć aż się prosi, by go autor użył za argument przeciwko dyktaturze" ("Tyg. Ilustr." rocznik 1932, Nr 1). Ani słowa o Zagórskim, o Zdziechowskim, Dąbskim, Nowaczyńskim, Mostowiczu, gwałtach wyborczych, nadużyciach, jednem słowem o tem, co głośne było w Polsce i zagranicą, w czarnej broszurze Vanderveldego, w "Populaire" czy "Journal de Debats ". A przecież autor rozwodzi się na wielu stronach nad terrorem faszystów, korupcją, nikczemnościami, których się ma dopuszczać świadomie sam Mussolini. Gdzieindziej (str. 255) wylicza szereg zbrodni, dokonanych w Niemczech przez prawicę. Te rzeczy go interesują, to jasne. Polsce żadnych tego rodzaju zarzutów nie stawia. I taką książkę uważa "Robotnik" za argument przeciw dyktaturze, którą oskarża właśnie o wszystko, co Sforza pomija milczeniem!
"Tygodnik llustrowany" napisał uczciwie: "...żałujemy, że (hr. Sforza) nie pisze raczej o Brześciu jeśli nas już musi atakować, niż żeby w kilku językach świata głosił takie oto rewelacje".

Jakie? Dochodzimy do sedna rzeczy. Książka hr. Sforzy jest czemś zupełnie innem, niż myśli prostoduszny p. Czapiński, prostacki "Express Poranny" czy nawet "Tygodnik Illustrowany" . Nie jest to walka z dyktaturą. Jest to coś dużo gorszego: pod sympatyczną napozór dla polskiej opozycji osłoną kryje się poprostu akcja antypolska.
Proszę zauważyć. Gdziekolwiek autor omawia dyktatury, stara się usilnie zaznaczyć (rzecz zrozumiała u wroga dyktatury), że dyktator nie reprezentuje całego społeczeństwa. Jest Mussolini, ale ale jest i Benedetto Croce, Giolitti, Orlando. Jest kandydat na dyktatora Hitler, ale są i Niemcy Stresemanna. Jest Horthy, ale jest i Jaszi, Alfons XIII, lecz i Unamuno. Brak tych przeciwstawień przy Turcji i Jugosławji, ale tam, jakeśmy mówili, ocena dyktatur jest albo gloryfikująca, albo przynajmniej liryczna. W Polsce sprawa jest niezwykle jasna: "Piłsudski, jakeśmy widzieli, jest najpełniejszym typem polskiej szlachty. Polacy widzą się w nim jak w lustrze" (str. 141).
Uderzające określenie! Zanalizujmy tekst: Pierwsze zdanie mówi o szlachcie. Drugie o Polakach. Jeden termin użyty zamiast drugiego. Czyżby p. Sforza nie wiedział nic o innych stanach? Czy też...? Ale szukajmy dalej.
"Piłsudski, będąc Polską, jest, musi być militarystą i nacjonalistą". Piłsudski będąc Polską...Otóż i gotowy sylogizm. Dla niego, zdaniem mojem, pisano cały rozdział o polskiej dyktaturze. Piłsudski- zdaniem Sforzy -jest anachronizmem... Ale Piłsudski, to Polska, Polska współczesna, niepodległa. Mamy już dwie przesłanki. Wniosek? - Polska jest anachronizmem. No i jeszcze: Polska jest, musi być militarystyczna i nacjonalistyczna...
"Brat" Sforza, którego książki tłumaczą na chiński, japoński ("L'Enigme chinois"), angielski, francuski, niemiecki, hiszpański, polski, szwedzki i czeski), były minister i ambasador, a może i potomek książąt medjolańskich (naszej Bony?), umie być gładki, giętki, zręczny. Napisać na zamówienie książkę p. t.: "Le peuple demembre (a propos du couloir de Dantzig)" lub "Le sang et le petrol" (Ukraine sous le joug)" - któż to przeczyta? Ale włączyć propagandę antypolską do książki o dyktaturach, gdzie się przedewszystkiem załatwia własne rachunki z Mussolinim, psuje szyki Hitlerowi i węgierskim antysemitom, a wychwala "brata" Kemala, przy sposobności uspokoić obawy co do powrotu Hohenzollernów i smutnego losu konstytucji wejmarskiej, wspomnieć o "okrutnej niesprawiedliwości traktatu w Trianon" o "przyjacieIskiem rozwiązaniu kwestji korytarza" (pomorskiego) - to już istotnie ubić wiele zajęcy jednym strzałem i nakarmić niemi- wcale skutecznie -wielojęzyczne rzesze czytelników.
Może jednak trochę przesadzam? Może biorę za perfidję zwykłą "facon de parler" literackie upiększenia książki, która stara się być lekką?
Może p. Sforza po prostu nie orjentuje się w sprawach polskich? Przeczytajmy następujący ustęp z jego książki:
"Z wszystkich błędów Piłsudskiego najcięższy i najbardziej osobisty leży, zdaniem mojem, w nowych granicach wschodnich, które chciał dać Polsce: najcięższy, bo zawiera zaród przyszłych konfliktów, najbardziej osobisty, gdyż bez niego nie byłby popełniony. Piłsudski nie ponosi żadnej odpowiedzialności za korytarz, który rozdziela Prusy Wschodnie od reszty Niemiec; ale granice z Rosją są jego dziełem, są tem, co mógł urzeczywistnić ze swego starego romantycznego marzenia o Polsce, rozciągającej się aż do Morza Czarnego, przez państwo ukraińskie, zależne mniej lub więcej od Warszawy. Granice jej (Polski) wżerają się tak okrutnie w ciało Rosji, że mogą nie stać się nigdy tą rzeczą niezmienną i świętą, jaką winna być granica każdego narodu" (str.146).
Oto jednoczesny dowód przestępstwa i premedytacji! Zła wola jest oczywista. Nikt tu hr. Sforzy w błąd nie wprowadził, orjentuje się on nieźle w polskich sprawach, co zresztą widać z całej książki. Doskonale wie, kto jest, a kto nie jest "odpowiedzialny" za przyłączenie Pomorza do Polski. Równie dobrze się orjentuje w zagadnieniu naszych granic wschodnich. Zna plany federacyjne Piłsudskiego. Jakże go może czynić "odpowiedzialnym" za traktat ryski, który był pogrzebaniem federalizmu? Pan Sforza zupełnie świadomie udaje ignoranta. Wie dobrze, że projektowana "linja Piłsudskiego" pokrywała się zgrubsza z linją Curzona. Na wschód od niej rozciągać się miały państwa buforowe: Ukraina, Białoruś, Litwa. Ale przyznanie tej prawdy pociągnęłoby za sobą obalenie ulubionej jego tezy o..."tożsamości". Cóżby się stało wówczas z "anachronizmem" Polski?
Robota szyta białemi nićmi, ale wobec zupełnej nieznajomości na Zachodzie spraw polskich, hr. Sforza mógł sobie na nią pozwolić z całą bezczelnością. Czasami zakrawa to wprost na kpiny z czytelnika. Proszę zważyć ciekawy szczegół:
"Granice Polski wżerają się okrutnie w granice Rosji". Co to znaczy? To znaczy, że Polska zagarnęła ziemię rosyjską. Istotnie, czytamy: "Terytorja rosyjskie, które przeszły do Polski, są kolonją, gorzej, są Irlandją przed Home Rule i jeśli Anglja nie potrafi ugiąć Irlandji, nie jest lekkomyślnem przypuszczenie, że Polska nie ugnie... (kogo? Rosjan oczywiście? - Nie!)... Ukraińców" (str. 146).
A przecież Piłsudski chciał tworzyć państwo ukraińskie (str. 145). Ziszczeniem (częściowym) jego marzeń były owe "wżerające się" granice. I teraz właśnie. Ukraińcy upominają się wraz z hr. Sforzą o krzywdę... Rosji. Rosjan zabrakło. W czyjeż więc ciało "wżerają się" okrutnie granice Polski? W Rosji czy Ukrainy? Nad tą plątaniną prześlizgnie się oko zachodnio-europejskiego czy amerykańskiego czytelnika. Zostanie wrażenie, że Polska popełnia rzecz ohydną. Oto dzieło godne niemieckiego agenta.
Cóż mówi hr. Sforza o innych bolączkach polskiego państwa? "W porównaniu z tym zagadnieniem (ukraińskiem), które Piłsudski nieoględnie stworzył, wszystkie inne mają, zdaje się, niewielkie znaczenie: z odrobiną wolności i tolerancji, Polska będzie mogła przemienić żydów w obywateli polskich, dość zadowolonych (pas mecontents) ze swego losu; ze szczyptą taktu politycznego i zmysłu współpracy przemysłowej dadzą się przejednać Niemcy z Górnego Sląska, który zresztą jest ziemią polską; nawet zagadnienie Kurytarza (pomorskiego) można rozwiązać w sposób przyjacielski; jedynie rosyjskie zabory Piłsudskiego stwarzają problem, którego pokojowych rozwiązań nie widać" (str. 147).   
Zdanie to jest małem arcydziełem. Wynika z niego jasno dla czytelnika, że żydzi polscy nie posiadają dotąd ani wolności, ani nawet tolerancji, a ponieważ żądania ich są skromne, więc cała wina złych stosunków leży wyłącznie po stronie Polaków. Dalej staje się oczywiste, że Polacy pozbawieni są taktu, politycznego i ducha współpracy gospodarczej. (...)
"Nawet sprawa kurytarza może znaleźć przyjacielskie rozwiązanie" - tu sugeruje hr. Sforza, że stan obecny jest nie do utrzymania, rzecz dla zagranicy godna tembardziej wiary, że mówi o niej przyjaciel Polski. Tak, przyjaciel, skoro stwierdza, że Górny Śląsk jest "zresztą" ziemią polską. A gdy w końcu czytelnik zagraniczny, który i tak już jest nastraszony przez dzienniki groźbą wojny z powodu "tragicznej sprawy kurytarza", dowie się, że jest to drobnostka w porównaniu z problemem wschodnich granic Polski - wówczas pogląd jego na nasze państwo jest kompletny i ścisły, dużo jaśniejszy, niż na dyktaturę, o której właściwie nic się nie dowiedział. (...)
 I takie proroctwa czytają dziś tysiące Francuzów, zadając sobie z pewnością pytanie, czy warto się wogóle tą Polską interesować, tysiące Anglików i Yankesów, nie mówiąc już o Niemcach. Wkrótce zapewne wyjdzie przekład hiszpański, co oznacza zalanie nie tylko Półwyspu Iberyjskiego, ale i Ameryki hiszpańskiej. Z większych narodów jedni Włosi będą pozbawieni tej lektury, ale tych i tak nie trzeba specjalnie zachęcać do rewizji traktatów.
W propagandzie antypolskiej jest książka hr. Sforzy jednem z najgroźniejszych narzędzi.
Pod tym też kątem musimy my, Polacy, oceniać hr. Sforzę i jego poglądy. Dowodzi to słabości myśli politycznej, jeżeli je ktokolwiek z partyj opozycyjnych, choćby pod pierwszem wrażeniem, wziął za wyrażanie zgodnych ze swemi, a zatem sympatycznych dla siebie, krytycznych opinij i sądów o systemie "sanacyjnym".

Jan Mosdorf (marzec 1932 r.)

***

kwiecień 1933:

"Brytyjski premjer Mac Donald nazwał w rozmowie z dziennikarzami francuskimi zaprojektowany przez Mussolliniego "koncert czterech mocarstw" - klubem pokoju.
Nazwa ta, o ile nie jest ironiczną, wskazuje na to, że pewne sfery polityczne dzisiejszego świata pozbawione są całkowicie wyobraźni i nie zdają sobie sprawy z tego, co się dokoła nich dzieje. Projekt paktu rzymskiego nie tylko nie posiada żadnych cech pokojowych, ale wręcz jest przygotowywaniem wojny, która nieuchronnie musiałaby wybuchnąć z chwilą, gdy zamierzona tam rewizja granic zaczęłaby przybierać realne kształty...

itd...

szpak80
O mnie szpak80

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura